feat - hunted demons forge

Hunted: The Demon’s Forge – recenzja gry

Ocena: 6,5

Plusy:
+ ciekawy pomysł
+ mechanika osłon w slasherze fantasy
+ nieźle gra się w multi
+ Crucible Mode
+ voice acting

Minusy:
- jednak coś zgrzyta w trybikach
- SI niekiedy szwankuje


Przyznam, że biorąc do ręki Hunted: the Demon’s Forge, spodziewałem się powtórki z rozrywki. Spodziewałem się oklepanego slashera, który niczym mnie nie zaskoczy. A jednak tytuł ten kilka razy spowodował, że uśmiechnąłem się z uznaniem.

Historia prosta, jak świński ogon. On nazywa się Caddoc i jest napakowanym facetem, który problemy rozwiązuje przy pomocy miecza. Ona ma na imię E’lara i najlepiej czuje się z łukiem w rękach. Oboje są najemnikami, którzy zostają wynajęci do prostej roboty. Nie muszę chyba mówić, że owa robota okazuje się być ratowaniem świata. Znowu!

Gdy mamy dwójkę bohaterów, zwykle dostajemy jakieś ciekawe interakcje między nimi. Tak jest i w tym przypadku. Rozmowy między najemnikami były dla mnie bardzo ciekawym elementem opowieści, zwłaszcza, że voice acting w przypadku Hunted jest bardzo dobry.

No, ale wystarczy o stosunkach międzyludzkich. Czas powiedzieć sobie, jak gra się w Hunted. To jeden z tych elementów, który miło mnie zaskoczył. Okazuje się, ze gra jest połączeniem slashera, z shooterem w stylu Gears of War. Slasher, to oczywiście gra Caddoc’iem. A skąd porównanie do GoW? To oczywiście sprawa E’lary, ponieważ prowadzenie tej postaci przypomina grę Markusem. Podbiegamy do jakiejś zasłony, przyklejamy się do niej plecami, a potem strzelamy do wrogów. Musze przyznać, że tego typu mechanika w tytule fantasy bardzo przypadła mi do gustu.

Dwójka bohaterów to oczywiście wymarzony punkt zaczepienia do wszelkiego typu kooperacji. Nie inaczej jest w przypadku Hunted. W tę grę powinny grać dwie osoby. Jedna bierze się za Caddoca, druga za E’larę. Co istotne wspólne przechodzenie nie sprowadza się tu jedynie do wspólnego masakrowania monstrów. Nasi bohaterowie mogą wykonywać łączone ataki, dzięki którym kontrola populacji brzydkich stworzeń jest dużo łatwiejsza i efektowniejsza. Na przykład Elara może zamrozić przeciwnika, a zaraz potem Caddoc potężnym ciosem zmienić jego stan skupienia na puzzle. Towarzysza możemy dokoptować na dwa sposoby. Albo siadamy z kimś przed jedna konsolą i gramy na podzielonym ekranie, albo gramy po sieci (sami tworzymy grę, lub dołączamy do istniejącej). Jak do tej pory nie miałem problemów ze znalezieniem w świecie kogoś do grania wspólnej zabawy. Jak będzie później – ciężko powiedzieć.

To, co zwykle jest bardzo ryzykowne w grach kładących nacisk na kooperację, to działanie SI. Wiadomo, że nie zawsze znajdziemy kogoś do wspólnej eskterminacji przeciwników. Wtedy rolę drugiego z najemników bierze na siebie konsola. No i tu bywa różnie. Z reguły działania elektronicznego partnera są sensowne i nie noszą znamion „idioty-samobójcy”. Z drugiej strony, kiedy nasza postać jest w potrzebie, SI nie zawsze zrobi coś, co nam pomoże. Bywało, że choć dogorywałem u stóp E’Lary, nie zostałem poczęstowany żadną miksturą leczącą.

Podczas „pojedynczej” gry, brakowało mi też możliwości zamiany bohaterów w momencie dowolnej chwili. Mogłem to robić tylko w odpowiednich momentach, narzuconych przez twórców. Szkoda.

Gra oferuje też zbieranie przedmiotów. Nasi bohaterowie mogą znaleźć nowy sprzęt, jednak można nosić tylko jedną broń na raz. Właściwie dwie, bo oprócz broni głównej, każda z postaci ma jeszcze dodatkową. Ale gra jest tak skonstruowana, że skupiamy się na tej głównej. W Hunted nie ma za to rozwoju postaci. Zdrowie i manę można zwiększać, zbierając ukryte znajdźki.

Graficznie jest całkiem porządnie. W ciągu sześciu rozdziałów gra pokaże nam różne obszary. Nie znalazłem w nich nic, co by mnie zatkało, tak w pozytywnym jak i negatywnym sensie. Modele postaci też bardzo mi się podobały. Zwłaszcza kobiece. Swoją drogą, czy to jakaś ogólna dyrektywa, że damskie stroje w grach fantasy powinny przypominać skórzane wdzianka z sex shopów? Co prawda niekiedy animacje powodowały u mnie tiki nerwowe, ale dało się z tym żyć.

Dźwiękowo jest świetnie. Wspominałem już o bardzo dobrym voice actingu, a do tego można dorzucić naprawdę niezgorsze dźwięki otoczenia.

Sporym plusem jest coś, co nazywa się Crucible Mode. Daje to graczom możliwość tworzenia własnych „survival challenges” i dzielenia się nimi z resztą społeczności. Co prawda sam się tym nie bawiłem – nigdy nie miałem zacięcia kreacjonistycznego – ale wygląda to całkiem sympatycznie.

Ogólnie Hunted: the Demon’s Forge jest godne polecenia, o ile macie z kim grać. Co prawda w pojedynkę też można się bawić, ale konstrukcja tej gry premiuje zabawę z żywym graczem. Wygląda jakby wydano ją bez końcowego szlifu w kilku obszarach. Niemniej jednak spędziłem przy niej naprawdę przyjemne chwile. Znajomy, na którego padł zaszczyt bycia moim towarzyszem do mordowania wszelakich bestii, też dobrze się bawił – choć wcześniej na konsoli grywał tylko w jRPGi. Choć Hunted gdzieś tam w głębi nieco zgrzyta i wygląda na niedopracowaną, to jednak jest warta tego, by zasiąść z padem dłoni i pomordować nieco potworów. Aplikuje odpowiednią dawkę frajdy, w stosunku do błędów i irytujących rzeczy, jakie się w niej znajdują.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze