srody-z-gog-populous_4bah

Populous: The Beginning – recenzja gry

Ocena: 8,0

Plusy:
+ szamanka, która ma do dyspozycji naprawdę sporą ilość zaklęć
+ ciekawie zaprojektowane mapy
+ sztuczna inteligencja z 1998 roku nadal potrafi zaskoczyć
+ po kilku prostych zabiegach, można grać po sieci

Minusy:
- oprawa, która nie każdemu przypadnie do gustu
- tylko jedna frakcja
- mała ilość jednostek
- archaiczne jak na dzisiejsze czasy sterowanie


Doszedłem do wniosku, że dzięki GoG.com (Good Old Games) mogę sobie przypomnieć jeden z legendarnych tytułów nieistniejącego już studia Bullfrog, na którego czele stał sam Peter Molyneux. Strategia czasu rzeczywistego z otoczeniem w pełnym 3D to w 1998 roku było naprawdę coś niezwykłego. Teraz oprawa trąci myszką, komputer nie wydaje się być tak sprytny jak kiedyś, zaś samo sterowanie jest bardziej toporne niż w WarCraft II. Czy to jednak oznacza, że gra nie jest warta tych kilku złociszy, za które można ją nabyć w wersji DRM-Free? Wręcz przeciwnie — każdy fan RTS’ów powinien się tym tytułem zainteresować. Nawet teraz, gdy w sklepach można nabyć takie perły jak Anno 2070, StarCraft II czy też Warhammer 40,000: Dawn of War II.

Diabeł tkwi w szczegółach

Na początek warto zadać sobie bardzo proste pytanie. „Co tytuł sprzed 14 lat może mi dziś zaoferować?” Otóż, drogi czytelniku na pewno nie wspaniałą oprawę graficzną, ogromną liczbę zróżnicowanych ras czy też przerywników filmowych w rozdzielczości FullHD. Natomiast gwarantuje ci, że wydane przez ciebie pieniądze nie zostaną wyrzucone w błoto, gdyż Populous ma w sobie to coś, co przykuwa człowieka do monitora.

Jako to w strategii czasu rzeczywistego, musi być jakaś rasa, przeciwnik, budowle i inne takie bajery. Tutaj mamy zaledwie kilka jednostek, parę budynków i bohaterkę – szamankę. To właśnie dzięki tej personie gra jest naprawdę wciągająca, a zarazem dość mocno rozbudowana. Nasza bohaterka od samego początku potrafi władać czarami ognia, dzięki czemu ciska w przeciwników swoimi gorącymi kulami. Czasami uda się nawet jednym takim atakiem zabić danego delikwenta. Na przykład gdy poleci wystarczająco wysoko w powietrze, wpadnie do wody bądź będzie już lekko poturbowany przez naszych wyznawców. Moce, którymi włada szamanka można podzielić na trzy rodzaje: pasywne, defensywne i ofensywne. Z każdą kolejną mapą nasza postać uczy się nowych sztuczek, dzięki czemu wykorzystanie jej w walce jest nie tylko bardzo ciekawe, ale wręcz niezbędne, jeżeli chcemy pokonać chociażby dwóch adwersarzy znajdujących się na tej samej planszy co my. Już po kilku rundach, zamiast fireballi rzucamy takie zaklęcia jak Piorun, Tornado, Zabójczy Rój, Trujące Kwiaty czy też Ognisty Deszcz. To zaledwie cześć tego, co tak naprawdę potrafi nasza bohaterka, ale oczywiście sama nie miała by wielkich szans, w starciu z ogromną armią przeciwnika i tutaj wkraczają nasze „miniony”.

Podstawową jednostką są robotnicy-wyznawcy, którzy będąc blisko szamanki od razu oddają jej pokłon. Do walki średnio się nadają, ale za to potrafią wznosić budowle, rozbudowywać je, gromadzić energię, zbierać drewno, czy też odprawiać modły przed posągami bogów. Jeżeli chcemy, aby nasza armia urosła w siłę, to należy postawić odpowiednią strukturę, za pomocą której możemy szkolić wojowników, którzy idealnie sprawdzają się na placu boju. Ich głównym atutem jest siła. Dlatego, dość często zostają wystawieni na pierwszą linie jako mięso armatnie, ale trzeba uważać, gdyż wystarczy, że spotkają na swojej drodze kapłana, a ten przekabaci ich na swoją stronę. Warto mieć przy sobie jakiegoś własnego „księdza”, który nie pozwoli, aby nasi żołnierze stanęli przeciwko nam. Oczywiście, my także możemy wykorzystać speca od religii i ten powinien się zająć naborem nowych wyznawców. Trzeba jednak uważać, aby szaman z drugiego plemienia nie rzucił na kapłana jakiegoś zaklęcia, które spowoduje, iż jegomość otrzyma solidny wycisk. W skład naszej armii wchodzą jeszcze wojownicy ognia, którzy idealnie nadają się do walki na dystans, z faktu tego, iż ciskają w przeciwników fireballami. Niestety, walcząc 1 na 1 z normalnym wojownikiem taki gorący chłopak nie ma żadnych szans. Na koniec pozostał jeszcze szpieg, który infiltruje bazę przeciwnika, podpala jego budynki oraz wprowadza niezły chaos w szeregach wroga. W momencie zdemaskowania, nasz cichy zabójca zostaje natychmiast stracony, gdyż na pojedynkach w zwarciu raczej się nie zna.

Znajomość jednostek to nie wszystko. Zawsze trzeba dobrze poznać mapę, na której obecnie gramy. O ile pierwsze z 25 dostępnych poziomów jest w pełni odkryte, to późniejsze są zaciemnione przez mgłę wojny. Jeżeli ktoś lubi RTS’y to powinien doskonale wiedzieć o czym mówię. Dla laików wyjaśniam, iż mgła wojny to obszar, na którym nie widzimy na mapie tego, co aktualnie się dzieje. Czyli, jeżeli przeciwnik się zbroi, a my nie mamy u niego naszego szpiega to, niestety, nie wiemy co on dla nas szykuje. Dlatego dobry zwiad do podstawa. Rozpoznanie przydaje się także, do lokalizowania totemów, dzięki którym możemy zdobyć dla naszej szamanki dodatkowe czary. Można ich użyć maksymalnie cztery razy, a potem koniec. Dopiero na samym końcu gry, bohaterka będzie miała dostęp do prawie wszystkich zaklęć. Niestety, nie do całego wachlarzu magii, gdyż to by sprawiło, iż gra byłaby po prostu zbyt łatwa. Samą rozgrywkę urozmaicają także łodzie, dzięki którym można dostać się do niedostępnych piechotą miejsc oraz balony. Jeżeli za ich sterami zasiądą chociażby spece od ognistych kul, to mamy dodatkowo niezłe jednostki powietrzne.

Populous: The Beginning z początku wydaje się być dość prostą grą, ale to tylko pozory. Każda z dostępnych map jest zupełnie inna i nigdy nie wiemy, co naprawdę nas czeka. Czasami, nasza wioska zostanie osadzona bardzo blisko wroga, który już na starcie ma większą armię niż my. Innym razem będziemy mieli 15 minut, aby dotrzeć do totemu, który zagwarantuje nam zwycięstwo. Będą też takie sytuacje, w których bez dużej liczby jednostek i pokonywania każdego plemienia po kolei nie uda nam się przejść danego poziomu. Takich wariacji jest naprawdę sporo i nie sposób się nudzić. Ja, osobiście, wiele z tych plansz przechodziłem na kilka zupełnie innych sposób, co sprawiało, że jeszcze bardziej zagłębiałem się w ten tytuł. Patrząc na grafikę mogę jedynie powiedzieć, iż w 1998 robiła ogromne wrażenie, ale teraz to tylko marny cień przy obecnych produkcjach. Mimo to chce się grać, szukać kolejnych dróg ku podboju wrogiej armii. Oprawa to nie wszystko, gdyż mimo upływu lat jest bardziej strawna niż chociażby pierwszy StarCraft. Dodatkowo, muzyka oraz dźwięki nadal trzymają poziom, a wersja z GoG.com została przystosowana pod Windows 7, więc o kompatybilność nie trzeba się martwić.

Warto jeszcze wspomnieć, iż ta stara gierka jeszcze potrafi mnie czymś zaskoczyć. Przeciwnicy nie raz zachowają się zupełnie inaczej, niż z góry zakładałem. Sztuczna inteligencja to zaledwie ileś tam skryptów a i tak nawet przy sporej armii możemy ponieść klęskę. Warto od samego początku dobrze zaznajomić się ze sterowaniem, gdyż to nie to, co znamy z dzisiejszych strategii czasu rzeczywistego. Nie ma grupowania, makra i innych bardziej zaawansowanych komend. Trzeba sobie radzić starymi metodami, a dla niektórych może to być bariera nie do przebicia. Sam musiałem od nowa się nauczyć, jak się gra w PoP:TB i mam nadzieje, że wy zrobicie podobnie.

Na koniec pozostała jeszcze kwestia multiplayera. O ile bez większych komplikacji można pograć za sprawa Hamachi, tak w sieci jest jeszcze spore grono zapaleńców, którzy stworzyli specjalny mod, pozwalający na zabawę w sieci. Wystarczy trochę poszperać w google, aby móc powalczyć z innymi graczami z całego świata.

Podsumowując, dzieło nieistniejącego już studia Bullfrog to nadal wspaniały kawałek kodu. Produkt sprzed 14 lat, który już wtedy oferował bohaterkę, posługującą się czarami, otoczeniem 3D i rozgrywką sieciową. Wakacje się kończą i to idealny moment, aby nadrobić Popluous The Beginning. Na pewno nie wszystkim się on spodoba, ale jeżeli kochacie RTS’y, to sprawdźcie go, gdyż jest wart swojej ceny.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze