pking

Pathfinder: Kingmaker – recenzja gry


Procesor: intel i7 4790 @3.6GHz
Karta graficzna: GeForce 730 GT
RAM: 12GB
System: Win10 x64
Dysk SSD: 1 TB


Sporo przycinek i zwolnionego działania. Musiałem dość mocno zjechać z ustawieniami graficznymi, żeby grać komfortowo. Na szczęście nadal wyglądało to nieźle.




No i nadszedł kolejny izomeryczny cRPG. Mieliśmy już drugie części Pillarsów i Divinty, czas na pierwszą część Pathfindera. Przed Wami Pathfinder: Kingmaker.

Pathfinder, to system RPG (taki normalny, papierowy), który przez wiele osób został okrzyknięty czas jakiś temu następcą Dungeons & Dragons. Jasne, na ten temat można się sprzeczać, jednak nie da się ukryć, że podobieństw jest bardzo dużo. Pathfinder, to czyste fantasy, z nastawieniem na tak zwane „high fantasy”, czyli rozgrywkę, w której bohaterowie są naprawdę bohaterscy, ciskają potężnymi czarami, mają artefakt w każdej kieszeni, a smoki zjadają na śniadanie, zakąszając co jakiś czas demonem.

W takich właśnie okolicznościach przyrody dzieje się akcja Pathfinder: Kingmaker. Gracz zaczyna swoją przygodę w posiadłości Aldorich, gdzie zebrała się spora grupa awanturników. Wszyscy przyszli tu w jednym celu. Po zadanie. Jakie? Ano trzeba znaleźć i spacyfikować gościa o wdzięcznej ksywie The Stag. Osoba, która tego dokona – a właściwie przywódca grupy, która tego dokona – zostanie nagrodzony tytułem barona i własnym kawałkiem ziemi, na której będzie mógł zbudować „królestwo”.

p1

Brzmi ciekawie, prawda?

Gra od początku pokazuje, że ma sporo ciekawych rzeczy, które ma zamiar dać graczowi. Począwszy od kreatora postaci. Niby można wybrać jakiś archetyp i wskoczyć od razu do gry, ale można też zanurzyć się w niesamowicie rozbudowany system tworzenia postaci, gdzie czujemy się jak ten osiołek, co mu w żłoby dano. Tyle, że nie w dwa, a w kilkanaście.

Kiedy przez to przejdziemy i stworzymy bohatera marzeń, wskakujemy w coś, co na pierwszy rzut oka przypomina dość standardowego RPG w rzucie izomerycznym.

Poruszanie się, rozmowy, ekwipunek, to wszystko wygląda niesamowicie znajomo. Jeśli graliście w podobne gry, poczujecie się jak w domu.

p2

Tak samo, kiedy dochodzi do walki. Dostajemy standardową walkę w czasie rzeczywistym z aktywną pauzą. Trzeba więc ogarniać co się dzieje, ale zawsze da się zastopować akcję, żeby wprowadzić zmiany.

A w czasie walki dzieje się sporo. Czary, pozycjonowanie, ataki, zdolności specjalne, zasięgi, kolory, wybuchy, krzyki, cyferki…Przy większej liczbie przeciwników na ekranie, można się czasem pogubić.

Bardzo szybko, gra pokazuje też inne ciekawe rozwiązania, które trzymała w tylnej kieszeni. To swego rodzaju fragmenty „książkowe”. Momenty, gdzie kierownicę przejmuje opowieść. Czytamy fragmenty opisujące akcję, przedstawione jako „strony z książki” i na ich podstawie wybieramy co chcemy zrobić, jaka akcję wykonamy. To wiąże się czasem z testami jakiejś umiejętności, a potem wpływa na dalsze wydarzenia w grze (choć nie zawsze). Bardzo spodobał mi się ten aspekt. Poczułem się bardziej „rpgowo”, niż zręcznościowo.

p7

Tak samo poczułem się, gdy bardzo szybko gra wyciągnęła na wierzch po raz pierwszy moje działania sprzed kilku (kilkunastu) minut i na ich podstawie poprowadziła fabułę. Musiałem się tłumaczyć, przekonywać i starać się wybrnąć z nieciekawej sytuacji, a do tego okazało się, że miało to wpływ na skład mojej drużyny.

Niestety znalazły się też rzeczy, które bawiły mnie nieco mniej.

Świat w Kingmakerze jest spory (i to nic złego oczywiście). Niestety jeśli połączymy to z systemem poruszania się po mapie, który co chwilę każe naszej drużynie odpoczywać, polować, maskować obóz, pilnować się przed potworami, to zaczyna być drażniące. Zwłaszcza, że takie przerwy to momenty, w których gra z dziką rozkoszą zaczyna doczytywanie.

p3

To zresztą kolejna sprawa, która potrafi obecnie (w dowolnej grze) zirytować graczy. Pathfinder dogrywa się nieprzyzwoicie długo i nieprzyzwoicie często. Przez to ciężko usiąść do Pathfindera, żeby sobie po prostu „chwilę” zagrać, bo ta chwila upłynie na oglądaniu loadingów.

Jest też cały ambaras związany z naszym skrawkiem ziemi, na którym tworzymy swój własny zakątek. Jakoś nie porwała mnie ta mechanika. Można ją zrzucić na barki automatu, ale to żadne wyjście. Dlaczego nie można zrobić ciekawego systemu zarządzania własnymi włościami, tylko nudny i dawać możliwość „ominięcia” go? Wznoszenie budynków i dbanie o ich rozwój jest irytujące. Co innego radzenie sobie z zagrożeniami i konieczność wykonywania zadań. Choć tu też nie jest równo. Podoba mi się, że jeśli coś odłożymy na zbyt długi czas (jak zawsze się robi w takich grach), to ta rzecz po prostu zawali nam się na głowę. Choć niesamowicie drażni, że potrafi to zakończyć grę. Drażni tez fakt, że czasem jako gracz czułem się przez grę popędzany i zmuszany do wychodzenia naprzeciw zagrożeniu do którego nijak nie mogłem się przygotować.

p5

Problemem jest też fakt, że Kingmaker jest dziurawy. Twórcy co chwilę łatają grę, starając się słuchać odbiorców. Mnie na szczęście nie trafiły żadne poważne błędy w stylu zawieszania się gry, czy wywalania do pulpitu, ale przesadzony poziom trudności już kilka razy mnie dotknął. I czuć było, że to nie wina mojej drużyny, czy obranej taktyki, a ewidentnie coś nie tak z „systemem”, bo kiedy wracałem do walki po jakiejś łatce, szło o niebo lepiej.

Jeśli chodzi o technikalia, to jest naprawdę nieźle. Zarówno graficznie, jak i dźwiękowo. Uwielbiam voice acting w tej grze. Rewelacyjnie się tego słucha.

Podsumowując, muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony ciekawy pomysł, miejscami niezłe wykonanie i dobre wybory. Dodatkowo, jako fan planszówki Pathfinder Adventure Card Game, cieszyłem się spotykając znajome postaci w wirtualnym świecie. Zabawa była naprawdę przednia.

p4

Z drugiej strony niedoróbki, błędy, kilka gorszych moim zdaniem wyborów w projekcie, irytujące mechanizmy i momentami brak spójności sprawiają, ze momentami wyłączałem grę i tylko fakt, że musiałem ją zrecenzować sprawiał, że do niej wracałem.

Pathfinder: Kingmaker, to strasznie nierówna gra. Jednak jest szansa, że kiedy do niej siądziecie, polubicie ją. Mam nadzieję, że takich osób, którym Kingmaker przypadnie do gustu będzie więcej, bo może dzięki temu powstanie kolejna odsłona, zrobiona lepiej niż obecna, w której miłośnicy gatunku po prostu się zakochają i która będzie mogła z podniesioną głowa stanąć w  szranki z Pillarsami i Divinity.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Pomysł. Świat Pathfindera. Rozbudowane tworzenie postaci. System "paragrafówki" z wybieraniem kawałka opowieści w formie tekstowej. Ciekawa i angażująca rozgrywka.
Aspekt budowania budynków w swoim królestwie. Koszmarnie długie i częste loadingi. Pojawiające się czasem błędy i skoki poziomu trudności. Sysyetm podróży po mapie
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze