feat - ni no kuni logo

Ni no Kuni: Wrath of the White Witch – recenzja gry

Ocena: 9,0

Plusy:
+ przepiękna animacja Studia Ghibli
+ muzyka Joe Hisaishiego
+ powrót do kanonu j-rpg
+ ciekawa mechanika (poza wymienionymi obok minusami)
+ dużo dodatkowych zadań i swoboda w ich wykonywaniu w późniejszej fazie gry

Minusy:
- nie do końca przemyślane sterowanie oraz AI towarzyszy w trakcie walki
- brak sensowniejszego skalowania poziomu trudności
- nie każdemu może przypaść ze względu na fabułę


Gatunek Japan-RPG (lub w skrócie J-RPG) przeżywa ostatnio szereg zmian. Mainstream, który dyktuje obecny kształt gier komputerowych i konsolowych niestety bardzo mocno wypacza kanony, które znają starsze pokolenia. Czy jest do dobre? Ciężko powiedzieć. Z jednej strony patrząc na coraz to krótszą rozgrywkę, wymuszony często tryb multi-player, płatne dodatki oraz trofea tworzące syndrom „wyścigu szczurów”, można by stwierdzić, że świat się wali. Z drugiej strony rozwój technik multimedialnych oraz mocy komputerów i konsol prezentuje nam coraz to bardziej bajeczny wygląd i coraz głębszą interakcję ze światem gry. Wiele osób jednak narzeka. Dlaczego bowiem nie połączyć wszystkich pozytywnych cech w jednym tytule? Niecały rok temu opisywałem dla Was kolejne wcielenie kultowej wręcz serii Final Fantasy o numerze XIII-2. Widać tam było próbę lekkiego powrotu do tego, czym j-rpg było niegdyś. Jednak w dalszym ciągu było to za mało. Przyszło nam trochę poczekać, i oto mamy grę, za którą zabrało się znane studio LEVEL-5, a wydawcą został Namco Bandai. Mało tego, do udziału w tworzeniu klimatu graficznego i animacji zaproszono znane na całym świecie i nagradzane oskarami Studio Ghibli. Za muzykę zabrał się nie mniej sławny kompozytor japoński – Joe Hisaishi. Czy takie połączenie sił przyniosło oczekiwane efekty?

rev - ni no kuni 1

Gra przywitała mnie komunikatem o obowiązkowej instalacji. Niby teraz to normalne, ale… gdzie to się podziały czasy kiedy do konsoli wkładało się płytę i to było wszystko? No ale nic, 10 minut czekania można przeżyć.

Wątek fabularny Ni No Kuni obraca się wokół ratowania świata przez głównego bohatera – Olivera. On jeden jako „osoba o czystym sercu” stał się wybrańcem, który może ochronić baśniową krainę przed złym czarodziejem Shadarem oraz jego przełożoną, tytułową „Białą Wiedźmą”. Jego głównym kompanem jest „duszek” Drippy, który swoim szkockim stylem wypowiedzi oraz charakterem jest moim zdaniem najbardziej barwną postacią w tej grze. Oliver spotka na swojej drodze jeszcze dwie inne osoby, które będą jego kompanami „na dobre i na złe” podczas jego niezwykłej przygody.

rev - ni no kuni 2

Pierwsze dwie rzeczy które rzucają się w oczy po uruchomieniu gry to „baśniowość” fabuły, która z założenia jest adresowana chyba do raczej młodszej grupy wiekowej, oraz wspaniała mangowa grafika studia Ghibli. To drugie może podobać się niezależnie od wieku. To pierwsze, no więc… niby także. Jednak podejrzewam, iż część starszych graczy uzna ten tytuł za infantylny. Młody chłopiec udający się z misją ratowania świata (a jakże inaczej) do baśniowej krainy wraz z jego przewodnikiem – królem „duszków” (nie mam pojęcia jak inaczej słowo „fairy”, czyli „wróżka” przetłumaczyć na polski w formie męskiej, ktoś pomoże?). Dodajmy do tego motywy wielkich przyjaźni, odnajdywania skradzionych dobrych cech człowieka (takich jak wiara, nadzieja itp.) i wiele innych „dydaktycznych” aspektów gry, a otrzymamy obraz w teorii nadający się głównie dla młodych nastolatków. Jednak Ni No Kuni ma w sobie „to coś”, co mimo strasznie dziecinnej fabuły przyciągnie też i starszych. Przede wszystkim, przyznajmy się, bajki oglądamy właściwie w każdym wieku. A jeżeli są do tego uniwersalne, fabularnie rozbudowane i zawierające treści ukryte także i dla dorosłych, nie sądzę że przejdziemy obok tego obojętnie. Gra LEVEL-5 jest właśnie takim tytułem. Ta „lekkość” fabuły bardzo szybko wprowadza nas w baśniowy klimat. A to właśnie jest typowym wyznacznikiem klasycznego J-RPG.

rev - ni no kuni 4

Mechanika Ni No Kuni jest niemal zaprzeczeniem twierdzenia, iż j-rpg w klasycznej formie nigdy już nie powrócą. Twórcom udało się osiągnąć to, co zatraciła w swoich produkcjach nawet firma SQUARE-ENIX, twórca Final Fantasy. Mamy więc klasyczny liniowy główny wątek fabularny z bardzo dużą ilością odnóg w postaci zadań i scen pobocznych. Zasługują one na szczególną uwagę. Praktycznie od samego początku gry bowiem spotykamy się z elementami rozgrywki, które mocno mogą (chociaż wcale nie muszą, gdy się na to nie zdecydujemy) rozbudować fabułę, przy okazji obdarzając nas dodatkowymi nagrodami za włożony trud. Za każde wykonanie takiego pobocznego zadania dostajemy stempelki na specjalnych „kartach dobrych uczynków”. Skompletowane karty zaś wymieniać możemy na dodatkowe umiejętności, takie jak skakanie, szybsze zdobywanie doświadczenia czy też większe nagrody za pokonanych przeciwników. Poczułem się jak bym chodził ze szkolnym dzienniczkiem uwag, tylko takich pozytywnych.

rev - ni no kuni 3

Charakterystycznym elementem j-rpg jest wielka mapa świata (rodem z Final Fantasy VII) z pseudo-losowymi pojedynkami (wrogo nastawione postacie/potworki są na niej widoczne i gonią za bohaterem gdy ten zbytnio się do nich zbliży). Poruszać się po niej możemy na początku tylko na piechotę. Jednak wraz z rozwojem gry, dostępne są dla nas inne środki transportu. Gdy zbliżymy się do jednej z zaznaczonych na mapie lokacji, postacie automatycznie do niej wejdą. W wioskach/miastach jak to zwykle z grach RPG bywa możemy dokonywać zakupów, wykonywać dodatkowe zadania oraz pozyskiwać mniej lub bardziej cenne dla naszej podróży informacje. W tak zwanych „lochach”, czyli w lokacjach z reguły nie będących wioskami bądź miastami, zazwyczaj udajemy się na wyprawę przedzierając się przez gąszcze przeciwników. Na samym końcu czeka na nas „boss”, którego pokonanie muszę przyznać stanowi nie lada wyzwanie (ale o tym trochę później).

Jest też wiele nowych elementów, które w pozytywny sposób urozmaicają rozgrywkę. I tak np. bohaterowie posiadają zdolność zdobywania w trakcie walki stworków-chowańców (ang. „familiar”). Dzięki ich unikalnym umiejętnościom oraz systemowi szkolenia (polegającego na zdobywaniu doświadczenia razem z bohaterem i posilania się słodkościami które ten nimi nakarmi) są coraz silniejsze, umieją wykonywać coraz to bardziej potężne „sztuczki” oraz są w stanie walczyć w obronie swojego opiekuna. Cały ten system przypomina do złudzenia tresowanie Pokemonów. I w sumie co w tym złego?

rev - ni no kuni 5

Dodatkowo każda z postaci ma swoje własne unikalne typy zdolności. Je także należy ćwiczyć, nie zapominając oczywiście o regularnym aktualizowaniu ekwipunku (i to zarówno swojego jak i swoich chowańców). Ten z kolei możemy kupić w sklepie, pozyskać z różnych dodatkowych zadań bądź samemu stworzyć poprzez dostępny w późniejszej grze system alchemii. Ot kolejne smaczki gatunku j-rpg.

Sama walka jest z początku bardzo zagmatwana. Widać tutaj próbę urozmaicenia kanonu o coś nowego. Z zasady sterujemy tylko jedną postacią, która może walczyć sama bądź przywołać jednego z trzech przypisanej do niej chowańców. W każdej chwili jednak możemy zmieniać zarówno aktywowanego chowańca jak i samą postać którą sterujemy. Żeby jednak sprawa nie była bardziej skomplikowana niż już jest, mamy możliwość przydzielania taktyk. I tak inne postacie mogą walczyć z całych sił, lub zachowywać się defensywnie, wspomagając umiejętnościami leczącymi gdy tego wymagasz. Wszystko w teorii brzmi ładnie, jednak w praktyce opanowanie chaosu, który widzimy na ekranie nie jest takie łatwe. Co chwila musimy zmieniać taktykę i chowańców. Najlepiej jeszcze, gdy poszczególne komendy dla innych członków drużyny będziemy wydawać osobno co chwila zmieniając aktywną postać. Ustawienia automatu bowiem są bardzo zawodne i często przeszkadzają. Chociażby ze względu na fakt, iż „pożerają” strasznie szybko i tak skromną ilość energii magicznej. A regeneracja tejże jest niełatwa i kosztowna (jak zresztą w każdym „rasowym” RPGu). Gdy jednak ustawimy tryb, aby jej nie używać, twoi towarzysze stają się praktycznie bezużyteczni. Machanie padem po menu i wybór stosownych opcji podczas bardziej wymagających walk, osiąga więc czasem taką ilość akcji na minutę, której nie powstydzili by się nawet wytrawni gracze strategii czasu rzeczywistego.

rev - ni no kuni 6

Ach, czy wspomniałem też o tym, że cała arena walki jest w pełni trójwymiarowa, i sterowanie postacią jest bardzo ważne? Przypomina się Final Fantasy XII, lub co bardziej współczesne gry MMO. Jednak tam możliwość kierowania poczynaniami automatu dla innych postaci z drużyny była zdecydowanie bardziej wygodna i przydatna (lub, jak w przypadku MMO – zastąpiona żywą osobą). Owszem, po pewnym czasie w Ni No Kuni idzie się do tego skomplikowanego systemu przyzwyczaić. Mało tego, w grze istnieje poziom trudności „easy” który przyjdzie nam z pomocą, gdy zbyt często będziemy widzieć napis „Game Over”. Jednak moim zdaniem cały ten mechanizm potyczek pomimo swojego geniuszu wymaga kilku drobnych poprawek. Tym bardziej, że wspomniany poziom „easy” ułatwia nam właściwie walkę tylko w postaci nieco mniej wymagających przeciwników. Żywię tym samym obawę, że niestety część graczy przyzwyczajona do raczej mniej skomplikowanych gier może zrazić się do tego tytułu. A szkoda, bo im dalej zagłębiamy się w rozgrywkę, tym ciekawsza się staje.

Przyjrzyjmy się dla odmiany walorom estetycznym Ni No Kuni. Grafika pomimo iż nie przedstawia specjalnie skomplikowanego poziomu, jest po prostu bajeczna. Już od samego początku pomimo przyzwyczajenia do wspaniałych scenerii tytułów takich jak Uncharted czy KillZone, nie zwracałem uwagi na to, że nie uświadczymy tutaj realistycznego poziomu detali. Bo właśnie wcale nie o realizm tu chodzi. W Ni No Kuni dostajemy zamiast tego baśniową rysowaną scenerię w klimatach japońskiej animacji.

Kolejny wyśmienity element to muzyka i dialogi. Joe Hisaishi stworzył bardzo stonowaną orkiestrową muzykę godną niejednego hollywoodzkiego hitu kinowego. Takiego tła słucha się bardzo przyjemnie i potęguje to magiczny klimat Ni No Kuni.

Ścieżka dialogowa natomiast to moim zdaniem majstersztyk. Jak wspomniałem już Drippy (jak zresztą i cała kasta „duszków”) to typowi Szkoci; i to z całym zachowaniem ich stylu wypowiedzi, charakterów i poczucia humoru. Takich smaczków w grze zresztą spotkamy cała masę. Uważam, że angielski dubbing w Ni No Kuni jest wzorowym przykładem na to, jak powinno się lokalizować gry. Zresztą zdziwiłbym się gdyby było inaczej. Inne „topowe” tytuły J-RPG bowiem trzymają podobny poziom, i zdziwiłbym się, gdyby tutaj było inaczej. Posłuchajcie zresztą sami (o ile nie obawiacie się drobnego spoilera)

Ni No Kuni jest zdecydowanie udaną próbą przywrócenia kanonu J-RPG do współczesnego świata. Posiada wszystkie elementy, jakimi taka gra powinna się wyróżniać. Dodatkowo w obliczu ostatniej posuchy na rynku w temacie japońskich RPG uważam ten tytuł za jeden z najlepszych w historii platformy PS3. Oby takich więcej. Owszem, kilka elementów jest przekombinowanych, tematyka nie każdemu może podpasować, ale w ostatecznym rozrachunku jest do gra wyśmienita, którą bez wahania polecam.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Wielki fan rozrywki elektronicznej. Specjalność: e-sport, gry RPG oraz konsole spod znaku SONY. Na co dzień specjalista d/s produkcji eventowej oraz projektów IT.

Komentarze