ni-no-kuni-2-wallpaper

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom – recenzja gry


Kolejny jRPG na horyzoncie. Oto druga odsłona baśniowej gry Ni no Kuni. No dobra, tak naprawdę to piąta, ale trzy z tej piątki były na Nintendo DS., albo urządzenia mobilne. Na platformy Sony to jest druga odsłona.

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom dzieje się kilka lat po wydarzeniach z jedynki. Wcielamy się w rolę młodego władcy Ding Dong Dell. Evan Pettiwhisker Tildrum, bo tak ów młodzieniec się nazywa, ma właśnie przejść ceremonię połączenia się z istotą zwaną Kingmakerem. Niestety, nie dane mu jest objąć w pełni rządów nad Ding Dong Dell, gdyż w królestwie ma miejsce pucz. Władza zostaje przejęta, a nasz bohater musi ratować się ucieczką.

Od tego momentu twórcy mogli postawić na standardową ścieżkę zemsty i prób odbicia tronu, jednak zdecydowali się opowiedzieć inną historię. Otóż nasz młody władca zakłada nowe królestwo zwane Evermore i chce zjednoczyć całą krainę, tak aby nikt nie zaznał już więcej smutku i tragedii. Niezwykle szczytny cel. A jak tego dokonać?

31150385_10214059879025903_560553636548050944_o

 

Oczywiście wszelkimi ścieżkami, jakie daje nam do dyspozycji gra jRPG. Evan wraz ze swoimi towarzyszami, będzie musiał pokonać wiele przeciwności losu, aby osiągnąć swój upragniony cel. Fabuła jest niestety dość infantylna. Evan jest pełen młodzieńczych ideałów i chce zawsze robić tak, aby było jak najlepiej. Wszyscy, którzy chcą go oszukać, albo mu nie wierzą w ten czy inny sposób zostaną oczywiście przekonani do jego racji i będą mu pomagać. Evan przezwycięży każdą trudność w bardzo prosty sposób. Czasem będzie musiał walczyć, ale zawsze komuś pomoże i otworzy mu to drogę do celu.

To sprawia, że zadania w Ni no Kuni II mają bardzo prostą budowę. Idź i przynieś, ewentualnie idź, porozmawiaj i pokonaj. Nie ma tu nic do pokombinowania. Nie ma miejsca na własną inwencję. Światełkiem w tunelu był Test of Knowledge, który był ciekawą zagadką logiczną. Jednak światełko błysnęło i zgasło, ustępując miejsca nudnym i powtarzalnym zadaniom, podszytym niemiłosiernie koszmarnym grindem i backtrackingiem. Do tego przez większą część gry jesteśmy prowadzenie niemal za rękę. Wolnej eksploracji nie ma tu za wiele.

31117413_10214059876585842_8868256710528073728_o

Jednak nawet najsłabsza fabuła, czy nijaka konstrukcja zadań jest do odratowania, gdy mamy w drużynie ciekawe postaci. Tak jest w Ni no Kuni II, jednak nie do końca. Nasza brygada to bardzo ciekawi ludzie. Jednak żaden z twórców nie zadał sobie trudu, aby jakoś te postacie „wypełnić”. Mamy więc w pewnym sensie puste skorupy, z niewykorzystanym potencjałem. Na przykład Roland. Gość, który pochodzi z naszego świata, z czasów współczesnych. Co więcej nie jest to jakiś pierwszy lepszy koleś, ale prezydent jakiegoś państwa. Przeniosło go do zamku Evana w wyniku ataku terrorystycznego. Oto niesamowicie ciekawa postać, którą chciałoby się poznać głębiej. Niestety nie dojdzie do tego. Każda z napotkanych postaci dostaje swoje „pierwsze wrażenia” w kilku zdaniach i to tyle, w temacie budowania relacji z bohaterami.

A co z mechanikami gry. Tu jest różnie.

31239255_10214059882705995_4338331832736022528_o

Zacznijmy od rozwoju postaci. Nie mamy zbyt dużego wpływu na to co umieją nasi bohaterowie. Ot dostają kolejne poziomy, uczą się czarów (czyli zdolności specjalnych odpalanych w walce) i zmieniają sprzęt na lepszy. Ewentualny wpływ na działania naszej grupy mamy dzięki ekranowi taktycznych suwaków, którymi ustawiamy jakim potworom zadajemy większe obrażenia, a jakim mniejsze, czy jak zmieniają się nasze możliwości w trakcie walki, albo czy na koniec dostaniemy więcej doświadczenia, czy może zwiększymy szansę na jakiś sprzęt, albo materiały do rzemiosła. I to tyle. Z jednej strony top dobrze, bo Ni no Kuni II nie jest jakimś turbo skomplikowanym jRPGiem, więc taki prosty mechanizm dobrze się tu wkomponował. Z drugiej strony, chciałoby się mieć większy wpływ na postać, niż tylko zmiana broni i przypisanych skilli.

31100454_10214059888866149_5153880907463000064_o

Druga ważna mechanika to walka. Tu nie uświadczycie turowej walki. W tej grze mamy zręcznościową naparzankę. Ważne jest gdzie jesteśmy i jak bijemy. Kiedy użyjemy zdolności specjalnych i jakie to zdolności. Czy i kiedy wykorzystamy pomoc małych Higgledies, czyli dziwnych stworków, które możemy przyłączać do drużyny, jako pomagierów. Jak będziemy zarządzać punktami mocy i zdrowiem. Na szczęście nie jest to w 100% bezmyślna naparzanka. Kiedy stajemy naprzeciw trudniejszej grupy przeciwników, czy jakiegoś bossa, trzeba pokombinować, trzeba być też odpowiednio przygotowanym.

31131067_10214059871385712_3324738427261288448_o

W grze pojawiają się dwie mechaniki, które nie są typowymi rzeczami widzianymi w jRPG. Pierwsza, to zarządzanie królestwem Evermore. Kiedy zaczniemy budować nasz nowy dom, trzeba o niego dbać. To oznacza stawianie odpowiednich budynków, przydzielanie do nich pracowników, rekrutacja tychże dzięki pobocznym zadaniom, prowadzenie badań, które odblokują nowe możliwości w grze. Ten aspekt, to niemalże osoba gra w grze. Przypomina to sporo popularnych gier przeglądarkowych o rozbudowie swojego imperium. I szczerze mówiąc zupełnie nie przypadło mi to do gustu w Ni no Kuni II. Czułem jakby było to wrzucone na siłę, tylko po to, aby móc stworzyć mnóstwo dodatkowych zadań pobocznych, które inaczej nie miałyby sensu. Jak dla mnie tego kawałka gry mogłoby nie być.

Tak samo zresztą jak i kolejnego, którym są bitwy. Otóż raz na jakiś czas, możemy stoczyć bitwę kierując kilkoma oddziałami. Ścieramy się wówczas z siłami wroga, na nieco mniej dokładnie odwzorowanym terenie z mapy gry. Pod swoją wodzą mamy do czterech oddziałów. Wrogów jest oczywiście więcej. Cała zabawa polega na takim przekręcaniu swojej formacji, aby nie wystawiać na „strzał” swoich słabych jednostek. Działa tu zasada papier-kamień-nożyce. Generalnie ten element gry też mnie strasznie nużył. Niby można tam używać jakichś zdolności specjalnych. Niby można niszczyć i przejmować budowle przeciwnika. Niby trzeba zarządzać pulą punktów siły militarnej. Ale wszystko to było dla mnie strasznie miałkie. Niektóre walki są wpisane w fabułę i były to momenty, które chciałem jak najszybciej przewinąć. Inne można zaliczyć tak sobie po drodze, jednak dość ciężko określić, czy poziom naszych wojsk odpowiada poziomowi sugerowanemu potyczki. Często to taka mała loteria.

31183528_10214059883986027_1206876172269387776_o

Irytuje też backtracking, czyli wymuszony powrót w już odwiedzone miejsca. Zwłaszcza, kiedy te miejsca są już grubo poniżej naszego poziomu, ale dopiero w połowie gry możemy otworzyć stojącą tam skrzynkę, albo odblokować jakieś przejście. Jest to najbardziej irytujący rodzaj backtrackingu.

Oprawa graficzna i dźwiękowa jest całkiem niezła. Mamy bajkową kreskę, mnóstwo kolorów i krajobrazy, które czasem potrafią zachwycić. Całość przypomina anime dla nieco młodszego odbiorcy. Nawet złe charaktery są całkiem „miło” narysowane, choć oczywiście czuć od nich, że są źli i należy się mieć na baczności.

Gorzej jest z dźwiękiem. Muzyka jest w porządku. Przyjemna dla ucha, nie drażni i nie przeszkadza w rozgrywce. Nie przyćmiewa też gry. Po prostu jest i miejscami wspomaga klimat. Jednak dźwięki wydawane przez postacie to dramat. Sporo w grze scenek przerywnikowych, ale mała ich część to w pełni animowane scenki z pełnym dubbingiem. Większość to po prostu dialogi, które trzeba przeklikiwać i czytać. Postacie wtedy tylko chrząkają, albo wydają dziwne odgłosy. Może czasem, powiedzą jedno słowo. To jest klimatyczny dramat. Nie wiem dlaczego gra nie ma pełnego dubbingu i bardziej rozbudowanych cutscenek, skoro i tak w trakcie tych „interaktywnych” dialogów nie mamy żadnych decyzji do podjęcia.  Straszne marnotrawstwo potencjału.

31144255_10214059886026078_5360809098889658368_o

Ogólnie rzecz biorąc Ni no Kuni II to sympatyczna, ale bardzo nierówna gra. Na pewno znajdzie fanów, bo sporo w niej fajnych rozwiązań. Jednak sporo jest też takich, które w trakcie zabawy po prostu irytują, albo nudzą. Może Ni no Kuni III w końcu będzie grą, przy której nie trzeba będzie przymykać na nic oka, żeby się nie wkurzać. Na razie to zadanie twórcom się nie udało. Można zagrać, ale jest wiele ciekawszych alternatyw.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Gra jest przyjemna. Lekkość rozgrywki pozwala na zabawę bez zbytniego zagłębiana się w historię. Grafika cieszy oko.
Mechanika rozwoju królestwa, mechanika skirmishy, naiwna fabuła, płaskie postacie, nudne zadania, brak dubbingu
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze