20170215175850_1

Torment: Tides of Numenera – recenzja gry


Obecne gry RPG, to wielkie maszyny napakowane fotorealistyczną grafiką, niesamowitą akcją, ciekawym systemem walki, wyborami moralnymi i pokropione z lekka fabułą. Gra powinna wciskać w fotel od pierwszych sekund. Inaczej nikt na nią nie spojrzy.

Torment: Tides of Numenera stawia jednak na zupełnie inną formułę. Formułę, którą poznaliśmy lata temu. Tę, która napędzała takie gry jak Baldur’s Gate, Icewind Dale, czy oczywiście Planescape Torment.

Torment to gra, która zaczyna się dość spokojnie. Jasne, opis tego co się dzieje jest dość niesamowity. Nieczęsto główny bohater budzi się spadając z nieba ku ziemi. Dodatkowo, polscy gracze maja dodatkową bombę emocjonalną, gdyż narracja jest czytana przez Piotra Fronczewskiego. A jak wiadomo głos pana Piotra daje każdej historii +100 do bycia niesamowitą.

Dalej też toczy się w miarę spokojnie. Dużo rozmawiamy, dużo czytamy, zwiedzamy miasto, w którym się znaleźliśmy. Przyznam, że czułem się dziwnie. Grając w Tides of Numenera, ciągle miałem wrażenie, że czegoś w tej grze brakuje. Że jest jakiś element, o którym zapomniano. Przyczynę tego poznałem po około czterech godzinach zabawy.

20170215180213_1

Wtedy bowiem, po raz pierwszy sięgnąłem po broń. Nie liczę oczywiście „treningowej” walki. Po prostu było to pierwsze zdarzenie, którego nie udało mi się rozwiązać zwykła rozmową, perswazją, oszustwem, czy zwykłym zastraszeniem. Jednak, żeby było ciekawie, walkę z kilkoma przeciwnikami, zakończyłem zabijając tylko dwóch z nich. Resztę pokonałem zupełnie inaczej.

To właśnie jest siła Tormenta. Jest to gra, w której najważniejsza jest opowieść. Niesie to ze sobą dwie rzeczy.

Pierwsza, to fakt, że nie jest to gra, dla miłośników RPGowej młócki. Jasne, będą momenty, których nie da się rozwiązać pokojowymi metodami i trzeba będzie sięgnąć po broń. Jednak przy tak położonym nacisku, walka jest dość prosta. Można używać różnych zdolności, przedmiotów i różnych broni, jednak całość opiera się na systemie akcja – ruch i procentowym wyznaczniku udanego działania. Warto jednak czasem nawet w trakcie walki szukać nieco innych rozwiązań. To jedna z niewielu gier, w których po rozpoczęciu walki, można rozmawiać z wrogiem. Oczywiście, jest sporo takich, w których można wykorzystać otoczenie do walki, ale tu okazało się to najbardziej satysfakcjonujące.

20170215213521_1

Druga rzecz, jaka idzie w ślad za naciskiem na fabułę, to masa czytania. Oj naczytacie się w Tormencie. I nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie dialogów. Tych zresztą jest mnóstwo. Jednak czytać będziecie opisy przedmiotów, historie, opisy różnych miejsc i tonę innych rzeczy. Nie wiem ile stron miał „scenariusz” gry, ale podejrzewam, że sporo.

Mam tu jednak jedną małą uwagę. Sporo tekstu w takiej grze, sporo dialogów, zwykle oznacza też całkiem sporo dialogów mówionych. Jednak nie tutaj. Piotr Fronczewski pojawia się tylko na początku. Kolejne postacie mają tak żałośnie mało do powiedzenia głosem aktorów, że człowiek czuje prawdziwy żal z uwagi na niewykorzystany potencjał i pewną pustkę w duszy.

Torment pokazuje swoją siłę w wielu miejscach. Kreacja postaci jest niesamowita. Główny bohater jest nieco nijaki, ale za to reszta obsady jest niezwykle barwna. Niezwykle ciekawa. Każdy ma swoją osobowość, która pokazuje na każdym kroku. Jak w każdym dobrym RPG, postacie mają czasem do siebie jakieś uwagi. Tak pozytywne, jak i negatywne. W przypadku Tormenta o budowie drużyny nie decyduje klasa postaci, czy przydatne umiejętności. Często to właśnie jej osobowość zdobywa miejsce w zespole.

20170301183707_1

A skoro już jesteśmy przy budowie drużyny, warto wspomnieć, co nieco o samej konstrukcji postaci.

Jednym z głównych czynników określających postacie są pule punktów siły, szybkości i intelektu. Te punkty są wykorzystywane w trakcie walk, rozmów i innych rzeczy do podnoszenia swojej szansy na wykonanie jakiejś akcji. Co ciekawe, mimo iż zwykle w takich gracz chcemy, aby zawsze nam wychodziło, tak w Tormencie niekiedy porażka otwiera całkiem nowe i ciekawe możliwości. Niekiedy zostawiamy świat taki jak jest po nieudanym teście, bo jest po prostu interesująco. Co tam nieudany test umiejętności. W tym świecie nawet śmierć przynosi ze sobą nieoczekiwane rozwiązania. Wydane punkty wracają wraz z odpoczynkiem. To może wyglądać na kolejna grę, w której co chwila będziemy odpoczywać. Cóż bowiem w tym trudnego. Zużyłem punkty, to się zdrzemnę, aby je odzyskać i ruszam dalej. Nie tak szybko. Wiele rzeczy w Tormencie dzieje się w trakcie naszego snu. Niejednokrotnie pójdziecie spać, a po przebudzeniu dostaniecie aktualizacje jakiegoś zadania, która pośle Wasze plany prosto do diabła.

20170301183742_1

Nasz bohater jest też określony przez Nurty, które pokazują jak jest odbierany przez innych. Jest to swego rodzaju pochodna charakteru z innych RPGów, jednak nie zawsze jest tak oczywista jak wybory moralne z Mass Effecta, czy tym podobnych.

Nie wspomniałem jeszcze o świecie, a jest to niezaprzeczalnie jedna z ciekawszych kreacji. Niezwykła kombinacja fantasy z s-f uderza z siłą młota. To nie jest typowe podwórko, które znamy z innych gier. Świat Tormenta jest skomplikowany, ale zachęca do badania i poznawania jego historii. Mnóstwo w nim artefaktów z innych er, a nawet innych światów. Czasem czułem się jakby część pomysłów była wzięta z Pikniku na Skraju Drogi braci Strugackich. Ten świat, razem z historią, jaka jest opowiedziana w grze sprawia, że rozgrywka przypomina rozwiązywanie zagadki detektywistycznej. Nasz bohater ma do odkrycia własną przeszłość, pochodzenie, jestestwo. Musi też stawić czoła niesamowitej istocie jaką jest Rozpacz. Konstrukcja świata sprawia, że staniemy przed masa różnych zadań. Niektóre będą dość jasne i proste, inne wręcz przeciwnie. Warto tu zaznaczyć, ze Torment nie prowadzi graczy za rączkę. Szukacie znacznika zadań, pokazującego, gdzie jest Wasz cel? To poszukajcie go w innej grze. Torment stawia na Waszą inteligencję, pamięć, spostrzegawczość, umiejętność kojarzenia faktów. To nie jest gra dla leniwych, którym trzeba wszystko podsuwać pod nos. Ale to dobrze.

20170301183822_1

Jest jednak kilka drobnych minusów, o których chciałbym wspomnieć.

Jednym z nich jest dość nierówna animacja. Nasze postacie niekiedy (zwłaszcza w trakcie walki) dość długo wykonują niektóre ruchy. Wydaje się to zbędne. Zirytowało mnie również rozwiązanie dotyczące umiejętności, pozwalającej na automatyczne zdanie kolejnego testu innej zdolności. Fajna umiejętność, ale niewygodna w użyciu. Zdarzyło się tez kilka mniejszych błędów graficznych, czy związanych z rozpoznawaniem otoczenia. Bywało, że jeśli drużyna zebrała się przy punkcie wyjścia z obszaru, gra nie notowała kliknięcia na tę ikonę. Musiałem w takich momentach odejść kawałek i „użyć” ikonki z pewnej odległości.

Mógłbym pisać o Tormencie jeszcze sporo. Ale w zasadzie powinna wystarczyć jedna informacja. Jeśli chcecie wypróbować naprawdę ciekawego komputerowego RPG, w którym musicie pokombinować, w którym liczy się to jak Wy chcecie podejść do wykonania zadań. Jeśli nie boicie się stawić czoła konsekwencjom Waszych wyborów w grze (Torment będzie chyba jedną z najczęściej „sejwowanych” gier i to nie ze względu na trudne walki), to zagrajcie w Torment: Tides of Numenera. Nie zawiedziecie się. Nawet biorąc pod uwagę kilka niedociągnięć na jakie cierpi ta produkcja.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Niesamowita opowieść, barwne postacie, wciągający świat, wiele wyborów, konsekwencje...długo by wymieniać.
Kilka drobnych potknięć graficzno-animacyjnych. Do tego jedna mała niedogodność związana z używaniem jednej z umiejętności.
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze