feat - eoj rec

The Eye of Judgment – recenzja gry

Ocena: 9,0

Plusy:
+ wciąga
+ mechanika
+ rewelacyjne połączenie tradycyjnej karcianki z grą video
+ nie tylko dla posiadaczy konsol

Minusy:
- cena pakietu startowego (dla konsolowców)
- można trafić w sieci na barana co skanował sobie karty
- trzeba ciągle kupować karty…
- …na to idzie naprawdę sporo kasy…
- …można się uzależnić…
- …ale kto na to patrzy, kupowanie nowych kart jest takie fajne…


Karcianki kolekcjonerskie. Ten kto wymyślił ów rodzaj gier, musiał być geniuszem. Tak wspaniałej samonapędzającej się machiny jeszcze nie widziałem. Ludzie wydają na to góry pieniędzy i wcale nie są z tego powodu smutni. Ba, z każda wysupłaną z kieszeni złotówką, coraz bardziej się cieszą.

Na rynku bezapelacyjnie króluje od kilku lat Magic the Gathering. Co jakiś czas dołączają do czołówki inne tytuły. Niektóre bazują na kreskówkach (Pokemon, Duel Masters), inne na hitach komputerowych (EVE, World of Warcraft). Poza nimi mnóstwo drobnicy, w którą grają „nieliczni”. Jednak karcianki to domena graczy bez prądu. Oczywiście podejmowano próby przeniesienia tych gier na ekran monitora. Dzięki temu dostaliśmy Magic the Gathering w RPGowej otoczce, a także dwie części rewelacyjnego Etherlords. Jednak wszystkie te gry odarte były z najważniejszego elementu karcianek. Kupowania kart i budowania talii, oraz gry z żywym przeciwnikiem.

Tak mijał czas, elektroniczne karcianki odeszły w niepamięć, aż wraz z pojawieniem się Playstation 3 zapowiedziano Eye of Judgment. Elektroniczną grę karciana, która swoim nowatorskim podejściem do tematu miała zawojować rynek. I trzeba przyznać, że chyba jej się to uda.

Stare, nowe i niecodzienne…

W pudełku z grą znajdziemy całkiem sporo ciekawych rzeczy. Jest tam kamera Playstation Eye, specjalny stelaż, służący do umieszczenia jej nad polem gry. Jest też mata służąca jako pole gry, oraz talia startowa (30 kart) i jeden zestaw dodatkowy (8 kart).

Eye of Judgment przenosi nas w świat fantastycznych stworów i magii. Rozgrywka toczy się na kwadratowej planszy o wymiarach 3×3 pola, czyli w sumie mającej pól dziewięć. Eye of Judgment łączy ze sobą właściwie karciankę i szachy. Tu nie chodzi o zniszczenie przeciwnika. Gracze skupiają się bardziej na zapewnieniu przetrwania swoich kreatur, gdyż zwycięża ten, kto kontroluje pięć z dziewięciu pól na planszy, a nie ten, który pośle do piachu większą ilość wojsk przeciwnika. Samo niszczenie kreatur drugiego gracza nic tu więc nie da, jeśli nie zapełnimy planszy własnymi monstrami. I to takimi, które będą w stanie przetrwać na polu bitwy wystarczająco długo.

Oczywiście gra nie polega tylko i wyłącznie na wystawianiu potworków, walka też jest częścią składową i kluczem do zwycięstwa. Jednak specyfika starć, powoduje, że rozgrywka jest bardziej taktyczna, niż siłowa.

Eye of Judgment przenosi karty w świat elektroniczny dosłownie. Rozgrywkę prowadzi się na specjalnej macie, na którą wykłada się karty reprezentujące monstra i czary. Konsola przy pomocy podłączonej kamery Playstation Eye, rozpoznaje je dzięki specjalnym kodom na tych kartach. Co więcej, rozpoznaje nie tylko jaką kartę zagraliśmy, ale również w przypadku wezwanych kreatur, odczytuje, w którą stronę takie monstrum jest odwrócone. A uwierzcie, że bywa to kluczowe. Po rozpoznaniu karty, trójwymiarowy obraz przyzwanej kreatury jest wyświetlany na ekranie, na odpowiednim polu. Również ataki są animowane i trzeba przyznać, że są całkiem sympatycznie zrobione. Pole bitwy zmienia się. Zostają na nim tylko atakujący i broniący się i zaczyna się wymiana ciosów. A właściwie oglądamy animację pokazującą atak danej jednostki. Jakieś ogniste deszcze, kanonady dział, ciachanie kosami i tym podobne.

Rozwiązanie to przypomina nieco sytuację z kreskówki Duel Masters. Tam, kiedy bohaterowie wystawiają na pole bitwy potwory, te pojawiają się „osobiście”. Jeśli ktoś oglądał choć jeden odcinek, wie o czym piszę. Jest to po trochu spełnienie marzeń wielu karciarzy. Żeby tak te smoki, które wystawiam zobaczyć „na żywo”. Eye of Judgment prawie to umożliwia.

For Teh Win…

W charakterze środków do osiągnięcia celu, jakim jest wygrana, gracze dostają do dyspozycji kreatury podzielone na pięć krain, zwanych też żywiołami (Ogień, Woda, Las, Ziemia i Biolith), które mogą przyzywać na pole walki, a także czary, dzięki którym będą wprowadzać zamęt wśród wojsk przeciwnych i wspomagać swoje jednostki.

Z posiadanej biblioteki kart, gracz tworzy talię liczącą dokładnie 30 kart. Jak w każdej karciance budując talię, należy zwracać uwagę na ograniczenia narzucone przez zasady, a także dobrze jest kierować się jakąś taktyką i planem. Nie powinien być to przypadkowy zbiór, tylko talia, w której poszczególne karty wspierają się i uzupełniają.

Pole bitwy, to jak już wspomniałem 9 pól ułożonych w kwadrat o boku 3 pól. Każde pole, podobnie jak przysłowiowy medal ma dwie strony. Do każdej ze stron jest przypisany jeden z pięciu żywiołów występujących w grze. Ma to olbrzymie znaczenie dla taktyki, ponieważ wystawienie na pole kreatury pochodzącej z identycznego żywiołu, daje jej bonusy, a przy żywiole odwrotnym, wprost przeciwnie.

Gra rozpoczyna się pociągnięciem z talii 5 kart, a następnie gracze wykonują swoje tury na przemian. Każda tura rozpoczyna się pociągnięciem jednej karty do ręki i zasileniem „konta” gracza dwoma punktami Mana, czyli energii używanej do wykładania kart. Następnie gracz może rzucić dowolną liczbę czarów nie będących kreaturami, czy aktywować potwory stojące już na planszy, aby zaatakować przeciwnika. Te czynności może powtarzać, póki wystarczy mu Many. Ostatnią czynnością jaką zwykle wykonuje się w swoim ruchu, jest przyzwanie kreatury. Każdy może w swojej rundzie przywołać tylko jednego potwora na planszę. Po przyzwaniu następuje automatyczny atak nowoprzybyłego monstrum i swój ruch, złożony z identycznych faz rozpoczyna drugi gracz.

O ile założenia mogą być banalne, to sama rozgrywka już nie jest taka prosta. Tu nie ma miejsca na wystawianie monstrów gdzie popadnie, byle sobie stały. Każda kreatura jest opisana szeregiem współczynników. Koszt przywołania, koszt aktywacji, punty zycia, siła ataku, i wreszcie specjalne zdolności. Dodatkowo, jak już wspomniałem, ważne jest na jakie pole wezwiemy kreaturę. Wziąć tu też trzeba pod uwagę, jaki żywioł jest przypisany do drugiej strony takiego pola. Istnieją czary, które pozwalają na odwracanie pól, co powoduje zmianę żywiołu – oczywiście nic losowego, zawsze wiadomo jakie żywioły są przypisane do konkretnego pola, jaki jest „na wierzchu”, a jaki „pod spodem” – i nagle zamiast bonusa, możemy dostać spore minusy.

Kolejnym czynnikiem jest to, w którą stronę spogląda wezwane przez nas stworzenie. Każda kreatura ma z góry określone sposoby i kierunki ataku, a także miejsca zwane „Blind spot”, czyli takie, w które atak czyni więcej szkód niż w inne.

No i w końcu trzeba liczyć dokładnie swoje zasoby Mana. Tu nie ma lądów, które się tapuje, aby zdobyć energię. Tu są dwa stałe źródła. Jedno to początek rundy, gdy dostaje się dokładnie 2 punkty Mana. Drugie źródło to śmierć kreatur. Osoba, która kontroluje umierającego potwora dostaje na otarcie łez 1 punkt Mana. I to tyle tych „stałych” źródeł. Są oczywiście czary dodające energii, czy specjalne zdolności kreatur, dzięki którym nasz zbiorniczek napełnia się szybciej, ale nie można na nie liczyć w 100%. Odpowiednie gospodarowanie i liczenie Mana, jest kluczowe. Za wezwanie każdej kreatury płaci się punktami Mana. Za jej obrócenie, czy atak w późniejszych turach, też należy wybulić Manę. Czary też kosztują, choć tu można trafić na takie za 0. Nie raz zdarzyło się, że partia, która była wygrana, kończyła się porażką, bo w jakimś momencie zabrakło 1 punktu Mana.

Zbierz je wszystkie…

Eye of Judgment to karcianka kolekcjonerska. Kolekcjonerska, a więc zgodnie z prastarym zwyczajem, aby liczyć się wśród graczy, należy kupić mnóstwo kart, i złożyć z nich w miarę silną talię. W związku z tym, że w EoJ gra się normalnymi kartami, a nie elektronicznymi odpowiednikami, mamy do czynienia z najnormalniejszym handlem. Kupuje się zatem talie i boostery jak w każdej innej grze karcianej. Towarzyszy temu ten dreszczyk emocji związany z otwieraniem boosterków i sprawdzaniem jakież to cuda się nam trafiły.

W pudełku z grą, znajduje się talia startowa, złożona z 30 kart, oraz jeden ośmiokartowy booster. Talia startowa jest identyczna w każdym pudełku z grą, jedynym wyróżnikiem jest tu boosterek.

Do tego można dokupić 30 kartowe talie tematyczne. Jest pięć rodzajów takich talii, po jednej na każdy żywioł. Oczywiście talie tematyczne również są identyczne. To znaczy talia Wody i Ziemi różnią się między sobą, ale jak kupimy dwie talie Wody, to znajdziemy w środku identyczne zestawy kart.

I wreszcie boostery. Każdy boosterek to 8 losowo wybranych kart. To jest dopiero sól tej ziemi. Prawie jak totolotek.

W obecnej edycji jest 110 kart. Podzielone są one na pięć poziomów „rzadkości”. Common, Uncommon, Rare, Ultra Rare i Phantom. Phantomów jest pięć sztuk, po jednej na każdy żywioł. Oprócz tego, ze są naprawdę silnymi kreaturami, wyróżnia je jeszcze obrazek. A właściwie jego brak. Na karcie nie ma tekstu, informacji o sile ataku, kosztach i tak dalej. Jest tylko duża grafika kojarząca się z danym żywiołem. Ciekawe rozwiązanie, choć niezwykle wkurzające, bo trzeba pamiętać, lub co chwila sprawdzać specjalną kartą, jak też ten nasz wyłożony Phantom się prezentuje.

Na początek roku 2008, a dokładniej okolice lutego, marca jest zapowiedziany dodatek. Czyli nowe karty do kupienia.

Co ciekawe, mnogość kart, nie jest tu aż taka super. Owszem, mamy więcej możliwości w trakcie tworzenia decka, ale pamiętać trzeba, że w talii może się znaleźć tylko 30 kart. Ani mniej, ani więcej. Czasem konstruując talię człowiek staje przed prastarym dylematem z rodzaju „Osiołkowi w żłoby dano…”

Morze możliwości…

Eye of Judgment pozwala nam grać na wiele sposobów. Można zasiąść do gry z kumplem, przy jednej planszy i rozegrać standardowy pojedynek face to face. Można też, jeśli brak ludzi do gry, pomłócić trochę ze sztuczną inteligencją na kilku poziomach trudności. Konsola może w trakcie takich pojedynków używać talii tematycznych, lub tych, które sami wcześniej złożyliśmy i zapisaliśmy w jej pamięci. Dzięki temu, człowiek może się przekonać do czego jest zdolne jego dzieło.

Trzecią opcją jest gra online. To właściwie największa frajda tego tytułu. Dzięki połączeniu z siecią, można rozgrywać pojedynki z graczami z całego świata. W ramach gry online są dwie możliwości.

Dla ludzi, szukających po prostu frajdy, jest tryb Custom Match. Zakładamy pokój i albo czekamy na przeciwnika, albo wysyłamy zaproszenie do gracza będącego na naszej friendliście. Od najnowszego patcha, pokój można zamknąć, dzięki czemu gdy czekamy na dołączenie się zaproszonego kumpla, nikt nieproszony nie wlezie nam z butami na salony.

Drugim trybem jest Ranked Match. Tu toczy się twarda walka o światową dominację. Każdy gracz, tworząc swój profil, przypisuje się do jednej z krain. Punkty, które będzie zdobywał w trakcie gier rankingowych, będą go windowały na dwóch listach. Pierwszą jest lista graczy przypisanych do danego żywiołu, druga to lista światowa. Do Ranked Match nie można już zapraszać kumpli. Tu system sam kojarzy graczy. Dzięki temu ciężej o nabijanie punktów.

Największym utrapieniem wydawałoby się uniknięcie sytuacji, gdzie gracz z drugiej strony kabla, przeszukuje sobie talię, aby wziąć do ręki kartę, która jest mu w danym momencie najbardziej potrzebna. Rozwiązano to bardzo prosto. Aby zagrać online, należy zarejestrować swój deck. Rejestracja odbywa się z poziomu opcji Deck Builder w grze. Po zarejestrowaniu talii, w trakcie gry wybieramy, jakim deckiem chcemy grać. Dzięki temu konsola wie, jakie karty mamy dostępne. W trakcie gry, to konsola „dobiera karty” z decka i wyświetla graczowi na ekranie jakie to karty właśnie dostał na rękę. Zadaniem gracza jest tylko szybkie znalezienie wyciągniętej właśnie karty w talii i wzięcie jej na rękę. Dlatego też siadając do gry online, nie warto tasować decka, tylko wygodnie rozłożyć go na poszczególne żywioły, aby szybko odszukiwać karty. Rozwiązanie niezwykle proste i efektywne.

Wizualizacja tego co nieuchwytne…

Technicznie Eye of Judgment nie można nic zarzucić. No może tylko w sferze dźwiękowej. Muzyka, która jest odtwarzana w trakcie pojedynków, choć fajna i ostra, dość szybko może się znudzić. Szybko się ją zresztą wyłącza, zostawiając ewentualnie odgłosy samej gry, ponieważ w kamerę jest wbudowany mikrofon, co pozwala na rozmowę z osobą po drugiej stronie sieci – jeśli gramy online. A komentowanie swoich ruchów jest rewelacyjna zabawą.

Grafika w EoJ jest bardzo „bajkowa”. Postacie są wykonane ze sporym wyczuciem, a także humorem. Tak samo animacje ataków, oraz scenerie, w których toczą się walki. Widać i czuć, że jesteśmy w naprawdę fajnym świecie fantasy. Gra pracuje w rozdzielczości 720p i choć nie jest to maksimum możliwości PS3, to i tak wygląda po prostu świetnie. Zresztą nie chodzi tu o super realistyczną grafę, a o coś, co odda klimat. I to się udało.

I co dalej…

Eye of Judgment ma przed sobą według mnie świetlaną przyszłość, o ile nie trafi na kłody rzucane jej pod nogi, przez idiotów. Otóż rozniosło się, że zamiast kupować karty, wystarczy dorwać ich skany, wydrukować i można nimi grać. Tyle tylko, że takie postępowanie zabije bardzo szybko ten tytuł, gdyż Wizards of the Coast nie będą mieli ochoty na wypuszczanie nowych zestawów kart. No chyba, ze znajdą lepsze metody zabezpieczeń.

Jak na razie gra się rozwija. W Polsce jest spora grupa graczy. Ponadto dość regularnie organizowane są turnieje przez sklep Gamelord. Dodatkowo już trzy sklepy (nie liczę Allegro) sprowadzają do Polski talie tematyczne i boostery, co pozwala rodzimym graczom na kompletowanie talii i kolekcji. Jedną z firm, która zaopatruje polskich graczy jest wydawnictwo ISA, które wsparło również naszą redakcję kilkoma dodatkowymi kartami, za co serdecznie dziękujemy.

Co ciekawe w Eye of Judgment grają też ludzie, którzy nie mają konsoli. Wystarczy zrobić dziewięć dwukolorowych „płytek”, które będą symulować pola walki, wziąć garść kostek i innych znaczników i można grać w ten tytuł, jak w każda inną karciankę, bez konieczności używania Playstation 3. Mechanika gry jest na tle prosta, że nie wymaga asysty Sztucznej Inteligencji.

Sam serdecznie zapraszam posiadaczy PS3 do zapoznania się z tym tytułem. Choć sam zestaw startowy kosztuje niemało – cena waha się od 320 do 290 PLN – a i konieczność kupowania boosterów potrafi ostro wydrenować kieszenie, to jednak frajda jest niesamowita. Zapaleni karciarze wiedzą w czym szum i zapewne zasilą szeregi graczy EoJ. Jednak nawet jeśli nie jesteś karciarzem drogi Czytelniku, spróbuj zagrać w EoJ. Szybko kupisz klaser na kolekcję kart i staniesz nałogowcem.

Jeśli ktoś z czytających ten tekst gra, lub dopiero zacznie grać w Eye of Judgment na PS3, to chętnie zagram partyjkę. Mój PSN ID to Gambit_GGK. Polecam i zapraszam.

Dziękujemy wydawnictwu ISA, za przekazanie zestawu kart, który wspomógł talię startową recenzenta.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze