feat - gw2 state of the game

State of the Game #1 – Guild Wars 2

Wiele czasu minęło i wiele smoków straciło życie od czasu premiery Guild Wars 2. Twórcy jednak nie śpią. Z drobnymi przerwami otrzymywaliśmy łatki oferujące dodatkową zawartość czy też specjalne wydarzenia w świecie gry. Przed Wami pierwszy artykuł z cyklu State of the Game, w którym przyjrzymy się zmianom, jakie zaszły w Tyrii od września ubiegłego roku.

Guild Wars 2 nie bez powodu uzyskało w naszej recenzji wysoką notę. Gra prezentowała wysoki poziom, oferowała wiele sposobów rozgrywki, sporą swobodę i różnorodność doznań oraz możliwości prowadzenia gry. Przez ostatnie kilka miesięcy twórcy podrzucali coraz to nowe elementy układanki i starali się sprawić, aby GW2 było jeszcze pełniejszym tytułem. Większe łatki zostały podzielone na miesięczne epizody, którym towarzyszyły wydarzenia występujące w całej Tyrii.

Co się działo?

Już w październiku powrócił znany z pierwszej części gry Szalony Król. Podczas festiwalu trwającego od 22 października do 2 listopada otrzymaliśmy dostęp do tymczasowej instancji, w której mogliśmy stanąć oko w oko z Mad Kingiem. Była to kulminacja wydarzenia, podczas którego mogliśmy zwiedzać Mad King`s Realm, czyli sferę Króla, wziąć udział w wyścigu z czasem na nowym jumping puzzle  o nazwie Mad King`s Clock Tower czy też przemierzać Tyrię w poszukiwaniu wspomnień tej nadprzyrodzonej istoty.

Można było pomyśleć, że w listopadzie wydarzenie związane z Halloween się odbyło i nic nowego nas nie czeka. Nic bardziej mylnego! Twórcy zafundowali nam wycieczkę do Lost Shores. Morska podróż do pięknych plaż, gejzerów i śmiertelnie niebezpiecznych Kark, które dokonały inwazji na Lion`s Arch. Od 16 do 18 listopada przeżywaliśmy intensywne przygody nie tylko ze względu na niebezpieczne Karki i nowe obszary, ale również, a może raczej głównie, ze względu na kiepskie przygotowanie samych serwerów z ArenaNet. Pierwszy raz w Guild Wars 2 pojawiły się niemal minutowe lagi uniemożliwiające grę czy problemy z logowaniem. Można obwiniać system trialowy, który wystartował jednocześnie z całym zdarzeniem, jednak fakt jest taki, że ArenaNet nie sprostała wyzwaniu.

Nauczeni doświadczeniem i wieloma postami niezadowolenia, programiści z ArenaNet przygotowali świąteczne zdarzenie, jakże odmienne od poprzednich. Tym razem nie zostaliśmy ograniczeni do jednego miasta, w którym się wszystko działo. Wędrowny Twórca Zabawek Tixx, czyli odpowiednik Świętego Mikołaja, podróżował po poszczególnych miastach i oferował nagrody dla śmiałków, którzy pomagali mu z jego problemami w postaci zbuntowanych zabawek. Całość poprowadzona została wręcz wzorowo i wedle idei, o której wspominałem w recenzji, czyli pełnej swobody graczy. Nie zabrakło kolejnego wyścigu z czasem na jumping puzzle, mogliśmy się zabawić w muzyków dzięki wyzwaniu z odgrywaniem melodii, a także wziąć udział w bitwie na śnieżki i nie tylko z innymi graczami. Każdy znalazł coś dla siebie.

W ten sposób docieramy do wydarzeń bieżących. W styczniu rozpoczęła się czteroaktowa opowieść o wdzięcznym tytule Flame and Frost (czy ktoś jeszcze ma skojarzenia z Song of Ice and Fire?). Pierwszy raz zaprezentowana została w Guild Wars zawartość określana mianem „Living Story”. Określenie wzięło się z powodu stałej ewolucji wydarzenia w dużej skali. Obecnie obserwować można wzrost populacji uchodźców w Lion`s Arch i zwiększoną aktywność najeźdźców w obszarach zagrożonych. Jednocześnie umieszczenie centrum wydarzeń w niskopoziomowych częściach Tyrii sprawiło, że na powrót pojawili się tam gracze. Nie będę odkrywać wszystkich tajemnic przed graczami planującymi wziąć udział w zdarzeniu, jednak mogę powiedzieć, że powrócą wrogowie znani i przewijający się przez kampanię dwóch z ras.

Co nowego?

Opisane powyżej wydarzenia były i przeminęły, a w przypadku Flame and Frost nadal nam towarzyszą. Jednak pewne elementy zaprezentowane podczas krótkich historii zostały zachowane na stałe w świecie Guild Wars 2. I nie mówię tutaj o wyjątkowych przedmiotach, które można było zdobyć wykonując zadania.

Szalony Król pozostawił zniszczenia w Lion`s Arch, które później naprawialiśmy podczas inwazji Kark. Jak widać pierwsze wydarzenie było raczej kosmetyczne i chwilowe. Natomiast Karki zaprowadziły graczy na nowe, niezbadane dotąd obszary: The Lost Shore. Jest to całkowicie nowa lokacja o wyższym poziomie trudności i dwóch jumping puzzle. Jednak z powodu mało przemyślanych wydarzeń czy ograniczonych możliwości zdobycia przedmiotów bardzo rzadko mamy okazję spotkać tam żywego gracza. Pojawiły się co prawda receptury wymagające składników z Wysp, jednak to zbyt mało, aby ożywić tę lokację.

Drugim stałym elementem, który jest zdecydowanie częściej odwiedzany przez graczy, jest nowa instancja: Fractals of the Mists. ArenaNet zdecydowało się zaprezentować instancję składającą się z 8 elementów, z których losowane są trzy do przejścia. Co więcej instancja osiąga coraz wyższy poziom, a tym samym przeciwnicy stają się bardziej wymagający i rzucają żadnym przygód graczom lepsze przedmioty. Na każdym parzystym poziomie powrócimy dodatkowo do obszaru przypominającego Jade Sea z Guild Wars 1, aby stoczyć walkę z bossem i, być może, zdobyć przedmiot nowej kategorii: Ascended. Zabawa zdecydowanie warta jest świeczki, bo są to przedmioty lepsze od wytwarzanych i dostępnych z normalnych przeciwników.

Pod koniec stycznia, wraz z premierą Flame and Frost, zmodyfikowano również podejście do zadań codziennych oraz miesięcznych. Teraz gracze wynagradzani są laurami, za które mogą zakupić wyjątkowe przedmioty, między innymi dostępne tylko w ten sposób naszyjniki klasy Ascended. ArenaNet poszła o krok dalej w ostatniej łatce zaprezentowanej w lutym i dołożyła do listy sprzedawanych przedmiotów również akcesoria w postaci kolczyków. Również ostatni patch zaprezentował wstęp do nowych przedmiotów legendarnych: już teraz, przy odrobinie szczęścia, możemy otrzymać legendarną zbroję

Tym samym dotarliśmy do jednej z najbardziej kontrowersyjnych zmian, a w zasadzie nowej zawartości: misji dla gildii. Rozszerzając możliwość aktywności grupowej w gildii, ArenaNet postanowiła wprowadzić Guild Missions. Jest to nic innego, jak zadanie dla całej grupy osób, gdzie sprawdzimy swoje umiejętności jako łowcy nagród, zwiadowcy, biegacze oraz myśliciele (podczas jumping puzzle dedykowanego dla gildii). Ostatnią, piątą kategorią misji, jest tak zwany Guild Challange, gdzie najpierw będziemy musieli odnaleźć miejsce zadania, a następnie podołać mu niezależnie od tego, co wylosujemy. Podobno ostatnia opcja jest najtrudniejsza. Czemu podobno? Bo docieramy tutaj do kosztów, jakie gildia musi ponieść, aby rozpocząć zabawę. Podstawą jest Guild Bounty, które wymaga jedynie Art. Of War na poziomie 5 oraz 30 000 influence, aby je wynaleźć. Każde kolejne wymaga poprzedniego typu misji oraz kolejnego ulepszenia na 5 poziom wraz z 50 000 influence. Dodatkowo koszt zwiększany jest o nową walutę: merity. Zdobywamy je poprzez wykonywanie gildiowych misji, ale wydać możemy również na nowe rozwiązania dostępne dla naszej grupy.

System SPvP również przeszedł niemałe zmiany. Zaczęło się od wprowadzenia płatnych turniejów oraz rankingów. Na płatnych arenach gościliśmy raptem dwa miesiące. Szybko zostały okrojone z pełnych, czyli z udziałem ośmiu drużyn, do zaledwie szybkiej potyczki dwóch zespołów. Nawet to nie pomogło i w lutym ostatecznie pożegnaliśmy się z kuponami na płatne wejście oraz całą ideą wydarzeń płatnych. Dodatkowo zaprezentowane zostały dwie nowe mapy dla graczy spragnionych walki z żywym przeciwnikiem: Temple of the Silent Storm oraz Spirit Watch. Zwłaszcza ostatnia mapa rokuje dobre nadzieje ze względu na stosunkowo mały rozmiar oraz dynamikę rozgrywki. Dodatkowo jest to w tej chwili mapa przeznaczona do szybkich turniejów dwóch drużyn.

Sprawa z WvWvW wygląda trochę gorzej. Nowych elementów nie dodano. Zamiast tego zrezygnowano z już istniejących: nie uświadczymy już wydarzeń związanych z eskortowaniem karawany czy też Orb of Power, które należało przejąć i chronić, aby zapewnić całej armii dodatkowe liczby w statystykach. Doylaki, czyli karawany, pojawiają się na mapie, jednak już nie w formie zdarzeń, za które możemy otrzymać karmę, doświadczenie i złoto.

Czego nadal brak?

Największą obecnie bolączką jest brak nawet prostego systemu do wyszukiwania grup. Co prawda gracze sobie z tym poradzili i zaprezentowali silnik oparty o stronę internetową: gw2lfg.com. Ba! Dostępne są nawet aplikacji dla telefonów komórkowych. Przyspiesza to wyszukiwanie grupy, ale nie zmienia faktu, że w grze naprawdę przydałoby się takie narzędzie. Natomiast utworzenie go przez graczy w takiej formie powinno dodatkowo wpłynąć na programistów z ArenaNet, dla których jest to wyraźny prztyczek w nos. Brak również systemu umożliwiającego wyszukanie gildii po nazwie lub gracza, bez konieczności dodawania go do listy znajomych. W sumie podstawowych narzędzi w grach MMO.

Nadal nie pojawiły się również Guild Halle, czyli domy dla gildii znane z Guild Wars 1. Wprowadzanie misji dla gildii w momencie, kiedy brakuje tak podstawowych funkcji, jak miejsce zgrupowań członków jest co najmniej niesmaczne. Wystarczyłoby zaczerpnąć system z GW1, nawet bez dodatkowych rozszerzeń. Wiąże się z tym również system Guild versus Guild, którego przyszłość i pojawienie się w Guild Wars 2 jest jedną wielką niewiadomą. Podobnie zresztą jak systemu pojedynków (dueli) znanego z pierwszej odsłony.

Jak już wspomniałem, w listopadzie ArenaNet zaprezentowała Fractals of the Mists. Jednak 8 (bez dodatkowego, bonusowego etapu) map szybko staje się nużące. Część graczy przechodzi je już na pamięć, a czas spędzany w każdym Fraktalu zależny jest w zasadzie jedynie od stopnia trudności zdefiniowanego przy wejściu i waha się od 10 do 20 minut. Przy 40-50 podejściu jest to autentycznie nudne. Instancja ma niesamowity potencjał i przydałoby się ją rozbudować, tym bardziej, że w zasadzie nic nie ogranicza twórców przy wymyślaniu i implementowaniu nowych fragmentów: każda z map posiada odrębną mini-fabułę i nie łączy się z innymi.

Gracze nie tylko instancjami żyją, a ArenaNet ograniczyła wprowadzenie zawartości w otwartym świecie w zasadzie jedynie do The Lost Shore i kilku wydarzeń stałych, które policzyć można na palcach jednej ręki. W teorii otrzymaliśmy nową instancję, ale nie stawia ona przed graczami większych wyzwań, przynajmniej do 30 poziomu wtajemniczenia. W ostatniej łatce z lutego rozpoczęto modyfikację istniejącej zawartości, począwszy od najpopularniejszych zadań w otwartym świecie, a skończywszy na całkowitym przerobieniu pierwszej z instancji: Ascalonian Catacombs. Jednak modyfikacja to trochę mało. Nie oczekuję od razu wprowadzenia Elony, Ring of Fire czy ruin Kanty, przyjemnie byłoby jednak zobaczyć coś świeżego i dobrze zaplanowanego (patrz: ponownie The Last Shore i wieczna pustka). Może jakiś nowy poruczników Elder Dragonów?

Docieramy wreszcie do systemu gracz kontra gracz. Pierwsze zarzuty skieruję w stronę SPvP i totalnego braku innego trybu rozgrywki niż Conquest. Polega on na przejmowaniu i utrzymaniu punktów, a także, na dalszym planie, realizacji dodatkowych zadań. Brakuje czegoś w stylu prostego DeathMatchu, gdzie po prostu walczylibyśmy na śmierć i życie do określonej ilości punktów, czy też Last Man Standing, gdzie drużyna z ostatnim żywym członkiem grupy wygrywa. Nawet proste Zaishen Challange znane z Guild Wars 1 byłoby miłą odmianą. Tak mamy jedynie sześć map, na których możemy walczyć tylko i wyłącznie w jednym trybie. Trochę, a nawet bardzo, skromnie.

Odczucia po kilku miesiącach

Nie ukrywam, że początkowo wciągnąłem się w Guild Wars 2. Zresztą nie tylko ja. Olbrzymi świat, niesamowite możliwości i, wedle słów manifestu, możliwość grania całkowicie po swojemu. Jak do tej pory ArenaNet nie zawodziła mnie z darmową zawartością dodatkową: nowa instancja, nowa lokacja, nowi przeciwnicy. Nowości jest sporo. Niestety, niektóre niekoniecznie na korzyść dla graczy. Czy ktoś jeszcze widział grę MMO, w której funkcjonuje aż SIEDEM różnych walut? Złoto, karma, klejnoty (gemy), chwała (glory z SPvP), laury, merity, wpływ (influence). Do tego należałoby doliczyć dodatkowe, jak Glob of Ectoplasm (popularnie zwane Ecto) oraz żetony z instancji i WvWvW. Rozumiem rozbudowaną ekonomię i kształtowanie rynku czy też przypisanie poszczególnych walut grupie lub pojedynczemu graczowi (merity i wpływ jest tylko dla gildii), jednak aż siedem walut podstawowych zakrawa na próbę tuszowania braków. Dodatkowo koszty misji gildiowych przedstawione w ostatnim patchu będą kończyć żywot małych i średnich gildii. Tu akurat ArenaNet zaprzeczyła własnym słowom z manifestu i odcięła zawartość gildiom składającym się ze znajomych, przyjaciół, kolegów ze szkoły czy pracy. Gracze zostali wręcz zmuszeni do dołączenia do bardziej aktywnych gildii, które mogą sobie pozwolić na wykupienie ulepszeń niezbędnych do odblokowania nowej zawartości. Inną sprawą jest dominacja właściwie jednej klasy: Warriorów. Do czasu ostatniego patcha pokonanie jednego z bossów możliwe było jedynie w grupie złożonej z pięciu wojowników lub po kilkunastu godzinach prób z innymi zestawami. Prób nierzadko okupionych słowami niecenzuralnymi.

Guild Wars 2 nadal jest grą wartą polecenia i nie wycofałbym się ze swojej oceny przedstawionej w recenzji. Fabuła nie uległa zmianie, poprawiono wiele dokuczliwych błędów i wpadek, zaprezentowano nową zawartość. Spokojnie nadal znajdziecie coś do zrobienia w Tyrii, chociaż możecie mieć problemy z dostępem do Guild Missions, jeśli zdecydujecie się na grę tylko i wyłącznie w gronie znajomych. Szkoda natomiast, że nowa zawartość nastawiona jest na nieustanną farmę (jak ma to miejsce w przypadku zarówno Guild Missions, jak i Fractals of the Mists), a stary content jest usuwany, jeśli się nie sprawdza, zamiast ulegać modyfikacjom (jak miało to miejsce w przypadku Orbs of Power i płatnych turniejów).

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze