feat - ratchet clank tools rec

Ratchet & Clank Future: Tools of Destruction – recenzja gry

Ocena: 9,0

Plusy:
+ fabuła
+ grafika
+ humor
+ dźwięk
+ arsenał
+ długo tak mogę wymieniać…

Minusy:
- krótka
- czemu taka krótka?
- nie mogła być choć trochę dłuższa?


Platformówki jakoś nigdy nie leżały w kręgu moich zainteresowań. Nie mam wyczucia skoku i w ogóle chyba nie przemawia do mnie bieganie po różnych dziwnych planszach. No ale to tylko moje przekonania. Zaczęło się to zmieniać, gdy obejrzałem sobie trailer Ratchet & Clank Future: Tools of Destruction. Oszałamiająca grafika, gdzie filmy w grze niczym nie różniły się od samej gry i pewien specyficzny humor rozbiły mnie na atomy. Stwierdziłem, że jeśli mam zacząć swoją przygodę z platformerami, to właśnie będzie tytuł idealny na pierwszy ogień.

Ratchet & Clank to długa i znana seria dla wszystkich miłośników konsol. Sympatyczny futrzak i jego nierozłączny metalowy przyjaciel słyną z niesamowitej wręcz zdolności do ładowania się w najdziksze kłopoty. No właściwie to Ratchet jest takim magnesem na wszystko, co może pójść źle. Tym razem zaczyna się „banalnie”. Chłopaki zostają wezwani do kwatery Sił Bezpieczeństwa Galaktyki, ponieważ armia ciężko opancerzonych robotów komandosów szturmuje budynek. Właściwie, jak się rozejrzeć to szturmuje całe miasto, ale kto by tam się rozglądał. Chłopaki wsiadają do swej ryczącej maszyny i ruszają na pomoc. Daleko nie ulatują i resztę drogi muszą przebyć pieszo, przedzierając się przez zastępy wrogów.

Fabuła Ratchet & Clank Future: Tools of Destruction jest jak zwykle pełna niespodzianek. Choć właściwie można by uznać, że w grze, gdzie należy skakać po planszach, strzelać do jakichś dziwnych wrogów i zbierać śrubki, fabuła jest rzeczą drugorzędną, to jednak ludzie z Insomniac postanowili oddać w ręce graczy produkt tak pełny, jak to tylko możliwe. Mamy więc ratowanie świata i przyjaciół, walkę z „wannabe” tyranem, ale również niezwykle ważne dla miłośników serii rzeczy. Skąd pochodzi Ratchet, gdzie podziały się inne Lombaxy, o co chodzi z dziwnymi wizjami Clanka w ważnych momentach historii. Jednak to, że dostajemy grę z pełną fabułą, w której znajdą się rzeczy o jakich nie śniło się filozofom, wcale nie oznacza, że Insomniacs wycięli z Ratcheta i Clanka organy i części odpowiedzialne za dobry humor.

Rozgrywka obok skupienia potrzebnego do trafienia z jednej rampy na drugą, co jakiś czas uderza w gracza celnie wymierzoną humorystyczną bombą. Ładunek sarkazmu, celnych ripost, czy złośliwych uwag, jaki został zgromadzony w tej grze, jest niesamowity. Mistrzowskie umiejętności zauważania i komentowania rzeczy oczywistych, lub wręcz odwrotnie, ignorowania sygnałów z rodzaju bezpośredniego trafienia rakietą samonaprowadzającą, zbijają z nóg. Z tego powodu nie tylko pchamy się do przodu, aby zobaczyć jak rozwinie się historia, ale też aby usłyszeć, co znowu palną chłopaki w najbliższej rozmowie. Humorystyczny majstersztyk po prostu.

No ale fabuła i pogaduszki to tylko część gry. Platformówka to bieganie i skakanie, a Ratchet i Clank to również niemożliwie wielki arsenał modyfikowalnych broni.

Ta pierwsza część, czyli bieganie i skakanie jest zrobiona niemal standardowo – niemal, ponieważ pomysły na lokacje są naprawdę szalone. Tyle tylko, że brakuje pewnych elementów, które bawiły graczy w poprzednich częściach. Nie ma sytuacji, gdy trzeba było wrócić do jakiegoś etapu w późniejszej części gry, kiedy to zdobyło się jakiś gadżet i dzięki temu uzyskało dostęp do zupełnie nowego fragmentu mapy. Słychać wiele głosów wśród graczy, że tęsknią za tym rozwiązaniem. Niemniej jednak to, co jest, powala. Kreacje planet, po jakich przyjdzie wędrować naszym bohaterom, widoki, pomysły na sposoby przemierzania kolejnych etapów wbijają w ziemię. Żeby daleko nie szukać, już w pierwszym etapie trzeba ślizgać się po szynach kolejki magnetycznej. W trakcie ślizgu, trzeba skakać z toru na tor, unikając nadjeżdżających pociągów, lub skakać unikając wyrw w torach. Niestety, kiedy doda się do tego obłędną grafikę przypominającą filmy animowane ze stajni Pixar i wszystko, co dzieje się dookoła, to otrzymujemy kilkakrotny zgon naszego bohatera. Powód prosty. Zamiast wypatrywać dziur, czy uważać gdzie skoczyć, człowiek śliniąc się ogląda „film” dziejący się w tle. Walące się budynki, strzelające statki kosmiczne, latające roboty, o kurde pociąg! Za późno. A takich momentów z cyklu „cud, miód, orzeszki” jest całe mnóstwo.

Druga sprawa to arsenał Ratcheta. Tu też super, choć nie do końca. Grę zaczynamy z całkiem pokaźnym zestawem przydatnych sprzętów, które w innych częściach trzeba było w pocie czoła zdobywać. To może trochę irytować graczy, którym podobały się te wyzwania, jednak na pewno uraduje początkujących. Natomiast broń to poezja. Wyrzutnia Tornad, strzelająca wirami powietrza, Groovitron, który strzela dyskotekową kulą, zmuszającą wrogów do tańca. Po prostu obłęd, który wyciska mózg uszami. Każdą broń można ulepszać w specjalnych punktach, ale i samo strzelanie z niej wzmacnia daną giwerę. To w myśl zasady „Narząd nie używany zanika, używany intensywnie – rozwija się.”. No i jest tona innych urządzeń, które zdobędziemy po drodze, aby wspomóc się w walce z tajemnicą i złem.

Są też oczywiście inne elementy platformówkowo-zręcznościowe. Zagadki, mini gry, wszystko, co powinno znaleźć się w dobrej produkcji tego typu. Co prawda twórcy nie wzbili się w nich na niezdobyte dotąd szczyty swoich możliwości, jednak na pewno nie są to elementy spartaczone. Całość trzyma wysoki poziom i nie wywołuje odruchu „O matko, czas wyłączyć tę grę”.

Tools of Destruction nie omieszkał skorzystać z dobrodziejstw SIXAXIS’owego sterowania. Wrzucono do gry elementy sterowania wychyłowego. I tak gdy Ratchet swobodnie opada z wielkich wysokości ku powierzchni, trzeba machać padem, aby unikać różnych przeszkód, takich jak latające samochody, statki kosmiczne, gruz, czy nawet rakiety wystrzelone w naszą stronę. Umiejętność machania przydaje się również w walce, gdyż w taki właśnie sposób sterujemy wirami powietrznymi, którymi strzela Wyrzutnia Tornad. Po prostu obłęd, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Ratchet & Clank Future: Tools of Destruction jest piękny, zabawny, wciągający i obłędny. Panowie z Insomniac zrobili kawał rewelacyjnej roboty, dając światu Ratcheta na PS3. Zrobili tylko jedną rzecz źle. Cały ten piękny twór, który mógł być nieskazitelny, gdyby przymknąć oczy na drobne wpadki, ma jedną poważną rysę. Jest za krótki. Człowiek zaczyna się rozkręcać, a tu nagle koniec. To boli i ten ból jest niemal fizyczny. Sprawę lekko poprawia wszędobylski system różnych znajdziek i dokonań w Tools of Destruction zwany Skill Pointami, ale i tak gracz czuje się okradziony z długich godzin rewelacyjnej zabawy, jakie mógł jeszcze spędzić przed telewizorem. A tu już koniec. Insomniacy, następny Ratchet i Clank na PS3 ma być kilka razy dłuższy. Dajcie nam więcej radości.

Tak, czy inaczej to grzech nie zagrać w Ratchet & Clank Future: Tools of Destruction. Ten tytuł odstresuje każdego i w każdym niemal momencie. Sprawi, że człowiek się uśmiechnie i zacznie przyjaźniej patrzeć na otaczający go świat. Ja bawiłem się przy tej grze niesamowicie. Moja 9-cio letnia córka też, choć musiałem tłumaczyć jej to, co mówią bohaterowie. Narzędzia Zniszczenia to gra dla każdego i właściwie pozycja obowiązkowa dla wszystkich. No chyba, że ktoś ma alergię na sierść Ratcheta, wtedy można sobie odpuścić, ale tylko na podstawie zwolnienia lekarskiego.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze