feat - metal gear rising revengeance rec

Metal Gear Rising: Revengeance – recenzja gry

Ocena: 7,5

Plusy:
+ animacja nie zwalnia nawet na minutę
+ Jack wygląda lepiej niż kiedykolwiek
+ Raiden to kawał bydlaka i umie ciąć arbuzy
+ system walki szybki jak torpeda
+ udane walki z bossami

Minusy:
- monotonne lokacje
- krótka kampania
- średnie podstawowy poziom trudności
- fabuła nie powala
- strasznie denerwująca kamera


Seria Metal Gear Solid kojarzona jest ze skradaniem się w krzakach, pajacowaniem w kartonie, krzyczeniu SNAKEEEE!!! po załapaniu soczystego Game Over i długich, genialnych scenach mających większą wartość niż sama rozgrywka. Spin-off o nazwie Metal Gear Rising: Revengeance to zupełnie inna bajka, gdzie krwi jest więcej niż w Ninja Gaiden, zaś Raiden ma siłę Goku i szybkość Sonica. Czy taki projekt się udał? Nie do końca.

Geneza powstania Metal Gear Rising jest krótka i średnio ciekawa, ale pokazuje tylko, że biorąc na barki zbyt dużo można jedynie upaść na ziemię. Hideo Kojima chciał nieco odejść od formuły, którą serwował nam przez lata, ale z braku czasu i odpowiednio utalentowanych ludzi jego slasherowe dzieło poszło w odstawkę, aż w końcu trafiło do Platinum Games. Studio odpowiedzialne za takie makabrycznie wykręcone cuda jak Bayonetta , Mad World czy Vanquish to mistrzowie w swojej klasie, znający się na swym fachu. Od samego początku miałem obawy, iż kolejny Metal Gear straci to co najbardziej ceniłem w całej serii. Bardzo ciężko przedstawić konkretne wydarzenia w sytuacji, gdzie akcja jest szybka jak pershing, a nie spokojna i dość dobrze wyważona, do której przyzwyczaił mnie Hideo. Mimo to, postanowiłem podejść dość otwarcie do Rising i potraktować ten tytuł jak grę, która jest jedynie spin-offem mającym zadanie zachęcić nowych ludzi do zainteresowania się uniwersum Snake’a i ferajny.

rec - mgrr3

Fabuła przedstawia losy cyborga Raidena, którego możecie znać z drugiej odsłony Metal Gear Solid oraz czwartej,  w której walka tego blond bohatera z Vampem do dziś utkwiła w mej pamięci. Minęły cztery lata od tego pojedynku i teraz ten jegomość pracuje dla prywatnej jednostki wojskowej o nazwie Maverick Security. Ich zadaniem jest dbanie o bezpieczeństwo tych, którzy wyłożą odpowiednio dużą sumka za ich usługi. Wszystko idzie dobrze, aż do momentu, gdy na konwój mający na celu chronić afrykańskiego ministra N’Maniego napada grupa terrorystyczna Desperado Enterprise. Jack starając się uchronić VIP’a traci rękę oraz oko, a cel, który miał ochraniać zostaje zabity. Teraz to my musimy doprowadzić głównego bohatera do ludzi, którzy stoją za tym atakiem i dowiedzieć się dlaczego do niego w ogóle doszło. Rzecz jasna, całość nie jest równie zakręcona jakby się mogło wydawać, a kolejna wydarzenia są na tyle przewidywalne, iż psują całą przyjemność z odkrywania kolejnych kart fabuły. Nie mniej jednak, wymaganie od slashera jakiejś ambitniejszej opowieści mogę sobie odpuścić, więc uznam, że na tym polu jest w miarę dobrze, choć mogło być lepiej. W końcu losy Bayonetty były naprawdę ciekawie opowiedziane, więc i w tym przypadku deweloper powinien także zabłysnąć. Cóż, bywa i tak.

rec - mgrr2

Motorem napędowym Metal Gear Rising Revengeance jest system walki, tempo akcji i możliwość cięcia wielu elementów na dziesiątki kawałków. Od samego początku gra pokazuje nam, iż nie ma się co skradać tylko od razu wskakujemy w sam środek zadymy i robimy jedną, wielką rozwałkę. Raiden potrafi atakować z prędkością formuły jeden, ale musi uważać na takie mało istotne rzeczy jak pojazdy bojowe Gecko, uzbrojonych w wyrzutnie rakiet żołnierzy, czy też przyjaźnie nastawionego Metal Geara. W walce używa głównie swojego ostrza, które tak naprawdę jest najlepszą bronią w grze i mimo tego, iż po pokonaniu bossów otrzymujemy inne narzędzia, to i tak najlepiej korzystać z tego podstawowego. Głównie dlatego, że pokonywanie wrogów przy użyciu katany jest najbardziej efekciarskie i cholernie skuteczne. Rzecz jasna, na samym machaniu się nie kończy. Naciskając w odpowiednim momencie przycisk ataku i ruszając gałkę do przodu blokujemy ciosy przeciwników, wybijając ich z równowagi dając jednocześnie szanse na nasz atak. Przytrzymując jeden z triggerów sprawiamy, iż Raiden spowalnia czas i pokazuje się na ekranie linia, według której wykonujemy cięcia. W tym momencie można zaserwować naprawdę dużą ilość ciosów, a po kilku ulepszaniach, czas tego trybu nam się wydłuża. Nie brakuje także ataków specjalnych przy wsparciu Quick Time Event, dzięki czemu wyrywamy z wrogów rdzenie energetyczne, które nas leczą. Zamiast zużywać „apteczki” można po prostu zabierać innym energię życiową. Dorzućmy do tego wszystkiego sporą liczbę combosów, kilka efektownych „wykończeń” przeciwników, możliwość ulepszania naszego cyborga i mamy udany slasher. Przynajmniej w kwestii gameplayu.

rec - mgrr1

Schody zaczynają się tak naprawdę w momencie, gdy człowiek zaje sobie sprawę, iż cała gra jest jakby na jedno kopyto. Monotonne lokacje, średnio wymagający przeciwnicy, czas na przejście wątku głównego nie przekracza kilku godzin, zaś Virtual Missions to taki zapychacz czasu i tyle. Sztuczna inteligencja większości przeciwników to chyba jakiś żart. Rozwalanie drzwi tuż obok żołnierza nie sprawi, iż ten się zorientuje o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Jedynie większe jednostki stać na jakieś normalne odruchy. No i ta kamera. W najważniejszych momentach prędzej obejrzymy sobie ścianę niż cel, który trzeba atakować, a potem nadchodzi zgon, frustracja i ponowne podejście do misji. Niby widzimy gołym okiem, iż jest to Metal Gear, ale i tak cały czas miałem dziwne wrażenie, że ten tytuł jest zrobiony nieco na siłę. Naleciałości  z dzieł Hideo są obecne, aby fani mogli choć trochę poczuć się jak w domu, ale to nie to samo. Slasher całkiem udany, ale gdyby dać innego bohatera, pozmieniać imiona i rozbudować otoczenie to wydaje mi się, że wyszedł by z tego o wiele atrakcyjniejszy produkt.

Jeżeli chodzi o sprawy techniczne, to na pewno deweloper zasługuje na brawa w kwestii optymalizacji samej gry, gdyż 60 FPS’ów robi wrażenie, podobnie jak model samego Raidena i Bossów, ale za lokacje powinien otrzymać kopa w zad. Jakoś w Mad World i Vanquish można było stworzyć ciekawe etapy, a tutaj jakby wszystko zlewa się w jedną mierną całość. Oj nie ładnie Platinum Games, tak się nie robi. Co do ścieżki dźwiękowej, to nie mam zastrzeżeń. Mimo, iż nie są to moje klimaty, to po rozmowach ze znajomymi dochodzę do wniosku, iż na tym terenie twórcy zrobili swoje i nie ma sensu się czepiać na siłę, zaś i gustach pisać nie będę.

Kończąc już tą niezbyt długą recenzję, chce wam powiedzieć, iż dobrze spędziłem czas grając w Metal Gear Rising Revengeance. Może i nie powala, nie jest to wielce udany kawałek serii, zaś przekształcenie go w tytuł o nazwie „XYZ” i dopracowanie kilku elementów wyszłoby mu na dobre, to i tak polecam każdemu miłośnikowi slasherów i uniwersum Hideo. A teraz wszyscy razem… RAIDENNN!!!! NO!!!!

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze