feat - afterfall rec

Afterfall: InSanity – recenzja gry

Ocena: 5,0

Plusy:
+ postapokaliptyczna Polska
+ oprawa wizualna
+ ciekawa fabuła

Minusy:
- niewykorzystany potencjał
- straszne dialogi i cut-scenki
- uproszczony system walki
- to głównie gra akcji, a nie horror
- animacje postaci
- Michał Żebrowski, który nie popisał się umiejętnościami aktorskimi w tej produkcji


Wiele osób porównuje grę od Nicolas Intoxicate z dziełem Visceral Games – Dead Space, wszystko przez to, że produkcja ta zapożyczyła od niej kilka istotnych elementów. Zaczynając od ujęcia kamery, poprzez ciemne i mroczne lokacje, kończąc na samotnej eksploracji post apokaliptycznej Polski przez głównego bohatera. Tylko, czy to wystarczy, aby stanąć w jednym szeregu z Isaaciem Clarkiem? Odpowiedź brzmi… Nie. Zanim jednak uargumentuję to stwierdzenie, chciałbym wam przedstawić, jak ciekawą drogę przeszło Afterfall zanim stało się gotowym produktem, który mamy teraz na półkach sklepowych.

Na samym początku, twórcy chcieli stworzyć coś na wzór genialnego Fallouta. Burżuazja: Perła Pustkowi, bo tak miała się nazywać ta gra dość szybko przeistoczyła się w Afterfall, po rozpoczęciu współpracy z Nicolas Games. Nadal chciano z tego zrobić RPG’a, ale gdy zmieniono cały silnik na Unreal Engine 3, pomysł ten został porzucony i deweloper zdecydował się na stworzenie post nuklearnego Insanity w świecie Afterfall. Wszystkie te zmiany źle wpłynęły na efekt końcowy, przez co zamiast dostać produkt AAA, otrzymaliśmy jedynie średniaka z niewykorzystanym potencjałem.

Fabuła przedstawiona w omawianym tytule, opowiada o losach Alberta Tokaja – psychiatry pochodzącego ze schronu Chwała, gdzie cała ludność jest świecie przekonana, że oprócz nich, nikt nie przeżył III Wojny Światowej. Zanim jednak ona nastąpiła, warto by wspomnieć, że wszystko zaczęło się jeszcze w II Wojnie, gdzie Niemcom udało się stworzyć najpotężniejszą broń na świecie o nazwie Entropia. W roku 2011 postanowiono jej użyć – nie sprecyzowano, czy był to celowy zabieg, ale doprowadził on do wystrzelenia przez inne mocarstwa swoich rakiet, co spowodowało zniszczenie powierzchni całej planety. Pewnej grupie szczęśliwców udało się ukryć w schronach, a w jednym z nich zaczyna się historia Afterfall: Insanity. To właśnie tam poznajemy naszego bohatera, który z początku wydaje się być normalny, choć podobnie jak jego pacjenci i on ma pewne problemy z głową. Z grubsza przedstawiłem wam watek fabularny, który okazuje się być jednym z najmocniejszych elementów tej gry, szkoda tylko, że przez niedopracowanie reszty z nich, i ten aspekt nieco przez nie kuleje.

Chyba największą bolączką produkcji Nicolas Intoxicate są cut-scenki i tragiczne animacje postaci. Czegoś takiego dawno nie widziałem. Nawet gry sprzed 10 lat mogą się pochwalić ciekawszą formą prowadzenia fabuły i akcji. Albert zachowuje się strasznie nienaturalnie, zaś wszystkie ciosy wykonywane podczas walki są praktycznie takie same. Starcia z przeciwnikami są na tyle proste, że sprowadzają się jedynie do wyprowadzania pojedynczych ataków i używania jeden broni, w moim przypadku był to topór strażacki, gdyż broń palną otrzymujemy dość późno. Dorzućmy do tego prawie nie istniejącą mimikę twarzy, słabo napisane dialogi i przerywniki, które są tak drętwe jak twarz Krzysztofa Ibisza. Nawet voice acting, gdzie głosu naszemu protagoniście użyczył Michał Żebrowski, woła o pomstę do nieba. Przecież ta gra była tworzona przez kilka lat, czy twórcy nie zauważyli tych wszystkich niedopracowanych fragmentów całej układanki? Zamiast na siłę wypychać Afterfalla w pudełku lepiej by było, gdyby pojawił się on w formie cyfrowej, w niższej cenie.

Nie można jednak odmówić recenzowanej produkcji pewnego uroku. W końcu przedzieramy się przez zniszczoną Polskę, gdzie na swej drodze walczymy z wariatami, mutantami oraz mieszkańcami żyjącymi na powierzchni. Od strony wizualnej Afterfall prezentuje się naprawdę dobrze. Środowisko gry pokazuje ogromny potencjał, gdyż poziomy są całkiem ciekawie przemyślane i dobrze zaprojektowane. Silnik Unreal Engine 3 dobitnie udowadnia, że nadal można tworzyć tytuły na nim oparte i człowiek patrząc na monitor nie ma odruchu wymiotnego. Gdyby tylko poprawiono animacje, to byłbym w siódmym niebie, gdyż po kilku godzinach już nie mogłem na nie patrzeć. Bez dłuższych przerw w graniu niestety się nie obeszło.

Twórcy chcąc stworzyć coś na miarę Dead Space’a reklamują swój produkt jako horror, który wcale nim nie jest. Niby mamy odpowiedni klimat, masę ciemnych korytarzy, nastrojową muzykę, ale co z tego, jeżeli to wszystko trwa przez pierwsze kilka rozdziałów, a potem całość zmienia się w grę akcji, gdzie naszym głównym zadaniem jest zabijanie kolejnych przeciwników. W Afterfall: InSanity zaimplementowano ciekawy system o nazwie „Fearlock”, który odpowiada za budowanie nastroju. Działa w taki sposób, że gdy na ekranie dzieją się jakieś dziwne rzeczy, w grze robi się ciemno, po chwili coś nas atakuje z zaskoczenia i wtedy obraz ponownie zmienia barwy, aby pokazać nam odczucia naszego bohatera. W takich sytuacjach ciosy Alberta są mniej dokładne, ale za to zadają większe obrażenia. Wszystko byłoby by dobrze, gdyby nie fakt, że im dłużej gramy, tym ten system pojawia się coraz rzadziej, a jak już się aktywuje to tylko na chwilę i znika. Miłą ciekawostką są notatki i nagrania, które nie raz potrafią lepiej przedstawić fabułę niż większość prowadzonych dialogów czy cut-scenek, ale niestety jest ich na tyle mało, że w ogólnym rozrachunku tracą na swej wartości.

Na koniec chciałem jeszcze wspomnieć, że w Afterfall nie brakuje nawiązań do naszego kraju. W całej grze mamy wszechobecną czerwień i biel, elitarny oddział specjalny husarzy, główny dowódca nazywa się Potocki, zaś w jednej z notatek mamy informacje o nowym materiale budowlanym z którego można by postawić plastikowe budynki – przykład zasięgnięty z literatury. Na tym kończą się powiązania, choć przechodząc grę nie raz człowiek zwróci uwagę na pewne elementy krajobrazu, których nie chce wam zdradzać.

Czy w takim razie warto w ogóle zaprzątać sobie głowę tą produkcją? Moim zdaniem tak. Afterfall miał duży potencjał, który nie został dobrze wykorzystany, jednak po przebrnięciu przez cut-scenki i słabe dialogi doszedłem do końca gry i byłem zadowolony. Może i nie jest to najlepszy wybór na chwilę obecną, gdyż jest masa innych ciekawych tytułów, ale w przyszłości warto się zainteresować dziełem  Nicolas Intoxicate.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze