feat- recenzja grand theft auto v gta v ggk x360

Grand Theft Auto V – recenzja gry

Ocena: 10,0

Plusy:
+ olbrzymi świat gry z masą atrakcji
+ scenariusz
+ trójka bohaterów
+ fantastyczna oprawa graficzna
+ muzyka i dialogi
+ humor
+ planowanie napadów na bank

Minusy:
- konieczność instalacji jednej z płyt w wersji na X360
- problemy natury technicznej


Od premiery ostatniej, pełnoprawnej odsłony Grand Theft Auto minęło już dobre pięć lat i zastanawiałem się, jak w obliczu znacznie silniejszej obecnie konkurencji odnajdą się ojcowie serii z Rockstar North. Teraz już wiem. Waleczni Szkoci nie boją się niczego i nikogo. Nie ma dla nich świętości i tematów tabu, nie ma poprawności politycznej, głaskania po główce. Jest tylko Grand Theft Auto V – tytuł, którego siła jest w stanie odciągnąć uwagę od zbliżających się nowych konsol Sony i Microsoftu. Tylko po co na takowe czekać, skoro nowa generacja gier dostępna jest już teraz, czekając na sklepowych półkach od dobrego tygodnia?

rec-gtav-08

POWRÓT GWIAZD ROCKA

Blask Rockstar North został w ostatnich latach delikatnie przygaszony. Najpierw siostrzany oddział firmy z San Diego stworzył fenomenalne Red Dead Redemption – sandboxa idealnego, przez wielu uważanego za produkcję znacznie lepszą od GTA IV, a później do gry włączyło się Ubi, którego Watch_Dogs okrzyknięto najlepszą grą targów E3 2012. Szkoci zdawali się jednak niczym nie przejmować, pracując w pocie czoła nad Grand Theft Auto V i sukcesywnie dementując jakiekolwiek plotki na jej temat. Przez lata w temacie panowała absolutna cisza, a firma omijała wszelkie branżowe imprezy. Wielu graczy uważało, że w obliczu wspomnianego już Watch_Dogs, nowe GTA będzie grą przestarzałą już na starcie. O tym, jak bardzo się mylili, przyszło przekonać im się bardzo szybko. Pierwsza zapowiedź nie mówiła zbyt wiele, ale udowodniła, że gra będzie wyglądać zacnie. Druga, bardziej szczegółowa, zaprezentowała ogrom swobody serwowanej graczom i coś, czego mało kto się spodziewał – trzech głównych bohaterów. Bomba wybuchła w momencie zapowiedzi GTA Online – wirtualnej piaskownicy, w której do zaliczenia czeka przeszło pół tysiąca różnorodnych zadań. Grand Theft Auto V szybko stało się najbardziej wyczekiwanym tytułem tego roku, spychając całą swoją konkurencję na przysłowiowy margines. Opublikowane przez wydawcę wyniki finansowe po pierwszym tygodniu sprzedaży mówią zresztą same za siebie.

rec-gtav-12

BYŁO NAS TRZECH, W KAŻDYM Z NAS INNA KREW, ALE JEDEN PRZYŚWIECAŁ NAM CEL…

Możecie mnie przypalać żywcem, torturować i męczyć płytą Red Lips, a i tak nie zdradzę Wam nawet kawałka fabuły. Ta od niemal zawsze stanowiła kolosalny atut gier z serii Grand Theft Auto i nie inaczej jest tym razem. Wróć… jest inaczej. Nie w kwestii jakości, a w sposobie narracji. Wprowadzenie do rozgrywki trzech grywalnych postaci wymagało od scenarzystów nie lada wysiłku, by historia odpowiednio się zazębiała i nie wprowadzała niepotrzebnej konsternacji wśród graczy. Wątki poukładano niezwykle starannie, powoli wprowadzając w intrygę. W krótkim prologu poznajemy fach, którym pała się dwójka z bohaterów – Trevor Phillips i Michael De Santa dokonują zuchwałego napadu na prowincjonalny bank. Nie zdradzę zbyt wiele jeśli powiem, że nie wszystko zagrało zgodnie z planem. Krew polała się gęsto, a ucieczka gangsterów udaremniona została przez lokalną policję. Obraz ciemnieje, a spowite śniegiem wiejskie krajobrazy zastąpione zostają słoneczną atmosferą miasta Los Santos, stworzonego na bazie kalifornijskiego Los Angeles.

rec-gtav-11

Od feralnego napadu mija dziewięć lat, a my ponownie spotykamy Michaela, tym razem na kozetce u psychoterapeuty. Znudzony codziennym życiem mąż i ojciec dwójki dorosłych dzieci, żyjący w luksusowej posiadłości z basenem, kortem, oraz starannie przystrzyżonym przez służbę trawnikiem. Z tego typu protagonistą nie mieliśmy wcześniej w serii do czynienia, gdyż na ogół wcielać nam się przychodziło w drobnych złodziejaszków, tudzież mieszkańców getta. Wyjątek stanowi jedynie Tommy Vercetti z Vice City, choć na dobrobyt musiał harować jak wół. Michael De Santa ma już właściwie wszystko i cieszy się zacnym życiem emeryta, paląc kubańskie cygara przy akompaniamencie piosenek Phila Collinsa. Jedynym jego problemem jest dysfunkcyjna rodzina – bezrobotny syn z tendencjami do tycia i pakowania się w kłopoty, niezbyt rozgarnięta córka i żona, której nienasycona chuć pakuje Michaela w spore tarapaty finansowe.

Na przeciwnym biegunie społecznym znalazł się Franklin Clinton, ciemnoskóry chłopak ze slumsów, parający się odzyskiwaniem niespłaconych samochodów dla lokalnego dealera. To właśnie w niego przyjdzie się nam wcielić w początkowych etapach gry i w tym miejscu widać największe podobieństwo do GTA: San Andreas. Nie jedyne, ale o tym napiszę trochę później.

rec-gtav-03

Stosunkowo szybko dochodzi do spotkania obu dżentelmenów i jak łatwo się domyślić, status majątkowy pana De Santa zrobi na Franklinie spore wrażenie, rozbudzając pragnienie wyrwania się z przygnębiającego getta i zakosztowania życia na poziomie. Niestety, nadpobudliwy Michael wpada w poważne długi i jedynym sposobem na ich spłatę jest powrót do porzuconego przed laty zawodu. Z nowym towarzyszem u boku rozpoczyna przygotowania do spektakularnego skoku i to właśnie napady stanowić będą trzon najnowszej odsłony Grand Theft Auto.

W ekipie szybko znajdzie się też miejsce dla Trevora Phillipsa, byłego kompana Michaela, którego mieliśmy okazję poznać w prologu. To iście psychopatyczny typ, którego gama bluzgów zawstydziłaby nawet Dodę. Trevor notorycznie ładuje się w tarapaty i jest sporym utrapieniem dla stróżów prawa hrabstwa Blaine. Domyślacie się zatem, że jego obecność w ekipie sprawi pozostałej dwójce masę kłopotów. Niemniej jednego odmówić mu nie można – jest lojalny wobec kumpli i zrobi wszystko, by wydobyć ich z opałów. To, wraz z prostolinijnością i rozchwianą osobowością czyni z Trevora postać godną sympatii graczy. Oczywiście pełnoletnich, bo jego poczynania potrafią wprawić w niemałą konsternację.

rec-gtav-04

Wróćmy do esencji Grand Theft Auto V, czyli zbrojnych napadów na salony jubilerskie, banki i inne silnie strzeżone placówki. Gracze obeznani z serią z pewnością pamiętają misję „Three Leaf Clover” z GTA IV, w której Nico wraz z Patrickiem McReary dokonali spektakularnego skoku na Bank of Liberty. Inspirowany filmową „Gorączką” napad był jednym z najciekawszych i najbardziej wymagających zadań w poprzedniej odsłonie serii i nie dziwi mnie w ogóle fakt, że Rockstar North postanowiło rozwinąć temat. Rozwinąć do tego stopnia, że wspomniana już misja jawi się obecnie jako prymitywnie oskryptowana, chaotyczna strzelanina, ograniczajona do bezmyślnego trzymania palca na spuście i uciążliwego chowania się za osłonami. Tym razem jest zupełnie inaczej. W GTA V duże znaczenie ma planowanie skoków. Zamiast akcji na przysłowiową pałę, można spokojnie zrobić rekonesans, sprawdzić układ pomieszczeń i kratek wentylacyjnych, a później subtelnie uśpić ochronę i oczyścić zawartość skarbca. Można też zrobić sporo huku i postawić na nogi całą policję w Los Santos. Wybór należy do gracza, ale to nie wszystkie z atrakcji przygotowanych przez twórców. Oprócz wspomnianej trójki bohaterów, w napadach biorą udział także zwerbowani przez nich wspólnicy. Każdy ma do odegrania jakąś rolę, a o tym, jak się wykażą, zadecyduje ich udział w łupach – fachowiec nie będzie tani, ale zagwarantuje pełen profesjonalizm. Zawsze jednak można zdecydować się na mniej wymagającego partacza, ponosząc przy okazji większe ryzyko.

rec-gtav-05

Skoki opracowano bez pudła i są one bezsprzecznie największym atutem Grand Theft Auto V. Każdy z nich poprzedzony jest powiązanymi misjami, w których trzeba podprowadzić odpowiedni samochód, zdobyć środki niezbędne do realizacji planu i przeprowadzić zwiad. GTA nie byłoby sobą, gdyby nie masa zadań dodatkowych i misji luźno osadzonych w fabule. Tutaj studio Rockstar North standardowo już zarządziło i zaserwowało graczom spektakularną karuzelę różnorodności.

ŻYCIE W LOS SANTOS

W temacie fabuły obiecałem milczeć jak zaklęty, ale nie mogę powstrzymać się od zachwytów nad różnorodnością zadań i ogromem możliwości oferowanych graczom. Oczywiście zdradzać wiele nie będę, by nie psuć zabawy osobom, które z GTA V nie miały jeszcze do czynienia (są jeszcze tacy?). Zacznijmy od typowych czasoumilaczy, które skutecznie odciągają od głównego wątku i których tak bardzo brakowało w czwartej części serii. Tym razem Los Santos otwiera przed graczami całe spektrum możliwości. Wracają znane z GTA: San Andreas salony fryzjerskie i studia tatuażu, a kina oferują zróżnicowany repertuar (polecam obejrzenie kilku wyświetlanych weń filmów – można się zdziwić). To nie wszystko. Są kluby ze striptizem, w których można sobie całkiem sporo pooglądać. Koniec ze znanymi z GTA IV pasztetami w bieliźnie, bo tym razem twórcy odpuścili sobie cenzurowanie czegokolwiek. Rzucając spore napiwki striptizerce zyskamy jej przychylność, widoczną zwłaszcza podczas prywatnego pokazu. Odrobinę erotycznych wrażeń zapewnić mogą również misje zlecane przez lokalnego paparazzo, który konsekwentnie odziera bogaczy z resztek prywatności, zapewniając przy okazji masę śmiechu swymi pomysłami i komentarzami pod adresem lokalnych celebrytów.

Powracają nielegalne wyścigi po ulicach miasta, tym razem wzbogacone o całkiem zaawansowany system tuningu samochodów. Rozsiane po mapie warsztaty LS Customs umożliwiają sporą ingerencję zarówno w parametry jezdne wozu, jak i wizualne ozdobniki. Czułem się, jakbym grał w inną produkcję Rockstar Games, a mianowicie Midnight Club: Los Angeles. Podobne lokacje, równie imponujące, choć standardowo nielicencjonowane modele samochodów i świetny model jazdy. Kolejny powód do zgubienia dodatkowych godzin w Los Santos.

v-4-1280

Gdyby komuś dalej mało było wyzwań, zawsze może oddać się grze w tenisa, golfa, tudzież wyścigom kolarskim. Każda z mini-gier przygotowana została z niezwykłą precyzją i wspomniany już tenis nie odbiega zbytnio poziomem od tego, do czego przyzwyczaiły graczy serie Virtua Tennis i Top Spin. Może trochę przesadzam, ale nieznacznie, ponieważ sekcje kolarskie biją takie Tour de France 2013 praktycznie w każdym aspekcie. O możliwości surfowania po necie i oglądania kablówki wspominam już tylko z dziennikarskiego obowiązku. Powraca możliwość zakupu nieruchomości, a dodatkowe finanse czerpać można również dzięki giełdowym inwestycjom.

rec-gtav-09

Aktywności dodatkowe stanowią jedynie czubek góry lodowej. W trakcie wycieczek spotkać można różnych dziwaków, którzy mają do zaoferowania szereg rozmaitych misji. O paparazzo już wspominałem, ale trafimy również na znerwicowaną nimfomankę, uzależnioną od cracku prostytutkę i propagatora legalizacji marihuany. Oferowany przezeń skręt potrafi zdziałać niemałe spustoszenie w umyśle Michaela. Wywołane przezeń omamy ewidentnie budzą skojarzenia z ostatnią odsłoną Saints Row. Tylko o ile producenci z Volition szczycą się subtelnym „prztyczkiem w nos” wymierzonym w produkcję Rockstar North, tak GTA V sprzedaje konkurencji siarczystego kopa w cztery litery, po których powinna zapaść wieczna ciemność.

Recenzowany tu tytuł jest istnym molochem, którego odkrycie pochłonie masę godzin, zapewniając przy okazji niekończące pokłady dobrej zabawy. Mapa jest olbrzymia. Oprócz wspomnianego wielokrotnie Los Santos, przyjdzie nam zwiedzić prowincję, wspinać się po okolicznych górach i nurkować w poszukiwaniu skarbów. Wachlarz dostępnych środków lokomocji również imponuje – samochody, motory, rowery, samoloty, śmigłowce, batyskafy, skutery… to i tak nie wszystko, co ma do zaoferowania GTA V. Od czasu kilkakrotnie wspominanego już GTA: San Andreas, żadna odsłona serii nie była w stanie zapewnić takiej różnorodności.

rec-gtav-02

Pisać o życiu w Los Santos mógłbym jeszcze długo, ale mija się to z celem, bo tekst rozrósłby się do sporych rozmiarów elaboratu, a tego bym nie chciał. Wolę skoncentrować się na mechanice, która przeszła sporą metamorfozę.

MAX PAYNE 4?

Wydany w ubiegłym roku Max Payne 3 pokazał, jak powinno realizować się strzelaniny u schyłku bieżącej generacji konsol. Efektowny bulle-time, doskonale działający system osłon i intensywność wymiany ognia pokazały, jak duże braki w tym aspekcie mają obecne na rynku sandboxy. Jedynie Sleeping Dogs starało się skutecznie przemycić owe mechanizmy do rozgrywki i czyniło to całkiem dobrze. GTA V poszło o krok dalej – każdy z bohaterów żwawo porusza się po polu walki, przyklejając się do ścian i kucając za licznymi murkami. Łatwo odnieść wrażenie, że twórcy żywcem przenieśli linijki kodu z trzeciego Maxa, czyniąc walkę bronią palną równie ekscytującą. Wzorem szalejącego po Sao Paulo nowojorskiego ex-gliny, Michael De Santa również potrafi spowolnić czas i precyzyjnymi strzałami eliminować wrogów. To jego umiejętność specjalna, niedostępna dla pozostałej dwójki bohaterów. Ci mają jednak swoje – Franklin potrafi spowolnić czas w trakcie jazdy samochodem, zaś Trevor wpada w bitewny szał, zwiększając swą żywotność i poziom obrażeń zadany przeciwnikom.

rec-gtav-07

Ważnym elementem jest rozwój cech trójki bohaterów. Każdy z nich charakteryzuje się innymi statystykami – kondycją, umiejętnością kierowania pojazdami, wprawą w obsłudze broni palnej. Parametry rosną wraz z postępami i mają spore przełożenie na rozgrywkę, co widać przede wszystkim w trakcie przemierzania okolicy za pomocą dostępnych środków lokomocji.

W trakcie beztroskiego zwiedzania świata mamy możliwość przełączania się pomiędzy bohaterami praktycznie w dowolnej chwili. Kamera robi efektowne oddalenie i po kilku sekundach przenosi się w inny rejon wyspy. Postacie, którymi akurat nie kierujemy, żyją własnym życiem – chodzą na randki, korzystają z usług prostytutek, wyprowadzają na spacer psa,mordują, awanturują się na ulicy i kłócą z rodziną. Dla każdego z nich przygotowano oddzielne misje, dlatego warto od czasu do czasu sprawdzić, co u kogo słychać. Informację o ilości dostępnych zadań umieszczono w menu wyboru postaci. Inaczej sprawa przedstawia się w trakcie misji – wtedy możliwość zmiany sterowanej postaci ograniczono do miejsc, w których twórcy takowe przewidzieli. Jest ono jednak znacznie dynamiczniejsze i często wymagane do pomyślnego ukończenia zadania.

XBOX GŁOŚNY JAK NIGDY DOTĄD

Wybór docelowych platform dla Grand Theft Auto V mógł budzić pewne obawy co do jakości gry, ale był całkowicie zrozumiały. Wielomilionowa baza użytkowników X360 i PS3 sprawiła, że tytuł pobił wszelkie finansowe rekordy. Problemem mogła być tylko moc wspomnianych konsol, która mogła nie podołać wizji pracowników Rockstar North. Olbrzymi świat, intensywna akcja i tona atrakcji – to wszystko trzeba było ubrać w szaty godne 2013 roku i tutaj szkockie studio nie poszło na żadne kompromisy. Testowana na X360 wersja wydana została na dwóch płytach i jest pierwszym tytułem, który WYMAGA instalacji jednej z płyt na dysku konsoli. Wcześniej Microsoft nie dopuszczał do takich sytuacji z racji produkowania modeli pozbawionych napędu HDD, więc każda gra musiała mieć możliwość uruchomienia bezpośrednio z płyty. Dodatkowa zawartość instalowana mogła być jedynie opcjonalnie, z czego skorzystały m.in. Forza Motorsport 4 i Halo 4. Tym razem trzeba wygospodarować 8gb wolnego miejsca, by w ogóle uruchomić GTA V. Zawartość jednej płyty w całości przerzucana jest na dysk, a grę uruchamiamy z drugiej. Od razu uprzedzam, że w trakcie zabawy nie trzeba wstawać z wygodnej kanapy i żonglować krążkami.

rec-gtav-10

W zamian za pewne niedogodności otrzymujemy poziom, którego próżno szukać gdzie indziej. Owszem, jest kilka tytułów, których oprawa może robić większe wrażenie na zmysłach graczy, ale żadna z nich nie oferuje tak wielkiego, otwartego środowiska. Miasto i okolice wyglądają obłędnie – próżno szukać tu jakiś niedoróbek, czy pustych przestrzeni. Wszystkie obiekty obsypano masą detali, a niebo i falujący ocean to istny graficzny majstersztyk. Na plus należy ocenić także modele postaci, ich animację i mimikę, w których widać spory postęp względem GTA IV. Podobnie ma się sprawa z kolorystyką, znacznie żywszą od zastosowanej w Liberty City. W tym gatunku piąta część nie ma absolutnie żadnej konkurencji i po wielu godzinach spędzonych w Los Santos nawet Watch_Dogs przestał wywoływać ciarki na plecach. Widać to zresztą na screenach z gry. Rozdzielczość 720p i w miarę stabilne 30 klatek animacji dopełniają formalności, choć przytrafiają się sporadycznie drobne spadki w płynności.

rec-gtav-01

Niestety, tak duża produkcja nie mogła ustrzec się kilku technicznych wpadek. Miasto czasami wydaje się wyludnione, a ulice zapełnione są samochodami tej samej marki, które dodatkowo potrafią zniknąć na oczach gracza. To jednak nic w porównaniu do dwóch innych problemów GTA V, o których rozpisują się ostatnio media poświęcone grom. W przypadku wersji na X360 producent sugeruje, by nie instalować drugiej płyty na dysku, ponieważ gra ma wtedy tendencję do doczytywania otoczenia na naszych oczach. Spowodowane jest to przez zbyt dużą ilość danych transferowanych pomiędzy twardym dyskiem, a pamięcią konsoli. Problem znika, gdy część danych doczytana zostanie z dysku, a druga w tym samym czasie z płyty. Można ewentualnie zainstalować drugą płytę na innym urządzeniu magazynującym podpiętym przez port USB. Problem znika jak ręką odjął. Z tą samą bolączką zmaga się zresztą zakupiona poprzez PSN wersja na PlayStation 3. Dodam od siebie, że hałas wydzielany przez mojego X360 byłby nie do zniesienia, dlatego obie płyty zainstalowałem na dysku konsoli. Glitche widoczne są praktycznie tylko w trakcie przerywników na silniku gry, a i tak są sporadyczne. W trakcie zabawy nic dziwnego się już nie dzieje, a przynajmniej panuje błoga cisza, przerywana wystrzałami i kapitalną muzyką z licznych rozgłośni radiowych.

Pojawiły się także informacje mówiące o problemach ze starszymi modelami X360, na których GTA V często się wiesza i uniemożliwia komfortową zabawę. Tyczy się to podobno modeli z lat 2005-2007, choć nie spotkałem osoby, której dotknąłby ten problem. Mój Falcon z 2008 roku poradził sobie bez problemu.

GRAŁBYM

Rockstar North znów pokazało klasę. Zrealizowanie tak rozbudowanej wizji na wiekowych już sprzętach musiało wymagać nie lada umiejętności. Oglądanie w ruchu GTA V to czysta przyjemność, podobnie jak słuchanie dźwięków dochodzących z głośników. Gra aktorska to absolutnie pierwsza liga, a muzyka… no cóż. Nawet gry muzyczne nie oferują tak zróżnicowanego i obfitego soundtracku, co seria Grand Theft Auto. Każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie.

Pomimo całego szumu i krucjat zdesperowanych obrońców moralności, GTA V to także gra inteligentna. Wszystko za sprawą scenariusza i udanej satyry otaczającego nas świata. Konsumpcjonizm, portale społecznościowe, internetowa pornografia, seriale, polityka, podziały rasowe – wszystko zostało celnie wyśmiane przez scenarzystów, którzy non-stop puszczają do graczy przysłowiowe oko. Nikt o zdrowych zmysłach nie nabędzie po kontakcie z grą morderczych instynktów, ani nie nauczy się metod szybkiej eksterminacji gatunku ludzkiego. Ale po co ja to mówię…

rec-gtav-06

Dla mnie gra roku, bez dwóch zdań. Piękna, rozbudowana, wciągająca, zabawna, brutalna, zapewniająca kilkadziesiąt godzin zabawy na najwyższym poziomie. Nie pozbawiona błędów, ale będąca godnym pożegnaniem dewelopera z obecną generacją konsol. Z całego natłoku zbliżających się premier, GTA V jest zdecydowanie najbardziej łakomym kąskiem.

No i na koniec słów kilka o GTA Online. Na obecną chwilę nie da się jeszcze toczyć wieloosobowych wojen, ponieważ usługa wystartuje dopiero 1 października. Wtedy też pojawi się druga część recenzji.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze