code_vein_ggk_gildia_recenzja_ps4

Code Vein – recenzja gry (PS4)


Od kilku lat mamy do czynienia z nowym gatunkiem gier, którego nazwa ewoluowała od nazwy cyklu: Souls-like. Niektórzy próbują podejść do tego ambitnie, inni robią kalki sprawdzonych rozwiązań. Code Vein staje trochę w rozkroku, ale okazuje się być pełnokrwistym Souls-like. Zapraszam do przeczytania recenzji.

Przede wszystkim: czym jest Souls-like? Najpierw było Demon Souls, później Dark Souls, ale idea pozostawała ta sama: zaangażować graczy w odkrywanie świata, stworzyć wymagające walki, rzadko oparte o losowość, a następnie dodać do tego wszystkiego motyw śmierci, która faktycznie gracza zaboli. W ten sposób dostaliśmy stabilne mechaniki, wiedzę o fabule i świecie, której musimy poszukać i faktycznie się zaangażować – to prawie wystarczyło, żeby zaskarbić sobie serca graczy. Wszystko w oprawie dark fantasy oraz z wisienką na torcie w postaci słynnego napisu YOU DIED.

Code Vein wpasowuje się w ten gatunek niemal doskonale. I nie ma się czemu dziwić, skoro nad całością czuwało Namco Bandai, które przecież było dystrybutorem Dark Souls i dość uważnie obserwowało reakcję rynku. Jednak, poza wzorowaniem się na pierwowzorze, zdecydowano się na krok w trochę inną stronę: połączenie motywu Souls-like z anime i charakterystycznymi kreskami i postaciami dla japońskiej animacji. Brzmi jak połączenie niemal niestrawne, prawda? Jednak w odpowiednim dawkach wszystko okazuje się zaskakujące dobrze ze sobą współgrać.

code_vein_ggk_recenzja_4

Oto bowiem trafiamy do świata przyszłości, postapokaliptycznego, gdzie ludzkość przetrwała w małych enklawach, ale niemal wszystkim władają zainfekowani pasożytami Revenants. Są to ludzie przemienieni w wampiry z nadprzyrodzonymi zdolnościami, ale ograbieni niemal całkowicie ze wspomnień z ich ludzkiego życia i kierowani żądzą konsumpcji krwi. Pozbawieni tego specyfiku zmieniają się w Lost – kreatury kierowane już tylko i wyłącznie pragnieniem krwi, wyzbyte ludzkich odruchów. Fabuła staje się coraz bardziej interesująca w miarę poznawania świata, postaci, mechanik, wreszcie tytułowego Vein, czyli społeczności Revenents.

code_vein_ggk_recenzja_1

Code Vein robi kilka rzeczy inaczej niż typowy Souls-like. Przede wszystkim jest bardzo bogaty w różnego rodzaju przerywniki filmowe, a tym samym kreację świata i postaci. W tym momencie pojawia się również jedna z nowości w tego typu grach: towarzysze. Zniszczonego świata Code Vein nie będziemy przemierzać w pojedynkę, ale z jednym z towarzyszy u boku. Daje to nowe możliwości, nie tylko eksploracji i interakcji, ale przede wszystkim walki. Co prawda sztuczna inteligencja momentami ma więcej wspólnego ze sztuczną niż inteligencją, ale jest to interesujące novum, które wymaga zmiany podejścia do samej gry. Nasz kompan, poza fabularnymi opowieściami, podrzuci też od czasu do czasu radę związaną z eksploracją mapy, więc warto nasłuchiwać.

code_vein_ggk_recenzja_5

Kolejną nowością jest swobodna zmiana naszej klasy, w zasadzie w locie. Kiedy już osiągniemy mistrzostwo w jednej gałęzi rozwoju, to część zdolności pozostaje aktywna nawet po zmianie naszej specjalizacji. A tych jest kilka, w tym jedna oparta o broń palną, co jest sporą innowacją. Wpływa to na walkę, pozycjonowanie, wykorzystanie towarzysza i wiele innych rzeczy. Do tego mamy też całkiem spory wybór różnego rodzaju broni, o samych zdolnościach i magii nie wspominam – to wszystko w Code Vein znajdziemy w sporych ilościach, często jako mechanizmy fabularne. Korzystanie z niektórych zdolności specjalnych wymaga od naszego alter ego krwi, którą wysysamy za pomocą maski, naszego Blood Veil. Oczywiście, cały ten zapas tracimy w momencie zgonu, żeby za łatwo nie było. Wtedy też odradzamy się przy odpowiedniku ognisk z Dark Souls, więc mechanicznie mamy tutaj sporą spójność z gatunkiem.

code_vein_ggk_recenzja_7

Inną nowinką jest sposób kreacji postaci. Zdecydowanie postawiono tutaj na tak zwany cosplay, popularne zjawisko w grach Souls-like. Jednak, zamiast zbierać elementy wyposażenia po świecie, możemy niemal od razu przygotować postać pod siebie. Może Alucard (z Hellsinga)? Nie ma problemu. Coś mniej typowego? Postać ze świata książek, filmów lub komiksów? Możliwości jest mnóstwo i możemy się nimi bawić od samego początku, co sprawia, że sama kreacja bohatera zajmie trochę czasu.

code_vein_ggk_recenzja_6

W ten sposób docieramy do miejsca o oprawie graficznej – może to być coś odrzucającego dla jednych, ale też zachęcającego dla innych. Są też osoby, które bardziej będą cenić mechanikę, niż samą oprawę. Code Vein opiera się bardzo mocno o tak zwany cell shading, czyli sprawianie, żeby grafika przypominała komiksową kreskę. Podobny zabieg wykonali twórcy Dragon Ball FighterZ, ale tam było to uzasadnione. Tutaj widać bardziej inspirację artystyczną i chęć wyróżnienia się na rynku, co momentami kontrastuje samo ze sobą: postaci mają rysy z kreskówek, ale tło jest już bardziej realistyczne. Taka mieszanka nie wszystkim da satysfakcję, chociaż grafika jest tu zaskakująco dobra i przyjemna dla oka. Oczywiście, inspiracje nie kończą się jedynie na mocniejszej kresce postaci, ale rozwijają się na ich wygląd, gdzie również dostrzec można wpływ japońskich komiksów i animacji. Szczególnie w przypadku postaci kobiecych, gdzie twórcy zdają się adresować grę bardziej do nastoletniego odbiorcy, spragnionego pewnych wrażeń wizualnych. Trzeba się do tego przyzwyczaić, chociaż niektórych może to odrzucić.

code_vein_ggk_recenzja_3

Dużo lepiej jest z oprawą audio, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Grę otrzymujemy tylko w angielskiej wersji językowej. Warto skorzystać jednak z opcji japońskiego dubbingu, który brzmi o niebo lepiej od wersji anglojęzycznej. Aktorzy w wersji zachodniej wydają się być za bardzo zmanierowani, teatralni, natomiast japońska nie ma tego brzmienia. Muzyka jest zadowalająca, a odgłosy walki czy towarzyszy zawsze trafiają w punkt.

Code Vein nie oferuje zbyt wiele nowości w kwestii mechaniki, poza wspomnianym strzelaniem z broni palnej. Walka, w większości przypadków, opiera się o umiejętne zarządzanie umiejętnościami, blokami oraz, w zasadzie przede wszystkim, unikami. Tutaj też trafiamy na jeden z zabawniejszych błędów, kiedy unikiem możemy przeturlać się pod nogami niemal każdego przeciwnika, aby zadać mu serię ciosów w plecy. Jeśli ktoś opanuje wykorzystanie tej mechaniki, to z grą upora się bardzo szybko. Za wyjątkiem naprawdę kreatywnych bossów, a tych trochę jest. Nie każdy zaskoczy aż tak nowinkami w mechanice i pomysłami twórców, ale każdy stanowi wyzwanie. Łącznie na przejście Code Vein poświęcicie około 40 godzin, 60 przy decyzji o odkrywaniu wszystkiego. Jest to naprawdę dobry wynik.

code_vein_ggk_recenzja_2

Code Vein przyjemnie zaskakuje. Niektórych może zwieść animowana oprawa dla postaci, ale to tylko przykrywka dla bardzo dobrze zbudowanego świata, pełnego ciekawych mechanik, sekretów oraz śmierci. Warto dać szansę tej produkcji, jeśli lubicie anime lub świat gier typu Souls-like. Jeśli zaś jesteście fanami obu tych rzeczy, to poczujecie się jak w domu. Zdecydowanie polecam!

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
System walki, fabuła, muzyka, nowe mechaniki (towarzysze i broń palna), ale mimo wszystko to dobry Souls-like.
Błąd związany z unikiem może zepsuć grę. Momentami zbyt mocno dawały o sobie znać korzenie z anime, szczególnie przy postaciach kobiecych.

Komentarze