com

Children of Morta – recenzja gry (Nintendo Switch)


Czasami człowiek ma szansę poznać jakąś grę, ale wystarczy jedno zdanie od kogoś i stwierdza, że jednak sobie odpuści. Tak miałem z grą Children of Morta. Interesowałem się tym tytułem, ale ktoś gdzieś rzucił mi hasło, że to taki roguelike twin stick shooter. Na szczęście teraz dane mi było naprawić swój błąd.

A wszystko to dzięki wydawcy czyli 11bit Studios i temu, że w tym roku pojawił się dodatek zatytułowany Starożytne Duchy, zawierający nagrody dla wpierających z KSa. Miałem więc szansę poznać ten tytuł w pełnej odsłonie na Nintendo Switch.

7

Jak się okazało, człowiek, który rzucił mi to jedno zdanie o grze, miał trochę racji, ale diabeł tkwi w szczegółach. I to właśnie te szczegóły zadecydowały o tym co tu zaraz napiszę.

Children of Morta, to gra studia Dead Mage, wydana jak już wspomniałem przez 11bit Studios na kilka platform, w tym mój obecny „weapon of choice” czyli Nintendo Switch. Mamy tu do czynienia z action RPG w stylu Diablo, z losowym generowaniem poziomów jak w każdym rasowym roguelike. Do tego nie jest to tylko bieganie i tłuczenie mobków, żeby zbierać coraz to lepszy sprzęt. Mamy tu nieźle opowiedzianą historię, która potrafi przykuć do ekranu.

3

Naszymi protagonistami w grze jest rodzina Bergsonów. Ich zadanie to ochrona tytułowej góry Morty. Rodzina od wieków pilnuje jej i tajemniczych portali w niej ukrytych. Aż pewnego dnia pojawia się Zepsucie. Tajemnicza zaraza, która niszczy i plugawi wszystko czego tylko dotknie. Od Bergsonów zależy, czy Zepsucie wygra, czy też może wszystko wróci na swoje miejsce.

Historia jakich wiele, ale mimo wszystko niesamowicie wciąga z uwagi na to jak jest prowadzona. Poznajemy ją po kawałku, między kolejnymi naszymi wyprawami. Dowiadujemy się co jest grane, z czym się mierzymy, na co musimy się przygotować. Ale poznajemy też rodzinę. To co jej przyświeca, jakie są stosunki między poszczególnymi członkami rodziny. Jakimi są ludźmi, czego pragną, co ich napędza. To niezwykła metoda, która sprawia, że każdy kolejny „run” w podziemia może przynieść coś ciekawego dla samej fabuły. I czekałem na to równie mocno jak na odkrycie tego co będzie w kolejnych lochach.

5

Ale żeby nie było, na same wyprawy też czekałem z zapartym tchem. Każda duża lokacja jest podzielona na kilka mniejszych. Te na kilka pięter. Na końcu dużej lokacji jest główny boss. Na końcu każdej mniejszej też mamy bossa, choć nieco „mniejszego”, co jednak nie oznacza, że mniej wymagającego. A po piętrach szlaja się cała masa przeróżnych potworów. Każdy ma jakieś swoje ataki i wymaga odpowiedniego podejścia, jeśli chcemy wydostać się z kabały bez większego uszczerbku na zdrowiu.

W trakcie naszych wypraw trafimy też na elementy fabularne, mini questy, zagadki, czy po prostu miejsca z fajnymi nagrodami. I oczywiście jak to w roguelike bywa nigdy nie wiemy na co i gdzie trafimy (z bardzo nielicznymi wyjątkami). To sprawia, że nawet powrót do lochów, w których byliśmy dziesiątki razy zawsze jest przyjemny.

2

Ale to nie jedyna rzecz, jaka sprawia, że z przyjemnością wracamy do tych samych podziemi co chwilę. I nawet nie chodzi tu o to, że często będziemy ginąć i trzeba będzie zaczynać jeszcze raz wycinkę w danym fragmencie lochów. Chodzi o rodzinę Bergsonów. Do dyspozycji dostajemy sześć postaci. Będą one jednak dołączać do nas po kolei w miarę naszych postępów. Każda z postaci to inna mechanika gry. Na dzień dobry dostaniemy silnego wojownika, który jest swego rodzaju tankiem. Jest też łuczniczka, koleś ze sztyletami i inni. I tu zaczyna się zabawa.

Można bowiem pomyśleć, że z takiej plejady bohaterów wybierzemy sobie tego najfajniejszego i nim przejdziemy grę. No nie. Nasi bohaterowie męczą się podczas wypraw. Dopada ich Zepsucie. Dlatego muszą odpoczywać. Jasne, można zabrać zmęczonego na Wyprawę, ale jego cechy będą tak obniżone, że to nie będzie miało sensu. Dlatego jesteśmy zmuszeni do zmiany postaci co jakiś czas. Kolejnym powodem jest system rozwoju naszej rodziny. Ma on wiele warstw.

6

Ta najprostsza, to warstwa wyprawy. Idziemy, zabijamy mobki, zgarniamy kasę, doświadczenie, błogosławieństwa i relikty, które pomagają nam w walce. Tyle, że kiedy wyjdziemy z podziemi (czy to umierając, czy po pokonaniu bossa) tracimy zdobyty sprzęt. Zostaje tylko kasa i doświadczenie.

I tu pojawiają się kolejne warstwy. Za kasę kupujemy ulepszenia dla całej rodziny. We wszelkich obszarach jakie można wymyślić. Zarówno tych fizycznych, jak i psychicznych (w pewnym sensie psychicznych). Doświadczenie pozwala nam rozwinąć konkretnego członka rodziny wykupując dla niego nowe umiejętności. Ale i tu mamy rodzinny rozwój, bo kiedy jakiś członek rodziny zbierze odpowiednią liczbę punktów umiejętności, zostaje u niego odblokowana zdolność wspomagająca wszystkich Bergsonów.

Do tego zwierzęta, które doszły w jednym z dodatków. Od pewnego momentu możemy wychowywać w domu zwierzęta. Karmiąc je zdobytymi na wyprawach smakołykami odpalamy kolejne bonusy dla rodziny.

4

Napiszę też może coś o samej walce w trakcie wyprawy, bo to w jakiś sposób serce gry. Postacią sterujemy lewą gałką, a ataki odpalamy przyciskami. Standardowy to Y, a pozostałe umiejki kryją się pod X, L, R i innymi. Atakować można też prawą gałką, więc jak wspomniałem ten tekst o twin stick shooterze miał w sobie trochę prawdy. W trakcie wyprawy zdobywamy dodatkowe wzmocnienia. Błogosławieństwa, które dają nam różne stałe bonusy, relikty odpalane co jakiś czas, które dają jakąś fajną umiejętność. A w późniejszym okresie gry pojawiają się kolejne ciekawe możliwości ulepszające naszą postać. Trzeba tylko pamiętać, że to co zbierzemy nie przechodzi na kolejną wyprawę. Do pokonania mamy całe hordy różnych monstrów. Każde z nich inaczej na nas się zasadza i sprawia, że musimy się namęczyć eliminując fale przeciwników.

A do tego co chwilę gra odkrywa przed nami jakieś nowe elementy mechaniczne. Tak, żebyśmy się nie nudzili. No i ta konieczność wachlowania postaciami. W to można grać do upadłego.

1

W Children of Morta można jednak grać w kooperacji. Niestety tylko lokalnie, ale to zawsze frajda. Wrogów jest wtedy nieco więcej, ale mamy przy sobie drugiego gracza, a co za tym idzie drugiego członka rodziny, który pomaga nam przedrzeć się przez te hordy. Żałuję tu tylko, że nie ma możliwości grania we dwójkę po sieci.

Children of Morta to gra, która raczy nasze oczy pixel artową grafiką. Można by pomyśleć, że to coś co robi się, kiedy nie chce nam się ogarniać ładnej grafiki. Nic bardziej mylnego. Patrząc na to jak wygląda ta gra, mam wrażenie, że nad dopieszczaniem tych piel Artów, spędzono więcej czasu, niż przy niejednej grze z segmentu AAA z mega realistyczną grafiką. To jest rewelacyjne i piękne. A na Switchu OLED wygląda wręcz obłędnie. Na tyle, że w zasadzie nie grałem w CoM na docku, tylko w trybie handheld. I nie żałuję ani minuty spędzonej w ten sposób.

8

Do tego dźwięk. Muzyka, głęboki głos lektora. Szkoda, że nie wszystko jest w pełni udźwiękowione, jeśli chodzi o dialogi. Ale można to jakoś zrozumieć.

A właśnie…zrozumieć. Wspominałem, że gra ma polskie napisy? Nie? No to właśnie wspominam. Rewelacja!

Generalnie Children of Morta to niesamowita gra. Jej najpoważniejszym problemem jest to, że niesamowicie wciąga. Jak chodzenie po bagnach. Jeszcze raz, jeszcze chwila, jeszcze jedna próba, jeszcze jeden run po kasę. Mam jeszcze kilka dużych i wciągających tytułów, w które gram obok CoM, ale to właśnie ta gra najczęściej czeka na konsoli w trybie uśpienia. I niech to posłuży za finalną opinię.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
W zasadzie wszystko. Od grafiki i dźwięku, poprzez opowiadaną historię (zarówno fabułę jak i sposób opowiadania), aż po całą mechanikę walki, rozwoju postaci i całej rodziny. No i ten syndrom "jeszcze tylko chwila..."
Brak możliwości grania we dwójkę po sieci. Brak pełnego voice actingu
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze