feat - aot 40th day rec

Army of Two: The 40th Day – recenzja gry

Ocena: 7,5

Plusy:
+ grafika na wysokim poziomie
+ mistrzowskie wykorzystanie trybu Co-Op
+ duże możliwości modyfikacji broni
+ płynna animacja
+ SI na poziomie

Minusy:
- trwa zaledwie 7 godzin
- mało innowacyjnych rozwiązań
- taki powinien być pierwszy Army of Two


Wszyscy ci, którzy wyczekiwali Army of Two mocno się zawiedli po premierze tej gry. Zaczęło się od tego, że Electronic Arts rozesłało egzemplarze promocyjne do wielu portali i czasopism na całym świecie. Pierwsze opinie okazały się bardzo słabe. Narzekano ma masę bugów, niedopracowane sterowanie oraz słabe SI. Grafika także nie powalała na kolana, a zabawa z kolegą u boku była bardziej uciążliwa aniżeli przyjemna i zabawna. Twórcy doszli do wniosku, iż taka marka nie ma racji bytu na rynku konsolowym i zdecydowano się przesunąć premierę. Dopieszczanie AoT zajęło prawie rok; po wypuszczeniu gry do sklepów wszędzie zaczęły się pojawiać komentarze graczy. Niestety, masy elementów nie usprawniono, cała rozrywka trwała od 5 do 6 godzin i na dodatek błędów było sporo. Mimo tego wiele osób polubiło nową pozycję od EA, a duża ilość sprzedanych egzemplarzy skłoniła ową firmę do stworzenia drugiej odsłony. Salem i Rios powracają na konsole ze zdwojoną siłą. Nie ma mowy o porażce, 40th Day to zupełnie inna liga niż pierwsza część.

Mała robota w Szanghaju

Salem i Rios przybywają do Szanghaju wykonać jakąś „robotę”. Na miejscu czeka już na nich jeden ze starych znajomych, wszystko z początku wydaje się proste. Dotrzeć na miejsce, wykonać zadanie i zgarnąć pokaźną sumkę pieniędzy. Oczywiście, nie mogło zabraknąć kilku komplikacji. Na ulicach miasta jest coraz więcej żołnierzy, cywile uciekają gdzie pieprz rośnie, a takie budynki jak Oriental Pearl Tower legną w gruzach. Wychodzi na to, że znany duet będzie musiał rozwikłać jakąś zagadkę. Szkoda tylko, że historia opowiedziana w tym tytule jest właściwie nieistotna; po przejściu pierwszego poziomu gracz zupełnie zapomina, o co tak naprawę chodzi. Można by pomyśleć, że developer zbytnio się nie napracował nad fabułą, jednak w takich produkcjach owy element nie powinien stanowić podstawy. Strzelanki TPP mają za zadanie zaskoczyć odbiorcę, wprowadzić go w stan zachwytu, gdzie przechodząc z jednej lokacji do drugiej czuje się przypływ adrenaliny. Dreszczyk na plecach i pot na czole – takich emocji chcemy od gier, w których każda sekunda zwłoki może nas kosztować życie. Specjaliści z EA Montreal doskonale wiedzieli, co robią. Army of Two:  40th Day to prawdziwe źródło mocnych wrażeń dla hardcorowego gracza. Zapomnijcie o zwykłej „rozwałce”, strzelaniu na prawo i lewo. Podczas zabawy jesteś tylko ty i twój kompan, zarówno komputerowy jak i ten z krwi i kości. Kooperacja to podstawa, inteligencja to klucz do sukcesu, a precyzyjne wykonanie wcześniej zaplanowanej taktyki pozwoli na szybkie dotarcie do celu. 15 minut z ową produkcją, to jak wycieczka do wesołego miasteczka. Wszystko pięknie: dzieci się bawią, rodzicie są zadowoleni, do momentu, gdy wsiądziesz do kolejki górskiej. Wtedy zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Oczywiście nie zabrakło kilku błędów, ale o tym później.

Modern Warfare + Gears of War = Army of Two

Rozgrywka w grze od EA, to ciekawe połączenie Modern Warfare i Gears of War. Z jednej strony mamy szybką akcję, wybuchające budynki, kule wystrzeliwane z pistoletów oraz odgłosy wojny gdzieś w tle. Z drugiej musimy się chować za zasłonami, szybko przebiegać między lokacjami, a kamera pokazuje nam wszystko zza pleców bohatera. W pewnym momencie trzeba dokonać jakiejś trudnej decyzji. No i tu zaczynają się schody – autorzy chcieli wprowadzić coś nowego, oryginalnego do swojego dzieła, ale zupełnie im to nie wyszło. Podejmowane przeze mnie decyzje nie miały w ogóle wpływu na przebieg fabuły. Grało się tak samo, wybierając raz taką opcję, a raz inną. Przez to sama gra traci trochę na dynamice. Dobrze, że takich sytuacji jest niewiele i szybko można o nich zapomnieć. Chociażby podczas zabawy z ekwipunkiem, przy którym można majstrować godzinami. Swoje bronie modyfikujemy na setki sposobów, zmieniając przy tym ich atrybuty na lepsze lub gorsze. Developer oddał nam do dyspozycji tylko części, dlatego o dublowaniu czyichś pomysłów nie ma mowy. Osobiście potrafiłam spędzić 30min tylko po to, aby moja „giwera” była super celna. Zawsze wolałam strzelać mniej, ale za to o wiele skuteczniej. Oczywiście w tej kwestii ogranicza was jedynie wasza wyobraźnia, bo wątpię, aby ktoś wykorzystał wszystkie możliwe kombinacje.

Najpiękniejsza gra na Xbox 360?

Zdecydowanie nie. Produkcja EA Montreal stoi na wysokim poziomie, jeżeli jednak chodzi o oprawę wizualną, to nadal króluje Gears of War 2 i Mass Effect 2. Brakuje kilku szlifów i paru nowych pomysłów. Za mało zróżnicowanych modeli postaci – wielu żołnierzy wygląda podobnie, a i sama aparycja Salema i Riosa nie przeszła jakiegoś większego liftingu. Inaczej ma się sprawa lokacji, które są naprawdę bogate w detale i ciężko się do nich przyczepić. Mimo tego, że cała akcja dzieje się w Szanghaju, to odwiedzimy wiele różnych miejscówek, jak dachy budynków, szpitale, ulice,  miasta czy też podziemia. Oczywiście jest tego o wiele więcej, ale najlepiej zobaczyć to na własne oczy, bo warto. Jeżeli chodzi o animację, to nie mogłam narzekać na optymalizację kodu. Wszystko chodziło płynnie bez żadnych spowolnień, nawet gdy całe miasto zostało zaatakowane, a budynki wybuchały jeden po drugim. Widać, że programiści poświecili wiele czasu, aby gra chodziła tak dobrze. Nic tylko pogratulować.

Tryb Co-Op i Multiplayer

Zapomnijcie na chwilę o wszystkim, co napisałam powyżej i skupcie się na tym, co zaraz przeczytacie. Army of Two: 40th Day to gra dla dwóch osób. Tylko wtedy możecie poczuć magię, która została zamknięta w tej produkcji. SI komputera jest naprawdę imponująca, ale jedynie zabawa z żywym człowiekiem jest warta zachodu. Od samego początku reklamowano ten tytuł jako Co-Op game i tak właśnie jest. Współpraca pomiędzy dwojgiem graczy, to klucz do wszystkiego. Pomyślcie, że wygraliście mistrzostwa świata, ale co z tego, jeżeli nie możemy się nikomu tym pochwalić. Tak samo jest w AoT. Kooperacja daje tak dużo frajdy, że potem nikt nie jest wstanie grać z komputerem, bo jest to mało ekscytujące. Jeżeli przeszliście jedynkę, to wiecie, o co mi chodzi. Nowi gracze muszą sprawdzić na własnej skórze, jak to jest być w duecie przez dłuższy okres, a raczej przez siedem godzin, bo właśnie tyle trwa zabawa w trybie fabularnym. Mogłabym zakończyć na tym recenzje, ale nie sposób zapomnieć o rozgrywce wieloosobowej, która bardzo wydłuża żywotność tej produkcji. Wraz ze znajomym, bądź graczem przydzielonym przez XBL, będziecie musieli bronić się przed innymi drużynami, aby zdobyć jak największą ilość punktów w trybie Co-Op Deatchmatch. Znany i lubiany Search&Destroy został tu nazwany Warzone, jednak najwięcej zabawy jest, gdy 4 osobowe ekipy walczą ze sobą. Niezapomniane doświadczenie. Po za tym nie wprowadzono nic nowego do Multiplayera, nie licząc możliwości dużej modyfikacji broni.

Na koniec mogę tylko powiedzieć, że tak powinien wyglądać pierwszy AoT, ale dobrze, iż 40th Day nie podzielił losu poprzednika. Wyeliminowano błędy i dzięki temu miałam do czynienia z bardzo przyjemną strzelanką TPP.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Kobieta pół-informatyk. Wielka fanka gier od Blizzarda, a w szczególności StarCraft'a. Wiecznie bujająca w obłokach i pełna temperamentu. Cała Klaudia.

Komentarze