Call of Duty pojawia się w określonych odstępach czasu. Z roku na rok ludzie krzyczą, iż to odgrzany kotlet, a mimo to, sprzedaż nadal zadowala Activision. Advanced Warfare trafiło na półki i okazało się lepsze, niż zakładałem, aczkolwiek czuć, że stara generacja nie daje już sobie rady z tą serią. Mimo to, broni się całkiem sprawnie.
Poprzednia część — COD: Ghosts, została dość średnio przyjęta. O ile kampania stała na całkiem przyzwoitym poziomie, tak w trybie sieciowym miała już problem z przykuciem gracza na długie miesiące. Wielkie słowa dotyczące grafiki i destrukcji były wyssane z palca, a średnie mapy i mało interesujący arsenał nie dodawały całości żadnego uroku. Ludzi w miarę szybko znaleźli sobie inne gry, bądź powrócili do Black Ops 2, albo jeszcze starszej odsłony. W przypadku recenzowanej produkcji jest zupełnie inaczej. Wszystko postawiono na dwie karty: Kevin Spacey i Egzoszkielety. Takie połączenie okazało się strzałem w dziesiątkę. Studio Sledgehammer starało się pokazać swój tytuł z jak najlepszej strony i udało im się. Szkoda tylko, że w materiałach promocyjnych znalazło się kilka spoilerów, ale przecież nikt nie kazał oglądać wszystkich prawda? Przypomina mi się sytuacja z Metal Gear Solid 4, który w trailerach miał tyle ważnych scen, że po obejrzeniu większości, mało co mogło gracza jeszcze zaskoczyć, gdy już dorwał tę grę. Niestety, ale czasami ze zwiastunami i reklamami tak po prostu bywa.
Advanced Warfare przenosi nas do 2054 roku, gdzie wcielamy się w żołnierza — Jack Mitchell, który wraz z oddziałem wyrusza do Seulu i walczy z wojskami Korei Północnej. To własnie tam dochodzi do pewnego incydentu, w wyniku którego ginie jego przyjaciel, zaś sam protagonista zostaje ciężko ranny i traci jedną z kończyn. Niedługo później do akcji wkracza Jonathan Irons — ojciec poległego towarzysza broni, w którego wcielił się Kevin Spacey i proponuje Jackowi przyłączenie się do jego korporacji militarnej — Atlas. Bez dłuższego namysłu bohater postanawia zgodzić się i wkracza w jej szeregi, gdzie na start otrzymuje nowoczesną protezę, wzbogaconą o kilka przydatnych w walce funkcji. Fabuła przez większość czasu trzyma naprawdę solidny poziom, aczkolwiek wiele sytuacji zostało mocno uproszczonych. Nie mniej jednak, konflikt w który jest wmieszana prywatna firma militarna z wielkim zapleczem technologicznym, to całkiem niezła baza dla całej historii. Szkoda by było, abym zdradził wam całość, bo ogólnie kampanię naprawdę warto przejść. Zajmuje to od 7-9 godzin w zależności od poziomu trudności i własnych umiejętności. Warto dodać, iż całą fabułę kradnie Kevin Spacey, gdyż reszta postaci wypada przy Jonathanie dość słabo. Tutaj mamy przeniesionego do świata wirtualnego aktora, który może i nie ma tak świetnie odwzorowanego modelu — chodzi głównie o mimikę twarzy, ale swoim głosem robi całą robotę. Rzecz jasna, to nic złego, ale dobrze by było, gdyby w następnej odsłonie dano na przykład dwie takiej klasy persony, wtedy historia stałaby się jeszcze barwniejsza i prawdziwa, co na pewno wpłynie na odbiór. Osadzenie fabuły w przyszłość uważam za rozsądny krok, bo powrotu do II Wojny Światowej raczej nie przewiduję. Takie Call of Duty byłoby o wiele uboższe, bo o ile sama kampania byłaby w porządku, tak rozwój postaci, perki i tego typu rzeczy w multi, by już nie przeszły. Mam spory sentyment do dawnych gier o tej tematyce, ale trzeba zrozumieć, iż dzisiaj gra musi oferować naprawdę dużo, aby ludzie chcieli spędzać przy niej tygodnie, miesiące, a czasami nawet lata. Oczywiście, nie ma rzeczy niemożliwych, tylko na razie, nic nie wskazuje na to, iż coś może się zmienić.
Oprócz wcześniej wspomnianego aktora z Hollywood, ważnym aspektem całej produkcji są Egzoszkielety. To dzięki nim żołnierze w Advanced Warfare mogę wykonywać rzeczy, których normalnie nie byliby wstanie zrobić. Szybkie odskoki w różnych kierunkach, unoszenie się nad ziemią, bariera ochronna i tak dalej. Te militarne kombinezony usprawniają ludzi pod wieloma względami i choć w kampanii dla pojedynczego gracza nie udało się deweloperowi przedstawić wielu ich możliwości, tak w trybie sieciowym da się je wszystkie nie tylko zobaczyć, ale i samemu wykorzystać w walce. Wydawałoby się, iż taki element nie jest wstanie aż tak wpłynąć na rozgrywkę, a jednak zabawa w multi jest znowu świeża. W zależności od doboru Egzo, nasza postać może przez chwilę zawisnąć w powietrzu i tym samym zaskoczyć swojego wroga. Dotychczasowy odruch prowadzenia celownika za oponentem w tej sytuacji zawodzi, gdyż delikwent przez chwilę nie opada na ziemię i to on ma przez 1-2 sekundy przewagę, która wystarczy, by kogoś zabić. To jedynie prosty przykład, bo takich specjalnych właściwości jest kilka. Oprócz tego, każdy z graczy może szybciej poruszać się po mapie, gdyż kombinezon pozwala im na takie akcje. Wiele osób sądziło, iż patent ten zaczerpnięto z Titanfall, ale w praktyce okazuje się, iż takowe rozwiązanie działa nieco inaczej, a rozgrywka w Call of Duty nigdy nie była aż tak szybka. Mecze w trybie Hardcore to jeden wielki wyścig, a 10 minut zabawy daje więcej wrażeń niż 30 minut rozgrywki w innej grze z tego samego gatunku. Nie mogło też zabraknąć specjalnie zaprojektowanych map, które są teraz wielopoziomowe, a część z nich udostępnia nam po pewnym czasie jeszcze większy teren do dyspozycji. Jeżeli szukacie w nich destrukcji i zaawansowanej fizyki, to muszę was zawieść, gdyż to nadal stara seria i daleko jej do pewnych elementów znanych z dzieła studia DICE. Tylko, czy są one tutaj naprawdę potrzebne? Mamy zamiast tego duże możliwości doboru arsenału, skrzynki zawierające lekko zmodyfikowane bronie — np. AK zadający większe obrażenia, ale z gorszym rozrzutem, masę różnych perków i ciekawe rodzaje granatów. Dodano też sporo przedmiotów odpowiadających za wygląd naszego żołnierza i teraz każdy może mieć jakiś unikalny uniform, co na pewno przypadnie graczom do gustu.
Oprócz standardowych trybów Sledgehammer dodał także coś od siebie. Mowa tutaj o Uplink, gdzie każda ze stron ma za zadanie zdobyć „piłkę” i umiejscowić ją w określonym polu. Trochę jak gra w ręczną, aczkolwiek tutaj trzeba unikać pocisków i innych ataków wroga, ponieważ nosząc nadajnik nie mamy jak się bronić, natomiast powinni to robić towarzysze z drużyny, co często w ogóle nie ma miejsca, bo każdy robi co chce. Nie mnie jednak, trochę meczy okazało się naprawdę przyjemnych i w większości moi sojusznicy dbali oto, aby osłaniać tych, którzy mają przy sobie świecącą kulkę, która można też rzucić daleko przez mapę, do kogoś innego. Tutaj miałem pewne skojarzenia z Final Fantasy X i Blitzball, tylko w dziele S-E dało się jakoś bronić przed przeciwnikiem, a w Uplink można co najwyżej szybciej uciekać i się chować, choć i tak radar pokaże, gdzie jesteśmy, więc tego patentu nie polecam.
Advanced Warfare posiada jeszcze tryb kooperacji, który sprowadza się do wyżynania przeciwników w liczbie hurtowej. To nic innego jak znana wszystkim horda. Bez polotu, bez pazura i zacięcia. Totalnie mnie odrzucił i jakoś nie mam zamiaru do niego wracać. Gdzie te misje znane z Modern Warfare, w które tak się zagrywałem? W kwestii zombiaków się nie wypowiadam, bo dodanie ich jako płatne DLC to lekka kpina. Tutaj deweloper się nie popisał.
W przeciwieństwie do wersji na PC i konsole nowej generacji, wydanie recenzenckie pod PS3 okazało się uboższe wizualnie. Gra działa płynnie, ma niezłe modele postaci i sporo ładnych lokacji, ale część z nich wygląda jak z PS2. Poziom grafiki jak strasznie nierówny, co jest dość dziwne, bo jeżeli sprzęt radzi sobie z bardziej urozmaiconym otoczeniem, to dlaczego pewne poziomy wołają swoim wykonaniem o pomstę do nieba? Niestety, ale i bugi się zdarzały w postaci znikających obiektów, tekstur i blokujących się NPC. Raz musiałem jeden poziom zaczynać przez to od początku, bo nie dało się iść dalej. Pastgeny odchodzą do lamusa, ale i tak wydaje mi się, ze po prostu wersje na nie zostały średnio dopracowane. Mimo to, nie brakuje momentów, które cieszą oko, jak chociażby wataha dronów, które trzeba ściągnąć salwą z działka. W kwestii oprawy muzycznej, nie mam się do czego przyczepić. Grane utwory są dynamiczne i świetnie budują klimat, a jeżeli chodzi o voice-acting, to cały koncert należy do Kevina, bo choć inne osoby dają rade, tak ten przewyższa ich o kilka klas. Jak wspomniałem wcześniej, wypada to nieźle, ale warto by kogoś jeszcze dodać dla równowagi.
Podsumowując, Advanced Warfare to najlepsze Call of Duty od czasów Modern Warfare. Nie ustrzegło się kilku błędów i w dużej części to nadal ta sama seria, ale wprowadzone zmiany w multi, dobre wykorzystanie Egzoszkieletów i postać Jonathana Ironsa sprawiają, iż mamy do czynienia z czymś świeższym, niż w przypadku ostatnich odsłon. Dla mnie solidny tytuł, choć antyfanów CoD’a nie ma szans przekonać do zmiany opinii.