Ocena: 9,5
Plusy:
+ klimat
+ nowy kontynent
+ nowa rasa i klasa
+ audio
+ questy
+ całość
Minusy:
- drobne błędy techniczne
- czasem męczy powtarzalność niektórych typów zadań
Mists of Pandaria to najbardziej kluczowy dodatek do World of Warcraft. Dzięki niemu dowiemy się, czy król MMO powoli schodzi z tronu, czy złapał tylko chwilową zadyszkę. Mimo, iż złote lata minęły, Blizzard nieustannie próbuje przywrócić swojej grze dawny blask. Co przyniósł nam najnowszy dodatek do jednej z najlepszych gier w historii?
Po ciężkim klimacie Wrath of the Lich King i jeszcze cięższym Cataclysm, przyszedł czas, aby dać graczom trochę odetchnąć. Pandaria przyniosła wraz z sobą niepowtarzalny klimat przyprawiony azjatyckim sosem. Muszę przyznać, że lekkość jaką wprowadziła, bardzo pozytywnie wpływa na świat przedstawiony w grze, nie ma już tego poczucia, że gdy nie wkopiemy kilku małych żółwi do jeziorka, to cały świat ulegnie całkowitemu zniszczeniu. Teraz w końcu możemy przemierzać go, bez poczucia odgórnie narzuconej odpowiedzialności. Tym razem skupimy się bardziej na konflikcie pomiędzy Hordą i Przymierzem, choć oczywiście główne zło również się pojawi, ale nie chcę psuć zabawy tym, którzy jeszcze interesują się upadłym (choć mającym szanse na renesans) lore gry. Mogę powiedzieć tylko, że nazywa się Sha…
Jedną z najważniejszych innowacji jest wprowadzenie do gry rasy Pandarenów, którzy na długo przed premierą zostali niesłusznie skrytykowani i wyśmiewani. Jako jedyni w grze zaczynają jako neutralni, nieuwikłani w konflikt między Przymierzem a Hordą. Mimo to w pewnym momencie musimy wybrać, po czyjej stronie stajemy. Lokacja startowa oczywiście różni się od innych i moim skromnym zdaniem jest najbardziej rozbudowana i klimatyczna ze wszystkich. Gra Pandarenem cudnie wprowadza w klimat nowego dodatku. Sceneria iście rzadko spotykana – pola uprawne, furia barw, świetnie dobrana roślinność, budynki w stylu dalekiego wschodu. Same „miśki” są mistrzami walki wręcz, żyją w harmonii i spokoju i preferują życie w równowadze. Godny uwagi jest fakt, że zaczynamy naprawdę nieszablonowo – na wielkim, starym żółwiu, którego będziemy musieli uleczyć z… wbitego statku Przymierza. Wcześniej w grach Blizzarda pojawił się zaledwie jeden przedstawiciel tej zacnej rasy, a był nim miodowar Chen Stormstout w Warcraft 3: The Frozen Throne.
Z nową rasą dostaliśmy również nową klasę postaci – Monka. Patrząc z perspektywy klimatu Pandarii nie wyobrażam sobie, aby na te miejsce mogła wskoczyć jakakolwiek inna klasa. Mnichem może być każda rasa oprócz wprowadzonych w Catalcysmie Goblinów oraz Worgenów. Widać, iż Blizzard włożył dużo pracy, aby klasa wyglądała i zachowywała się niczym prawdziwy wojownik z klasztoru Szaolin, ale… w momencie kiedy piszę te słowa (bez żadnych aktualizacji) Monk jest absolutnie overpower, praktycznie nie do zabicia. Jeden z moich kumpli, który za moją rekomendacją zaczął grać w WoW-a, został rozjechany przez Mnicha na 63 poziomie, podczas gdy ten miał… 68 Death Knighta. Przypomnę, że podobna sytuacja miała miejsce właśnie z Rycerzem Śmierci gdy wychodził Wrath of the Lich King. Fortuna kołem się toczy jednak czy promowanie nowej klasy postaci jest uczciwe w stosunki do innych graczy, którzy zaczęli grę Pandarenem, ale powiedzmy Warriorem? I podobnie jak w wypadku DK Monka kiedyś trzeba będzie osłabić, a wtedy czar może boleśnie prysnąć. Nasz mistrz wschodnich sztuk walki do używania umiejętności używa energii jak Rogue, ale ma również do dyspozycji 4 kule chi. Uaktywniają się, gdy używamy konkretnych umiejętności. Później używamy ich do wykorzystania coraz to lepszych i potężniejszych zdolności. Mnich może pełnić każdą role w grupie podczas instancji czy raidów. Po wybraniu specjalizacji „Brewmaster” zostaje tankiem, „Mistweaver” leczy swoich towarzyszy broni, natomiast „Windwalker” to DPS w iście Kung-Fu stylu. Klasę polecam wszystkim, bo jest jednak na tyle wyjątkowa i nieszablonowa, iż warto przekonać się samemu, dlaczego rodzi się na naszych oczach Monkomania.
Rozszerzenie wprowadziło do gry również cały nowy kontynent – Pandarię. Jest nieznacznie mniejsza niż Northrend, wprowadzony do WoW-a we Wrath of the Lich King, ale na pewno dużo bardziej treściwa. Tereny mogą się podobać. Wraz z dodatkiem zostało wprowadzonych siedem nowych lokacji, z których każda ma swój własny specyficzny klimat oraz odpowiednio dobraną florę i faunę. O ile w Jade Forest napotkamy na swojej drodzy małpy tworzące dość prymitywną społeczność zwaną The Forest Hozen (grając hordą nawet się z nimi sprzymierzymy), o tyle Kun-Lai Summit ukaże konflikt pandarenów z Bataari, które posturą i w pewnym sensie sposobem poruszania się przypominają taurenów. Każdy może poczuć się tutaj jak w domu, ale najbardziej początkujący gracze, bo WoW jak wiadomo praktycznie prowadzi nas za rękę.
Pet-battle system to najnowszy sposób spędzania czasu w World of Wacraft. Dzięki niemu pety, które posiadamy nie będą już tylko biegać za nami, ale również będziemy mogli je wystawiać w walce przeciwko innym kompanom. Złośliwi mogą powiedzieć, że są to typowe Pokemony, ale Blizzard pokazał, że wie co wprowadzić do swojej produkcji. Walka odbywa się na zasadzie tur tzn. raz atakujemy my, a raz atakuje przeciwnik. Pokonane stwory możemy spróbować złapać, a następnie oczywiście używać ich w kolejnych bitwach. Stworki dzielą się na kilka kategorii m.in. są pety wodne, mechaniczne czy latające. Każda podgrupa kompanów ma swoje specjalne umiejętności oddające ich pochodzenie, ale także mają swoje plusy i minusy. Dla przykładu te właśnie latające otrzymują 50% do szybkości ruchu poniżej połowy życia oraz otrzymują mniejsze obrażenia od bestii, ale zwiększone obrażenia magiczne. To zmusza gracza do szkolenia więcej niż jednego peta oraz odpowiednie wybranie kategorii. Naszych ulubieńców możemy maksymalnie wyszkolić do 25 poziomu, co po prostu podnosi statystyki zwierzaków i daje im nowe umiejętności.
Zmianie uległ także system talentów. Wybieramy spośród drzewek specjalizację, która nas najbardziej interesuj np. u druida pojawił się w końcu podział na drzewko do tankowania w „miśku” oraz dpsowania w kotku. Po podjętej decyzji dostajemy określony zestaw umiejętności adekwatnych do wybranej specjalizacji, jednak talenty do wyboru za każdym razem będą takie same. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że nowy system wszedł przed oficjalną premierą gry, ale były to po prostu podwaliny pod Pandarię, dlatego warto o tym wspomnieć.
Blizzard wie, co gracze PvP lubią najbardziej. Dodatek wprowadził dwa nowe battlegroundy, a każdy z nich wyróżnia się na tle innych. Pierwszym jest Temple of Kotmogu, chyba najbardziej klimatyczny ze wszystkich dostępnych. Wprowadził on ciekawą mechanikę, która mam nadzieję będzie rozwijana. W ToK, aby zwyciężyć musimy zbierać tzw. Victory Points. Uzyskujemy je poprzez przetrzymywanie specjalnych czterech kul, określonych kolorami. Punkty dostajemy również za odbieranie ich przeciwnikom. Biorąc kule dostajemy jednak więcej obrażeń, otrzymujemy mniej leczenia, ale sami zaś też uderzamy mocniej. Z biegiem czasu, gdy przetrzymujemy kulę te statystyki rosną. Silvershard Mines natomiast to czysta eskorta. Musimy przetransportować wózek, który jedzie powoli własnymi siłami, do danego miejsca, za co również otrzymujemy Punkty Zwycięstwa. Jak zawsze jednak występuje problemy z balansem postaci. Straciłem już jakąkolwiek wiarę, że kiedykolwiek wszystkie postacie będą równe, zawsze muszą być te gorsze i te lepsze, co odwraca się po kolejnych patchach. Wracając jednak do pól bitew – mają one swój klimat oraz potrafią przyciągnąć na dłuższą chwilę.
Jednak gracze, którzy preferują PvE mają prawdziwy powód do świętowania. Nowe instancje są idealnie wpasowane. Nie potrzebujemy dużo czasu, aby je ukończyć. To niewątpliwy plus, bo nie ma się co oszukiwać, duengony typu heroic są tylko po to, aby uzbierać sprzęt na rajdy. Walki z bossami należą do tych ciekawych. Tylko w Mists of Pandaria możemy jechać na beczce od piwa i wlecieć z impetem w przerośniętą małpę. Poza tym ucieszą się gracze, którzy siedzą w WoW-ie po uszy już od zarania dziejów. Scarlet Monastery oraz Scholomance powracają, co prawda zmodyfikowane, ale w świetnej formie. Ponadto możemy włączyć opcje wyzwania, w którym na przejście wybranej instancji mamy ustalony czas. Hardcorowcy będą mieli się w czym sprawdzać.
Kolejnym ważnym elementem, który pojawił się dopiero w Pandarii to scenariusze. W każdym z nich bierze udział maksymalnie 3 graczy. Nie ma tutaj podziału na rolę, ogarnięta grupa może spokojnie składać się z 3 DPSów. Wykonujemy po kolei kilka krótkich i nie zawsze łatwych zadań, dzięki czemu jesteśmy nagradzani pudełkiem, w którym można znaleźć pieniądze bądź wartościowe przedmioty dla naszej postaci. Niestety, zdarza się, że otrzymujemy rzecz, która dla naszej specjalizacji jest totalnie niepotrzebna, co prawda zawsze możemy ją sprzedać. Podobnie jak w przypadku heroiców nie zajmują one dużo czasu, wystarczy poświęcić czasem zaledwie 10 minut. Pomysł Blizzarda jest naprawdę trafiony.
Warto wspomnieć, iż nie pojawiła się strefa walki PvP tak jak w przypadku Wrath of the Lich King czy Cataclysm, gdzie w nagrodę za zwycięstwo mieliśmy okazję walczyć z poszczególnymi bossami. Choć można powiedzieć, że cała Pandaria to jedna wielka strefa konfliktu między Hordą a Przymierzem. Prawdopodobnie dzięki temu do gry wrócili tzw. World Bossowie. Bohaterowie Azeroth znów będą łączyć się w grupy złożone aż z 40 osób. Galleon i Sha of Anger można spotkać w Kun-Lai Summit oraz w Valley of the Four Winds. Co najciekawsze, każda z postaci będzie osobno losowała dla siebie przedmiot, przez co nie będzie walk między tymi samymi klasami postaci. Jakby tego było mało, wykonywanie zadań dziennych tzw. daily questów, będzie miało wpływ na zwiększenie naszej szansy na otrzymanie epickiego przedmiotu. Ciekawa innowacja, ale nie jestem do końca pewien, czy uczciwa dla wszystkich, bo jest wiele ludzi, którzy nie mają czasu na codzienne robienie questów, a wchodzą tylko wieczorami na raidy. Przez to takie persony mogą być trochę sprzętowo zacofane w stosunku do tych, co grę poświęcają dużo więcej czasu.
Jedną z głównych zalet World of Warcraft zawszy były jednak wspomniane nieco wyżej już raidy, czyli wydzielone strefy dla postaci, które osiągnęły już maksymalny poziom, a zbierają się w grupy 10 lub 25 osobowe i walczą z bossami na danym obszarze. Nie inaczej jest tym razem, na początek do dyspozycji dostaliśmy Mogu’shan Vaults, która zawiera 6 bossów. Jak to zawsze bywa, kolejne są obiecane w następnych patchach. Mechanika oczywiście nie uległa zmianie, ale pójście na raid dalej zawiera w sobie coś magicznego, dzięki czemu przez dłuższy czas na pewno się nie znudzi.
I co z naszym królem? Na pewno daleko mu do oddania korony. Pandaria to miejsce, które każdy szanujący się gracz MMO powinien odwiedzić, a gwarantuje mu, że nie będzie tą decyzją zawiedziony. Dodatek wprowadza wiele ciekawych mechanik, które warto sprawdzić chociażby z ciekawości. Moja ocena jest bardzo wysoka, ale wystawiam ją z pełną odpowiedzialnością.