Ocena: 9,5
Plusy:
+ rewelacyjny port z PC
+ fabuła
+ grafika
+ polska wersja językowa
+ dynamiczna walka
+ i wiele innych
Minusy:
- okazjonalne problemy z doczytywaniem tekstur
- dziwne animacje ciosów kończących walkę
Kiedy rok temu na PC pojawił się Wiedźmin 2, wszyscy rozpływali się w zachwytach. CD Projekt RED pokazał, że Polska potrafi robić gry na światowym poziomie (nie pierwszy raz zresztą). Przyznam, że ja tego zachwytu nie podzielałem, jednak nie dlatego, że gra mi się nie podobała. Po prostu miałem za słaby sprzęt i zamiast grać, mogłem co najwyżej obejrzeć pokaz slajdów na ekranie. Dlatego przygodę z drugą odsłoną przygód Geralta zakończyłem zanim jeszcze rozpoczął się szturm na zamek.
Jednak teraz mogłem odrobić te zaległości. Po roku oczekiwań, gracze konsolowi otrzymali swoją wersję Wiedźmina 2. Co prawda tylko ci, którzy mają Xboxa 360, ale to już coś. I teraz mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że mogę czerpać z tej gry bez „skażenia” wersją z PC. Z drugiej żałuję, że nie mogłem brać udziału z przygodach Geralta już rok temu.
Właśnie mam zamiar ułożyć balladę o dwóch cyckach. Proszę mi nie przeszkadzać.
Jaskier – Granica możliwości
Z Geraltem spotykamy się w lochach zamku la Valette, gdzie jest przesłuchiwany przez niejakiego Vernona Roche. W trakcie tej „rozmowy” poznajemy szczegóły szturmu na rzeczony zamek, podczas którego wiedźmin pełnił rolę osobistego obrońcy i żywego amuletu króla Foltesta. Spotykamy kilku starych znajomych – nie tylko tych z poprzedniej gry, ale także z książek. Stajemy się też świadkiem (a w zasadzie uczestnikiem) wydarzeń, które sprawią, że Geralt staje się jeszcze mniej lubiany niż zwykle. Następnie wir przygody rzuca nas do Flotsam, gdzie spotykamy kolejnych przyjaciół Geralta, a akcja nabiera rozpędu.
Fabuła Wiedźmina 2 jest niezwykła. Z jednej strony wydaje się prosta jak budowa cepa. Co chwilę dostajemy jak na tacy ważne, jak się wydaje, informacje i mamy wrażenie, że nie ma żadnej tajemnicy, knucia i spisków. Ale nagle dostajemy z całej siły w twarz i budzimy się widząc, że to wszystko jedynie dym w oczy. Że jest drugie dno i nic nie jest takie, jak się wydaje. Choć może jednak…? Wiedźmina 2 nie można w żaden sposób odbierać powierzchownie, bo traci się 90% zabawy i radości płynącej z gry. Nie próbujcie tez przechodzić gry trzymając się jedynie wątku głównego i pomijając zadania poboczne. Tu poboczne, nie znaczy oderwane od tego, co jest gwoździem programu. Wielokrotnie okaże się, że to, co robicie „na boku” i to, co jest Waszym głównym celem splecie się w nieoczekiwanym miejscu i czasie.
Fabuła Wiedźmina 2 to również masa wyborów. Co istotne, wybory te nie są „jednorazowe”, czyli nie jest tak, że mają wpływ tylko i wyłącznie na rozwój, zakończenie i nagrodę w tym jednym konkretnym zadaniu. Wiele wyborów, których dokona gracz, ma wpływ na późniejsze wydarzenia. I wcale nie mówię tu tylko o wyborach, których dokonujemy w trakcie głównej linii fabularnej. Wpływ na wiedźmińską rzeczywistość mają też sprawy „drobne”, na które możemy trafić przypadkiem w trakcie zadań pobocznych. Ciekawym zagraniem jest wprowadzenie „klepsydry” ograniczającej czas, jaki gracz ma na udzielenie odpowiedzi w trakcie ważnych rozmów, od których może zależeć coś w późniejszych etapach gry.
Swoją drogą niezmiernie dziwi mnie podejście Andrzeja Sapkowskiego do obu gier o Wiedźminie. Powiedział on bowiem, że jeśli Geralt kiedykolwiek powróci w książkach, to on – Andrzej Sapkowski znaczy – nie ma najmniejszego zamiaru uznawać tego, co działo się w grach, za kanoniczne. Jeśli więc kiedykolwiek poczytamy nowe przygody Geralta (a wszystko wskazuje, że tak będzie), na próżno będzie w nich szukać odniesień do wydarzeń z obu gier. Decyzja ta jest dla mnie o tyle niezrozumiała, że przecież fabularnie obie produkcje stoją na bardzo dobrym poziomie. Moim zdaniem o niebo lepszym niż ostatnie tomy wiedźmińskiej sagi stworzonej przez Sapkowskiego, z których po prostu wiało koszmarną nudą.
– Hej, ty tam! – zaryczał, biorąc się pod boki. – Smoku chędożony! Słuchaj, co ci rzeknie herold! Znaczy się ja! Jako pierwszy honorowo weźmie się za ciebie obłędny rycerz Eyck z Denesle! I wrazi ci kopię w kałdun, wedle świętego zwyczaju, na pohybel tobie, a na radość biednym dziewicom i królowi Niedamirowi! Walka ma być honorowa i wedle prawa, ziać ogniem nie lza, a jeno konfesjonalnie łupić jeden drugiego, dopokąd ten drugi ducha nie wyzionie albo nie zemrze! Czego ci życzymy z duszy, serca! Pojąłeś smoku?
Yarpen Zigrin – Granica możliwości
Dobry eRPeG, to nie tylko zadania i fabuła, ale również walka. Żeby gra naprawdę była dobra, oba te elementy muszą być dopracowane. Kiedy rozmawiałem o Wiedźminie 2 w czasach premiery PeCetowej, niektórzy skarżyli się na konsolowe sterowanie. Oczywiście takie sterowanie na konsoli nie jest niczym złym. Za walkę odpowiada sześć przycisków. A oraz X to słaby i mocny atak. Y pozwala użyć znaków. Naciskając RT blokujemy ciosy, a LT koncentrujemy się na danym celu. RB służy do wykorzystywania podręcznych przedmiotów, takich jak sztylety, pułapki, czy bomby. LB natomiast przenosi nas do podręcznego kołowego menu, w którym wybieramy aktywny Znak i przedmiot podręczny. Warto nadmienić, że wciśnięcie LB nie powoduje uruchomienia aktywnej pauzy, a jedynie spowalnia akcję. Daje to nieco czasu na „ogarnięcie” tego, co i jak chcemy zmienić, nie pozwala jednak na zbyt długie podziwianie owego menu.
W pierwszej chwili walka sprawia wrażenie nieco bardziej rozbudowanego hack&slasha. Ot, biegamy, klepiemy przyciski ataku, czasem walniemy znakiem, czy rzucimy bombę. Nic bardziej mylnego. Po pewnym czasie okazuje się, że walka w Wiedźminie 2 to proces, w którym trzeba ciągle myśleć. Po pierwsze trzeba przewidywać i być gotowym jeszcze przed walką. Odpowiednie nasmarowanie miecza olejami dającymi bonusy, zażycie eliksirów wspomagających Geralta. O tym wszystkim trzeba pomyśleć zanim zaczniemy machać mieczem.
A w trakcie sieczki też trzeba kombinować. Frontalny atak i wesołe młócenie guzików na bank zakończy się zgonem, ale raczej nie tej postaci, którą chcielibyście ujrzeć martwą. Może na łatwym poziomie trudności, takie szarże będą odnosić skutek, ale to i tak tylko przeciw słabszym przeciwnikom. Kiedy staniecie przed kimś twardszym lub przed całą grupą wrogów, zacznie się prawdziwa walka. Ciosy, odskoki, zasłony, Znaki, zmiany przedmiotów, podmiany Znaków, szukanie sposobu na powalenie przeciwnika. Zaczyna się prawdziwy taniec śmierci, a owo konsolowe sterowanie, sprawdza się tu znakomicie. Wszystko jest pod ręką i dostępne na zawołanie.
Więcej tolerancji, jeśli łaska.[…] Twoja matka, jak widzę, musiała dostatecznie często chodzić sama po lesie, byś miał powody zastanawiać się nad własnym pochodzeniem.
Geralt – Mniejsze zło
Zacięcie RPG, to jeszcze jedna sprawa, czyli zarządzanie postacią i ekwipunek.
W sprawie ekwipunku nie mam wiele do powiedzenia. Plecak mamy wielki i jedynie obciążenie jest wyznacznikiem tego ile Geralt może wziąć na bary. Sprzętu też można znaleźć mnóstwo. Miecze, topory, pałki, zbroje i inne ciekawostki. Na szczęście nie ma problemu z odsianiem ziarna od plew. Bardzo łatwo można porównać to, co mamy założone z tym, co w plecaku. Do tego dodajmy tony różnych składników alchemicznych i rzemieślniczych, receptury, przedmioty fabularne i mamy niezłą kolekcję, która może się przewinąć przez „kieszenie” wiedźmina.
Rozwój postaci został z kolei pomyślany bardzo dobre i przejrzyście. Co poziom dostajemy punkty zwane Talentami. Możemy je wydawać na cztery gałęzie drzewka umiejętności. Te gałęzie to Trening, Alchemia, Szermierka i Magia. Na samym początku dostępna jest jedynie pierwsza gałąź, dająca takie bonusy, jak zwiększenie żywotności, regenerację wigoru, czy lepsze parowanie. W pozostałych można ulepszyć techniki walki mieczem, umiejętności alchemiczne związane z tworzeniem i działaniem olejów oraz eliksirów, a także wszystko, co jest związane z używaniem Znaków w walce. Oczywiście nie da się bezproblemowo „wymaksować” wszystkich czterech gałęzi. Warto wybrać specjalizację, choć niewykluczone, że uda się Wam stworzyć zbalansowanego Wiedźmina. Jednak z drugiej strony warto pamiętać, że jak coś jest do wszystkiego, to tak naprawdę jest do niczego.
A taka to była spokojna okolica. Nawet skrzaty z rzadka jeno szczały tu babom do mleka.
Caldemeyn – Mniejsze zło
Świat stworzony w Wiedźminie 2 zapiera dech w piersi. Jest przepięknie. Tu wszystko żyje i aż chce się czasem po prostu przystanąć i podziwiać to, co się dzieje wokół. I może nie jest to taka sama jakość, jak w przypadku ultra-hiper-wypasionego PeCeta, ale i tak robi wrażenie. Nawet jeśli czasem w trakcie filmiku tekstury wyostrzają się dopiero po chwili, to nie ma tragedii. Z drugiej strony zastanawiam się, czy gdybym zainstalował grę na dysku to „problem” pojawiających się dopiero po chwili tekstur nadal by istniał. Niestety miejsca na dysku brak, więc ten temat pozostanie u mnie w sferze rozważań.
Jedyną chyba rzeczą związana z grafiką, a raczej animacją, do której muszę się przyczepić, jest walka. A konkretnie animacje ciosów kończących pojedynek z ogłuszonym przeciwnikiem. Mam wrażenie, że zostały one stworzone tak, jakby Geralt zawsze walczył mieczem – pomijam tu te scenki, w których Geralt zabija wroga Znakiem. Oczywiście w trakcie scenki nasz bohater ma w rękach tę broń, którą aktualnie mamy wyekwipowaną, jednak nieodmiennie posługuje się nią jak mieczem. Nawet gdy ma w dłoniach nabijaną kolcami maczugę, jego ruchy przywodzą na myśl cięcia i pchnięcia mieczem, a gdy zakład ją na plecy robi to tak, jakby chował miecz do pochwy. Moim zdaniem jest to spore przeoczenie.
Dźwiękowo gra również jest bardzo dobra. Oczywiście pełna polska wersja językowa. Aktorzy dali z siebie wszystko i brzmią w zdecydowanej większości bardzo naturalnie. Zdarzają się niechlubne wyjątki, które chyba nie bardzo wiedziały, o co chodzi w tej zabawie, ale nie ma ich dużo.
Uważajcie też z graniem przy innych ludziach. Zwłaszcza przy dzieciach. Natężenie bluzgów, jakie momentami płyną z głośników, bywa potwornie wysokie. I niekiedy wiązanki potrafią pojawić się w najmniej spodziewanych momentach. Ale co ciekawe, wszystkie wulgaryzmy jakoś pasują do momentów, w których się pojawiają.
Synu, spójrz. Tam przy szynkwasie siedzi Ewangelina Parr. Jest ona, trzeba przyznać, pokaźna. Ba, nawet wielka. Ale mimo jej rozmiarów ponad wszelką wątpliwość nie jest to kurwa zdolna położyć kres wszystkim kurwom.
Yarpen Zigrin – Pani Jeziora
Kiedy Wiedźmin 2 pojawił się na komputerach, gracze zachwycali się całą grą. Mówili, że jest wspaniała i wypełniona rewelacyjnymi rzeczami po brzegi. I gdyby poprawić pewne błędy, to lepsza być już nie może. No i trzeba powiedzieć, że mylili się.
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów Edycja Rozszerzona to nie zwykłe przeniesienie gry z PC na Xboxa 360. Twórcy poprawili błędy wskazane przez graczy – nie tylko te mechaniczne, ale ponoć i te logiczne, czy fabularne (podobno mocno naprawiono Akt III). Następnie dołożono masę nowych rzeczy. Przy czym takie „drobnostki”, jak nowe kapitalne intro, czy rozszerzone outro to pikuś (a raczej Pan Pikuś). Dorzucono też świetne przerywniki między aktami, podsumowujące to, co się wydarzyło. Jednak to wszystko tylko „drobnostki”. Najważniejszym dodatkiem Edycji Rozszerzonej jest masa nowych zadań, lokacji, czy postaci. Twórcy mówią, że ta zawartość to na oko dodatkowe cztery godziny zabawy. Niestety, nie powiem Wam, jak prezentuje się ona na tle „podstawowej”, bo nie grałem w Wiedźmina 2 na PC, nie wiem więc, co jest dodatkiem, a co podstawą. Choć z drugiej strony nigdzie nie znalazłem rzeczy diametralnie odstających od reszty gry, co pozwala mi sądzić, że owa nowa zawartość bardzo dobrze wkomponowała się w całą grę.
Tak, czy inaczej należy pamiętać, że nawet jeśli Wiedźmin 2: Zabójcy Królów Edycja Rozszerzona jest grą kapitalną, to nie jest to gra absolutna. W jakiś sposób określa wysokość poprzeczki dla gier RPG na konsole (Dragon Age III będzie się musiał ostro namęczyć, żeby ją dosięgnąć, a moim zdaniem nawet seria Mass Effect musi spoglądać do góry, żeby ją zobaczyć), ale zawsze może powstać coś lepszego. To nie jest Silent Hill 2.
Żarty na bok, jak powiedział król Dezmod, gdy wśród uczty goście nagle zaczęli sinieć i umierać.
Geralt – Pani jeziora
Podsumować Wiedźmina 2 na Xboxa 360 mogę tylko w jeden sposób. Gra jest rewelacyjna. Na dzień dzisiejszy jest to zdecydowanie najlepszy RPG na tę konsolę. Zostawia w tyle Dragon Age II (to akurat łatwe zadanie), Mass Effecty i inne tytuły. Unikałbym jednak porównań ze Skyrim i Dark Souls, bo to odmienne podejścia do tematu, przez co i odbiór tych tytułów musi być inny.
Dodatkowo, mamy do czynienia z naprawdę wzorowym portem z PC na konsolę. Nie tylko dostaliśmy idealnie skonwertowaną oryginalną zawartość, ale również masę dodatków i poprawek – poprawek, które, co ważne, są podyktowane opiniami graczy po premierze PeCetowej.
Dostajemy grę kompletną i w zasadzie idealną. Wszystkie byki, na jakie trafiłem, były na dobrą sprawę kosmetyczne. Nie wpływały na grywalność, a jedynie na odczucia estetyczne. Jednak jako że się pojawiły, to nie mogę dać maksymalnej oceny. Dam o pół punktu mniej, jednak jeśli chcecie, możecie bez problemu traktować ją jako 10/10. Bo jak przymknie się na te drobnostki oko, to właśnie tyle wychodzi. Ale to graczom wolno przymykać oko, recenzent musi bezlitośnie wytykać. Więc wytykam, a Wy i tak wiecie, o co chodzi. Kupować i grać!