Płyta główna: Asus Rampage V Extreme
Procesor: intel i7 5820K @ 4.5GHz
Pamięć: Corsair Dominator Platinum 8x8GB @ 2666MHz
Karta graficzna: Asus Strix GTX1080Ti OC Edition 11GB GDDR5X
Słuchawki: SteelSeries Arctis 7
Klawiatura: Logitech G910 Orion Spark
Mysz: SteelSeries Rival 700
System: Win10 x64
Wojenna pożoga czterdziestego tysiąclecia wygląda bardzo dobrze, chociaż przy maksymalnych ustawieniach pojawiają się problemy z płynnością.
Świat futurystycznego Warhammera 40.000 doczekał się rzeszy fanów przy okazji serii Dawn of War. Pierwsza część była czymś rewolucyjnym, natomiast druga poszła w kierunku znacznego ulepszenia rozgrywki dla jednego gracza i uproszczenia pewnych rozwiązań w trybie wieloosobowym. Po kilku latach oczekiwania znowu możemy wrócić w przestrzeń ogarniętą wojną w Dawn of War 3.
Nowa produkcja Relica pozwala nam ponownie spotkać znane postaci, jak Gabriel Angelos czy Macha, a przy tym znacząco odświeża formułę rozgrywki. Niestety, niekoniecznie na dobre, o czym można przekonać się dość szybko po rozpoczęciu potyczek. Zacznijmy jednak od kampanii dla jednego gracza, która, podobnie jak w innych współczesnych strategiach, służy głównie za samouczek. Rozgrywka dla jednego gracza skupia się na przepowiedni związanej z Włócznią Khaina – niszczycielskiej broni, którą każda z frakcji chce posiąść. Tym sposobem zostajemy przywiązani do raptem jednego układu planetarnego, gdzie wykonamy łącznie 17 zadań. Tym razem nie dostajemy osobnej historii dla każdej ze stron, ale wspólną kampanię z przeplatanymi misjami, co jest rozwiązaniem co najmniej niekomfortowym. Jedna misja z Zielonoskórymi, jedna z Kosmicznymi Marines, a później skok do Eldarów – nie można się przyzwyczaić do jednej z ras podczas ciągłej rotacji. Nie można dać się wciągnąć w fabułę, zastanawiając się co chwila nad preferowaną kolejką rozbudowy, innymi jednostkami, właściwościami i taktykami każdej ze stron. Taka forma misji zaczęła się robić odrzucająca po zaledwie 6-7 mapach. Nie pomaga tutaj dobrze opracowana strona fabularna i przerywniki, skoro nie mamy swobody wyboru strony. Spory minus za takie podejście do gracza.
Jakby tego było mało, to do dyspozycji mamy tylko wspomniane trzy frakcje: Space Marines, Eldarów oraz Orki. Gdzie Tyranidzi? Gdzie Chaos? O pozostałych rasach wprowadzonych już w dodatkach do DoW 1 i 2 nie wspominam, bo zrobiłaby się z tego zbyt długa lista. Ba! Cała kampania jest uwstecznieniem w porównaniu do tej z Dawn of War 2. Dlaczego? Nie mamy żadnej możliwości dbania o swoje postaci, żadnego systemu doświadczenia, zarządzania ekwipunkiem i tak dalej. Kolejny duży krok wstecz. A co z rasami? W zasadzie nie różnią się niczym. Kiedyś Orkowie bazowali na tanich jednostkach w dużych ilościach, teraz nie są tanie, a ilości też jakieś skromne. Eldarzy i ich Banshee? Każda strona ma odpowiednik w swojej armii, więc w zasadzie dostajemy tylko inne skiny o tych samych właściwościach. Wszystko zostało znacząco spłycone. Nawet same potyczki są dużo mniej epickie i taktyczne, niż przy pierwszych odsłonach, ale ma to związek ze zmianą mechaniki.
Tutaj jest cały kosmiczny i czterdziestotysięczny pies pogrzebany. Ktoś bowiem wpadł na genialny pomysł „uproszczenia” mechaniki i rozgrywki. Jest to szczególnie widoczne w trybie wieloosobowym, gdzie mamy raptem osiem różnych teatrów wojennych. Wszystkie mapy wyglądają niemal identycznie i widać silną inspirację grami typu MOBA: oto mamy dwie albo trzy ścieżki i budynek główny do zniszczenia. Zero taktyki, zero myślenia, zero kombinowania, tylko macro niczym w zręcznościowej części StarCraft 2. Zniknęło doświadczenie jednostek, zniknęło morale, zniknął ogień zaporowy, zniknęła konieczność rozstawiania oddziałów, zniknęła możliwość wycofania. Nawet system osłon został drastycznie uproszczony. Dawn of War 3 miał stać się grą dynamiczną, gdzie powielono część rozwiązań z Company of Heroes 2 oraz dodano olbrzymie jednostki, dużo zdolności specjalnych i bohaterów, których możemy przyzywać. Zmiana kierunku i ogólne uproszczenia nie wyszły tej produkcji na dobre.
Gdy do tego dodamy konieczność zdobywania waluty i ogólnego doświadczenia konta, to otrzymamy potworka, którego nie powstydziliby się sami Tyranidzi: mutację dobrego settingu, z chęcią wejścia w totalnie nierozumiany rynek sportów elektronicznych, a wszystko to podlane esencją grindu niczym w grze MMO. Plus o stosunkowo słabej optymalizacji… Zatrzymajmy się na chwilę na wspomnianej walucie, czyli Czaszkach. Otóż za rozegrane i wygrane potyczki oraz misje w kampanii otrzymujemy dwie rzeczy: doświadczenie konta oraz wspomniane Czaszki. Waluta przyda nam się do odblokowania doktryn, czyli zdolności pasywnych, oraz dowódców. To w zasadzie tyle, bo samych bohaterów musimy dodatkowo wzmacniać doświadczeniem, które uzyskujemy globalnie za ich uczestnictwo w walkach. Takie rozwiązanie sprawia, że nie możemy sobie pozwolić na eksperymentowanie, ale zmuszani jesteśmy do siedzenia i klepania potyczek z AI albo z innymi graczami do przynajmniej ósmego poziomu, gdzie pojawiają się dodatkowe zdolności pasywne. Dopiero wtedy możemy przetestować nową kompozycję i zapewne skierować się do kolejnego bohatera.
Dawn of War 3 ma jednak parę pozytywów. Przede wszystkim fabuła, jak już przyzwyczaimy się do ciągłego przełączania frakcji i innej narracji. Same wstawki między zadaniami zrealizowane są bardzo dobrze, w ciekawej konwencji statycznych animacji. Samo rozwinięcie mechaniki o dodatkowe jednostki olbrzymie, czyli specjalny typ bohaterów, również wygląda całkiem dobrze, ale coś takiego było już w Command and Conquer 3, gdzie rozwiązano to o wiele lepiej. Na plus zasługuje również muzyka, chociaż momentami jest jej za mało i brakuje tutaj charakterystycznych i wpadających w ucho utworów. Słychać za to, że głosy i efekty dźwiękowe zostały zrealizowane z odpowiednią starannością.
Wspomniałem już o kiepskiej optymalizacji, więc czas rozwinąć temat. Grafika nie powala jakością, ale potrafi zamordować wydajnością, a w zasadzie jej brakiem. Ustawienie maksymalnych opcji graficznych odbije się niekorzystnie na płynności rozgrywki nawet przy GTX1080Ti, ale nie sprawi, że nasze gałki oczne wypłyną w stanie ciekłym. Co to, to nie: szata graficzna będzie może trochę lepsza od tej oferowanej przez Dawn of War 2, ale nie znalazłem tutaj niczego, co uzasadniałoby spadki klatek poniżej 60.
Dawn of War 3 jest produkcją, która na siłę stara przebić się do świadomości jako gra w stylu „sportów elektronicznych” i zgarnąć kawałek ciasta dla Segi i Relica. Niestety, przez eksperymenty dostajemy potworka, który nijak się ma do klasycznego klimatu i rozwiązań oferowanych we wcześniejszych odsłonach serii. Nowi graczy poczują się zagubieni, a starzy wyjadacze Dawn of War zniesmaczeni kierunkiem rozwoju. Szkoda, bo gra miała olbrzymi potencjał, który niepotrzebnie został zmarnowany na „zróbmy prawie MOBA w 40.000”. Zdecydowanie lepiej sięgnąć po drugą odsłonę niż myśleć o trzeciej.