recenzja- titanfall fps respawn ggk

Titanfall — recenzja gry


Intel Core i7@2.7GHz
12GB RAM
GTX660 2 GB
Windows 8.1


Titanfall prezentuje się rewelacyjnie! Jednak momentami potrafił zachrupać i w końcu zmusił mnie do zmiany ustawień antyaliasingu z maksymalnego na 8x.




Początek roku miał nam upłynąć pod znakiem Titanfall: dużych robotów walczących w jeszcze większych walkach. Miało być epicko, z rozmachem, w klimatach science-fiction – jednym słowem wszyscy mieliśmy być zadowoleni i pędzić do sklepu.

Najlepiej po ścianie i skacząc z dachu na dach! Właśnie tak, jak przemieszczamy się w Titanfall, czyli szybko, dynamicznie, do celu. To właśnie miało odróżniać bitwy mechów od standardowych strzelanek, w które przyszło nam grać. Zacznijmy jednak od początku, bo możemy trafić na solidną i niewidzialną ścianę. Instalacja gry na PC pochłania 50 GB miejsca. Super silnik? Niesamowita grafika? Prywatny Tytan musi się rozłożyć? Nic z tych rzeczy! Twórcy gry uznali, że zaskoczą nas udźwiękowieniem rozgrywki! W ten sposób 35 ze wspomnianych 50 GB to dźwięki, które spokojnie moszczą sobie miejsce w zaciszu naszego dysku. Jeśli pobieramy grę, to możemy spokojnie poszukać sobie czegoś innego do zrobienia i wrócić po kilku godzinach, bo prócz pobrania konieczna jest przecież instalacja, a trochę czasu zleci nim komputer przemieli 35 GB spakowanych dźwięków.

TitanFall_2014-03-24_20-56-17-26

Wreszcie jest! Wskakujemy do gry, niczym gepard… Znaczy pilot do swojego Tytana! Na samym początku czeka nas bardzo przyjemnie i ładnie zrealizowany samouczek, dzięki któremu szybko odnajdziemy się w specyficznej mechanice oraz poznamy tajniki wykorzystywania dostępnego ekwipunku. Walka w wirtualnym symulatorze pozwala poczuć moc Tytana bez narażania się na szwank, a tym samym przetestować nasze zdolności bojowe przed pierwszym zrzutem. Cały trening jest bardzo interesujący, poprowadzony w ciekawy sposób i znakomicie buduje cały nastrój towarzyszący rozgrywce.

Jednak już po krótkiej chwili sielanki i rozwalania dużych robotów w symulatorze przychodzi czas na zrzut. Trafiamy oto na jałowe, dosłownie, pola rozgrywki fabularnej w trybie wieloosobowym, czyli kampanię dla wielu graczy. Jest to niby naturalne przejście, podczas którego poznamy niektóre z map dostępnych w rozgrywce, dwa z pięciu trybów potyczki oraz zaznajomimy się z polem walki. Nie wspominam nic o fabule z jednego prostego powodu: jest ona tak autentycznie beznadziejna, sztuczna i pisana przez przedszkolaka, który zrobił to chyba kredkami, że Tytan nawet nie musi się pojawiać na mapie, żeby ją zdmuchnąć. Ostrzegam: po obu stronach ma się ochotę złapać kulkę w łeb, natomiast cała przeprawa przez dziewięć map trwa maksymalnie dwie godziny po każdej ze stron. Jakby tego było mało nie ma żadnego znaczenia czy wygramy czy przegramy dany etap! To już jest prawdziwe kuriozum: zakończenie każdej z potyczek jest zawsze takie samo niezależnie od wyniku oraz strony, którą graliśmy! Strony zresztą są tak nijakie, że po pewnym czasie nawet nie przykładamy uwagi do barw, które reprezentujemy. Ba! Nie ma żadnej różnicy poza kolorami umundurowania. Wstawki fabularne podczas wizyty w poczekalni, gdzie wszyscy rozmawiają? Są! Brak polskich napisów dla wstawek, których i tak nie możemy usłyszeć? Zgadza się. Postacie, które nie obchodzą gracza i których imiona zapominamy po pierwszym wystrzelonym pocisku? Jest, jest i wreszcie jest! Kampania jest porażką totalną. Na całe szczęście zdobycie Generacji i reset poziomu nie zmusza nas do ponownego przejścia tego dziwnego tworu. Inaczej już szukałbym sznura i wytrzymałej gałęzi.

TitanFall_2014-03-24_20-57-24-09

W zasadzie to nie o fabułę chodzi w Titanfall, chociaż Respawn Entertainment stara się obudzić w graczach nutkę masochizmu: kampanię musimy przejść dwukrotnie, aby odblokować dodatkowe modele Tytanów (łącznie mamy dostęp do trzech różnych typów) do modyfikacji. To między innymi tutaj, czyli w dowolności wyposażania swojego dzielnego alter ego w kosmicznej krucjacie oraz modyfikowaniu Tytanów, tkwi siła Titanfall. Początkowo do dyspozycji jedynie zdefiniowanych przez Twórców wojaków oraz jakieś proste maszyny do mielenia piechoty. Jednak z czasem i zdobywanym doświadczeniem otrzymujemy miejsca na własne kombinacje zarówno po stronie piechociarzy, jak i Tytanów. Możemy sobie przygotować pięć różnych kombinacji w obu kategoriach. Cóż przyjdzie nam zmieniać? Przede wszystkim podstawowe uzbrojenie, które, a jakże!, odblokowujemy wraz ze zdobywanym poziomem. Byłoby zbyt łatwo, gdybyśmy od ręki mieli dostęp do wszystkich dodatków, więc na wszelki wypadek dodano wyzwania, które umożliwiają nam modyfikację broni o dodatkowe cechy, jak na przykład celownik optyczny albo powiększony magazynek. Możliwości jest mnóstwo i każdy po kilku, lub kilkunastu, próbach znajdzie złoty środek dla swojego stylu gry zarówno w Tytanie, jak i bez niego.

Wspomnianych poziomów jest aż 50, a to nie koniec. Wspomniałem o zdobywaniu kolejnych Generacji. Jest to nic innego, jak zresetowanie naszego poziomu, zwiększenie mnożnika doświadczenia i rozpoczęcie przygody niemal od nowa. Generacja dodaje nam również znaczek graficzny, a w późniejszych etapach wymusza wykonanie pewnych wyzwań, aby przeskoczyć wyżej. Zawsze to jakiś sposób na przytrzymanie graczy.

TitanFall_2014-03-24_20-58-21-06

Skoczmy jednak, jak na prawdziwych pilotów tych siejących pożogę maszyn przystało, na pole bitwy! Tych mamy 15, ale Respawn zapowiada dodawanie kolejnych w darmowych łatkach. Szkoda jednak, że Twórcy nie pomyśleli o podstawowych prawach fizyki (granat elektryczny wybuchający w wodzie bez porażania wszystkich stojących w niej?) oraz modelu zniszczeń. To ostatnie być może byłoby trudne do zaimplementowania przy istniejącej mechanice: wystarczyłoby zniszczyć budynki, żeby piloci nie mieli już po czym skakać. Na szczęście mapki są zróżnicowane, ładne, a przede wszystkim dynamiczne! W Titanfall walka jest czymś naturalnymi dziejącym się stale, podobnie jak wspomniane skakanie po ścianach. Masz dwie możliwości: albo biegniesz, skaczesz, zabijasz i biegniesz dalej albo oglądasz, jak ktoś właśnie pakuje ołów w Twojego pilota. Tutaj nie ma miejsca na statyczne zagrania, przyczajenie się w bezpiecznym krzaku, oknie czy za innym kominem/żywopłotem/straganem. Zapomnijcie o dotychczasowym graniu i przypomnijcie sobie czasy Quake 3 Arena. Teraz dodajcie do tego Mirror’s Edge. Na koniec zaś zrzucamy na wszystko duże mechy i voila! Titanfall gotowy! Zmiana mechaniki i dynamiki rozgrywki pociąga za sobą zmianę przyzwyczajeń, ale to przychodzi stosunkowo szybko. Tempo akcji w Titanfall jest piękne: nawet przy bardzo ograniczonym czasie na grę, powiedzmy 15 minut, zazwyczaj zdążycie rozegrać dwie różne mapy. Jednak żadna inna gra nie oferuje takich emocji. Żadna inna gra nie umożliwi sprintu po ścianie budynku zakończonego podwójnym skokiem i uczepieniem się wrogiego Tytana, z którego następnie zrywamy kawałek pancerza i strzelamy w jego obwody. To jest właśnie magia i technika Titanfalla w pełnej okazałości.

TitanFall_2014-03-24_21-03-41-93

Szkoda jednak, że nie taki Tytan wielki, jak go rysują. A już na pewno nie tak pięknie chromowany, jak wszyscy byśmy chcieli. Polska wersja gry jest totalną porażką, nawet większą niż kampania. Po niektórych tłumaczach chyba faktycznie przetoczyły się Tytany, skoro mamy Pistolet Cyfrowy zamiast Smart Pistol oraz, moje osobiście ulubione, Supergaleon zamiast Supercarrier. Dodajmy, że w odniesieniu do statku kosmicznego z myśliwcami na pokładzie. Sama polska wersja posiada mnóstwo literówek, jakby całkowicie pominięto proces sprawdzania jakości. Nie wspominam już nawet o braku tłumaczeń w niektórych miejscach. Lepiej od razu przełączyć się na wersję angielską i oszczędzić sobie cierpienia. Kolejną kwestią jest integracja z Origin i, standardowy już problem dla gier ze stajni EA, kiepski netcode. Kilkukrotnie zdarzało mi się, że gra teleportowała mnie do menu szybciej niż mój Tytan lądował na polu walki, a do tego raczyła komunikatem o nieważnym kluczu Origin. Równie często przy pingu rzędu 30-40 zdarzały mi się sytuacje, gdzie silnik rozgrywki reagował z bardzo dużym opóźnieniem i ginąłem za ścianą, chociaż u mnie na ekranie już dawno ją minąłem. Tutaj pozostaje mieć nadzieję na poprawki albo zrzucić winę na początkowe obciążenie serwerów. Na koniec zostawiłem sobie rzecz, która mnie bardzo zabolała. Okazuje się bowiem, że Tytany spawamy do podłoża. Czasami może spaść z jakiegoś klifu, ale o skokach czy nawet podejściu na murek możecie zapomnieć. Jak widać parkour w wykonaniu pilotów musi wystarczyć. Szkoda.

Titanfall oferuje nam niewiele ponad standardowe tryby rozgrywki: dominację przez zdobywanie punktów kontrolnych, wyniszczenie znane lepiej jako prosty deathmatch, przejmowanie flagi, wariację na temat ostatniego człowieka na polu bitwy, ale z Tytanem w roli głównej czy wreszcie polowanie na pilota. Niby nic nowego, ale potrafi wciągnąć. Przyznam, że najbardziej obawiałem się obecności botów i zastosowania rozgrywki maksymalnie sześciu na sześciu żywych graczy. Na tym polu muszę przyznać, że finalna wersja Titanfall nie rozczarowała mnie tak, jak beta: boty pozwalają się rozgrzać, a mapy są dostosowane do maksymalnie dwunastu graczy. Nawet jeśli w danym momencie nie możemy znaleźć żywego przeciwnika, to się nie nudzimy, ponieważ otrzymujemy mocniejsze boty albo zwyczajnie polujemy na nie, żeby przyspieszyć zrzut naszej podręcznej maszyny do mielenia mięsa oraz konstrukcji mechanicznych. Nadal Wam mało? Rozgrywkę urozmaicają również tak zwane Burn Cards, czyli bonusy różnego rodzaju, które trwają do czasu naszej śmierci. Mogą to być wzmocnione bronie, tymczasowa zmiana umiejętności pilota lub Tytana, a nawet coś wyjątkowego, jak nieskończony zapas granatów. Podczas jednej rozgrywki możemy użyć maksymalnie 3 karty, które wcześniej nie tylko musimy odblokować, ale również umieścić w odpowiednich slotach. Podczas rozstawiania na polu walki lub pomiędzy szybkim zgonem i odrodzeniem możemy aktywować takowy bonus.

TitanFall_2014-03-24_21-02-46-60

Myślałem, że przy uruchamianiu Titanfall faktycznie będę musiał zapiąć pasy i przygotować się na zrzut w robocie bojowym prosto na pole walki, gdzie zacznę przedzierać się pod ostrzałem z każdej strony, aby ostatecznie zaprezentować lśniącą klatę mojego pupila na zwycięskim wzgórzu. Zamiast tego okazało się, że biegam po ścianach i strzelam do wszystkiego dookoła na tyle głupiego, żeby z refleksem szachisty poczekać na moją reakcję. Obiecywałem sobie po tej grze wiele, a tymczasem okazuje się jedynie dobrym i dynamicznym shooterem, w którym czekam tylko na zrzut swojego Tytana. Jeśli lubicie szybkie wymiany ognia, gdzie liczy się reakcja, a nie myślenie, to możecie śmiało kierować się na orbitę, wsiadać do kapsuły i krzyczeć FOR THE EMPE… Wspomnieć jakieś imię z kampanii. Natomiast dla reszty lepszym rozwiązaniem będzie spokojne poczekanie na rozwój gry i decyzja po pierwszych większych łatkach – na razie Titanfall zajmie Wam najwyżej 20-30 godzin, a po tym czasie zwyczajnie się znudzi.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
TYTANY! Powaga! Czuć ich masę oraz moc. Dynamika rozgrywki. Rozwój i testowanie nowych typów ulepszeń dla postaci i Tytana.
Kampania była doświadczeniem masochistycznym. Polonizacja jest zaś dla typowych sodomitów. Mordowanie botów, ograniczenia, mnóstwo drobnych błędów.

Komentarze