Plusy:
+ alternatywa dla Razera dla miłośników Logitecha
+ ładna
+ kabel w plecionce
+ aż 20 przycisków
+ wygodna przy normalnym użytkowaniu
Minusy:
- niewygodny dostęp do bocznego panelu (i to kładzie tę mysz do grobu)
- cena
Przez wiele miesięcy na rynku była tylko jedna mysz dla miłośników MMO, czyli Razer Naga. Jednak w końcu ktoś postanowił złamać ten monopol i wypuścić swojego gryzonia do multiplayerowych zadań specjalnych. Firmą, która się na to zdecydowała jest Logitech, a ich odpowiedź na Nagę zwie się Logitech G600
W zasadzie nie dziwi fakt, ze to właśnie Logitech postanowił wyrwać Razerowi część fanów MMO. Przecież to właśnie Logitech dał nam trzy kapitalne klawiatury G15, G19 i G510, które są wręcz skrojone pod gry MMO. Dziwi tylko fakt, że zrobił to dopiero teraz. A także, ze w taki sposób. No ale po kolei.
Logitech G600 ukrywa się w niepozornym pudełku, bez rzucających się od razu w oczy okienek. Aby podejrzeć gryzonia, trzeba najpierw uchylić tekturowe „drzwiczki”, aby popatrzeć na mysz schowaną w przezroczystym plastiku. Co mnie zdziwiło, to fakt, że po uchyleniu owych „drzwiczek” plastik z myszka wypadł mi na dłoń bez większego problemu. Nie wiem czy to kwestia egzemplarza testowego i „zużycia” pudełka (choć wyglądało na nieśmiganą nówkę), czy też ten typ tak ma i w sklepie tez można bez problemu wyjąc mysz z pudełka.
W moje ręce wpadł biały egzemplarz G600 (są też czarne) i musze przyznać, że prezentuje się on całkiem sympatycznie. Mysz już na pierwszy rzut oka jest duża, a jej kształt przywodzi mi na myśl bryłę Lamborgini Countach. Z przodu mamy dwumetrowy kabel ukryty w plecionce (za to już zanotowałem małego plusika), a na lewej ściance pyszni się blok dwunastu przycisków. Wszak mamy tu do czynienia z myszą do MMO będącą odpowiedzią na Nagę.
Przycisków na myszy naliczyłem dwadzieścia. Licząc po kolei:
standardowo prawy i lewy: 2
dwanaście na lewej ściance (cztery rzędy po trzy guziki): 14
trzeci przycisk obok „prawego”: 15
dwa guziki nieco poniżej rolki: 17
trzy guziki „w rolce” (wciśnięcie rolki w dół, w prawo i w lewo): 20
Ciekawy jest ten trzeci przycisk znajdujący się z prawej strony prawego przycisku myszy. Jest on położony w taki sposób, że spoczywa na nim całkiem wygodnie palec serdeczny.
Od spodu możemy zobaczyć czujnik i dwa duże ślizgacze położone z przodu i z tyłu myszy.
Jak już wspomniałem, na pierwszy rzut oka mysz jest duża. Jest taka, również na drugi i trzeci rzut oka, a wreszcie po dokładnym obadaniu i ponad dwutygodniowym użytkowaniu mogę powiedzieć, ze jest naprawdę duża. Na tyle duża, że mogłem spokojnie i wygodnie położyć na niej całą dłoń i jedyne co opierało mi się o podłoże to mały palec. I można by to uznać za plus, gdyby nie jedna ważna rzecz, o której za chwilę.
Po odpakowaniu i podłączeniu gryzonia do komputera, warto zainstalować jakieś sterowniki, czy tez wspomagające oprogramowanie o takiego kombajnu. Niestety w pudełku nie ma żadnej płytki z softem. Okej, może i Internet to powszechne medium, ale chyba płytka nie podniosłaby aż tak bardzo ceny tego urządzenia, a na pewno byłaby bardziej przydatna niż tona papierków, która wyciągnąłem z pudełka. Do obsługi G600 trzeba zainstalować specjalny pakiet oprogramowania Logitech dla ich linii peryferiów gamingowych. Ja musiałem tylko zaktualizować posiadane już oprogramowanie, które napędza moją klawiaturę G15. Co ciekawe pomimo podłączenia myszy i znalezienia jej przez system, soft Logitecha nawet się nie zająknął, ze może by coś zaktualizować. Musiałem ręcznie przekopywać się przez opcje i dokonywać aktualizacji. Potem jednak mysz została wykryta i mogłem się już bawić z ustawieniami.
A tych jest sporo. Po pierwsze możemy oprogramować wszystkie dostępne przyciski. I to możemy je oprogramować bardzo porządnie, bo oprócz pojedynczych klawiszy, można przypisać pod nie całe makra. Ponadto można zapisać w myszy sześć różnych ustawień dpi (maksymalnie 8200 dpi), z możliwością zmiany w locie, przez wciśnięcie przycisku. No i na koniec zabawa z kolorami podświetlenia klawiszy. Od ustawienia pojedynczego koloru, po śliczną, acz irytującą, możliwość płynnej zmiany barw przez cały czas kiedy mysz jest zasilana.
Możliwości sporo, ale niektóre nie są do końca intuicyjne. Kiedy chciałem zmienić przypisanie klawiszy na bocznym panelu, szukałem przez dłuższą chwilę, gdzie to można zrobić. Okazało się w końcu, że przypisanie pojedynczego klawisza do guzika myszy, robi się tam, gdzie można przypisać sekwencję klawiszy. Po prostu zamiast kilku, wciskam jeden. Niby logiczne, ale jakoś mnie nie przekonało. Grunt jednak, że zadziałało. Mysz ustawiona, czas w coś pograć. Jednak zanim napisze jak wypadły moje „growe” testy, kilka słów o technikaliach gryzonia.
Logitech obiecuje zasięg dpi od 200 do 8200, ponad 11 megapikseli na sekundę przy przetwarzaniu obrazu i maksymalne przyspieszenie rzędu 30G (oczywiście na odpowiedniej powierzchni). Główne przyciski mają wytrzymać nawet do 20 milionów kliknięć (chcę zobaczyć badania, mówiące ile kliknięć robi gracz na rajdzie w WoW, albo Rift), a ślizgacze powinny zrobić nawet 250 kilometrów po naszych biurkach. Sprawdziłem, że w jednym ruchu przemieszczam mysz o około 10 centymetrów. Więc 250 kilometrów, to żeby wyrobić te 250 kilometrów, musiałbym machnąć 25000 razy. No i w końcu parametry rozmiarowe. Mysz waży 133 gramy (bez kabla), a jej gabaryty to 118 mm X 75 mm X 41 mm.
Dlaczego nie zamieszczam dowodów na te wszystkie dpi i megaherce w postaci screenów z programów benchmarkowych dla gryzoni? Bo w tym przypadku ma to niewielkie znaczenie dla potencjalnych nabywców. Ta mysz nie została stworzona do FPS’ów i gier, gdzie potrzebna jest aptekarska precyzja , szybkie obroty i superczułość. W MMO liczy się wygoda, makra i jak najlepszy dostęp do miliarda skilli, którymi posługuje się nasza postać.
No dobra, zaczynamy zabawę. Na pierwszy ogień poszło MMO, w które gram nałogowo, czyli RIFT. Klawisze z panelu bocznego przypisałem tak jak miałem to w poprzedniej myszy i odpaliłem grę. Po kilku chwilach byłem mocno wkurzony. Testy „na sucho” nie zapowiadały tragedii. Nawet zastanawiałem się czy nie będzie wygodniej niż przy myszy Razera, ze względu na ciekawe wyprofilowanie bocznego panelu przycisków, dzięki któremu bez pudła można określić na których rzędach spoczywa kciuk. I faktycznie, ten aspekt był OK. Koszmarem okazała się wielkość myszy.
Otóż cała mysz, a co za tym idzie boczny panel, jest na tyle duża, że aby położyć kciuk na pierwszym rzędzie bocznych guzików, muszę położyć całą dłoń na myszy. W sposób, w jaki zupełnie nie jestem przyzwyczajony trzymać gryzonia. To jednak nie jest takie straszne, bo myszka jest naprawdę wygodna w trzymaniu (zwłaszcza dzięki temu trzeciemu przyciskowi) i nawet moje duże łapska dają radę. To już jednak mnie zaniepokoiło. Mam duże dłonie, a muszę naprawdę się postarać, żeby wygodnie sięgnąć pierwszego rzędu przycisków. Jednak okazało się, że przy takim położeniu dłoni, nie ma mowy, abym w wygodny sposób obsłużył najniższy rząd przycisków. Mogłem go sięgnąć zginając w akrobatyczny sposób kciuk, ale dalekie to było od jakiegokolwiek komfortu. Aby spokojnie operować dolnym rządkiem, musiałem…przesunąć całą dłoń na myszy w dół. Tak jest. Na sekundę musiałem puścić gryzonia, chwycić go nieco inaczej, aby wcisnąć jeden z trzech ostatnich przycisków. A potem znowu puścić i chwycić inaczej, aby mieć ostęp do najwyższego rzędu. Makabra. Powtórzę raz jeszcze, że mam spore dłonie i długie palce. Co zatem mogą czuć ludzie o mniejszych dłoniach? Zaciekawiony porównałem boczne panele w Logitech G600 i Razer Naga, bo w tej drugiej myszy takich problemów nie miałem. Okazało się, że cały panel boczny Nagi, kończy się mniej więcej tam, gdzie zaczyna czwarty rząd guzików w G600. Niby niewielka różnica, a dla wygody użytkowania kolosalna.
Nie pomogło też „przyzwyczajanie” dłoni do nowych warunków. Po ponad dwóch tygodniach obsługa panelu bocznego G600 była nadal tak samo niewygodna jak na początku. Dodatkowym gwoździem do trumny okazało się owo ciekawe profilowanie przycisków na bocznym panelu. Faktycznie dzięki niemu wiadomo gdzie trzyma się akurat kciuk, ale także pierwszy rząd jest nachylony w taki sposób, że często nie udaje się wcisnąć guzika, bo palec po prostu po nim zjeżdża.
Sytuacji nie zmieniły też testy w innych MMO takich jak Star Trek Online, czy Guild Wars 2. Próbowałem też pograć w SMITE, gdzie używa się mniejszej liczby przycisków. Tam było nieco lepiej, ale tylko kiedy zmapowałem sobie używane w tej grze przyciski do środkowych rzędów panelu.
Muszę przyznać, że mocno mnie to zmartwiło. Szczególnie, że mysz jest wygodna w normalnym użytkowaniu. Śpiewająco zdała Test Kobiety i Ulepszony Test Dziecka. Dla tych, którzy nie czytali innych testów myszy mojego autorstwa wyjaśniam, że Test Kobiety polega na sprawdzeniu jak na mysz reaguje moja Żona. Nie jest graczka, ale czasem coś poklika na komputerze. Nie zgłaszała żadnych obiekcji dotyczących wielkości gryzonia, czy wygody obsługi. Ulepszony Test Dziecka polega na oddaniu myszy w ręce mojej dziatwy. Poprzednie myszki przechodziły przez ręce mojej nastoletniej córki. Ulepszony test Dziecka oddał G600 w ręce mojego pięcioletniego syna, który klikał sobie różne gry przeglądarkowe na MiniMini, czy PBSKids. Tu również nie było zastrzeżeń, że mysz jest zbyt duża, czy zbyt ciężka. No tak, tyle że oni oboje wykorzystywali tylko dwa główne przyciski i czasem kręcili rolką.
Wygląd: 5/5
Wykonanie: 4/5
Funkcje: 4.5/5
Instrukcja: 3/5
Stosunek ceny do jakości: 3.5/5
Ogólnie: 2.5/5
PODSUMOWANIE:
Podsumowując. W moim odczuciu Logitech G600 to dobry ruch Logitecha, położony na łopatki wykonaniem. Jasne, że warto podpatrywać sprawdzone rozwiązania, ale kiedy bierzemy się za zmiany, warto je przemyśleć, żeby nie zarżnąć pomysłu na starcie. Niestety mam wrażenie, że w przypadku G600 czegoś zabrakło. Pomimo kilku lepszych niż u konkurenta rozwiązań, G600 przegrywa z kretesem na najważniejszym chyba polu – wygody użytkowania. Po co mi świetne opcje, skoro i tak ich nie wykorzystam, bo nie będzie mi się chciało gimnastykować. No i jest kilkanaście złotych droższa niż konkurentka.