t7

Tekken 7 – recenzja gry



Dwadzieścia trzy lata minęły od momentu, kiedy pierwszy Tekken pojawił się na świecie. Dwadzieścia trzy lata, w trakcie których gatunek bijatyk poszedł mocno do przodu. Dwadzieścia trzy lata, które dały nam w sumie dziesięć gier z serii Tekken (nie liczę crossoverów). Jak wypada Tekken numer dziesięć, który jednak ma obok nazwy cyfrę 7?

Przyznam, że odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.

tekken-2

Zacznę od rzeczy może nietypowej. Kiedy usiadłem do Tekkena 7 i zacząłem grać, nie miałem wrażenia, że gram w nową odsłonę serii. Czułem się, jakbym usiadł do czegoś starszego, tyle że z dużo lepszą grafiką i animacjami. Z jednej strony to fajna rzecz, dla miłośników serii, bo nie czują się zagubieni w nowych odsłonach. Z drugiej strony, jest to nieco dziwne, bo podświadomie chciałoby się poczuć coś nowego w odsłonie, na którą czekało się 10 lat (6 licząc TTT2).

Jednak po pewnym czasie zauważa się nowości. I to nowości, które potrafią wywrócić Tekkena do góry nogami. Taką nowością jest system Rage. Kiedy zawodnik zbierze już srogie baty i jego pasek zdrowia jest poniżej 30%, zaczyna pulsować na czerwono. Oznacza to, że się wkurzył (zawodnik, a nie pasek zdrowia) i ma dostęp do technik Rage. Po pierwsze jego zwykłe ciosy są nieco silniejsze. Po drugie może wykonywać Rage Drive’y i Rage Arty.

tekken-3

Ten pierwszy, to silniejsza wersja standardowych kombosów postaci. Jak wejdzie, to jest naprawdę ciekawie i może przechylić szalę zwycięstwa. Jak nie wejdzie, to nie ma strachu, bo przeciwnik nie jest w stanie zbyt prosto tego skontrować.

Rage Art natomiast, to taki odpowiednik super ciosu z Injustice. Jak siądzie, to nie ma przebacz. Dobrze wyprowadzony Rage Art może zakończyć walkę. Bo tak. Ale jeśli przeciwnik go wyblokuje (znaczy konkretnie wyblokuje pierwszy cios), to atakujący ma przerąbane jak w ruskim czołgu. Kontra jest niemal pewna. Rage Art jest co ciekawe bardzo łatwy do wyprowadzenia – ot dwa przyciski i czasem kierunek – ale bardzo „losowy” w działaniu. Dlatego też jest taki fajny.

Reszta walki to w sumie jak już napisałem, stary dobry Tekken. I to można pokochać, albo się na to wkurzać.

Warto zerknąć też, w jakich trybach przyjdzie nam się klepać po twarzach. Jako że Tekken 7 miał być grą, która pokaże finał walki w klanie Mishima, nie powinno nas dziwić, że dostajemy tryb fabularny. Opowieść jest przystępna zarówno dla wyjadaczy, którzy znają perypetie klanu, jak i dla nowicjuszy, ponieważ opowieść przeprowadza nas przez przeszłość i teraźniejszość, więc da się nadrobić zaległości.

tekken-5

Walki są prowadzone tak jak w Injustice, czy Mortal Kombat. Kierujemy jakimś zawodnikiem, potem zmieniamy naszego bohatera, potem znowu i tak aż do końcowej młócki. System znany i przyjemny. Jest jednak w nim jedna rzecz, która potrafi odrzucić. To poziom trudności. Jakie to cholerstwo jest trudne. Jasne, nie powinien to być spacer po parku, ale okazuje się, że trzeba mieć nieźle opanowany system walki w T7, żeby w miarę spokojnie przebrnąć przez fabułę. Przy czym „w miarę spokojnie” i tak oznacza kilka podejść do pewnych walk. Albo kilkanaście. Nowicjusze odbiją się jak od ściany. No, chyba że zjada z poziomem trudności do minimum, ale to nie tylko zmniejsza umiejętności SI, ale i upraszcza sterowanie. A wygrana z głupim przeciwnikiem, dzięki jednemu przyciskowi wcale nie jest fajna.

Inną możliwością dla pojedynczego gracza, jest standardowy tryb Arcade, czyli kilka walk jednym zawodnikiem i obejrzenie napisów końcowych.

Ale prawdziwą perełką jest Treasure Battle. Niby wygląda jak Arcade. Bierzemy jednego zawodnika i zaczynamy serię walk. Jednak tu, za wygrane walki dostajemy skrzynki z elementami ubioru. Im większa seria zwycięstw, tym lepsze fanty w skrzynkach. I co ciekawe, to zupełnie kosmetyczne szmatki, ale wychodzi na to, że Japończycy lubią takie zabawy. Ponadto niektóre z walk mają swoje własne zasady, które zmieniają zabawę. Większe obrażenia, większa szybkość, walka z bossem, czy walka o przedmiot specjalnie dla naszej postaci. Treasure Battle to moim zdaniem tryb ratujący solowe granie w T7.

tekken-4

W tryby sieciowe nie bawiłem się zbyt dużo. Powód jest prosty. Jestem raczej „casualem” w świecie Tekkena i moje boje w sieci wyglądały, jakbym szedł na solo w ringu z Mamedem Khalidovem. Tylko tu bolała tylko urażona duma, a nie wybite zęby.

Na koniec zostawiłem sobie zawodników, którzy umilają nam czas w T7. Mamy do wyboru 37 postaci (licząc Elizę z preorderów), z czego aż 12 to nowicjusze. Co prawda wśród nich jest kolejny Jack i diabelski Jin, więc finalnie liczba zupełnych świeżaków spada do 10. A kogo tam znajdziemy? Różne indywidua, choć tak naprawdę nikogo, kto mógłby się jakoś wyróżniać. No, może Kazumi Mishima, czyli żona Heihachiego, która pomaga sobie w walce tygrysem. Jest też stary znajomy fanów bijatyk, czyli Akuma ze Street Fightera.

Wśród starych postaci znajdziemy tych, których każdy zna i lubi. Law, Hwoarang, Nina, Paul, Eddie, King i inni. Mi osobiście bardzo brakuje Lei Wu Longa i jego zwierzęcych stylów. A co do zwierząt. Ciekawostką może być brak kangura Rogera, który został wycofany po protestach aktywistów praw zwierząt. Bo okrucieństwo. Ale Panda i Kuma mają się dobrze.

tekken-1

Ogólnie Tekken 7 to bardzo udany powrót Króla bijatyk. Może nie jest to powrót, który automatycznie umieści Turniej Żelaznej Pięści na tronie bijatyk, ale na pewno znajdzie się wielu graczy, którzy oddadzą mu cześć. Mi się spodobało, ale nie zostałem oczarowany. Zostaję w obozie NetherRealms. Jednak namawiam do zagrania w nową odsłonę Tekkena. Jeśli znacie serię, to w sumie nie muszę tego robić. Ale jeśli nie graliście jeszcze w żadną z odsłon, to warto usiąść do siódemki i nadrobić tę zaległość. Bo jeśli jesteś fanem bijatyk, musisz mieć ”zaliczonego” Tekkena. Nawet, jeśli Ci się nie spodoba.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Mechanika Rage Art i Rage Drive. Tryb Treasure Battle. To w sumie stary dobry Tekken.
Nijakie nowe postacie w rosterze. Brak Lei Wu Longa. Koszmarnie wysoki poziom trudności trybu fabularnego (albo komicznie łatwy)
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze