
Płyta główna: Asus Maximus Z690 Extreme
Procesor: intel i9 12900k
Pamięć: Corsair Dominator Platinum 2x16GB DDR @ 5200MHz
Karta graficzna: Asus ROG Strix GeForce RTX 3090 24GB
Słuchawki: SteelSeries Arctis Wireless Pro
Klawiatura: SteelSeries Apex Pro Gen 3
Mysz: SteelSeries Aerox 5 Wireless
SSD 1: WD 850N 2TB (NVMe)
SSD 2: WD 850N 2TB (NVMe)
Wszystko chodziło płynnie, nie było żadnych problemów.
W epoce ogranicznego lub wręcz zerowego dostępu do Internetu prym wiodły tak zwane couch coop, czyli kooperacja przy siedzeniu na kanapie. Świetnym przykładem nich będą różnego rodzaju bijatyki, FIFA, tryby hot seat czy wreszcie split screeny. Te ostatnie pozwalały podzielić ekran na kilka segmentów, zazwyczaj dwa, gdzie każdy z graczy otrzymywał swój obszar. Hazelight znalazło dla siebie pewnego rodzaju niszę właśnie w środowisku gier kooperacyjnych i śmiało rozwija w swoich produkcjach właśnie podział ekranu. Tym razem w, nomen omen!, Split Fiction.









Hazelight ma na swoim koncie głównie gry kooperacyjne – jedyny wyjątek stanowi tutaj Brothers: A Tale of Two Sons. Firma pod wodzą Josefa Faresa zdecydowała się jednak rozwijać pomysły zaprezentowane w swoim pierwszym tytule i dokładać do nich kolejne elementy. A Way Out zdecydowanie odbiegało od sielankowego klimatu Brothers, ale pokazywało, że tego typu gry mogą pozwolić sobie na dojrzałą narrację, świetne postaci, oryginalne rozwiązania kooperacyjne, a przy tym dostarczać mnóstwo rozrywki i angażować graczy. It Takes Two było kolejnym krokiem, gdzie narracja i historia były krokiem do spojrzenia w kryzys głównych bohaterów, a graczom dostarczało niesamowite lokacje z dzieciństwa, ponownie rozbudowując mechaniki, sposób angażowania widowni. I wreszcie, po czterech latach, otrzymujemy kolejną znakomitą opowieść: Split Fiction. Tym razem wszystkie nauki zostały wykorzystane, poszerzone, a sam tytuł można śmiało traktować na wielu warstwach: jako podróż z naszymi bohaterkami po ich sekretach, pragnieniach, dylematach, a nawet i koszmarach, ale również jako celny komentarz społeczny. To wszystko w zapierających dech w piersiach lokacjach, czasami naprawdę wręcz absurdalnych!









Akcja Split Fiction umiejscowiona została we współczesnych czasach, około roku 2025, co też wyraźniej podkreślone jest w grze. Poznajemy dwie bohaterki: niespełnione pisarki, które właśnie mają okazję podpisać kontrakt wydawniczy i spełnić swoje marzenia. Jednak za każdą z nich przemawia inna motywacja, o czym dowiemy się odkrywając historie stworzone (niekoniecznie napisane!) przez każdą z nich. Oto Zoe i Mio – całkowicie inne charakterem, wyobrażeniem świata, traumami – bohaterki Split Fiction. Możemy grać tylko w trybie kooperacji z drugą osobą, więc każdy z graczy musi zdecydować się na swoją postać i po krótkim wprowadzeniu, gdzie Mio i Zoe lądują w tajemniczej maszynie firmy Rader Publishing, jesteśmy rzucani w wir akcji. Obie bohaterki prezentują inne podejście do problemów, ale również zupełnie inne gatunki literackie, które nie są od siebie aż tak odległe wbrew pozorom. Początkowo sprawia to, że mamy do czynienia z komedią sytuacyjną, która szybko zmienia aspekt i staje się dużo głębszą opowieścią, także i o samotności. Nie będę tutaj odkrywać wszystkich kart na stronach tej fabularnej księgi, ale wspomnę jedynie, że postaci jedynie pozornie są jednowymiarowe.
Sama rozgrywka jest niezwykła i porywająca, a każdy rozdział ewoluuje wraz z naszymi bohaterkami. Jesteśmy w świecie fantasy? Proszę bardzo: oto smocze jaja, które musimy przenieść do świątyni. Opowieść się na tym nie kończy, bo smoki rosną wraz z postępem całego etapu, aż w końcu przyjmują swoją majestatyczną formę. A może wolicie fantastykę naukową? To co powiecie na dynamiczny pościg na motorze ze zmienną grawitacją i punktami odniesienia, podczas kiedy druga osoba rozwiązuje CAPTCHA, żeby Wasz środek transportu nie eksplodował? Każdy etap zaskakuje! Jest to, kolejna po fabule, motywacja do odkrywania: co twórcy przygotowali dla nas za rogiem? Jak daleko może sięgnąć ich wyobraźnia? Przeskakiwanie w skrajności podkreśla samo wykorzystanie motywów fantastyki i fantastyki naukowej, ale skaczemy również na spektrum dojrzałości emocjonalnej samych opowieści. Od pociesznej historii o świnkach (tak baaaaardzo pociesznej i radosnej), potrafimy przejść do mrocznego klimatu rodem z cyberpunka, gdzie korporacje kontrolują życie ludzi.









To jest niesamowita siła Split Fiction: w ramach jednej gry otrzymujemy kilkanaście różnych produkcji z interesującą mechaniką prezentowaną na każdym z etapów. I nigdy nie potrafi się to znudzić. No dobrze – może trochę przesadzam, bo finałowa walka zaczynała być w pewnym momencie nużąca… Jednak przez ogromną część gry bawimy się świetnie, współpracujemy z drugą osobą, a nawet porażki budzą uśmiech na twarzy. Dlaczego? Bo każda porażka nas czegoś uczy. A że do tego postaci potrafią w interesujący sposób pożegnać się z życiem – to dodatkowy atut. Szczególnie, że gra nie ma wyśrubowanego poziomu, czasami prowadzi nas wręcz za rękę, jest niesamowicie wręcz wybaczająca, jeśli chodzi o błędy. Pad nie jest moim naturalnym środowiskiem, a gra potrafiła w niektórych miejscach przyciągnąć mnie do konkretnego elementu, który miałem chwycić, nie chciała ukarać mnie za zdolności manualne, ale opowiedzieć historię w interesujący sposób. Owszem, są momenty, gdzie zgon postaci restartuje pewien etap, ale jest to cofnięcie się w czasie o maksymalnie 2-3 minuty. Głównie za sprawą znakomitego systemu punktów kontrolnych i zapisów gier. Wpływa to znacząco na długość rozgrywki: ukończenie Split Fiction zajmie Wam około 9-13 godzin, w zależności od stopnia tak zwanego lizania ścian i szukania sekretów oraz smaczków.









A jest czego szukać! Split Fiction przesycone jest nawiązaniami do popkultury, innych gier, książek – gdzie nie spojrzymy praktycznie zawsze znajdzie się coś, co przywoła uśmiech na naszej twarzy. Na przykład jeden z bossów, który nazywa się Pan Młot, wypuszcza psy, a jednocześnie dostajemy się do niego przez imprezę disco w klubie. Aż chce się krzyknąć „Stop, Hammer time!”. Sami bossowie są bardzo kreatywni, chociaż od tej reguły odbiega finałowa walka, która, przynajmniej dla mnie, była pewnego rodzaju pomyłką. Owszem – miała interesujące rozwiązania, ale sama potyczka z bossem i odbieranie mu punktów zdrowia, szczególnie po pozostałych kreatywnych rzeczach, zwyczajnie wydawała się nudna, monotonna i po prostu zbyt długa. W tym miejscu wspomnę jeszcze o wtrąceniach czy raczej side-questach, jak to sama gra określa. Otóż rozdziały podzielone są na konkretne tematy i przeplatają się: raz jestem w przyszłości, a raz w czasach fantasy. Natomiast zespół Josefa Faresa zadbał o brak monotonii poprzez dodanie rozrzuconych w świecie portali, które zaprowadzą nas do pobocznych historii. W ten sposób z mrocznego świata przyszłości trafimy nagle na farmę, gdzie świnie latają na kosmicznych gazach. Takich absurdalnych połączeń jest dużo więcej, a sama mechanika zadań pobocznych jest kolejnym przykładem kreatywności studia, często zmieniając nasze podejście i mechanikę całego rozdziału. Opisywanie poszczególnych mechanik czy nawet stylu opowieści zepsułoby w wielu miejscach niespodziankę i efekt „wow”, dlatego pozwalam sobie na dość uproszczone opisy – jednocześnie serdecznie zachęcam, żeby każdą z tych historii sprawdzić i po prostu dobrze się bawić.









Split Fiction to również znakomita oprawa audiowizualna. Przemierzając różne obszary zawitamy w śnieżne krainy, gęste lasy, jaskinie, do futurystycznych miast nocą, tajnych kompleksów badawczych. Wszystko to zostało naprawdę świetnie dopracowane graficznie, nawet tła, górujące gdzieś w oddali, do których nawet się nie zbliżymy w trakcie rozgrywki, są żywe, autentyczne i śmiało mogłyby zostać wykorzystane do stworzenia niejednej niezależnej fabularnie produkcji. Podobnie jest z dźwiękiem i głosami: muzyka nie jest nachalna, ale potrafi wybić się na pierwszy plan w istotnych momentach, żeby podkreślić patos lub humor. Głosy postaci zostały dobrane znakomicie i czuć, że aktorzy dobrze bawili się w poszczególnych rolach. Tutaj mogę przyczepić się do wstawek fabularnych w biurze Rader Publishing, gdzie niektóre z postaci nie poruszają ustami podczas mówienia, ale jest to chyba jedyny błąd, na jaki natknąłem się podczas całej rozgrywki.









W Split Fiction ciężko jest szukać wad, za wyjątkiem wspomnianego już finałowego pojedynku. Gra jest niemalże doskonałym przykładem jak implementować rozwiązania kooperacyjne, stworzyć przystępny system i do tego opowiedzieć bardzo dobre historie. Gdy do tego dodamy fakt, że EA udostępniło również Friend’s Pass, który umożliwia granie na jednej kopii w kooperacji online, to gra staje się nie tylko bardziej przystępna, ale nawet możliwa do spróbowania z tym znajomym, który zdecydował się na zakup. Ba! Nie sprawdzałem tego osobiście, ale pojawiła się informacja, że gracze bez kopii, czyli na dwóch Friend’s Passach mogą spokojnie zagrać w pewnego rodzaju demo i sprawdzić czy ten tytuł jest dla nich. Split Fiction w pełni obsługuje crossplay między wszystkimi platformami, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zagrać w połączeniu PC-XBOX czy nawet XBOX-PlayStation.









Split Fiction jest dokładnie tym, czego oczekiwałem po kolejnym tytule z Hazelight: znakomitą, nawet wręcz wybitną, produkcją. Grą, gdzie widać pasję, wolność kreatywną. Jest to z pewnością kandydat do tytułu Game of the Year za rok 2025 i pozycja niemalże obowiązkowa dla każdego gracza. Nawet pomijając komentarz społeczny, mamy do czynienia z grą, która dostarcza niesamowitych ilości zabawy i radości, a w niektórych momentach potrafi skutecznie zaszokować lub skłonić do przemyśleń. Zdecydowanie polecam!
