Ocena: 8,0
Plusy:
+ piracki klimat
+ świetna zabawa
+ wciągająca historia
+ Voodoo w miejsce magii
+ ciekawy system rozwoju postaci
Minusy:
- problemy z SI
- dziwne błędy graficzne
Fani gier cRPG na hasło Gothic dostają wypieków. Oczywiście tylko jeśli mowa o pierwszych trzech częściach. Dzieło Piranha Bytes wpisało się złotymi zgłoskami w kanon gatunku. I choć strach blady padł na graczy, kiedy w 2007 roku firma po rozstaniu z wydawcą straciła prawa do tytułu, to jednak w 2009 wszyscy znowu się cieszyli grając w Risen. Tytuł inny, ale gra nadal tak samo świetna. Teraz przyszedł czas na kolejny rozdział sagi. Rozdział zatytułowany Risen 2: Mroczne wody.
Na początku zdradzę Wam pewną zakulisową informację dotyczącą poniższej recenzji. Pierwotny plan, zakładał przekazanie gry do przetestowania komuś, kto jest gorącym fanem sagi Gothic i Risena. Powód jest chyba jasny. Jednak po kilku rozmowach i przemyśleniach postanowiliśmy nieco zmienić ten plan. Gra trafiła do osoby, która nie jest wybitnym fanem Gothica i Risen, ale jest zagorzałym fanem gatunku cRPG. No tak, to właśnie ja. Dlatego też nie szukajcie tu porównań do poprzednich dzieł Piranha Bytes. Jedyne co znajdziecie, to recenzję gry cRPG. W zasadzie już teraz mogę zdradzić, że będzie to recenzja świetnej gry cRPG.
Naszą przygodę zaczynamy w porcie o nazwie Caldera. Bezimienny bohater odpoczywa po wyeliminowaniu potężnego przeciwnika. Odpoczywa jak to bohater, z rzadka trzeźwiejąc. Niestety sielanka kiedyś się kończy. Do portu zbliża się statek, któremu nie jest jednak dane spokojnie przybić do brzegu, dzięki uprzejmości czającego się pod powierzchnią Krakena. Nasz dzielny Bezimienny idzie na plażę, aby poszukać rozbitków. Spotyka jedną kobietę, w dodatku starą znajomą. Od tego momentu całość zaczyna nabierać rozpędu. Zaczyna się szukanie skarbów i tajemniczej broni, dzięki której będzie można zabić Krakena czającego się u brzegów portu. A to tylko początek.
Ratowanie świata, szukanie magicznej broni pozwalającej na pokonanie potężnego monstrum, to można powiedzieć dość wyeksploatowane tematy w grach cRPG. Jednak Risen 2 urzekł mnie otoczką, w jakiej to wszystko się dzieje. Zapewne gdybym miał wyruszyć w tę podróż w oklepanym „średniowiecznym” settingu, ze standardowymi wojownikami, magami i tym podobnym tałatajstwem, pewnie długo bym nie wytrzymał. Jednak przeniesienie rozgrywki w świat piratów nadało grze niesłychanej świeżości.
Tak jest, Risen 2: Mroczne wody, to opowieść piracka, pełna rumu, skarbów, fal i wiatru. Co istotne, owo przeniesienie klimatu nie zostało zrobione li tylko przez stylizację scenografii, czy ekwipunku. Klimat Piratów z Karaibów czuć tu na każdym kroku. Wspomniane już krajobrazy, ekwipunek to jedno, ale są też zadania, mechanizm walki, rozwój postaci. Wszystko to zostało podporządkowane pirackiemu smakowi gry.
Naprawdę świetnie się czułem, gdy kupując nową „zbroję” zamiast wybierać między kolczugami i płytówkami, zastanawiałem się która koszula będzie dla mnie lepsza, albo czy kupić wysokie skórzane buty, czy też eleganckie półbuty ze srebrnymi zapinkami. Zapomnijcie o hełmie, tu naturalnym wyborem jest bandana, albo zawadiacki kapelusz. Zamiast ciężkich topornych broni, standardowych dla „średniowiecznych” cRPG mamy z kolei szeroki wybór szabli, rapierów, kordelasów, wystylizowanych tak, że sam Czarnobrody chciałby nosić coś takiego przy pasie. A najlepszym eliksirem przywracającym utracone siły witalne jest butelka rumu, grogu, czy Krwawej Mary (moment, Krwawa Mary w butelce?).
Bycie piratem to też ciągłe bójki i pojedynki. Nie raz przyjdzie Wam rozwiązywać spory za pomocą szabli. I nie mówię tu o walce ze zwykłymi wrogami stojącymi między Wami, a Waszym celem. Mam na myśli rozwiązywanie sporów z napotkanymi postaciami niezależnymi, od których dostaniecie zadania. I fakt, że będziecie zmuszeni wyciągnąć szpadę, wcale nie oznacza, że odnieśliście porażkę w trakcie rozmowy. Tak po prostu wygląda życie pirata. Rumu i pojedynków się nie odmawia.
Zupełnie inaczej człowiek czuje się też badając wszelakie ruiny, które można spotkać na odwiedzanych wyspach. W innych cRPG, takie lochy to normalka. Tu, czuć że wkraczamy na zupełnie inny teren. Spotykamy wrogów, których w dżungli, czy na plaży się nie znajdzie. Ale też właśnie tam czekają na Bezimiennego niezwykłe skarby. Choć jeszcze bogatsze znaleziska czekają w miejscach oznaczonych znakiem X. To miejsca, w których piraci zakopali swoje skrzynie ze skarbami. Aby się do nich dobrać, trzeba mieć dwie rzeczy. Mapę skarbu i łopatę. Satysfakcja towarzysząca wykopaniu i otwarciu takiej skrzyni jest olbrzymia. A pamiętajcie, że złoto w Risen 2 to rzecz niemal tak ważna jak zapas rumu. Jednego i drugiego trzeba mieć bardzo dużo.
O pirackim klimacie gry, mógłbym pisać jeszcze bardzo długo. I bardzo pozytywnie. Bo to naprawdę okazało się strzałem w dziesiątkę. Ile można skakać między standardowymi settingami fantasy i SF. Być piratem, to jest to. Mieć małpkę, która odwali za nasz czarną złodziejska robotę, albo nieodłączny atrybut pirata, czyli papugę. Takie rzeczy, tylko w Risen 2.
No dobra, wystarczy już zachwytów nad settingiem. Czas na sprawy bardziej mechaniczne. Zacznijmy od rozwoju postaci. W Risen 2 rozwój bohatera jest jednocześnie prosty i skomplikowany. W trakcie wędrówki zdobywamy doświadczenie, zwane tu Glory. Za punkty tego Glory możemy rozwijać podstawowe atrybuty Bezimiennego. Atrybutów tych jest pięć: Blades, Firearms, Toughness, Cunning, VooDoo. Startujemy ze wszystkimi cechami na poziomie 1, a rozwój kosztuje 1000 x obecny poziom cechy. Czyli za podniesienie Blades z 2 na 3, zapłacimy 2000 punktów Glory. Proste, prawda?
No to teraz zaczyna się lekka komplikacja. Pod każdym z pięciu podstawowych atrybutów, ukrytych są po trzy talenty. Są to takie rzeczy jak odporności na ciosy bronią białą, zdolność obsługi pistoletów, znajomość czarnej magii, zdolność posługiwania się bronią kłutą, czy dar przekonywania. Owe talenty podnoszą się automatycznie, za każdym razem, gdy podnosimy główną cechę. Dodatkowo możemy je modyfikować, dzięki ekwipunkowi. Kolczyki z bonusem do przekonywania, koszula poprawiająca władanie bronią kłutą, czy bandana polepszająca celność, to norma w świecie Risen 2.
Ale jest jeszcze jeden poziom tego drzewka. To umiejętności. Tu mamy do czynienia z umiejętnościami, które pozwalają nam na wykonywanie różnych ciekawych czynności w świecie Risen 2. Potężne ataki, kradzież kieszonkowa, zastraszanie, otwieranie zamków, skradanie się. Bez nauczenia się tych rzeczy, po prostu ich nie wykorzystamy w trakcie gry. Umiejętności tych uczymy się od różnych bohaterów niezależnych. Do nauki wymagane są trzy rzeczy: złoto, jeszcze więcej złota i odpowiedni poziom jakiejś cechy, lub inna nauczona umiejętność. Pamiętać też trzeba, że umiejętności zazębiają się ze zdolnościami. Na przykład nie wystarczy nauczyć się otwierania zamków, by wszystkie zamknięte skrzynie i drzwi stanęły przed nami otworem. Trzeba mieć też odpowiednio wysoki poziom zdolności złodziejskich, gdyż ten wskaże nam do jak trudnych zamków możemy startować.
No dobra, żartowałem z tą komplikacją. Może na papierze wydaje się to zakręcone, jednak w praktyce jest proste jak świński ogon.
Bardzo fajnie prezentuje się mechanika walki. Do dyspozycji mamy broń główną i broń podręczną. Główne ataki wykonujemy klikając lewym przyciskiem myszy, a naszym celem jest wróg, w stronę którego jesteśmy właśnie odwróceni. Prawy przycisk myszy odpowiada za blokowanie ciosów (co jest bardzo ważne i bez czego najzwyczajniej nie przetrwacie). Dodatkowo mamy spację odpowiedzialną za kopnięcia, oraz klawisz E, którym używamy sprzętu dodatkowego takiego jak pistolety, piasek (do sypania w oczy), czy kokosy (do ogłuszania). Pomimo tego, że w zasadzie walka jest ciągłym klikaniem, to jednak wymaga od nas myślenia. Jak już napisałem młócenie szabla na ślepo kończy się zwykle zgonem naszej postaci, chyba że atakuje nas tylko jeden wróg i to w dodatku słaby. Co prawda możemy liczyć na naszych towarzyszy broni, jednak trzeba w ich przypadku zastosować zasadę ograniczonego zaufania. Mają oni niekiedy tendencję do zwlekania z atakiem, albo zmiany celu bez widocznego powodu. Wiele razy zdarzyło mi się, że członek drużyny, zamiast zaatakować wroga odwróconego do niego plecami, który dodatkowo był „na oparach” żywotności, czekał aż ten mnie zabije. A zaraz potem wykańczał go jednym ciosem. Szkoda, że było to o całe życie za późno.
Otwarcie przyznaję, że nie praktykowałem VooDoo, czyli pirackiej czarnej magii. Od początku założyłem sobie, że stworzę pirata, który będzie potrafił fechtować, a poza tym zajmie się głównie czyszczeniem sakiewek, skrzyń i uwodzeniem niewiast śliczną gadką. Magię omijałem z daleka. Choc trzeba przyznać, że VooDoo w Risen 2 dalekie jest od standardowej magii znanej z innych gier. Praktykowanie tej sztuki może być całkiem ciekawe.
Graficznie Risen 2 stoi na przyzwoitym poziomie. Nie ma tragedii, ani nie powala na kolana. Zauważyłem ciekawy błąd, związany z okoliczna roślinnością. Otóż zdarzało się, że krzaki, czy gałęzie drzew zmieniały swoją wielkość gdy się do nich zbliżałem. Jedne się kurczyły, inne rosły w oczach. Nie wiem czym było to spowodowane. Nie wpływało to w żaden sposób na rozgrywkę, ale było nieco irytujące. Świetnie wygląda animacja walk. Czuć w niej też tego pirackiego ducha gry. To nie jest zwykła młócka mieczem, czy toporem. W ruchach postaci widać finezję, to jest fechtunek, a nie ślepa rąbanka. Jedyną kiepską animacją jest bieg postaci. Kojarzycie może sceny z programów telewizyjnych, gdzie bohater ma kamerę przyczepioną do kasku? Głowa znajduje się wtedy zawsze w środku ekranu i wygląda jak przyklejona, podczas gdy reszta ciała porusza się w dziwny sposób. Podobnie wygląda bieg w Risen 2, przy czym tutaj elementem centralnym są plecy Bezimiennego. Śmiesznie to wygląda.
Z dźwiękiem jest dużo lepiej. Zarówno pod względem muzycznym, jak i voice actingu. Wersja gry, którą dostaliśmy przed premierą była wersją angielską i mogę powiedzieć, że dialogi „dają radę”. Aktorzy brzmią całkiem naturalnie, a kwestie pełne są „pirackiego mięsa”, nie tylko w tej prymitywnej postaci czyli wszelkich „fucków” i tym podobnych, ale również kwiecistych i opisowych obelg jakimi tylko piraci potrafią się posługiwać. To też sprawia, że bardzo chciałbym usłyszeć grę w polskiej wersji językowej. Cenega bowiem postarała się i zaprosiła do współpracy cała masę gwiazd. Usłyszymy głosy Jarosława Boberka, Jacka Kopczyńskiego, czy Mirosława Zbrojewicza. Osobiście jestem niesłychanie ciekaw, jak w dubbingu postaci z gry komputerowej poradził sobie nasz polski „wysłannik Szatana”, czyli Adam ‘Nergal’ Darski, znany jako wokalista grupy Behemoth. Jak tylko w nasze ręce trafi polska wersja gry, natychmiast opiszemy jak wypadły rodzime gwiazdy.
Zanim postaram się o podsumowanie Risena 2, musze jeszcze wspomnieć o błędach, które niestety w tej produkcji się znalazły. Nie ma się co dziwić, gdyż gra wolna od byków jeszcze chyba nie powstała i raczej nigdy nie powstanie.
Problemy Risen 2 objawiają się głównie w działaniu SI. O problemach związanych ze wsparciem towarzyszy w walce już pisałem. Dodatkowo, nasi „przyjaciele” potrafią się zgubić. Są momenty, w których zeskoczenie z niewielkiego wzniesienia, czy przejście w poprzek mostku przekracza ich możliwości i zasuwają dookoła, co powoduje, że musimy na nich czekać. Dobrze, jeśli w tym czasie nie trafimy na wrogów. Gorzej, jak przypałęta się do nas coś, z czym sami nie damy sobie rady. Spotkałem się też z przypadkiem zablokowania się postaci niezależnej związanej z pewnym zadaniem. Gościa nie było ani w miejscu gdzie questa zacząłem, ani tam gdzie miał się stawić po jego zakończeniu. W tajemniczy sposób pojawił się dopiero w miejscu początkowym, gdy szukając go, dotarłem tam z zupełnie innej strony. Taki byk to spory problem. Niby był to quest poboczny, ale z drugiej strony gość był trenerem złodziejskich sztuczek, więc był mi niezbędny. Więcej tego typu błędów nie znalazłem, więc mam nadzieję, że to sprawa incydentalna.
Podsumowując, jako fan gier cRPG mogę z czystym sumieniem polecić Wam Risen 2: Mroczne wody. Gra choć nie jest perełką i nie jest dopracowana tak, jak na AAA przystało, to jednak daje mnóstwo frajdy, a to chyba jest najważniejsze. Fabuła choć w swej najbardziej podstawowej formie jest standardowa dla gatunku, to jednak w połączeniu z pirackim klimatem gry daje niesamowitą mieszankę. Risen 2 jest zdecydowanie powiewem świeżości w gatunku cRPG. Pokazuje, że nie trzeba wrzucać do gry tony super-nowatorskich rozwiązań. Wystarczy odpowiednio dobrać klimat gry. Ja po prostu nie byłem w stanie oderwać się od zabawy. Miałem typowy syndrom „jeszcze jeden quest, jeszcze jeden skarb, jeszcze tylko zobaczę co jest za rogiem”. I tak niezauważenie mijały godziny. A ja ciągle świetnie się bawiłem. I jestem świadom, że nie napisałem tu o wielu rzeczach. O zagadkach, legendarnych przedmiotach wyszukiwanych dzięki czytaniu pirackich opowieści, zawodach w piciu grogu i wielu innych. Ale to możecie sami przeżyć. Wystarczy zainstalować Risen 2: Mroczne wody. Jako fan gatunku cRPG gorąco zachęcam.