Kolejny rok, kolejne starcie na piłkarskim szczycie. PES próbuje wciąż wyrwać fanów serii FIFA, jednak idzie mu to jak po grudzie. Czy w tym roku będzie lepiej?
Nie jestem pewien. Ekipa z KONAMI tworzy swoją serię w dziwny sposób. W jednym miejscu robi krok do przodu, aby w innym zrobić dwa do tyłu. Finalnie nie za bardzo wiadomo jak to się wszystko kończy.
Na samym początku przyznaję, że jestem w zasadzie #teamfifa. W gry z serii Pro Evolution Soccer grywałem sporadycznie, spędzając więcej czasu z serią od EA i śledząc jej kolejne odsłony dość regularnie. Ale czemu nie spróbować czegoś nowego?
Po odpaleniu PES 2019 niemiło się rozczarowałem. Brak polskiej wersji językowej. Trochę smutno, bo lubię polski komentarz w grach piłkarskich. Jasne, ten angielski wypada w moich uszach jakoś naturalniej i sensowniej w stosunku do tego, co dzieje się na boisku, ale wolałbym jednak posłuchać naszych rodzimych komentatorów.
Menusy w PES są straszne. Znalezienie w nich tego, co nas interesuje, potrafi trochę zająć. W końcu jednak znajdujemy wszystko co oferuje nowy PES. A trochę tego jest.
Pominę oczywiste oczywistości, jak gra w sieci, czy szybki meczyk przy konsoli. Warte wspomnienia są takie tryby jak Master League i My Club. Ten pierwszy, to menadżerka dla pojedynczego gracza. Wcielamy się w rolę menadżera istniejącej, bądź zupełnie nowej drużyny i staramy się ją poprowadzić do światowej chwały. Tryb ciekawy, z kilkoma interesującymi elementami, jednak w kwestii menadżerki, niedoścignionym wzorem jest dla mnie Football Manager. Nie przeczę, że tryb Master League bardzo dobrze wpasowuje się w całą formułę PESa i daje pewnego rodzaju posmak prowadzenia drużyny. Jednak na pewno nie byłby to dla mnie tryb decydujący o wybraniu tej gry. W takich grach jak PES, chcę po prostu pokopać piłkę.
My Club to z kolei tryb, w którym budujemy własną drużynę, aby grać nią przeciwko graczom w sieci, bądź offline. Oczywiście „zbudowanie” tej drużyny nie jest proste. Zawodników i innych ludzi będziemy kupować za specjalną walutę otrzymywaną w trakcie gry. Zatem nie łudźcie się, że od razu wyskoczycie na boisko jedenastką złożoną z supergwiazd lig wszelakich. Trochę czasu Wam to zajmie.
Przejdźmy jednak do najważniejszej sprawy. Bo żadna liczba trybów rozgrywki nie pomoże, jeśli rozgrywka będzie do bani. Na szczęście PES w kwestii mechaniki broni się śpiewająco.
Rozgrywanie piłki w nowej pozycji KONAMI to czysta przyjemność. Podania, przyjęcia, dryblingi, strzały. To wszystko siedzi tak blisko bycia piłkarską symulacją, że aż miałem gęsią skórkę podczas gry. Zabawa jest niesamowicie płynna. Fakt bycia symulacją nie wpływa na trudność opanowania mechanizmów zabawy. Jasne, nie jest tak banalnie jak u konkurencji, ale dość szybko da się ogarnąć co i jak, a potem czerpać niekłamaną radość z rozgrywki.
SI również zaskakuje. Nie tylko poziomem trudności, ale też rozeznaniem sytuacji na boisku. Przeciwnicy uczą się naszych zagrań. Jeśli zbyt często będziemy powtarzali jakiś manewr, nagle zobaczymy, że piłkarze drużyny przeciwnej zaczynają zawczasu na niego reagować. Inaczej się ustawiają, zakładają pressing, czy podwajają naszych zawodników.
Pojawiły się również pewne usprawnienia. Można już dokonywać zmian w trakcie meczu, korzystając z menu kontekstowego. Nie jest ono może super wygodne, ale działa.
Grafika i animacja świetnie wspomagają te nowe mechaniki. Naprawdę czujemy w trakcie zabawy te wszystkie przyjęcia, podania, strzały, wślizgi. Patrząc na ekran nie mamy co prawda wrażenia oglądania meczu w TV, ale widzimy rzeczy bliższe realnym rozgrywkom, niż konkurencyjne zabawy piłkarzy na lodowisku.
Na koniec zostawiłem sobie słonia w salonie, czyli licencje. A właściwie ich brak. Niestety produkcja KONAMI straszy brakiem licencji na ligi, drużyny, czy rozgrywki. Nie na wszystko, ale jednak. Ostatnio stracili licencję na Ligę Mistrzów i Ligę Europy, co dość mocno może zaboleć. Jeśli chodzi o ligi światowe, pełne licencje są na rozgrywki portugalskie, francuskie, włoskie (niemal w całości), holenderskie, duńskie, tureckie, rosyjskie, szwajcarskie, belgijskie, szkockie oraz kilka lig z Ameryki Południowej. W ligach angielskie, niemieckiej, czy hiszpańskiej mamy po jednej, czy dwie drużyny z licencjami, a poza tym same „randomy”. Jasne, na PS4, czy PC można pobrać i zainstalować „patch” od moderów, który wstawia do gry nazwy drużyn, ale na przykład posiadacze Xboxa One muszą obejść się smakiem. I o ile zdaję sobie sprawę, że tym co sprawia największą frajdę jest sam silnik gry (który tu jest świetny), jednak granie drużyną MD White, zamiast Real Madryt, czy jakimś innym wynalazkiem, zamiast Juve, jest irytujący.
Podsumowanie jest dla mnie dość ciężkie. Z jednej strony naprawdę kapitalny silnik gry i świetne odczucia płynące z zabawy z piłką. Z drugiej strony wkurzające braki licencyjne, brak polskiego komentarza i tryby gry, które nie dają mi większej frajdy. Pro Evolution Soccer 2019 wita graczy sloganem „The pitch is ours”, czyli „Boisko jest nasze”, ale moja odpowiedź brzmi „Nie w tym roku”. Mimo wszystko wolę włączyć FIFĘ 18, która mechanicznie jest nieco słabsza, ale daje mi większą frajdę „całościowo”. Niemniej jednak widzę wielki potencjał w serii PES. I trzymam kciuki, bo jeśli pewnego roku pojawi się Pro Evolution Soccer z tak symulacyjną mechanika jak teraz, polskim komentarzem i z pełnymi licencjami, to pokocham go wielką miłością. Ale jeszcze nie teraz. Wam jednak polecam wypróbowanie nowej edycji. Może trafi w Wasze gusta.