Procesor: intel i7 4790 @3.6GHz
Karta graficzna: GeForce 730 GT
RAM: 12GB
System: Win10 x64
Dysk SSD: 1 TB
Czasem dostaje czkawki i poważnie zwalnia. Musiałem grać na średnich detalach, ale i tak czasem było słabo, zwłaszcza gdy na ekranie działo się bardzo dużo.
W 2015 roku przemierzaliśmy lasy, pola i bagna w poszukiwaniu przygód, kłopotów i skarbów. Teraz Obsidian Entertainment postanowiło zmienić nieco okoliczności przyrody i wsadziło nas na statek.
Część pierwsza Pillars of Eternity zakończyła się dość nieprzyjemnie. Eothas, pod postacią wielkiej statuy, zrównał z ziemią nasz zamek, wydostał się z podziemi i ruszył przed siebie. Po drodze zabrał część naszej duszy i w sumie nas zabił.
Na początku części drugiej, dostajemy zatem drugą szansę od Beratha, boga śmierci. Choć nie za darmo. Naszym zadaniem będzie powstrzymanie Eothasa przed tym, co sobie zaplanował. A nie będzie to łatwe zadanie.
Oczywiście, jak to w sequelach bywa, gracz jest w stanie zabrać ze sobą dokonania z pierwszej części. Czy to dzięki importowi zapisanego stanu gry, czy też odpowiadając na tonę pytań związanych z wydarzeniami i postaciami z jedynki, czy też w końcu wybierając „gotowca”, który z grubsza ustala co i jak zrobiliśmy. I co ważne, wybory z pierwszej części mają znaczenie i potrafią zmienić to co dzieje się w dwójce. I nie trzeba długo czekać na efekty, bo można to zaobserwować już w pierwszych minutach zabawy. Świetna sprawa.
Jak już wspomniałem, Eothasa będziemy gonić w nieco innych okolicznościach przyrody. Nasza wesoła ekipa przenosi się na Archipelag Ognia. Oczywiście spędzimy sporo czasu przemierzając wyspy, odwiedzając tam wioski i miasta. Ale sporo czasu spędzimy też przemierzając wody pomiędzy tymi wyspami. I nie jest to zrealizowane przy pomocy ekranu „loadingu”. Pływamy po wzburzonych wodach, wybieramy kierunek i staramy się dobić do wyznaczonych na mapie miejsc, aby przeżyć krótkie przygody w formie tekstowych wyborów. A to oznacza, że potrzebny będzie statek. I dostajemy takowy. Ale musimy o niego dbać, naprawiać go, ulepszać. A jak statek, to i załoga i zasoby potrzebne do podróżowania.
Są tez bitwy morskie, bo w końcu sami po tych wodach nie pływamy. Co jakiś czas ktoś zapragnie nas zatopić, lub złupić i wtedy zaczyna się zabawa. Choć nieco dziwna, bo tekstowa. Wybieramy po prostu z listy akcji, co chcemy zrobić i odczytujemy wynik. Dopiero gdy dojdzie do abordażu, zaczynamy walczyć w „normalny” sposób.
A normalna walka jest jakby nieco gładsza, sprawniejsza i mniej irytująca niż ta z jedynki. Nie jestem w stanie dokładnie określić co takiego się zadziało, ale mimo iż wcale nie jest łatwiej pokonać przeciwnika, mimo iż nadal trzeba pokombinować, żeby nie zostać rozsmarowanym po okolicy, to jednak cały proces jest przyjemniejszy i bardziej spójny.
Kiedy biegamy po lądzie, mamy też możliwość zrobienia nieco mniejszej drużyny. Tylko pięć osób, na szczęście nie licząc różnych zwierzęcych towarzyszy. Nie oznacza to jednak, że mamy mniej możliwości. Każdy bohater może mieć dwie klasy postaci. Zarówno nasz, tworzony od początku, jak i ci, których przyłączamy w trakcie gry do naszej kompanii. Każdy z nich daje nam wybór, czy chcemy go jako jedno, czy dwuklasowca.
I o ile ta dwuklasowość jest fajna, bo daje pewną elastyczność w drużynie, to ma też swoje minusy. Z dwiema klasami na karku ciężej dopchać się do tych najpotężniejszych umiejętności w drzewku talentów. Pojedyncza klasa, to tez możliwość wyboru specjalizacji. Jak więc widać, wybór nie jest tak prosty jak się może wydawać.
Powinienem też wspomnieć o fabule. W końcu polowanie na boga, na zlecenie innych bogów, powinno być fascynujące. No i jest. Trochę. Gdzieś na początku. Znaczy, jest zabawa, kiedy nie wiemy o co chodzi Eothasowi. Kiedy staramy się odzyskać swój kawałek duszy. Kiedy obserwujemy i trafiamy w środek rywalizacji między bóstwami. Ale nagle okazuje się, że to co dzieje się dookoła jest dużo ciekawsze. Konflikt między klanami piratów, wątki naszych towarzyszy, nawet samo prowadzenie naszej postaci. Pillarsy stały się dla mnie w pewnym momencie jedną z tych gier, w których bohater odkłada „na chwilę” swoje główne zadanie, by spędzić radośnie czas na ogarnięcie wszystkich dodatkowych radości, jakie ma dla niego świat.
Warto też wspomnieć o jakości polskiej wersji językowej. Nie mamy się czego wstydzić. Jest bardzo dobrze. Zarówno w kwestii napisów, jak i dubbingu. Polscy
Pillars of Eternity II: Deadfire, to naprawdę bardzo dobrze skrojony cRPG. Nie wiem, czy jest lepszy od pierwszej części. Na pewno jest inny w odbiorze. Wpływa na to przeniesienie akcji w mniej standardowe obszary. Mało jest ciekawych gier cRPG z pirackim sznytem, więc to naprawdę cieszy. Do tego mnóstwo godzin zabawy, sporo rzeczy do pokombinowania, ciekawe wybory i niezła mechanika rozgrywki. To wszystko składa się na sequel, którego nie powinno się pominąć. Warto wyskoczyć do sklepu, albo zajrzeć na przykład na GoG.com i zaopatrzyć się we własną kopię. Bo moim zdaniem warto.