Procesor: intel i7 4790 @3.6GHz
Karta graficzna: GeForce 730 GT
RAM: 12GB
System: Win10 x64
Dysk SSD: 1 TB
Na wysokich ustawieniach jakości, gra się zacinała, grafika rozmazana, ciężko było cokolwiek zobaczyć. Musiałem sporo zjechać z jakością, żeby zaczęła działać płynnie i bez problemów.
W maju miałem przyjemność zerknąć na wersję beta gry Pagan Online. Teraz przyszedł czas na jej pełną wersję. Czy świat fantastycznego hack&slasha wykreowany przez specjalistów od sieciowego naparzania się czołgami, okrętami i samolotami zdaje egzamin? Zaraz się o tym dowiecie.
Pagan Online, bo tak nazywa się nowa zabawka od Wargamingu, to takie trochę słowiańskie Diablo. Trzon rozgrywki jest w zasadzie taki, jak w hicie Blizzarda i jego następcach. Hordy różnorodnych wrogów nacierające na bohatera, który różnymi środkami perswazji bezpośredniej stara się wysłać monstra do piachu. Cała historia z kolei obraca się wokół zniknięcia pogańskich bogów. Ot tak, panteon nagle opustoszał i zaczęło się robić niewesoło.
W taki świat wkracza gracz. Do wyboru na samym początku są trzy postacie. Berserker, tank i Mag krwi. Dość standardowe trio. Potem dostajemy kolejne klasy, które można odblokować w trakcie rozgrywki. Każda z klas prowadzi się inaczej. Ma inne zdolności, inne możliwości rozprawiania się z hordami wrogów i generalnie inne nastawienie do zabawy. Dzięki temu nie czuje się zbytniej powtarzalności kiedy gramy różnymi postaciami. To dobrze nastraja już na początku gry. Tyle, że im dalej w las tym nieco mniej różowo. Bo o ile różne postacie prowadzi się różnie, to w ramach jednej postaci przez cały czas grania nią robimy to samo, tak samo. A to dlatego, że drzewko rozwoju, mimo iż istnieje to zawiera jedynie sześć umiejętności i jego wpływ nie jest tak duży jak mogłoby się wydawać.
Sytuację mógłby uratować ekwipunek, ale tu też mam wrażenie, że coś poszło nie do końca tak, jak powinno. Owszem, jest tego sporo, ale też mamy tu do czynienia z pewnymi uproszczeniami. Nasz bohater zawsze ma taką sama broń. Nieważne jak jesteśmy daleko, zawsze nosimy ten sam sprzęt. Nie ma mowy o wzięciu w rękę raz topora, raz miecza, a innym razem buławy. Zacząłeś z toporem, skończysz z toporem, ewentualnie lekko zmienionym i oczywiście z lepszymi statystykami. Nie zauważyłem też zmian w wyglądzie postaci przy zakładaniu różnych sprzętów. Można się „customizować” dzięki skórkom, ale tu potrzeba „trochę” grindu.
Rozgrywka jak już wspomniałem jest bazowana na Diablo. W Pagan Online rozgrywamy krótkie „rozdziały”, do których trafiamy z centralnego huba, który jest Zaświatami. Znajdziemy tu na szczęście wszystkich ważnych NPCów, takich jak chociażby kowal (co pokazuje nam, że taki kowal źle skończył w prawdziwym życiu). Po przejściu „scenariusza” wracamy do Zaświatów i przygotowujemy się do kolejnej wyprawy. Cała kampania, to zabawa na jakieś 30 godzin. Może mniej, jeśli ktoś nie jest do bani, tak jak ja.
Może też mieć więcej, bo wprowadzono do gry dziwny system grindu, pod postacią poziomów Legacy. Otóż oprócz zwykłych poziomów postaci, łapiemy też jakiś ogólny poziom dla naszego konta. I byłoby fajnie, gdyby po prostu wskazywał jakiś tam nasz ogólny postęp i wyróżniał nas na tle innych graczy. Ale za tym poziomem, schowano też możliwość używania niektórych przedmiotów. A żeby podbić Legacy Rank, trzeba grać nie tylko swoją wymuskaną postacią, ale i wszystkimi innymi. Taki piękny sposób na włączenie grindu.
Ale jak już jesteśmy w trakcie wypraw, to wokół jest radosne młócenie monstrów wszelakich. Ciekawostką jest tu system sterowania. Postacią kierujemy nie myszą, ale klawiszami WSAD. Mysz pozostaje do naszej dyspozycji, jako narzędzie zniszczenia. Trzeba trochę przywyknąć do takiego stylu, ale kiedy wejdzie nam to w krew, okazuje się, że można wykręcać niezłe akcje, które w Diablo nie za bardzo były możliwe. Tyle, że to trzeba dobrze opanować. Ja wracając do gry po wakacjach, musiałem na nowo uczyć się co i jak ze sterowaniem. Długo nie mogłem przyzwyczaić się, że nawet to, gdzie trzymam kursor ma znaczenie.
A trzeba umieć się poruszać, bo o ile zwykłe miniony można mordować całymi hordami bez zbytniego kombinowania, to w momencie gdy trafiamy na bossa, trzeba mieć oczy dookoła głowy. Tam trzeba myśleć, albo skończymy szybciutko patrząc na informację o przegranej walce. A to już takie przyjemne nie jest.
Graficznie Pagan Online nie jest już jednak tak bliski Diablo. Jeśli miałbym do czegoś to porównać, to chyba bliżej tej grze do Torchlighta. Choć muszę przyznać, że musiałem u siebie mocno zjechać z jakością, bo mój sprzęt nie wyrabiał na zakrętach i gra się dość mocno krztusiła kiedy chciałem, żeby ładnie wyglądała. Jedyne miejsca, gdzie gra wyglądała dość kiepsko, bez względu na ustawienia graficzne, to cut scenki w trakcie gry. Postacie wyglądały jak z Plastusiowego Pamiętnika. Wypalały oczy.
Pagan Online to jedna z tych gier, które dzięki nie za dużej cenie (około 70 złotych) mogą trafić do wielu osób. Choć nie ma w niej żadnego elementu, którzy rzuca na kolana, a konkurencyjne tytuły większość rzeczy robią po prostu lepiej, to jednak można a Pagan Online pograć. Szybka misja raz na jakiś czas, albo dłuższy czas spędzony na biciu mobków. Da radę to ogarnąć. Tylko nie nastawiajcie się na bogatą i głęboką rozgrywkę. Wtedy odbiór tego tytułu będzie dużo lepszy.