No Man’s Sky jawiło się od pierwszych zapowiedzi, jako sandbox doskonały. Niezmierzony wszechświat, proceduralnie generowana zawartość, możliwość trafienia na ślady (i nie tylko ślady) innych graczy. I ta podróż ku tajemniczemu centrum galaktyki. Czegóż chcieć więcej?
Niestety okazało się, że można chcieć czegoś więcej. Ot chociażby spełniania obietnic.
To nie będzie długa recenzja. Bo niestety w przypadku No Man’s Sky nie ma o czym pisać. Obiecywano gruszki na wierzbie, a dostarczono przejrzałe śliwki leżące pod drzewem. W sieci pojawiają się listy rzeczy, które były przez twórców obiecane, ale nie znalazły się w finalnym produkcie. W zasadzie przeklejenie tu jednej z takich list mogłoby zrobić za cały tekst. Lista byłaby równie wymowna.
Nie będę się tu wymądrzał nad tym, czy niewielkie studio mogło podołać zadaniu jakie sobie postawiło. Będę się za to wymądrzał na temat tego co czułem grając w No Man’s Sky.
Kiedy usiadłem do gry nie byłem napalony i przesiąknięty hypem. Szczerze mówiąc nie śledziłem każdej jednej zapowiedzi tej gry i nie spodziewałem się nie wiadomo czego. Wiedziałem, że oto gra, która jest jedną z najbardziej oczekiwanych produkcji tego roku. Wiedziałem o proceduralnym tworzeniu planet. Wiedziałem o tym, że można trafić raz na jakiś czas na ślad innych graczy.
Pierwsze godziny były niczym piękny sen. Nieznana planeta, dziwny wygląd roślinności i zwierząt, statek do naprawienia. Cały system biegania i wydobywania pierwiastków szybko skojarzył mi się z Minecraftem, ale czułem w No Man’s Sky większy cel, niż tylko budowanie struktur z sześcianów. Dość szybko wypełniłem główny cel, jakim było naprawienie statku i mógłbym odlecieć, ale zdążyłem się zorientować, że planeta jest duża, żyją na niej obcy, a do tego można katalogować odkrycia i brakuje mi dwóch form życia do pełnego katalogu mojej planety. Zwiedzałem zatem, poznawałem nowych obcych, uczyłem się nowych słów, znajdowałem kolejne zabudowania, byłem urzeczony. Po kilku godzinach zorientowałem się, że mogę latać statkiem w atmosferze, dzięki czemu przemieszczanie na duże odległości nie jest koszmarem. Nie wkurzałem się, że gra nie prowadzi mnie za rączkę. Czułem się jak odkrywca. Odkrywałem nie tylko nieznany świat, ale także własne możliwości. Było wspaniale.
A później zaczęło się sypać. Kiedy poleciałem w końcu w kosmos i zacząłem zwiedzać kolejne planety wyszło na jaw, że gra nie zaoferuje mi już nic nowego. Jedyne na co mogę liczyć, to proceduralnie generowana nuda. Co z tego, że ląduję na zupełnie inaczej wyglądającej planecie, z zupełnie inaczej wyglądającą fauną i florą? Nic z tego nie wynika, bo na każdej planecie robię dokładnie to samo co na poprzedniej. Chodzę, strzelam do skał i roślin z lasera górniczego, zbieram pierwiastki, tworzę różne rzeczy i walczę ze zbyt małym ekwipunkiem.
No Man’s Sky nie zaoferowało mi żadnej fabuły, choć wydawało się, że coś tam jednak będzie. Nauka języka wyglądała ciekawie, ale okazało się, że to wydmuszka, która w zasadzie do niczego ciekawego nie prowadzi. W zasadzie wszystko co robiłem w trakcie gry nie prowadziło do niczego ciekawego. No Man’s Sky w moich oczach okazało się jedynie wydmuszką, szkieletem który może kiedyś zostanie wypełniony ciekawą grą, jednak na tę chwilę nie prezentuje sobą niczego.
A szkoda, bo potencjał jest. Pytanie tylko ile osób zostanie, aby sprawdzić, czy został wykorzystany. Wszechobecna nuda i złamane obietnice mogą odstraszyć zbyt wiele osób. Już teraz jeśli wierzyć doniesieniom, z gry zrezygnowało ponad 80% graczy. Ja też nie wiem czy do niej wrócę. Na szczęście dostałem egzemplarz do recenzji. Gdybym kupił sobie tę grę, zapewne teraz szukałbym sposobu na jej zwrot. Bo moim zdaniem wydawanie na coś tak bardzo niedorobionego pełnej kwoty, jaką normalnie daje się za produkcję spod znaku AAA, jest nieporozumieniem (naprawdę nie chcę nazwać tego mocniej).
Mam jednak nadzieję, że kiedyś No Man’s Sky stanie się pełnoprawną grą. Taką, którą nam obiecano i będzie można świetnie spędzić przy niej długie godziny. Szkoda tylko, że nie wszyscy będą chcieli to sprawdzić.