Ocena: 3,0
Plusy:
+ polska wersja językowa
+ znowu łapiemy małpy…
Minusy:
- …ale ktoś postanowił całkowicie zepsuć zabawę z tym związaną.
Dawno temu, jeszcze na Playstation 2, dostałem do zrecenzowania grę Ape Escape 3. Okazała się ona szaloną i wesołą platformówką, w której poza skakaniem i omijaniem przeszkód, trzeba było łapać w siatkę kosmiczne małpy. Zabawa była doprawdy przednia, tak dla mnie, jak i dla mojej córki. Dlatego gdy dostaliśmy do recenzji grę Ape Escape (polska wersja nosi tytuł Łap Małpy, ale pozwólcie, że w tekście będę używał angielskiego tytułu, do którego ludzie chyba bardziej się przyzwyczaili) na PS3, wspierającą kontroler Move, natychmiast zagarnąłem ją dla siebie i zacierając ręce czekałem na chwilę, gdy zacznie się świetna zabawa. Ależ byłem głupi.
W zasadzie już opcja treningu powinna zapalić w mojej głowie lampkę ostrzegawczą. Na ekranie nie widziałem bowiem swojego bohatera, a jedynie siatkę, którą poruszałem Move’em. Kolejne treningi przynosiły różne inne sprzęty – procę oraz odkurzacz, a także informacje o rozglądaniu się na boki. Wszystko w widoku FPP. Głęboko w podświadomości czerwona lampka alarmu wyła, ile fabryka dała. Niestety zbyt głęboko. Dodatkowo lampka owa została zamknięta w metalowej skrzyni, na której wieku usiadł wściekły tygrys.
Po treningu przeszedłem do trybu fabularnego gry. Mordka uśmiechnęła mi się szerzej, gdy zobaczyłem, że filmiki są utrzymane w konwencji Anime i to całkiem porządnie zrobionego – przynajmniej technicznie. Ucieszyło mnie to na tyle, że koło skrzyni z lampką alarmową pojawiły się dodatkowe znaki „ZIGNOROWAĆ!”.
Chwilę później nastąpiło brutalne zderzenie z rzeczywistością. Rozpoczęła się gra. Zobaczyłem, że cały czas jestem w widoku FPS. Poruszanie się odwala za mnie konsola, prowadząc mnie po niewidzialnych szynach w jednostajnym tempie i odwracając tam, gdzie chce, jak chce i kiedy chce. Zatrzymuję się tylko wtedy, gdy trafiam na fragment etapu, w którym mam łapać nadbiegające małpy. A wtedy muszę stać w miejscu i machać siatką. Ewentualnie mogę się poodwracać na boki, coby mnie małpy z flanki nie zaatakowały. Pierwszy etap przeżyłem, będąc w szoku. Gdy w etapie drugim nic się nie zmieniło (oprócz scenerii), zajrzałem w głąb podświadomości, wyrwałem znaki, przegoniłem tygrysa i otworzyłem skrzynię. Lampka już nie wyła. Siedziała rozparta w kącie i zdawała się mówić „I co baranie…A NIE MÓWIŁAM!?”
Poczułem się jakbym dostał małpą w twarz. Cała mechanika świetnej platformówki została zmięta i wyrzucona do kosza. W zamian dostaliśmy małpi celowniczek, który obsługuje PS Move. Główne „mechaniki” w grze są dwie. Pierwsza to łapanie małp w siatkę. Gracz musi poczekać, aż małpa do niego podbiegnie, machnąć szybko kontrolerem i złapać szkodnika. Problem w tym, ze małpy są podatne na złapanie tylko w bardzo niewielkim obszarze obok gracza. Machniesz odrobinę za wcześnie lub za późno, a siatka przeniknie przez człekokształtną i nic się nie stanie. Ileż razy machałem bezsilnie siatką, gdy małpa już minęła pole zagrożenia i stała tuż przede mną. Irytacja rosła niesamowicie.
Mechanika druga, to celowniczek. W tych fazach gry, gdy „przechodzimy” od jednego punktu łapania małp do drugiego, na drodze pojawiają się różne przeszkadzajki w postaci UFO, a także bańki z bananami. Za zniszczenie tego pierwszego dostajemy punkty, za strzelanie do baniek z bananami, dostajemy…banany, które służą za wskaźnik zdrowia, a także dają punkty. Żeby było „ciekawiej” dostaliśmy możliwość strzału do więcej niż jednego celu. Aby tego dokonać, wystarczy ruszyć kontrolerem w tył – coś jak naciąganie cięciwy. Niby fajny pomysł, jednak koszmarnie niewygodny i mało użyteczny w chwilach, gdy sporo się na ekranie dzieje, a musimy go akurat odpalić. Ja miałem z nim problemy, a moja córka spróbowała to odpalić tylko raz. Potem dała sobie spokój. Czasem zamiast strzelać z procy, używamy wachlarza do rozwalania robotów i różnych ścian, które przeszkadzają w naszej wędrówce.
Z tym, że gra jest w zasadzie dla dzieci wiąże się inna „dziwna” przypadłość Ape Escape. Faktycznie, ukończyć grę daje się w zasadzie bez większego problemu. Jednak jeśli będziecie chcieli wykręcić wyniki pozwalające na zdobycie złotego medalu na każdej z plansz, refleks, szybkość i opanowanie godne Chucka Norrisa bardzo Wam się przyda.
Oprócz „kampanii”, dostajemy też zabawę w postaci minigier, odblokowywane w trakcie przechodzenia „historii”. Zabawy są trzy i w zasadzie są całkiem przyjemne. Tyle tylko, że strasznie szybko się nudzą.
Na uwagę zasługuje porządna polska wersja językowa. Mamy oczywiście do czynienia z pełną polonizacją gry. W końcu to tytuł dla dzieci.
Ciężko jest napisać coś jeszcze o tej grze. Może w ramach podsumowania, powiem co mnie w tej grze najbardziej ucieszyło. Szybki koniec rozgrywki.