feat - kane and lynch 2 rec

Kane & Lynch 2: Dog Days – recenzja gry

Ocena: 5,5

Plusy:
+ praca kamery
+ ciekawe tryby multi
+ główni bohaterowie
+ tryb kooperacji po sieci

Minusy:
- koszmarnie krótka kampania
- zmarnowany potencjał
- informacje o konieczności kupienia dodatku, by odblokować bronie z podstawki
- kulawa SI
- sporadyczne błędy w animacji
- identyczni przeciwnicy
- dziwna cenzura
- i sporo innych rzeczy


Pierwsza część Kane & Lynch przeszła mi koło nosa. Jakoś tak się złożyło, że zawsze miałem coś innego do zagrania, co nie mogło czekać, więc Dead Men jako pozycja, którą miałem „obadać” czysto rozrywkowo, spadała coraz dalej. W końcu nie doczekała się odpalenia na moim PC. Na część drugą natomiast nastawiłem się bardziej poważnie. Zwłaszcza, że tuż przed premierą obiła mi się o uszy informacja o ciekawych trybach multiplayer, w których jest możliwość zdrady swoich towarzyszy. Ponieważ lubię tego typu klimaty w grach wszelakich, jeszcze mocniej zawziąłem się przyjrzeć drugiej części K&L. Jednak, jako że jest to moje pierwsze zetknięcie z przygodami tych dwóch panów, nie znajdziecie tu porównań do poprzedniej części ani też rewizji zapewnień twórców o tym, że poprawili jakieś aspekty gry.

Szanghaj w pigułce…

Fabuła gry jest niesłychanie prosta. Po wydarzeniach z pierwszej części drogi naszych bohaterów się rozchodzą. Kane próbuje rozpocząć „normalne” życie z córką, natomiast Lynch zapada w Szanghaju i tam robi to, co lubi i umie najlepiej. Któregoś dnia do Szanghaju przylatuje Kane z zamiarem zrobienia ostatniego interesu w życiu, aby po nim spędzić spokojne i uczciwe życie z córką. Oczywiście nie obywa się bez spotkania z Lynchem. I jak można się domyślić z miejsca obaj panowie ładują się w koszmarne kłopoty. Jak koszmarne? Wystarczy powiedzieć, że w mgnieniu oka mają na głowie chińską policję i mafię. I marne widoki na przyszłość.

Fabuła nie jest jakaś specjalnie zagmatwana czy odkrywcza, ale wcale nie musi taka być, ponieważ musi wystarczyć na bardzo krótko. Przejście całej kampanii na poziomie Normal, zajęło mi między 4 a 5 godzin. Z czego sporo czasu spędziłem na powtarzaniu checkpointów, ponieważ ginąłem dość często. Gdy dodać do tego fakt, iż w shooterach TPP nie najlepiej idzie mi obsługa pada, możnaby przyjąć, że rozgarniętemu użytkownikowi konsoli zajęłoby to maksymalnie 3 godziny. Taką długość rozgrywki singlowej można określić jednym słowem: kpina. Jeśli ktoś narzekał na „tylko” 8 godzin w Modern Warfare 2, do Kane & Lynch 2 nie powinien w ogóle siadać.

Przy takim czasie potrzebnym do skończenia gry boli również fakt, że bardzo szybko twórcom skończyły się pomysły na fabularne wypełnienie poszczególnych misji. Na początku coś tam, oprócz eliminacji kolejnych fal przeciwników, się jeszcze dzieje. Rozmowy naszych bohaterów stanowią jakieś ciekawe tło prezentowanych wydarzeń. Dość szybko jednak stają się festiwalem bezsensownych przekleństw i obiecywania, co chłopaki zrobią komuś, kogo dorwą, co zaczyna zwyczajnie męczyć. Kane i Lynch jako postaci mają ogromny potencjał, a zostali maksymalnie spłyceni.

Technikalia

Po narzekaniach czas na coś bardziej pozytywnego, czyli słów kilka o tym jak się w to gra.

Kane & Lynch 2 to shooter TPP. Naszym głównym protagonistą jest tu Lynch, a Kane jest sterowany przez sztuczną inteligencję (lub przez znajomego w trybie kooperacji). W trakcie zabawy przemierzamy kolejne lokacje likwidując zastępy wrogów. Używamy do tego różnych broni, które, jak można się domyślić, zabieramy poległym przeciwnikom. Mamy do dyspozycji sporą gamę pistoletów maszynowych, karabinów szturmowych, shotgunów czy pistoletów. Jednocześnie można mieć przy sobie tylko dwie giwery, niezależnie od tego, czy jest to pistolet i UZI, czy zestaw złożony z ciężkiego karabinu maszynowego z toną amunicji i karabinu snajperskiego.

Jako że nie jest to FPS, walka nie polega na szturmowaniu pozycji wroga z pieśnią na ustach. Bezmyślne szarże szybko kończą się zgonem. Dlatego trzeba używać osłon. Tak jest, w K&L 2 zagościł system osłon znany doskonale z takich gier, jak chociażby Gears of War czy Army of Two. Tyle że czegoś mu brakuje. Na przykład łatwości obsługi. Nie chodzi o samo „przyklejenie się” do osłony czy „odklejenie” od niej. Chodzi o całą gamę ruchów związaną ze zmianą osłony czy szybkim wyjściem zza niej. Co prawda czasem gra podpowiada, co nacisnąć, aby przeskoczyć od jednego pudła do drugiego czy przeskoczyć nad barykadą. Jednak w wielu przypadkach, zamiast kombinować, szybciej i łatwiej jest po prostu normalnie wyjść zza osłony, pobiec do drugiej i się za nią schować. Brakowało mi też „wślizgu” do osłony. W K&L 2 trzeba grzecznie dobiec do osłony i dopiero wtedy za nią się schować. Niestety w wielu przypadkach okazuje się, że w tym czasie wrogowie zdążą zrobić z nas ser szwajcarski.

Na „szczęście” Sztuczna Inteligencja w grze nie należy do najbystrzejszych. Wrogowie chowają się za osłonami tak, że spory kawałek ich ciała wystaje poza schronienie i można ich spokojnie odstrzelić. Czasem, gdy schowają się dobrze, to do strzału wychylają się dokładnie w tym samym miejscu, nie zwracając uwagi na to, że za każdym razem dostają serię. No bo po co wychylić się gdzie indziej. A największą ciekawostką jest miłosierdzie naszych przeciwników. Wyobraźcie sobie sytuację, gdzie zostałem zaskoczony przez chińskiego policjanta, który zaszedł mnie z tyłu i wpakował mi w plecy kilka kul – to jeszcze przejaw ich sprytu albo mojego gapiostwa. Padam na ziemię, ale nie umieram, przechodzę w tryb „downed” – też znany choćby z Army of Two, gdzie ciężko ranny mogę jeszcze strzelać do wrogów z pistoletu. Na ślepo opróżniam magazynek i o zgrozo nie trafiam, po czym zaczynam przeładowywać broń. Przez cały ten czas policjant stoi kawałek ode mnie i…spokojnie czeka aż przeładuję giwerę i zrobię mu dodatkową wentylację. Nie strzela do mnie, nie ucieka. Po prostu patrzy na to, co robię i czeka na śmierć. Byłem tak powalany niezliczoną ilość razy, ale na palcach jednej ręki mogę policzyć przypadki, kiedy wróg mnie dobił. Ręce opadają.

Ręce opadają też, kiedy patrzy się na to, co robi czasem Kane. Większość wrogów jest niestety na głowie gracza, gdyż Kane traktuje swoje zadanie dość lekko. Czasem postrzela, czasem nie. Niekiedy nawet nie pójdzie za akcją i zostanie w poprzednim pomieszczeniu, czekając nie wiadomo, na co. Dlatego dobra rada – jeśli nie chcecie się wkurzać, grajcie kampanię w trybie kooperacji. Zwłaszcza, że teraz nie trzeba grać na jednej konsoli, jest też możliwość kooperacji przez sieć. Za to wielki plus.

Co słychać?…To, co widać…

Oprawa audiowizualna gry nie powala na kolana, ma jednak kilka smaczków, które nie mogą zostać pominięte w recenzji.

Sama grafika i animacja są dość standardowe jak na obecne czasy. Zdarzają się co prawda momenty, w których animacja przeciwników zaczyna szaleć i wykonują oni jakiś dziwne ruchy, ale są to nieliczne przypadki. Trochę irytuje, że atakuje nas armia klonów. Co prawda mówi się, że każdy chińczyk wygląda tak samo, ale moim zdaniem można było wprowadzić trochę większe zróżnicowanie w wyglądzie przeciwników.

Na uwagę zasługuje praca kamery. W grze zastosowano kamerę z wolnej ręki. Kiedy Lynch idzie lub biegnie, kamerą trzęsie na wszystkie strony, co dodaje grze swoistego uroku. Dodatkowo, co jakiś czas w kadrze pojawiają się jakieś przekłamania graficzne wynikające ze „słabej jakości filmu” – obowiązkowe śnieżenie obrazu, ale też rozmycia (zwłaszcza gdy jesteśmy ranni), plamy krwi czy dziwne refleksy świetlne. Osoby, którym trzęsianka kamery będzie przeszkadzała w zabawie, mogą sobie te opcje wyłączyć i wtedy nic już nie zachwieje obrazem.

Zdziwił mnie nieco fakt, iż gra jest cenzurowana. Niektóre rzeczy zostały dokładnie wypikselowane. I może w przypadku, kiedy na ekranie przez dłuższy czas widać genitalia obu bohaterów, taki zabieg jest zrozumiały (tak jak w przypadku nagości jednej panny), o tyle w przypadku gry, w której trup ściele się gęsto, pikselowanie niektórych śmierci jest dziwne. No dobra, zwykle tyczyło się to postrzałów głowy i może pod tymi pikselami kryło się coś naprawdę paskudnego, ale czy nie lepszym wyjściem było zmniejszenie „paskudności” i wyłączenie pikselozy? Przecież gra i tak ma kategorię PEGI 18+.

Dźwiękowo bardzo standardowo. Voice acting nie porywa, odgłosy tła też są, bo są. Nad strzelaninami także bardzo szybko przechodzi się do porządku dziennego. Na tym „polu” nie znalazłem nic, co by zapadło w pamięć, tak pozytywnie, jak i negatywnie.

Gdzie bandziorów sześć, tam wióry lecą…

Czas na kilka słów o tym, co w ogóle mnie do gry przyciągnęło, czyli trybie Multiplayer. W Kane & Lynch 2 mamy do dyspozycji trzy tryby zabawy.

Pierwszym jest Fragile Alliance, w którym gracze wcielają się w bandę gangsterów. Ich celem jest zrabowanie pieniędzy, a następnie dostanie się na miejsce ewakuacji i ucieczka. Na drodze stoją policjanci kierowani przez SI. Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie możliwość zdrady. Generalnie w tym trybie opłaca się współpracować, by wybić do nogi policję i zdołać uciec, zwłaszcza, że na wszystko – skok i ucieczkę – są tylko cztery minuty. Jednak gracze mogą zdecydować, że nie opłaca im się dzielić łupu na zbyt wiele części. Taka decyzja skutkuje tym, że bandyci zaczynają strzelać do siebie nawzajem. Ten, który zwróci się przeciw towarzyszom, zostaje oznaczony jako zdrajca. Co ciekawe, gracze zabici przez zdrajcę, mogą się odrodzić jako policjanci, co dodatkowo utrudnia ucieczkę pozostałym przy życiu bandziorom.

Drugi tryb to Undercover Cop. Wygląda niemal identycznie jak Fragile Alliance, z tą różnicą, że tu jeden z graczy zostaje tajniakiem. Jest on wybierany losowo i jego zadaniem jest nie dopuścić do ucieczki bandytów. Atutem tego trybu jest fakt, że po zabiciu „kolegi” z bandy, nie zostaje on oznaczony jako zdrajca. Tryb ten wymusza niejako wbijanie sobie noża w plecy i maksymalną nieufność. O ile bowiem we Fragile Alliance można spokojnie kończyć rundy bez zdrady, to w Undercover Cop, na 100% w grupie jest kret.

Ostatnim trybem jest Cops and Robbers, który jest niemal klasycznym trybem Assault. Jedna drużyna musi wykonać skok, a druga stara się do tego nie dopuścić. Co jest dobre w tym trybie, to postawienie naprzeciw siebie dwóch ludzkich drużyn. Niestety w przypadku Fragile Alliance oraz Undercover Cop postacie kierowane przez SI ustawiają się zawsze w tych samych miejscach i niemal zawsze tak samo się poruszają.

We wszystkich trybach gra obejmuje kilka rund i o zwycięstwie decyduje suma wyników. To niestety czyni Fragile Alliance nieco bardziej przewidywalnym. Niemal na 100% w czasie ostatnich rund gracze przewodzący stawce będą zdrajcami, a na cel wezmą tych, którzy mają zbyt dużego łupu w torbie. Jakaś doza niepewności co prawda pozostaje, ale możliwość wytypowania potencjalnego zdrajcy osłabia to świetne uczucie paranoi.

Między rundami gracze mogą kupować broń za zarobione w trakcie skoku pieniądze. Rozwiązanie w zasadzie standardowe, jednak twórcy gry postanowili przy jego okazji strzelić sobie w kolano. Otóż niektóre bronie są zablokowane. Jest to normalna praktyka i napis, że broń będzie dostępna, gdy osiągniemy określony poziom w rankingu przestępczym w żaden sposób nie dziwi. Dziwi i irytuje jednak napis, że aby odblokować broń, trzeba kupić dodatek. Taka informacja w podstawowej wersji gry i to w dniu premiery nie powinna się znaleźć. To taka podpowiedź w stylu: „Jak nie zapłacisz więcej kasy, to będziesz miał gorszą broń i inni gracze będą Cię rozjeżdżać bez trudu.”. Panowie, tak się nie robi.

Akcja się udała…prawie…

Kane & Lynch 2: Dog Days to jedna z niewielu gier, przy której moje kolejne oczekiwania pryskały jak bańka mydlana. Długość rozgrywki, sztuczna inteligencja, fabuła – te elementy na początku sprawiały wrażenie świetnych, jednak pod koniec mocno rozczarowały. Szkoda że zmarnowano tak olbrzymi potencjał, jaki dawały postacie głównych bohaterów. Zamiast go wykorzystać zrobiono intensywną, ale króciutką strzelaninę, która dla mnie była niczym słabsza kopia Army of Two: the 40th Day.

Na szczęście po koszmarnie krótkim singlu, tryb wieloosobowy zdecydowanie przedłuża żywot gry. Pytanie tylko na jak długo wystarczy w tej multiplayerowej maszynie pary, żeby uciągnąć Kane & Lynch 2. Bo kupienie tej produkcji tylko po to, żeby zagrać kampanię – nieważne, czy w trybie kooperacji, czy samemu – jest pomyłką. Jeśli więc tryb multi padnie, to nie będzie już żadnego powodu do zainwestowania w ten tytuł.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze