Ocena: 6,0
Plusy:
+ bardzo dobry tryb multiplayer
+ duży arsenał broni
+ świetna ścieżka dźwiękowa
Minusy:
- grafika sprzed kilku lat
- słaby główny wątek fabularny
- źle wykorzystany system „cover” (znany z Gears of War)
“Nazywam się Bond, James Bond.”
Quantum of Solace to już 22 film z naszym brytyjskim agentem. Podobnie jak w przypadku Casino Royal, w główną rolę wcielił się Daniel Craig. Osobiście mam mieszane uczucia w stosunku do tego pana (bez skojarzeń). Poprzedni 007 był prawdziwym bohaterem, potrafił przekonać widza do swojej osoby. Miałem nadzieję, że zespół Treyarch zrobi z Daniela Craiga takiego Bonda jakim był Pierce Brosnan w Golden Eye. Pozwolę sobie przytoczyć przysłowie „nadzieja matką głupich”.
Od wielu lat znakiem rozpoznawczym agenta 007 są wspaniałe samochody i piękne kobiety. Zapewne fani nie wyobrażają sobie co by było, gdyby owe „elementy” zostały pominięte. Taki zabieg to cios w plecy, to tak jakby Książę Perski miał skakać na jednej nodze z opaską na oczach. Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak bardzo muszą być rozczarowani ludzie, którzy czekali od dawna na ten tytuł, a tak naprawdę zostali oszukani. W jaki sposób można robić grę na podstawie filmu, która nie zawiera jego najważniejszych elementów. Zrozumiałbym to, gdyby za ten produkt zabrał się ktoś niedoświadczony, ale jeżeli Activision zostaje producentem takiej marki, to powinien zadbać o wszystkie detale.
Tytuł gry sugeruje nam, że mamy do czynienia z historią zawartą w Quantum of Solace. W rzeczywistości owy tytuł głównie nawiązuje do Casino Royal. Fabuła, która powinna być największym atutem tej produkcji, tak naprawdę stała się jej przekleństwem. Praktycznie od samego początku nie wiadomo o co tak naprawdę chodzi, wszystko jest przedstawione bardzo chaotycznie. Postacie pojawiają się i zaraz znikają. Wszystkie misje zaczynają się podobnie. Zamiast ładnie wyreżyserowanych scen jesteśmy zmuszeni do oglądania kiepskich historyjek. Każdy film z serii agenta 007 ma w sobie taki specyficzny urok, którego w tej produkcji nad wyraz brakuje. Szkoda, że nie zaangażowano kogoś bardziej kompetentnego do stworzenia ciekawszej fabuły. Jestem zawiedziony, gdyż od czasów Golden Eye żaden „Bond” nie pokazał klasy. Być może wystarczyłoby przeczytać kilka książek Iana Fleminga, aby osiągnąć zamierzony efekt.
Gears of Solace
Ostatnio, strasznie popularny stał się pomysł z chowaniem się za przeszkodami. Oczywiście inspiracją jest Gears of War. Szkoda tylko, że Activision nie wykorzystał tego aspektu jak należy. W istocie, takie zachowanie naszego bohatera powinno mu raczej pomóc w walce, a jest dokładnie odwrotnie. Nieraz Bond będzie przenikał przez ścianę, przez co oddanie strzału będzie nie tylko nieprecyzyjne, ale często wręcz niemożliwe. W innym przypadku może zawieść nas kamera, która ma tendencję do zmiany swojego położenia w najmniej odpowiednim momencie. Epic Games wiedziało co robi i w walce z „Szarańczą” Markus bez problemu radzi sobie ze strzelaniem w trudnych warunkach. Szkoda, że James już tak nie potrafi.
To nie ja strzeliłem w niego!
Nowy Bond to tak naprawdę Rambo w XXI wieku. Dostajemy giwerę i strzelamy we wszystko co się rusza. Gdy już nikogo nie będzie na horyzoncie, to możemy udać się w dalszą podróż. Na słowa pochwały zasługuje inteligencja przeciwników. Nasi oponenci potrafią się chować za osłonami i otaczać nas. Wydawałoby się, że myślą… gdyby nie fakt, że zabicie ich nie przysporzy nam większych problemów. Skrypt, który nakazuje im zlikwidować agenta 007, nierazwypycha ich na linię ognia, gdzie jeden strzał decyduje o wszystkim, pozostawiając ich bez żadnych szans do samoobrony.
Engine Call of Duty 4 w Quantum of Solace
Jeżeli ktoś sądził, że najnowsza odsłona agenta 007 będzie wyglądała co najmniej jak czwarta odsłona Call of Duty, to może już przestać marzyć. Wydawałoby się, że jeśli ktoś posiada odpowiednie narzędzia, to efekt powinien być zadowalający. Tylko przedtem trzeba wiedzieć, jak z nich korzystać. Podobny problem ma firma City Interactive, która okupuje silnik Jupiter. Quantum of Solace pod względem oprawy graficznej wypada blado. Otoczenie, a szczególnie otwarte przestrzenie wyglądają tak, jak produkcje sprzed 4 lat. Słabe tekstury, brzydka animacja, coś strasznego. Niby wszędzie coś się dzieje, ale jak się na to popatrzy z drugiej strony, to aż trudno uwierzyć, że owa gra zawitała na PS3. Co innego w przypadku PS2, tam wszystko trzyma się kupy. Czemu więc nie można było postarać się przy wersji na obecną generację konsol? Nie wiem co robił developer, gdy tworzył tą grę. Po raz kolejny jestem strasznie rozczarowany. Zamiast pięknych widoków i zapierających dech w piersiach lokacji, dostajemy zwykłą stertę klocków z czasów Dreamcasta. I to jeszcze poukładanych byle jak.
Let’s play!
Wcześniej wymienione elementy, złożone w jedną całość potrafią wbrew pozorom przysporzyć masę dobrej zabawy. Mimo licznych błędów, Quantum of Solace pod tym względem da się lubić. Naszemu bohaterowi zostaje oddany naprawdę duży arsenał broni palnej. Nieraz zastanawiałem się, którą z nich wybrać, gdyż tak naprawdę każda z nich ma charakterystyczne właściwości przystosowane do danej sytuacji. Najbardziej pozostała mi w pamięci snajperka, bo nie ma to jak porządny headshot. Oczywiście, Wy drodzy gracze, możecie rozegrać misje na swój sposób. Przecież, nie musicie strzelać w beczki, aby przeciwnicy nieopodal odlecieli na kilka metrów. Możecie złapać za shotguna i wymierzyć w nich serię potężnych strzałów. Innym rozwiązaniem może być granat posłany w stronę przeciwnika. Celnie rzucony nie pozostawia cienia szansy naszym „kolegom”.
Gracz + dziewczyna = Multiplayer
W dzisiejszych czasach prawdziwy FPS nie może obejść się bez trybu multi. Tym bardziej, że to on może przedłużyć żywotność gry nawet o kilkaset godzin. Pamiętam czasy Golden Eye, 4 pady, Nintendo 64 i jeden duży telewizor. Coś pięknego. Nigdy nie zapomnę wspaniałych chwil spędzonych przy tym tytule. Teraz mam okazję ponownie wrócić do przeszłości. Tylko, że tym razem mogę stawić czoło graczom z całego świata. Oczywiście zaczynamy swoją przygodę jako newbie, który jest wyposażony w mały pistolecik. Za każdy mecz, w którym bierzemy udział otrzymujemy pieniądze, dzięki którym możemy poszerzyć nasz arsenał. Wtedy będziemy mogli zacząć daną potyczkę z wyrzutnią granatów, a nie z jakimś tam uzi. Od tego momentu wszystko nabiera tempa, walki są bardziej pasjonujące, zaś gracze coraz lepsi. Z biegiem czasu na pewno Activision udostępni jakieś dodatki, dzięki którym multiplayer będzie jeszcze ciekawszy.
007 never dies…
Na zakończenie pragnę powiedzieć, że Quantum of Solace w trybie dla jednego gracza zawodzi po całej linii. Gra jest mocno niedopracowana. Gdyby nie tryb multiplayer, można by ją zaliczyć do największych porażek 2008. Muszę przyznać, że dawno się tak nie rozczarowałem. Mam nadzieje, że Activision nie popełni takich błędów w przyszłości. Zobaczymy co nam przyniesie kolejna odsłona serii.