Procesor: intel i7 4790 @3.6GHz
Karta graficzna: GeForce 730 GT
RAM: 12GB
System: Win10 x64
Dysk SSD: 1 TB
Gra nie przycina, wygląda świetnie i daje radę nawet na wysokich ustawieniach. Oby tak dalej.
Czas rozpętać niewypowiedziane zło. Czas zemścić się na bohaterach tego świata. Czas wcielić się w Pana Śmierci. Czas posmakować dusz niewinnych. Czas zagrać w Iratus: Lord of the Dead.
W grze wcielamy się w tytułowego bohatera, a w zasadzie złoczyńcę, czyli nekromantę Iratusa. Gość jest poirytowany, bo jakiś czas temu banda bohaterów go ukatrupiła. Co prawda dla mistrza nekromancji, śmierć to jedynie stan przejściowy, ale wkurzenie jest wieczne. Wobec tego zamierza się zemścić.
Zemsta będzie polegała w głównej mierze na tym, że będziemy walczyć z kolejnymi zastępami przeciwników. Szkoda, że fabuła w tej grze została potraktowana nieco po macoszemu. Wstęp jest bardzo ciekawy, ale potem źródełko z historią wysycha. Chodzimy przez lochy i tłuczemy się co chwila, a fabularnie pustynia.
Ale walka jest świetna. Zresztą jaka ma być, skoro oparta jest na kapitalnym systemie z kapitalnej gry, czyli The Darkest Dungeon. Nasza drużyna złożona z czterech postaci przemierza lochy i tłucze wrogów. Walka oczywiście w systemie turowym. Postacie w swojej inicjatywie mogą użyć jednej ze swoich umiejętności, aby zaatakować przeciwnika, lub wzmocnić siebie czy też sojuszników. To jakiej zdolności mogą użyć, będzie często zależało od ich ustawienia w linii. Lać wroga możemy standardowo, czyli „fizycznie” zadając mu obrażenia i przybliżając go do śmierci. Ale można też pojechać mu po psychice. Jak odpowiednio mocno szarpniemy wroga psychicznie, to może on oszaleć i na przykład zacznie bić swoich, zamiast nas. Mała rzecz, a cieszy.
A skąd bierzemy naszych podwładnych, aby wysyłać ich w bój (i nie tylko)? To element, który bardzo mi się podoba. Otóż jak na nekromantę przystało, budujemy ich sami. Po każdej walce znajdujemy sporo części, z których można złożyć jakiegoś miniona. I pisząc „części” mam na myśli serca, mózgi, mięso, kości i tym podobne. Kapitalny pomysł. Wszystkie te elementy mogą występować w różnej jakości. Od pospolitych, po legendarne, które dają naszym minionom różne bonusy. Świetnym pomysłem jest tu też mechanizm ulepszania naszych podwładnych. Kiedy znajdziemy jakiś lepszy kawałek ciała, można go podmienić u już zbudowanego potworka (jakiegoś naszego ulubieńca) aby go wzmocnić, zamiast tworzyć nowego. A tworzyć będziemy sporo, bo możemy mieć aż cztery grupy, które można wysyłać do walki, a do tego będziemy potrzebować siły roboczej w naszym „miasteczku”.
No właśnie, miasteczko. Iratus ma możliwość rozbudowy swojej siedziby. Może wznosić różne budowle, poświęcając swoje monstra, a potem wysyłać tam inne potworki do pracy, by zyskiwać z tego tytułu różne rzeczy. A to przedmioty, a to manę, czy w końcu by leczyć swoich podwładnych.
Iratus może się też sam rozwijać. Mamy trzy drzewka umiejętności, które rozwijamy gdy zyskujemy kolejne poziomy doświadczenia. Dzięki temu dostajemy różne bonusy w trakcie walki, a i sami możemy lepiej włączać się do bitwy dzięki czarom.
Oprawa graficzna jest kapitalna. Mroczna, ale przyjemna dla oka. Przypomina The Darkest Dungeon, ale widać, że jest nowocześniejsza. Nie ma tego komiksowego sznytu, ale bardzo dobrze pasuje do rozgrywki. To jedna z tych gier, które miło się ogląda.
Warto też wspomnieć, że gra jest trudna. To nie spacerek po parku, tylko mroczne i krwawe przeprawy z wrogami. Mam wrażenie, że nawet The Darkest Dungeon nie był tak srogi dla gracza w początkowych etapach gry. Przebijanie się przez kolejne grupy wrogów, to pot, krew, łzy i kawałki ciała. Tu nie da się grać na pałę. Tu trzeba pokombinować. Skład grupy, rozstawienie, co i jak odpalamy. To ma znaczenie. To czasem niemal łamigłówka.
Iratus: Lord of the Dead jest na razie w fazie Wczesnego Dostępu, co oznacza, że niektóre poziomy nie są jeszcze dostępne. Dodatkowo może się zmienić kilka rzeczy w mechanice gry. Niemniej jednak na tym etapie gra bardzo przypadła mi do gustu. Trudna, ale satysfakcjonująca. Mroczna, ale w pokręcony sposób przyjemna. Gra, która sprawia, że chce się grać. Mam tylko nadzieję, że w momencie wydania, oprócz mnóstwa walk, twórcy wypełnią ją też zawartością fabularną. Jakieś misje, zadania poboczne, coś co przykuło by bardziej uwagę i dało jeszcze więcej frajdy. Bardzo na to liczę, bo już teraz gra mi się świetnie, ale wiem, że może być jeszcze lepiej.