Jakiś czas temu dorwałem na swojego Pstryka grę, o której twórcy mówili, że choć nie opiera się na żadnym planszowym IP, to jednak ma w sobie planszowego ducha. Rozgrywka toczona jest w turach, a podstawą mechaniki jest zarządzanie kostkami i losowością. Tą grą jest właśnie Here Be Dragons od Zero Red Games.
Gra opowiada na swój własny sposób historię wielkich odkryć dokonywanych przez śmiałków na wielkich żaglowcach. Dzięki tej grze dowiemy się, jak niebezpieczne były te wyprawy. Jak wiele różnych krwiożerczych monstrów musieli pokonać żeglarze, a także jak zakończył się barwny piracki epizod w życiu Krzysztofa Kolumba.
Here Be Dragons wita gracza bardzo przyjemną oprawą graficzną. Nie mamy tu wodotrysków 3D, czy najnowszych osiągnięć w dziedzinie animacji. Mamy za to kapitalnie narysowane grafiki 2D i animację 2D, która cieszy oko.
Gra składa się z szeregu misji, na które zostaje wysłany gracz. W każdej z misji dostaje on pod swoje dowództwo pewną liczbę okrętów i ma za zadanie przeżyć. Każda misja składa się z kilku spotkań z krwiożerczymi bestiami (oczywiście każde spotkanie jest trudniejsze od poprzedniego) pomiędzy którymi może ulepszyć swoje okręty.
Każde spotkanie, to jak już nadmieniłem okrutna walka o przetrwanie. Głównym mechanizmem napędowym są tu kości. Przed każdą turą, dostajemy do dyspozycji pulę kości w liczbie równej sumie naszych okrętów i jednostek wroga. Kości są „turlane” i gracz oraz komputerowy przeciwnik dobierają po jednej kostce dla każdej swojej jednostki. Kości te przypisane do jednostek będą mogły odpalać specjalne zdolności tychże, lub poprawiać ich parametry, takie jak siła ognia, czy obrona. Jednak wybór tych kości bywa bardzo trudny.
Po pierwsze określone zdolności, mogą być uruchomione tylko wtedy, gdy przypiszemy do nich kość o odpowiedniej wartości. Ponadto niektóre wartości dają nam dodatkowe bonusy, gdy przypiszemy je do naszego statku (1 leczy, a 6 na tę turę podnosi siłę strzału). I w końcu, jeśli pozostałe w puli kości mają takie wartości , których my lub przeciwnik (w zależności kto właśnie wybiera) nie możemy przydzielić do swych statków, otrzymujemy obrażenia za każdą niewybraną kość. To sprawia, że losowość tych kostek potrafi ostro zamieszać w każdej turze.
Do tego dochodzi mechanika butelek z tuszem, dzięki którym możemy zmieniać wartości kostek. A także robić kilka innych ciekawych rzeczy.
No i w końcu samo starcie, podczas którego wybieramy kto w kogo strzeli, gdzie użyjemy naszej zdolności. Wszystko staramy się zgrać w czasie, bo sporo do powiedzenia ma tu inicjatywa (zależna swoją drogą od tego jak mocne kostki kto zgarnął).
Każda misja daje graczowi okręty z innymi zdolnościami, przystosowanymi w pewien sposób do tego, co napotka on na swojej drodze. Każde spotkanie, to osobna logiczna rozgrywka podlana sporą dozą losowości.
Gra niesamowicie wciąga, choć na początku nie wygląda jakby miała zbyt wiele do zaoferowania. Jednak bardzo szybko pojawia się syndrom kolejnej bitwy. Jeszcze tylko tej jednej. No może dwóch. Ewentualnie siedmiu.
Warto też wspomnieć, że gra jest dostępna po polsku, co cieszy, bo jest kapitalnie napisana. Postacie, dialogi, teksty w trakcie gry. Małe perełki.
Są jednak momenty, które sprawiają, że można się na Here Be Dragons obrazić. Poziom trudności jest nierówny. Są walki, które co i rusz przegrywamy i nie wiadomo, czy to wina kostek, czy po prostu coś nie tak sobie składamy w tej układance zdolności.
Nie do końca leży mi też fakt, że Ne mam prawie żadnej kontroli nad flotą, którą płynę. Jasne, jej zdolności są przystosowane do misji, ale chciałbym sam składać swoje okręty. Podnoszenie wytrzymałości, siły ognia, czy obrony między poszczególnymi spotkaniami nie jest aż tak fajne.
Mam też problem z jedną ze zdolności, którą czasem dysponują bossowie. Jej opis jest tak dziwnie zrobiony, że nigdy nie wiem jak się przed nią bronić i dostaję bęcki „za niewinność”.
Ogólnie jednak Here Be Dragons to prawdziwa perełka. Przynajmniej dla mnie. Wkurzam się, ale wracam do niej. Wiem, że można się od niej odbić, ale moim zdaniem warto ją wypróbować.