feat - guitar hero 5 rec

Guitar Hero 5 – recenzja gry

Ocena: 9,0

Plusy:
+ Party Play
+ tryb Momentum
+ nawigacja
+ poprawki w mechanice gry
+ grafika
+ można zaimportować utwory z Guitar Hero World Tour...

Minusy:
- ...jednak nie wszystkie, a dodatkowo trzeba płacić
- gdzieniegdzie widać sztuczność postaci
- różnorodność utworów może razić


Na rynku pojawia się coraz więcej wielkich serii gier. Takich co to w pewnym momencie strach otworzyć konserwę, bo i tam mogą się czaić. Wszystkie Simsy, NFSy, Singstary, PESy, czy FIFy zerkają na graczy z każdej strony. Okazuje się, że do tej grupy dołączył kolejny tytuł, którego szczerze mówiąc nigdy bym o to nie podejrzewał. A mianowicie Guitar Hero.

Jeszcze niedawno Guitar Hero było niedużą serią, nie tak przesadnie popularną, jednak mającą swoich fanów. Mocne uderzenie zaczęło się w momencie wyjścia GH III na konsole „nowej generacji”. Od tego momentu kariera Guitar Hero zaczęła przypominać śnieżną kulę toczącą się w dół zbocza. Mnóstwo kawałków do ściągnięcia w sieci, dwie części poświęcone konkretnemu zespołowi, rozszerzenie dostępnych instrumentów o perkusję i mikrofon w World Tour, czy w końcu zebranie najlepszych kawałków w jednym wydaniu Smash Hits, spowodowało, że rynek zapełnił się Gitarowymi Herosami. I kiedy wydawałoby się, że z serią nie da się już nic zrobić, nagle pojawia się Guitar Hero 5.

Zastanawiacie się o jakich nowościach można mówić w kolejnej odsłonie serii muzycznej? Zapewne uważacie, że jedyną nowością o jakiej wspomnę będzie zupełnie nowa lista utworów do grania, bo przecież w tym temacie nie da się już nic innego wymyślić. No i tu Was zdziwię, bo chłopaki z Neversoft wymyślili całkiem sporo nowego.

Na pierwszy ogień pójdzie oprawa gry. Nie chodzi mi tu o grafikę w czasie występów, ale o menu i nawigację po nim. Jeśli ktoś myślał, że poprzednio było łatwo i intuicyjnie, to zobaczy, że się mylił. Wszystko jest pod ręką. Nie trzeba się cofać aż do głównego menu, żeby coś zmienić w ustawieniach utworu, który gramy. Jest miło lekko i przyjemnie, bo przecież tak zawsze powinno być.

Kolejne zmiany widać w trybach rozgrywki. Kariera, to już nie uciążliwe granie kolejnych utworów, zbieranie kasy i kupowanie różnych rzeczy. Teraz gramy na gwiazdki. Aby pchać karierę do przodu, należy po prostu zgromadzić odpowiednią ich liczbę. Każdy utwór, to 5 gwiazdek do zebrania, plus kilka dodatkowych, za pewne z góry ustalone osiągnięcia dokonane w trakcie występu. Osiągnięcia bywają różne, na przykład trafienie określonej liczby nut z rzędu, czy utrzymanie mnożnika przez określony czas. Oprócz dodatkowych gwiazdek, osiągnięcia te, pozwalają również odblokować bonusy takie jak niedostępny w inny sposób sprzęt, stroje, czy postacie.

Mamy też nowe tryby gry. Zacznę od tego, który nie bardzo przypadł mi do gustu. Nazywa się on Do or Die. Polega on na tym, że jeśli gracz nie trafi w trzy nutki w danej sekcji, to wypada z gry. Być może powstał on dla starych wyjadaczy, bo ja nijak nie czerpałem z niego przyjemności i szybko go skreśliłem.

Na drugim biegunie miodności znalazł się tryb Momentum. Wypełnił on dokładnie ten kawałek grania, w którym nie będąc zbyt pewni swoich umiejętności, ustawiamy sobie niższy poziom trudności. A kiedy zaczynamy grać, okazuje się, że jest nudno i zbyt łatwo. W innych częściach remedium na taki stan było jedno. Wyłączyć utwór, cofnąć się do wybierania poziomu trudności, ustawić inny i grać od nowe. W Momentum, gra robi to za nas sama. Gra zaczyna się na poziomie Medium i jeśli idzie nam bardzo dobrze, to poziom wzrasta o jeden. Jeśli idzie kiepsko, to spada. Genialne w swojej  prostocie. Człowiek zaczyna się zastanawiać, dlaczego dopiero teraz to wprowadzono.

Ale za głowę złapałem się dopiero przy trybie Party Play. Właściwie dopiero kiedy zobaczyłem jak on działa, zrozumiałem, że był potrzebny od zawsze. Otóż jak wiadomo Guitar Hero bywa dla niektórych grą na imprezę. Możecie sobie zatem wyobrazić sytuację, kiedy ktoś z grupy mówi „Nie, ja nie chcę, grajcie sami.”. Gramy więc sami, a nagle ten sam człowiek wyskakuje z jakże sympatycznym: „A wiecie co, ten kawałek, to jednak bym z wami zagrał”. No i zaczyna się stara śpiewka. Wyłączamy, cofamy, chwilę myślimy kto na czym chce grać i jedziemy od nowa. Party Play daje w tym względzie rewelacyjną wolność. Po pierwsze ktoś, ktoś, kto w trakcie piosenki zdecydował, że chce grać, po prostu łapie za wolny instrument, wciska przycisk, ustawia sobie poziom trudności i wskakuje do gry bez przerywania zabawy innym. Co więcej, tryb ten nie ogranicza nas do standardowego zestawienia zespołu, czyli wokal, bas, bębny i gitara prowadząca. Jeśli tylko mamy na składzie odpowiednią liczbę instrumentów, można grać czterema perkusistami, albo gitarzystami, czy dowolnym innym zestawieniem instrumentów. Cud, miód i orzeszki, a właściwie czysty Rock&Roll.

Jeśli już przy Rock&Rollu jestem, to słów kilka należy się zestawowi utworów, jakie znajdziemy na krążku z Guitar Hero 5. Mam wrażenie, że twórcy nieco zaszaleli i wrzucili do jednego worka zbyt wiele różnych gatunków i wykonawców. Od Rammsteina po Stevie Wondera, iście wybuchowa mieszanka. Wygląda na to, że chcieli zrobić zestaw dla każdego, a to nie należy do najłatwiejszych zadań, jakie można sobie wymyślić. Na szczęście dla tych, którym utwory nie przypadną jakoś specjalnie do gustu jest opcja konwersji kawałków z Guitar Hero World Tour. Tyle, że te, które są na płycie można konwertować za niewielką opłatą, choć też nie wszystkie. Natomiast pobrane z sieci, za darmo.

Nie zmieniła się oczywiście idea gry i jej podstawowa mechanika. Musimy trafiać w przesuwające się po „pięciolinii” kolorowe ikony. Sztuki tej dokonujemy czy to waląc w bębny, czy to naciskając odpowiednie klawisze na gitarze i uderzając w plastikową strunę. Wokalista natomiast ma zabawę w karaoke, gdzie musi trafiać odpowiedni w linie melodyczną i ton głosu. W trakcie grania można zbierać tak zwany Star Power, który aktywowany przez gracza powoduje zwiększenie mnożnika punktów na jakiś czas. Nowością jest jednak tak zwane Band Moments. Działa to podobnie do Star Power, jednak wymaga trafienia w sekcję nut przez cały zespół, ale za to wzrost mnożnika również dotyczy całego zespołu.

Od strony graficznej, jest chyba nieco lepiej niż poprzednio. Postacie nadal „rysunkowe”, ale coraz lepiej wyglądają. Największa plastikowość wychodzi przy dodanych do gry gwiazdach, takich jak na przykład Kurt Cobain. W przypadku elektronicznych wersji prawdziwych muzyków, o wiele bardziej rzuca się w oczy sztuczność sylwetki i animacja poruszania się. Wolę jednak grać postaciami takimi jak Lars Umlaut, czy Midori.

Jak można podsumować najnowsze Guitar Hero? Bardzo prosto. To nie tylko nowy zestaw utworów, to po prostu nowa jakość. Zmiany nie są jedynie kosmetyczne, one dają dodatkowe możliwości i olbrzymią porcję radości z gry, zwłaszcza Party Play. Z drugiej jednak strony obawiam się, że nic więcej nie da się już wymyślić i seria w najlepszym wypadku zacznie odcinać kupony. Mam jednak nadzieję, że się mylę.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze