Ocena: 8,0
Plusy:
+ oryginalny pomysł
+ oprawa graficzna
+ zabawy grawitacją
Minusy:
- walka
- mało wciągająca i chaotyczna fabuła
- nie do końca wykorzystany potencjał
Gravity Rush miał być całkiem ciekawym tytułem startowym dla PS Vita. Problem w tym, że mieszkańcy Starego Kontynentu, musieli na niego poczekać kilka miesięcy dłużej niż japońscy gracze. Jednak okazało się, że warto było czekać, bo Gravity Rush jest tytułem o dość niecodziennej urodzie.
Oto opowieść o niejakiej Kat. Młoda blondynka, budzi się w jakimś dziwnym miejscu z „niewielkim” problemem. Otóż straciła pamięć. Nie wie kim jest, co tu robi i w ogóle o co kaman. Zdziwienie potęguje niezwykły błyszczący kot, który najprawdopodobniej jej towarzyszy. Sytuacji nie poprawiają następujące tuz po przebudzeniu wydarzenia. Otóż ludzie jakoś dziwnie na nią patrzą, po chwili ktoś zupełnie nieznajomy wręcz błaga ja o pomoc w ocaleniu syna. Na miejscu Kat staje w obliczu niesamowitej grawitacyjnej burzy rozrywającej budynki. Nadal nie wie co może w takiej sytuacji uczynić. I to jest świetny moment na to, aby dowiedzieć się, że posiada moce pozwalające jej kontrolować (w pewnym stopniu) grawitację. Kapitalne pierwsze minuty po przebudzeniu z amnezją. A kiedy po udanym ratunku, zamiast wdzięczności dostaje „w twarz” licznymi pretensjami i niezbyt dobrze ukrywaną niechęcią sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. No i do tego ta druga dziewczyna, która wydaje się mieć takie same moce, a jest jeszcze bardziej wroga niż inni. Suspens jak się patrzy
Mamy tu do czynienia z japońską grą, co już na starcie „wymusza” pewne rozwiązania z gatunku „pokochasz, albo znienawidzisz”. Opowieść jest dla niewprawionych w odbiorze „japońszczyzny” co najmniej dziwna. Zresztą dla tych wprawionych, po jakimś czasie tez może stać się miejscami niezrozumiała i chaotyczna. Niestety nie pomaga tu idea „otwartego świata”, którą wrzucono do gry. Mamy miasto, po którym możemy się dowolnie poruszać, odnajdując osoby, z którymi można rozmawiać, czy też miejsca, gdzie zaczynają się misje fabularne, albo zadania „zręcznościowe”. Problem w tym, że w pewnym momencie zamiast urozmaicać rozgrywkę, to rozwiązanie zaczyna tylko denerwować.
No dobra. A co takiego wymyśliło Sony Japan Studio żeby przykuć uwagę graczy? Wymyślili zabawy z grawitacją. No dobra, nie byli pierwsi w tym temacie, ale to co stworzyli jest całkiem ciekawe. Otóż kiedy wciśniemy przycisk R, nasza bohaterka zaczyna unosić się w powietrzu. Mamy wtedy możliwość wycelowania w dowolne miejsce i po ponownym wciśnięciu R, zaczynamy lecieć w żądanym kierunku. Kiedy dolecimy do dowolnej w miarę płaskiej powierzchni lądujemy na niej i możemy swobodnie po niej biegać. Taki damski blond Spider Man. Jednak taka zabawa jest ograniczona czasowo. Kat ma skończone zasoby energii pozwalającej na manipulację grawitacją. Kiedy włączamy ową zdolność, energia ta zaczyna się wyczerpywać. Kiedy ją wyłączymy, regeneruje się. Dodatkowo, można ją odnawiać zbierając po drodze specjalne kryształki. Zresztą, nie trzeba specjalnie obawiać się upadku z dużych wysokości. Kat nie odnosi żadnych obrażeń nawet jeśli wykona malownicze przyziemienie twarzą w dół z wysokiego budynku. Problemem może być „upadek” w bezkresną przestrzeń, którą można napotkać w zbyt wielu miejscach miasta.
Latanie, to nie tylko sposób poruszania się. To także sposób walki. A walczy się w Gravity Rush z dziwnymi czarnymi stworami zwanymi Nevi (brzmi jak Navi, ale oni byli niebiescy i bardziej przyjacielscy). Paskudy te nie należą do szczególnie cwanych, więc zdjęcie jednej, czy dwóch jednocześnie nie stanowi problemu. Sytuacja pogarsza się, gdy stajemy naprzeciw całej grupy wrogów – a to zdarza się nader często. Dodatkowym problemem jest fakt, iż zwykłe młócenie Nevi gdzie popadnie, nie daje żadnych rezultatów. Każdy wróg, ma na swoim ciele świecący punkt, który należy atakować, aby wyrządzi przeciwnikowi krzywdę. Fajnie, jeśli Nevi jest powolny, a jego słaby punkt dobrze widoczny. Gorzej, gdy walczymy ze zwinnym przeciwnikiem, a cel znajduje się na jakimś czułku, czy jest przez większość czasu ukryty przed naszym wzrokiem. Niestety w takich przypadkach uwidacznia się pewien mankament sterowania grawitacyjnymi zabawami. W momencie, kiedy trzeba bardzo szybko zmieniać kierunki i celować w poruszające się, stosunkowo niewielkie obiekty, bardzo łatwo jest się zgubić w przestrzeni. A to mocno utrudnia walkę. Zresztą po pewnym czasie potyczki stają się strasznie monotonne, a jedynym dodatkowym uczuciem jakie się pojawia, jest frustracja, gdy nie możemy znaleźć słabego punktu na ciele jakiegoś stwora, lub nie możemy trafić w radośnie machającą mackę.
Gravity Rush ma lekkie zacięcie RPG. W trakcie gry zbieramy specjalne kryształy, dzięki którym można ulepszać swoje umiejętności. Polepszyć można zarówno zdolności kontroli grawitacji, a także wszelkie ataki, czy poziom zdrowia naszej bohaterki. Możliwości jest wystarczająco dużo, żeby dostać lekkiego bólu głowy, chcąc ocenić, które drzewko rozwinąć najpierw, aby było to z jak największą korzyścią dla Kat.
Zacięcie RPG mogłoby przejść na inne aspekty gry, bo jej konstrukcja (otwarty świat i zadania) temu sprzyja, jednak tak się nie stało. Zadania poboczne i fabularne to mieszanka standardowa dla gier akcji z widokiem TPP. Przejdź z punktu A do punktu B, najlepiej w określonym czasie. Pokonaj X przeciwników. Dostań się do punktu C unikając wykrycia przez wrogów (czyli znajdź najbardziej pokręconą ścieżkę, wymagająca użycia mocy grawitacyjnych). Szkoda, bo możliwości były naprawdę ogromne.
Tym co mnie urzekło jest oprawa graficzna Gravity Rush. Piękne kolory, i komiksowa grafika 3D zapiera dech w piersiach. Oczywiście nie wszystkim, bo tego typu stylistykę po prostu trzeba lubić. Twórcy na szczęście nie popadli w jeden schemat, bo kolorystyka i klimat graficzny miasta zmieniają się w zależności od dzielnicy. Świetnie wypadają tez komiksowe wstawki robiące za scenki przerywnikowe. Osobiście bardzo lubię taki sposób pokazywania elementów fabuły, więc dla mnie jest to spory plus. Zwłaszcza, że w przypadku Gravity Rush takie rozwiązanie bardzo dobrze pasuje do całej konwencji graficznej.
Problem miałem z muzyką, ponieważ słychać w niej dość mocno nutę jazzową, a za tym gatunkiem niespecjalnie przepadam. Tak czy inaczej nie była zbyt nachalna i dało się tego słuchać więc nie mogę zbyt mocno narzekać. No ale to kwestia gustu.
Cóż mogę napisać na koniec. Gravity Rush spadło na mnie nieco nagle i nie do końca wiedziałem czego się po tej grze spodziewać. Z początku sądziłem, że dostaję jRPG, a okazało się, że to taki całkiem sprytny miks jRPG z grą akcji i zręcznościówką TPP. Kilka rzeczy się w Gravity Rush udało, kilka szwankuje, ale całość jest całkiem znośna. I co najważniejsze oryginalna.