Seria FlatOut potrzebowała nowego startu. Gra, która zachwyciła w 2004 roku, zanotowała poważny dzwon w 2011. FlatOut 3 to gra, której istnienie odrzuca większość fanów FlatOuta. Co zatem wnosi do serii część czwarta. Czy FlatOut wraca na trasę, czy też należy zezłomować ten tytuł i zapomnieć o nim.
FlatOut 4: Total Insanity zostało stworzone przez Kylotonn Games. Niektórzy mogą nie kojarzyć tej firmy, bo faktycznie ma niewiele gier w swoim dorobku. A jeszcze mniej takich, które sa związane z wyścigami. Jednak niektórym mogą dźwięczeć w uszach takie tytuły, jak Iron Storm, Bet on Soldier, Speedball 2 Tournament, czy WRC 5 i WRC 6.
Francuzi postanowili nie bawić się w wymyślanie koła od nowa, a zamiast tego wzięli elementy, dzięki którym FlatOut był FlatOutem i wrzucić je do Total Insanity. Oznacza to, że znów możemy zobaczyć konkurencje, w których samochód występuje w drugoplanowej roli, a głównym bohaterem jest nasz kierowca, szybujący w kierunku różnych przeszkód. Tak jest, wrócił tryb, w którym katapultujemy kierowcę przez przednią szybę, aby wykonać jakieś dzikie wyzwanie w stylu zbicia kręgli, skoku wzwyż, czy skoku w dal.
Jednak katapulta, to nie wszystko. Mamy tez mnóstwo różnych wyścigów, w tym tryb kariery. Jeździmy w nim po różnych bardzo ciekawie zbudowanych trasach, które jednak dość szybko zaczynają się powtarzać. Samych trybów ścigania tez mamy kilka. Jest zwykły wyścig, jest walka z czasem, a także bardzo fajny tryb ataku. Pojawiają się tez areny, na których trzeba po prostu przeżyć, co niekoniecznie bywa proste.
Samo ściganie jest niezwykle zręcznościowe. Nie trzeba się martwić o odpowiednie wchodzenie w zakręty, czy wpływ ścinanego właśnie billboardu na nasz samochód. Głównym narzędziem, służącym do wyprowadzania fury z zakrętów jest Nitro. Nitro, które ładuje się poprzez demolowanie części otoczenia, a także poprzez stłuczki z przeciwnikami.
W trybie Ataku, nitro ma jeszcze jedno zastosowanie. Pozwala na używanie czterech różnych broni zamontowanych na naszym samochodzie. Nie martwcie się jednak. Nie chodzi tu o żadne rakiety, lasery, czy karabiny maszynowe. Do dyspozycji dostajemy wielką płonącą kulę, bombę, czy coś w rodzaju wybuchu wokół naszej fury. Skuteczne i wpisuje się w stylistykę serii.
Fizyka jazdy ma jednak kilka momentów, w których zachowuje się dość dziwnie. Kiedy staramy się przepchać mniejszy samochód, swoją wielką półciężarówką, często mamy wrażenie, że trafiliśmy na obiekt nie do poruszenia. Ale kiedy walniemy ze sporą prędkością malutkim samochodem w wielkiego pickupa, wysyłamy go na orbitę okołoziemską. Czasem nasze próby uderzenia bokiem w inną furę wysyłają nas na pobocze. A kiedy to inna fura uderza w nas…też lądujemy na poboczu. Zawieszenie jest nieznanym elementem samochodów. Podskakujemy na byle kamyczku, czy wyboju, przez co niekiedy opanowanie samochodu graniczy z cudem, nawet mimo zręcznościowego modelu jazdy.
Trafiłem tez na kilka momentów, związanych z fizyką jazdy, które nieomal sprawiły, że przestałem grać. Jakbyście się czuli, gdybyście prowadzili w wyścigu i po Waszym błędzie wypadacie z trasy? Po prostu przełykacie gorzką pigułkę i wracacie do jazdy, prawda? A co jeśli po powrocie na trasę, jesteście ustawiani w takim miejscu i w taki sposób, że chwilę później znowu się rozbijacie, jednak tym razem z powodu dziwnej fizyki. I tak kilka razy pod rząd, aż gra wspaniałomyślnie nie resetuje waszej fury w nieco innym miejscu. Oczywiście po takiej serii, nie tylko pierwsze miejsce jest przeszłością. Do historii przechodzi również samochód z przedostatniego miejsca, który jest teraz lata świetlne przed Wami.
Jest jeszcze jedna irytująca przypadłość nowego FlatOuta. Gra uważa, że powinniśmy się wszystkiego sami domyślać. Informację o tym, kiedy ładuje się Nitro, zauważyłem po trzech godzinach gry, bo dokładniej zerknąłem na ekran ładowania. Przy pierwszym kontakcie z trybem Ataku, nie wiedziałem na jakiej zasadzie działają bronie. Nie tylko czym są i co robią, ale także nie było ani słowa o tym, że są zależne od poziomu Nitro. O tym, że moja własna bomba magnetyczna, może się przyczepić do mojego samochodu, dowiedziałem się w najgorszy możliwy sposób. Jest też dość nieciekawe przemilczenie, dotyczące odblokowywania samochodów.
Bo wiadomo, jak jest ścigałka, to są fury. A jak są fury, to sporą ich część trzeba odblokować. FlatOut 4 również ma ten sympatyczny „feature”. Tyle, że aby odblokować samochody w trybie kariery nie wystarczy pokonywanie kolejnych wyścigów pucharowych. Trzeba również przechodzić wyzwania w trybie FlatOut (czyli te z katapultowaniem kierowcy). Nie jest to problemem. Problemem jest fakt, że gra w żaden sposób o tym nie informuje. Mocno to irytuje.
Graficznie jest całkiem dobrze. Ładne widoczki, fajnie wykonane samochody, ciekawie wyglądające trasy. Jednak i tu pojawiają się zgrzyty. Po pierwsze model zniszczeń, w grze, która jest o rozwalaniu samochodów, trochę słabuje. Nasz samochód może się pogiąć, czy stracić drzwi, ale nigdy tak naprawdę nie odczujemy jakiegoś ciężkiego zniszczenia. A szkoda, bo taka wizualna podpowiedź co do stanu naszej fury byłaby na miejscu. Zwłaszcza, że możemy zostać wyeliminowani jeśli za mocno będziemy rozwaleni. A tak, trzeba co chwila patrzeć na niewielki wskaźnik zniszczeń w rogu ekranu.
Druga sprawa, to fakt, że gra działa na PS4 w 30 klatkach na sekundę. A czasami potrafi nawet lekko się przytkać. Nie mamy tu do czynienia z tak rewelacyjną grafiką, żeby konsola nagle przestała wyrabiać na zakrętach. Dlatego dziwią te chwilowe spadki w fpsach, które są zauważalne.
Ogólnie jednak FlatOut 4: Total Insanity, to udany powrót serii na tor. Na pewno jest to gra lepsza niż niesławna „trójka”, choć to akurat nie było trudne do osiągnięcia. Nie jest to jednak gra rewelacyjna, po którą każdy musi natychmiast lecieć do sklepu. Ot całkiem sympatyczna zręcznościowa ścigałka, z sympatycznymi trybami pobocznymi. Da się pograć, miłośnicy serii FlatOut na pewno się ucieszą z jej istnienia, a reszta graczy może spokojnie dać jej szansę. Może dać Wam nieco frajdy.