Procesor: Intel Core i7@2.7GHz
Pamięć: 12GB RAM
Karta graficzna: GTX660 2 GB
System: Windows 8.1 x64
Klawiatura: Logitech G910 Orion Spark
Myszka: Roccat Kone Pure Optical
Słuchawki: SteelSeries Syberia v3 Prism
Potwór skakał żwawo, ale łowcy mieli problemy z podnoszeniem broni do ramienia: wyraźnie im coś chrupało. Mowa tutaj o średnich detalach, które ustawione zostały automatycznie przez grę.
Rynek rozrywki elektronicznej się zmienił: na popularności zyskały głównie tytuły skierowane do wielu graczy, a opowiadanie historii zeszło na dalszy plan. Doskonale pamięta o tym Turtle Rock Studios, które zaserwowało nam asymetryczny multiplayer w swojej najnowszej produkcji – Evolve.
Dawno, dawno temu, bo aż w 2008 roku, na rynku pojawił się nietypowy tytuł. Pozornie zwykły shooter, gdzie mordowaliśmy hordy nieumarłych, ale wystarczyło trochę bardziej zagłębić się w tryb Versus, a gra zyskiwała rumieńców i żywotności. Mowa oczywiście o Left 4 Dead ze stajni Turtle Rock Studios. To właśnie Left 4 Dead było zalążkiem tego, co możemy podziwiać w Evolve.
No dobra: trochę w tym prawdy jest, ale gdzieś po drodze zgubili chyba całe doświadczenie i zapomnieli, że gra powinna mieć więcej niż jeden, do tego krótki i powtarzalny, tryb rozgrywki… Zacznijmy jednak od początku, czyli naszego pierwszego spotkania z Shear i przyjrzymy się Evolve z niebezpiecznego bliska.
Oto wita nas główne menu… Wróć! Pierwsze uruchomienie? Obowiązkowy samouczek być musi! Nie zajrzycie nawet do menu opcji, jeśli nie zagracie chociaż przez chwilę potworem. Później i tak gra przymusi Was do rozgrywki łowcą, ale to idzie jeszcze przeboleć, bo mamy chwilę na sprawdzenie ustawień, podmianę schematu sterowania i inne podstawowe rzeczy. Przebrnęliście przez chwilę grania poprzedzoną filmikami? Świetnie! Czas na prawdziwą rozgrywkę! Ale najpierw nie zapomnijcie obejrzeć filmu wprowadzającego dla każdej z klas, którą gracie pierwszy raz. Niezależnie od tego, czy dany archetyp już macie wspaniale ograny i otrzymaliście jedynie kolejnego łowcę w linii – przyjrzycie się, że zmieniły się w zasadzie niewiele znaczące umiejętności, a przez połowę oglądajcie powtórkę z rozrywki. Bez możliwości pominięcia, bo tak.
Gdyby tylko Turtle Rock postanowiło zastąpić te całkowicie zbędne scenki jakąkolwiek linią fabularną… Grając w Evolve możecie całkowicie zapomnieć o fabule. Przynajmniej w trybie Hunt, czyli Polowania. Pozwolę sobie streścić ją z rozmachem niczym scenarzysta z Turtle Rock Studios. Gotowi? Potwór – głodne zło, łowcy – wspaniali wybawcy, bieganie, bieganie, strzelanie/jedzenie, bieganie, strzelanie, śmierć. Koniec! Nie otrzymujemy żadnych szczegółów odnośnie pochodzenia stworów, żadnego napomknięcia, co też mogli na ich planecie robić ludzie. Ba! Nie wiemy nawet czy to ich rodzima planeta. Nie wiemy nic, ale mamy celowniczek, więc do przodu! Myślicie, że w innych trybach jest lepiej? Zmienia się co najwyżej kolejność, ale wszystko sprowadza się do biegania w kółko. Szkoda, że nie dodali pakietu Endomondo, to może wreszcie bym wiedział, ile kalorii spalę przy takim „spacerku”.
Na tryb fabularny sili się natomiast mini-kampania, czyli Ewakuacja: drugi z dostępnych z menu szybkiego wyboru. Później zostają już tylko ustawienia dowolne i liczenie na to, że jakiś gracz zdecyduje się zagrać w tryb Rescue nie będąc do niego zmuszonym przebiegiem Ewakuacji. Do naszej dyspozycji oddano dwie wariacje: możliwość zagrania w kooperacji, gdzie potworem steruje sztuczna inteligencja, a także możliwość zagrania przeciwko żywemu przeciwnikowi. Kampania trwa pięć dni, co przekłada się na cztery różne mapy. Dlaczego tylko 4? Otóż piąta polega wyłącznie na obronie trzech punktów i jest wybierana spośród trzech przygotowanych specjalnie do tego trybu. Nie cechują się one dużą możliwością zwiedzania czy pomysłowości. Nasza podróż rozpoczyna się od klasycznego polowania, ale każda kolejna mapa może być jednym z dwóch innych: wspomnianym już Rescue oraz Nest. W tym pierwszym ratujemy średnio ogarniętych cywili nim zdąży się ich skonsumować potwór, natomiast drugi odwraca sytuację i ubijamy jajka, zanim potwór dostanie z nich wsparcie.
Całość przeplatana jest wstawkami filmowymi o długości do 15 sekund, gdzie jesteśmy informowani o sytuacji na mapie oraz wyniku naszej potyczki i możliwych konsekwencjach. To chyba największy plus Ewakuacji: każda mapa zapewni nam jakiegoś rodzaju bonusy na kolejnych spotkaniach aż do momentu uratowania statku. Czasami plus zmienia się jednak w minus, gdyż najwidoczniej zabrakło czasu na testowanie i zdarzają się różnego rodzaju kwiatki, które miejsca mieć nie powinny. Przykładowo: jeśli potwór ma towarzysza, a trafimy na mapę w trybie Nest, to poza zniszczeniem jaj musimy również spacyfikować wrażego malucha. Szkoda jednak, że twórcy zapomnieli o tym poinformować w którymkolwiek miejscu… Niemniej jakiś tam progres odczuwamy podczas całego ciągu misji. Na koniec otrzymujemy wspaniale rozczarowującą wstawkę filmową, która jest identyczna dla każdego zakończenia pozytywnego (też mi pozytywne tak na marginesie), a później oglądamy wycenę strat. Wszystko fajnie, ładnie, ale ostatnia tabelka będzie całkowicie pusta, jeśli z drużyny wyjdzie ktokolwiek przed jej obejrzeniem.
Uffff! Można by rzec, że najgorsze za nami. Niestety, jeszcze zostało trochę elementów do omówienia. Mamy więc wspomniane całe dwa tryby, na których możemy się bawić na aż 9 różnych mapach, a także 3 dodatkowych jedynie do trybu obrony. Na szczęście, ku uciesze znudzonych bieganiem w kółko graczy, nadchodzą postaci! Oto bowiem przed każdą mapą musimy zdecydować się na wybór jednego z czterech archetypów lub potwora. Ustalamy kolejność i trzymamy kciuki, bo nikt nie pomyślał, że może w ekipie czterech osób fajnie by było się wymienić klasami, zamiast całkowicie polegać na ukrytym rzucie kostką. Wreszcie wybieramy jedną z trzech postaci należącą do wylosowanego nam archetypu lub jednego z trzech obecnie dostępnych potworów. W tym ostatnim przypadku oszczędzę Wam zachodu i problemów: macie Wraitha to wybieracie Wraitha, który jest całkowicie niezbalansowany i robi z łowcami co mu się żywnie podoba. Łowcy mają trochę więcej problemów, bo niektóre postaci mają wady i zalety, natomiast osobowość i ciekawy Voice-Over znajdziemy może u trzech.
Wśród łowców znajdziemy medyków, którzy korzystają z różnego rodzaju broni i mają zmienną mechanikę leczenia. Na szczęście zawsze mamy do dyspozycji zdolność „klasową”, czyli jeden slot przyporządkowany i zamknięty jedynie na coś specyficznego dla klasy. I tak dla medyka będzie to magiczna lecząca chmurka. Dalej w kolejności jest Support, czyli klasa wsparcia. Jego zdolnością jest możliwość użycia pola maskującego i ukrycia towarzyszy przed wzrokiem i węchem stwora. Do tego jest również jedyną klasą, której broń posiada możliwość zabicia łowców. Zgadza się, na ciebie patrzę, nalocie orbitalny. Sama klasa wsparcia zmienia się w znaczący sposób z odblokowywaniem kolejnych bohaterów i z początkowego balastu dla drużyny staje się coraz bardziej użyteczna, ale koniec końców przyjdzie nam używać albo ostatniego z możliwych, czyli Cabota, albo też robota z możliwością postawienia wieżyczek, czyli Bucketa. Idziemy dalej i trafiamy na klasyczny pokaz testosteronu i adrenaliny, czyli klasę Assault. Duże mięśnie, duże obrażenia zadawane wszystkiemu po złej stronie lufy, a także zdolność stanie się nieśmiertelnym na kilka sekund za sprawą osobistej tarczy. Odniosłem wrażenie, że, może za wyjątkiem Supportu, Assault jest najlepiej skonstruowaną klasą i wszystkie postaci w tej kategorii posiadają znakomicie nagrane głosy. Stawkę zamyka Trapper, którego jedyną użytecznością jest możliwość postawienia kopuły, która ograniczy ruch potwora. Prócz tego Trapper jest w zasadzie bezużyteczny: zwierzak, harpuny, sensory ruchu, bronie – wszystko to złożyło się na totalnie nieprzemyślaną postać, którą może zastąpić każdy z dobrymi słuchawkami lub chociaż patrzący na otoczenie.
Nie ukrywajmy: gra jest piękna. Nawet na średnich detalach potrafi zauroczyć. Nic dziwnego, bo przecież zastosowany został tutaj CryEngine 4, czyli silnik świeży i praktycznie jeszcze nie wykorzystywany na szerszą skalę. Deszcz, ogień, sadzawki, drzewa, krzaki, liście – wszystko wygląda pięknie i jest porządnie dopracowane. Nie sposób przyczepić się do czegokolwiek. Ba! Nawet możemy wykarczować część niektórych map! Niektóre modele postaci zdają się być zrobione na odwal się lub bazują na jednej wariacji ze zmienionymi detalami, jak na przykład Val i Caira. Niestety, tak szumnie reklamowane pakiety DLC ze zmianami kolorów są praktycznie niezauważalne. Szczególnie w wirze walki. Za to projekt i wykonanie potworów są zachwycające! Mamy ciężkiego i masywnego brutala, latającego pseudo-Cthulhu oraz teleportującego się Wraitha, który faktycznie momentami wygląda jak upiór. Do tego fauna Shear, która szczegółowością modeli może i nie powala, ale ma ciekawy charakter graficzny. Szczególnie stworzenia udające elementy otoczenia. Identycznie sprawa ma się z dźwiękami, które pozwolą odnaleźć nie tylko potwora, ale również inne czyhające w krzakach niespodzianki. Miłe są szczególnie scenki podczas samego desantu, kiedy możemy w pełni posłuchać naszych towarzyszy broni i w zasadzie otrzymujemy jedyne tło fabularne produkcji.
Evolve, pomimo dwóch otwartych okresów testowych, nie ukazało się wolne od wad. Najbardziej nieprzyjemne jest, na chwilę obecną, znikanie kursora myszki w menu i obsługa „na ślepo”. Co ciekawe wskaźnik pojawia się sam z siebie w losowych momentach po rozpoczęciu gry i potrafi skutecznie zdekoncentrować. Kilkukrotnie zdarzyło mi się również, że na polecenie strzału w potwora gra pokazywała mi wygląd mojego pulpitu. Kolejnym minusem jest powrót do wyeliminowanych w drugiej becie krótkich przycięć, czyli tzw. stutteringu, szczególnie widocznych przy używaniu zooma. Problemy z balansem to zupełnie inna bajka, chociaż twórcy pochwalili się statystykami, że łowcy wygrywają w 48% spotkań – chyba brane były pod uwagę statystyki również z rozgrywek z botami. Jedną z największych bolączek Evolve pozostaje jednak sklep ze skórkami, pakietami DLC, a także Season Pass. Szczególnie opis i zawartość tego ostatniego sugeruje wyraźnie, że w nasze ręce trafił produkt z kategorii Early Acces…
Evolve zapowiadało się na produkcję rewolucyjną, a już co najmniej na grę solidną. Tymczasem otrzymaliśmy jeden, do tego nużący na dłuższą metę, tryb rozgrywki oraz mini-kampanię bez zawartości fabularnej. Byłoby świetnie, gdyby ten jeden tryb pozwalał na pewną swobodę w rozgrywce… Niestety, rezygnacja ze schematu czy kreatywność kończą się zazwyczaj zwycięstwem drugiej strony, więc cała rozgrywka toczy się wokół jednego z dwóch scenariuszy. Wszystko to sprowadza się do prostego oddziaływania na gracza: Evolve staje się nudne po kilkunastu godzinach z nim spędzonych.