Płyta główna: Asus Rampage V Extreme
Procesor: intel i7 6850k@ 4.4GHz
Pamięć: Corsair Dominator Platinum 8x8GB @ 2666MHz
Karta graficzna: Asus Strix GTX1080Ti OC Edition 11GB GDDR5X
Słuchawki: SteelSeries Arctis 7
Klawiatura: Logitech G910 Orion Spark
Mysz: SteelSeries Rival 700
SSD 1: Samsung 960 Pro 512 GB (NVMe)
SSD 2: Samsung 850 Pro 256 GB
HDD 1: Western Digital Black 1 TB
HDD 2: Western Digital Black 1 TB
HDD 3: Seagate Barracuda 2 TB
PSU: Corsair AX860i
System: Win10 x64
W 1440p demony biegały szybko i płynnie, chociaż zdarzało się, że wolniej niż 120 klatek na sekundę na maksymalnych dostępnych ustawieniach.
DOOM z 2016 roku okazał się strzałem w dziesiątkę: płynna i dynamiczna rozgrywka i rozwałka wrażych demonów, w przyjemnej oprawie graficznej i podlana nutką nostalgii. Aż dziw, że id Software potrzebowało aż 4 lat na dostarczenie kontynuacji. Oto przed Wami ciąg dalszy przygód Doomguy’a: DOOM Eternal!
DOOM wrócił do korzeni i pokazał, jak należy robić dobre gry typu FPS dla jednego gracza. id Software nadal czuło ducha i potrzeby graczy, co bardzo sprawnie kontynuuje w Eternal. Oto bowiem zastępy Piekła przybyły na Ziemię, aby odwrócić koleje losu i wykorzystać dusze ludzkości jako źródło energii. Ot, taka mała zmiana perspektywy w porównaniu do planu Samuela z DOOMa z 2016 roku. Przybyły, zwyciężyły i radośnie prowadzą transfer dusz, kiedy nagle pojawia się nasz cichy protagonista.
Nie jest to byle jakie wejście, bo gdzieś zgubiła się ciągłość fabularna: Doomguy radośnie, w towarzystwie Vegi, szykuje się bowiem na wymarsz przeciwko demon z fortecy, latającej niczym Wieża z Ligii Sprawiedliwości, na orbicie Błękitnej Planety. Trochę się w tym początkowo zgubiłem, bo przecież główny bohater zakończył swoją poprzednią przygodę zdradzony przez Samuela i pozostawiony na Marsie, a tutaj nagle dostaliśmy własne M4, do tego całkiem porządnie urządzone. Niemniej: dużo czasu na zastanawianie się nie ma, bo od razu wskakujemy w wir walki, latających pocisków i wszechobecnej posoki. Już od pierwszych minut dokładnie wiemy, czego spodziewać się po DOOMie i twórcy nie bawią się w podchody fabularne. Cel jest prosty: zabijanie demonów, większych demonów, poruczników demonów, aż wreszcie demonicznych bossów. Jednak przystawką do widowiskowych potyczek jest bardzo dobrze rozpisana fabuła. Tym razem twórcy zdecydowali się przybliżyć nam przeszłość głównego bohatera, jego rolę w świecie, zbudować bardzo solidne podstawy pod zdecydowanie bardziej obszerny motyw fabularny. Jakby tego było mało, to robią to nie tylko wstawkami filmowymi, przypisami w Codexie, ale przede wszystkim jest to opowiadanie przez świat gry. Niemal cały czas atakują nas komentarze, miejsca z wyjątkową historią, szczegółowe lokacje wykonane z pietyzmem, pokazujące że DOOM to nie tylko słynne „rip and tear”.
Podczas naszej podróży odwiedzimy opanowaną przez demony Ziemię, nawet kilkukrotnie w różnych miejscach, trafimy do starożytnych miast, placówek obcych cywilizacji, a nawet i zawitamy na Marsa. Z bardzo prostym i rzeczowym zadaniem pod hasłem „zrób dziurę w Marsie”. Każda z tych lokacji oferuje zupełnie inne wrażenia wizualne oraz dźwiękowe, każda ma specyficzny klimat. Część uraczy nas również wprowadzeniem nowych przeciwników i nowych elementów rozgrywki. W zasadzie kampania uczy nas w dużej mierze samych zasad gry od początku, aż dotrzemy mniej więcej w ¾ długości, gdzie otrzymujemy już wszystkie narzędzia i całkowicie wolną rękę w opracowaniu swojego stylu rozgrywki i rozwałki.
Jest w czym wybierać, bowiem id Software zrezygnowało tutaj z pistoletu, a sam arsenał otrzymał mały lifting powiązany z dynamiką samej potyczki. Prócz zwykłej strzelby, otrzymamy też strzelbę bojową, balistę, ciężki karabin, działko obrotowe, karabin plazmowy, wyrzutnię rakiet czy piłę. Każda broń, za wyjątkiem piły, posiada dodatkowo dwa ulepszenia, które całkowicie zmieniają jej właściwości i zastosowanie. Dodatkowym urozmaiceniem będą dwa typy granatów, naramienny miotacz płomieni, piekielny miecz (Crucible), nasze pięści, BFG oraz jedna broń niespodzianka. Ta ostatnia jest, niestety, lekkim zawodem, ale odblokowanie jej daje mnóstwo zabawy i adrenaliny, a jest powiązane z zebraniem piekielnych kluczy za ukończone mini-areny podczas misji.
Sam balet z przeciwnikami stał się dużo bardziej dynamiczny w porównaniu do poprzedniej części. Głównie za sprawą wprowadzonych urozmaiceń broni oraz dość wymagającego ograniczenia związanego z posiadaną amunicją. Szczególnie w początkowych fazach rozgrywki wymagana jest kreatywność oraz wykorzystanie wszystkich posiadanych środków, przede wszystkim piły, która umożliwia odzyskanie żelastwa do strzelania. Nowa mechanika sprawia, że jeden ładunek do przecięcia demonów na pół zawsze jest dostępny, a granaty czy działko naramienne ładują się cały czas, z dodatkową prędkością odnowienia po wybraniu odpowiednich ulepszeń. A jest z czego wybierać! Naszego dzielnego Slayera możemy wyposażyć bowiem w trzy z dziewięciu dostępnych run, ulepszać jego zbroję i tym samym rozwijać możliwości posiadanego sprzętu, a jakby tego było mało, to zostają jeszcze specjalne kryształy i rozbudowa samej postaci przez powiększanie puli pocisków, pancerza czy zdrowia. Jakby tego było mało, to sam taniec otrzymał też nowe kroki: szybkie odskoki (dashe), podwójne skoki czy wykorzystanie umieszczonych w różnych miejscach specjalnych wyskoczni i rur staje się wręcz obowiązkiem.
Nie tylko Doomguy przeszedł lifting: podmioty piekielne nie tylko wyglądają lepiej, nauczyły się nowych sztuczek, ale też przeprowadziły sprawną rekrutację. Taką, z której piekielne działy HR mogą być tylko i wyłącznie dumne! Poza znanymi już bestiami, jak Cacodemon, Impy czy Tyranci, na naszej drodze staną też inni. Niby początkowo jako przeciwnicy końcowi, zamykający konkretny etap, wieńcząc go walką, po której ścieramy pot z czoła. A kilka chwil później czeka nas niespodzianka, bo taki Maruder pojawia się między innymi przeciwnikami, znacząco komplikując wyzwania. Doom Hunter, demoniczna powłoka używająca poduszkowca w pierwszej formie, również staje się wymagającym standardem w późniejszych starciach. Nie zabrakło też potyczek z prawdziwymi szefami podziemnego świata piekieł, ale tutaj zabawy nie zepsuję, bo są to potyczki wymagające przede wszystkim cierpliwości i wykorzystania wszystkich naszych zdolności i broni.
Nie samą masakrą Doomguy żyje i dobrze pamiętało o tym id Software. W grze znajduje się mnóstwo smaczków, miejsc do eksploracji, sekretów. Przyjdzie nam zbierać zabawki, płyty winylowe, a nawet i kody, które później możemy wykorzystać. Nadal mało? To co powiecie na całą Fortecę do zwiedzania? Nasza baza wypadowa to nie tylko kilka korytarzy i koniec, ale wielopoziomowa twierdza, gdzie znajdziemy nawet arenę, na której możemy poćwiczyć. Chwila wytchnienia? Obraz Doomguy’a z króliczkiem w jego głównej kwaterze zaprasza… Tylko kominka brakuje. Chociaż zamiast kominka dostajemy pierwszego i drugiego Dooma (tak, te z lat 90.) umieszczonego na komputerze w naszej samotni. Zdecydowanie jest co tutaj robić. Nadal mało? Dodatkowe poziomy trudności zapraszają, w tym Ultra-Koszmar, który nagrodzi nas złotym strojem dla głównego protagonisty.
Brzmi jak masa zawartości, prawda? A jeszcze przed nami tryb dla wielu graczy, skórki oraz sezony… Zacznijmy od tych ostatnich, skoro już wspomnieliśmy o złotym Slayerze. Twórcy DOOM Eternal uznali, że nie do końca warto iść za kierunkiem obecnego rynku, a przynajmniej nie do końca. Owszem: mamy tutaj przepustkę sezonową, która zaoferuje nam dwa pakiety DLC skupione na historii dla jednego gracza. Jednak w przypadku różnego rodzaju zmian kosmetycznych, przynajmniej na chwilę obecną, nie musimy wydawać dodatkowo ani grosza! Podczas rozgrywki będziemy zdobywać doświadczenie, również za realizowanie cotygodniowych wyzwań, które odblokowuje dla nas kolejnego nagrody w ramach sezonu. Są to, między innymi, wspomniane już skórki dla postaci (zarówno dla Slayera, jak i dla Demonów), dodatkowe wyglądy broni, a także specjalne animacje do rozgrywki wieloosobowej.
W tym momencie warto wspomnieć o eksperymencie id Software i odejściu od klasycznego trybu dla wielu graczy. W poprzedniej odsłonie otrzymaliśmy standard i niewielkie wariacje zwykłej potyczki z bronią, czasami z jednym graczem jako demonem. W przypadku Eternal bardziej postawiono na dynamikę, krótkie pojedynki i asymetryczną rozgrywkę. Zgadza się: jeden Doomguy, dwa Demony i masa mniejszych pokrak kontrolowanych przez AI. Wszystko to zaczyna się od znakomitego filmu prezentującego obie strony konfliktu. Jeden z graczy otrzymuje pełny arsenał naszego protagonisty, a dwóch innych wybiera dla siebie jednego z pięciu oferowanych demonów: Maraudera, Pain Elementala, Archevilla. Revenanta lub Mancubusa. Po każdej z rund, a gra się do trzech punktów, gracze mają chwile oddechu i moment na obranie strategii poprzez wybór jednej ze zdolności specjalnych. Tryb potrafi podnieść poziom adrenaliny! I nie jest to ostatnie słowo id Software w tym temacie…
Graficznie nowy DOOM jest piękny – tutaj nawet nie trzeba zachwalać, wystarczy spojrzeć na zrzuty ekranu. Mam jednak mieszane uczucia co do muzyki: momentami staje się całkowicie tłem i nie nadaje tempa akcji. Owszem, są potyczki, gdzie dodatkowo napędza nas do szybkości (zatrzymaj się i giniesz!) w podejmowaniu decyzji i eliminacji, ale brak tutaj charakterystycznych kawałków, jak chociażby pamiętne BFG Division. Na polski dubbing spuszczę zasłonę milczenia. Jest. Dla chętnych na podbicie poziomu Koszmar będzie w sam raz, bo dojdzie też stopień komplikacji w rozumieniu niektórych nazw.
DOOM Eternal jest pozycją obowiązkową. Przy tej ilości zawartości czas gry spokojnie umieszcza DOOM w czołówce z wynikiem około 18-20 godzin na samą tylko kampanię. Dalej mamy wspomniany tryb wieloosobowy, dodatkowe wyzwania, poziomy eksperckie, sezony i elementy kosmetyczne. Sama fabuła również zaskakuje pozytywnie i otwiera ścieżki na nowe przygody Slayera w przyszłości. Polecam!