Destiny było całkiem przyjemną grą, która pozwalała pobiegać ze znajomymi i postrzelać do mobków, albo do innych graczy. Wszystko utrzymane w konwencji MMO. Niestety nie ustrzegła się nie tylko błędów, ale i irytujących rozwiązań, które odrzuciły wielu graczy od tego tytułu. Dlatego też Destiny 2 miało poprawić te niedociągnięcia, nie stawiając jednocześnie formuły na głowie.
I tak też się stało. Destiny 2, to Destiny, tylko usprawnione. Pytanie tylko, czy takie podejście jest dobre. Zobaczmy najpierw jak Destiny 2 wygląda.
Zacznijmy od fabuły. Tu z jednej strony jest całkiem dobrze, bo misje fabularne sa bardzo ciekawie złożone i poprowadzone. Nie nudzimy się, cały czas chcemy zobaczyć co będzie dalej. Tyle, że okazuje się, ze fabuła jest dość płytka i przewidywalna. A z czym mierzymy się tym razem?
Jest to Czerwony Legion (elitarna armia Cabali) i jego przywódca Dominus Ghaul. Kolesie przylatują na naszą szczęśliwa planetę z zamiarem położenia łapsk na Wędrowcy i jego świetle. Idzie im to całkiem sprawnie, demontują obronę i Strażników, zakładają jakieś technologiczne chomąto na Wędrowca i wyłączają wszystkim Strażnikom Światło. Dzięki temu z wspaniałych kozaków, stajemy się ledwo żywym kolesiem, którego zdejmie na stałe byle splunięcie.
Na szczęście jest przecież gracz. Gość, który wciela się w jedną z trzech znanych klas: Tytana, Łowcy, czy Czarownika, „jedyny strażnik”, któremu udaje się odnaleźć jakiś odłamek Wędrowca, dzięki czemu odzyskuje Światło. I może znowu kosić obcych, jednocześnie zbierając ekipę do wypadu na Ghaula i uratowania Wędrowca.
Fabuła zatem sztampowa do bólu, a szkoda, bo w tym świecie jest mnóstwo miejsca na bardzo fajne historie. Pytanie, czy kiedyś doczekamy się ich wykorzystania.
Z drugiej strony, ta sztampowa fabuła jest mimo wszystko bardzo fajnie poprowadzona. Nie czuć nudy podczas misji fabularnych. Zmieniamy co jakiś czas otoczenie. W końcu wszystko, czego mamy się dowiedzieć, jest w grze, a nie na stronie internetowej Bungie.
A co można robić w grze? No jest tego trochę. Począwszy od misji fabularnych, przez niewielkie poboczne przygody, Patrole, oswabadzanie Straconych Sektorów, czy misje Publiczne. A to tylko podstawowy tryb PvE, czyli walki z otoczeniem. Później mamy Szturmy (odpowiednik instancji w MMO) i Rajdy (a właściwie jeden Rajd), czyli wielkie grupowe walki z jakimś mega bossem, za które dostajemy super sprzęt. Ale na Rajd trzeba mieć odpowiednio wysoki poziom, odpowiedni sprzęt i odpowiednia grupę ludzi. Bez tego można zapomnieć o takiej zabawie
Do tego jest jeszcze PvP, który dzieje się niejako obok tego wszystkiego i daje nam zabawę w pięciu trybach.
Co ciekawe, mimo iż gra jest wyraźnie nastawiona na zabawę w grupie, to nawet samotny gracz ma co robić. Może nie będzie to tak pasjonujące jak w zgranym zespole, ale nie grając w pojedynkę, nie czułem się odsunięty na bok przez twórców. A ma być jeszcze lepiej, bo samotni gracze mają dostać możliwość mentorowania słabszych (albo bycia mentorowanymi jako słabsi), czy też wbijania na Rajd, lub Szturm w randomowym teamie. To naprawdę ważne w takich grach.
Ważne jest też otoczenie, okoliczności przyrody, w jakich przyjdzie nam wykonywać misje. Jest naprawdę nieźle. Co prawda nie jest to super otwarty świat, ale i tak jego budowa daje wystarczająca iluzję otwartości, aby było ciekawie, a jednocześnie żeby człowiek nie zapędzał się w „nieużywane” przez grę rejony. Projekty graficzne lokacji też są bardzo ciekawe i wygląda to wszystko lepiej niż w jedynce. Bardzo podobały mi się platformy na Tytanie, choć były nieco bardziej „zamknięte” z uwagi na ich położenie. Otwarte, wzburzone morze. Ale i reszta miejscówek, czyli Ziemia, Nessus, czy Io też daje radę.
A co z nudnym grindem? Trochę go jest niestety. Bywają momenty, kiedy gra każe nam podciągnąć się w poziomach, zanim podejdziemy do misji fabularnej. Bywaja momenty, kiedy chcemy podciągnąć swój poziom Światła, zanim wyskoczymy na jakąś przygodę. Ale na szczęście taki grind nie trwa zbyt długo. Dość szybko można zrobić odpowiednie levele i wrócić do grania, które ma głębszy cel, niż nabicie cyferek. Bardzo mi się to podoba. Oczywiście nadchodzi ten moment, kiedy osiągamy maksymalny poziom i zaczynamy po prostu biegać i podbijać poziom Światła, grindując nowy sprzęt. Bo w Destiny 2, tak jak w jedynce nasza postać ma dwa poziomy. Ten główny, który zależy od zbieranych punktów doświadczenia i maksymalnie wynosi 20. A także ten dodatkowy, który zależy od noszonego sprzętu i nazywa się Światłem (w jedynce była to chyba Moc). Ten można dość spokojnie dobić do 200. Potem wykonując misje i zgarniając nagrody dojeżdżamy do 265. A potem Szturmy i Rajdy, aby dobić do wymarzonego 350. Ale ta pogoń za sprzętem jest częścią każdej gry MMO, zatem w pewnym sensie przyjmując gatunek Destiny 2, przyjmujemy tez ten element.
Pozostaje też pytanie, jak sprawuje się mechanika gry? Mi się bardzo podoba. Strzelanie w Destiny 2 jest cholernie satysfakcjonujące. Nie jest banalne, ale jest to jedna z niewielu strzelanek, przy których nie wkurza mnie celowanie padem. Niesłychanie bawią tez specjalne ataki naszych postaci. Najfajniejszy jest Elektryczny Kostur Łowcy. Jak przyjemnie kosi się nim wrogów, zwłaszcza w PvP.
Reasumując, na pewno dobrze, że poprawiono niektóre irytujące rzeczy z jedynki. Wygładzono grę, sprawiono, że jest nieco ciekawsza i człowiek czuje, że zawsze jest cos fajnego i emocjonującego do roboty. Dzięki temu Destiny 2 jest naprawdę dobrą propozycją dla „nowicjuszy” jeśli chodzi o serię, jak i powracających graczy. Szkoda jednak, że kilka rzeczy nie zostało lepiej pociągniętych. Chociażby fabuła i ogólna kreacja świata. Tam naprawdę można zrobić masę ciekawych rzeczy, które nie będą wiały sztampą. Ten świat ma wielkie możliwości.
Jest jeszcze jedna rzecz, która mocno mnie rozdrażniła, ale nie chcę o niej pisać więcej, bo będzie to swego rodzaju spoiler. Mam jednak wrażenie, że w momencie, kiedy sami na nią traficie, zrozumiecie o czym tu piszę.
Tak, czy inaczej. Destiny 2, to bardzo fajna gra. Warto po nią sięgnąć i poganiać po planetach walcząc z obcymi i czasem innymi graczami. To jeden z tych tytułów, gdzie nawet spędzenie 20-30 minut w grze może dać sporo frajdy i poczucie zrobienia czegoś ciekawego. Naprawdę grzech nie wypróbować tej gry.