Nigdy bym nie pomyślał, że na rynku pojawi się gra od Ubisoftu, która garściami czerpie z gatunku jRPG. Child of Light to nietypowy produkt, zawierający turowe walki a’la Final Fantasy, przepiękną grafikę 2D i genialną ścieżkę dźwiękową. Na taki tytuł czekałem od bardzo dawna.
Ponad dziesięć lat temu sądziłem, że gry jRPG będą po dziś dzień moim numerem jeden. Miałem Final Fantasy, Suikoden, Odin Sphere, Legaia 2 Duel Saga i wiele innych tytułów. Nigdy bym nie przypuszczał, że na PS3 odejdę od takich klimatów, gdyż produkcje z tego gatunku nie prezentowały takiego poziomu, jakiego od nich wymagałem. Powoli przekonywałem się do zachodnich przedstawicieli RPG i nadrobiłem wiele wspaniałych klasyków, które miały swoje najwspanialsze czasy przed rokiem 2000. Mój chlebak nie miał w swym napędzie zbyt wielu płyt, które nawiązywałyby do takich hitów jak Grandia, Skies of Arcadia czy Chrono Cross. Lukę wypełnił natomiast handheld Nintendo — NDS, gdzie deweloperzy przerzucili swoje serie, a także tworzyli zupełnie nowe. Teraz produkcje jRPG wracają na salony, a wraz z nimi Child of Light. Dzieło Ubisoft Montreal czerpie całkiem mocno z tytułów od Japończyków i robi to na wysokim poziomie.
Gracz wciela się w postać małej dziewczynki o imieniu Aurora. Niech was nie zwiedzie jej postura. Heroina potrafi o siebie zadbać. W walce jest niczym Cloud z Final Fantasy VII, gdyż także posługuje się sporych rozmiarów mieczem. Bohaterka z niewyjaśnionych przyczyn budzi się w baśniowym świecie zwanym Lemuria. Szybko się okazuje, że kraina ta jest pełna mrocznych stworzeń, które trzeba unicestwić. Mrok zapanował wszędzie i tylko my możemy go przepędzić. W tym celu należy odzyskać słońce, gwiazdy oraz księżyc, które uwięziła Królowa Nocy. Aurora nie będzie walczyć sama. Jej najwierniejszym pomocnikiem jest świetlik — Igniculus, który pomaga jej nie tylko podczas wędrówki, ale także podczas starć z potworami. Na swej drodze protagonistka napotka wiele ciekawych postaci, które postanowią do niej dołączyć. Mowa tutaj o: dwóch błaznach, którzy chcieli zostać gwiazdami w cyrku, niezdarnego niziołka, posługującego się magią, golema, którego należy poskładać i wielu innych. Każdy z nich wprowadza do historii coś od siebie. Poznajemy ich lęki, potrzeby i marzenia. Wraz z postępami gracz będzie mógł samemu zdecydować, czy komuś pomóc w jego misji, lub nie. Droga do Królowej Nocy jest długa, więc na brak wspaniałych przygód nikt nie będzie tu narzekał. Rozmowy pomiędzy bohaterami to taka mała wisienka na torcie, problem jedynie w tym, iż same dialogi są pisane w formie lekko rymowanej. Gra nie została zlokalizowana, więc bez dobrej znajomości angielskiego może być ciężko, gdyż wiele ciekawych gagów was po prostu ominie. Child of Light jest niczym pięknie ilustrowana książka, której każda strona zawiera w sobie tyle magii i piękna, że aż nie chce się jej zamykać. Wszystko za sprawą cudownej oprawy napędzanej silnikiem UbiArt Framework, który powinniście kojarzyć z Rayman Origins i Legends.
Grafika w omawianym tytule to takie małe mistrzostwo świata. Fani Yoshitaka Amano powinni być zadowoleni, gdyż widać tutaj jego spory wkład w tę produkcję. Ubisoft wykonało naprawdę dobry ruch, używając swojego silnika 2D, gdyż jego możliwości pozwoliły na stworzenie tak zjawiskowego dzieła jakim jest Child of Light. Zaczynając od projektów postaci, poprzez lokacje, potwory, animacje walki, kończąc na menu. Wszystkie grafiki wyglądają jakby wyjęto je z baśniowego świata. Próżno szukać czegoś takiego w innych grach. Screeny w ogóle nie oddają piękna tejże gry, nawet materiały wideo tego nie zrobią. To po prostu trzeba zobaczyć samemu, na konsoli bądź PC. W kwestii oprawy dźwiękowej mamy tutaj do czynienia z czymś wspaniałym. Samych utworów nie ma tutaj zbyt wiele, ale te które są sprawiają, iż czujemy się tak, jakbyśmy byli w Lemurii. Odpowiednie brzmienia podczas eksploracji, dynamiczniejsza nuta w walce. Tutaj każdy utwór został idealnie dobrany pod sytuacje, w jakiej akurat znajduje się Aurora. Nie można powiedzieć, że część z nich jest lepsza, a druga gorsza. Po prostu cała muzyka jest maksymalnie spójna i tworzy potężny, baśniowy klimat.
Ubisoft Montreal zdecydowało się na całkiem ciekawe połączenie platformówki z grą rpg. Mamy tutaj turowe walki, podobne do tych, które były w wielu odsłonach Final Fantasy, zaś w czasie eksploracji musimy zbierać różne rzeczy, otwierać skrzynki, rozwiązywać proste łamigłówki oraz rozmawiać z napotkanymi postaciami. Podczas starć kolejność ruchów danej postaci jest przedstawiona za pośrednictwem specjalnego paska, który spokojnie możemy nazwać ATB (Active Time Battle). Jeżeli ktoś miał przyjemność zagrać w jakąkolwiek część serii Grandia, to powinien czuć się jak w domu. Zanim nadejdzie nasz czas na wykonanie akcji, musi upłynąć chwilka, aby do tego doszło. Pasek podzielony jest na dwie strefy. Pierwsza to ta, która dąży do samego wyboru konkretnej komendy, druga zaś na jej wykonanie. Jeżeli w czasie tej drugiej przeciwnik nas zaatakuje, to wracamy do poprzedniej. Można się bronić przed tym, używając odpowiedniej umiejętności, lecz normalnie nasza postać leci na dalsze miejsce w kolejce. Tutaj na pomoc przychodzi nasz przyjaciel — świetlik, którego można kontrolować drugą gałką. Jeżeli maluch będzie oślepiał przeciwnika, to dany oponent będzie nieco spowolniony, co opóźni jego atak. Oprócz tego ten sojusznik może zbierać kuleczki energii, które napotykamy nie tylko w walce, ale także podczas zwykłego poruszania się po poziomach. Orby odnawiają nam HP i MP, a także moc świetlika. Malec co jakiś czas musi się zregenerować, więc warto zwracać uwagę na te wszystkie świecące kuleczki.
Jak to bywa w grach RPG, po zwycięskiej walce otrzymujemy punkty doświadczenia, aby zdobyć kolejny poziom. Wraz z jego wzrostem zwiększają się statystyki postaci oraz dostajemy jeden punkt umiejętności, który pozwala na odblokowanie jakiejś nowej mocy lub dodatkowego wzrostu konkretnego parametru: życie, siła, szybkość i tak dalej, w drzewku rozwoju postaci. Jeżeli ktoś będzie chciał maksymalnie wytrenować swoją drużynę, to nie ma zbyt wielkiego znaczenia, jaką ścieżkę rozwoju obierze. Ogólnie, są trzy: ofensywna, defensywna i pasywna. Każdy z bohaterów jest lepszy od innych w danej dziedzinie. Aurora nieco się wyróżnia, gdyż świetnie walczy bronią jak i posługuje się magią, aczkolwiek nie ma żadnych zdolności do leczenia drużyny. Tutaj lepiej sprawdzi się jeden błaznów, który cechuje się dużą szybkością podczas walki i czarami odnawiającymi HP. Golem natomiast może przyjąć sporą liczbę ataków na siebie, ponieważ posiada sporo życia i dość wysoki współczynnik obrony. Podczas walki na arenie mamy jedynie dwóch wojowników, ale bez problemu można ich zmieniać, więc jeżeli któryś będzie mocno ranny to można go zastąpić kimś innym. Daje to spore możliwości w czasie pojedynków i jednocześnie sprawia, iż starcia są bardzo urozmaicone. Gracze doceni to szczególnie przy spotkaniach z bossami, którzy potrafią odebrać naprawdę sporo punktów życia, sparaliżować nam drużynę, a także wskrzeszać swoich sojuszników. W Child of Light nie mamy żadnej waluty, więc warto oszczędzać wszystkie znalezione przedmioty, bo nie da się ich po prostu kupić. Jeżeli jednak będziecie chcieli zdobyć ich więcej oraz nieco doświadczenia, to zachęcam do wykonywania questów pobocznych, gdyż to dobra okazja do walki, kolejnych skarbów a także zdobycia kilki pucharków na PS3.
Produkcja Ubisoft Montreal posiada wszystko to, czego oczekuję od gry jRPG. Ciekawy system walki, interesującą fabułę, porządnie nakreślone postacie, przepiękny świat i klimatyczną muzykę. Nigdy bym nie przypuszczał, że to właśnie ta firma zrobi tytuł, który przypomni mi przepiękne czasy PSX’a, PS2 i Dreamcasta. Prawdziwy Must Have i perełka wśród całej masy shoterów i innych gier akcji.