Call of Duty to seria, której nie trzeba przedstawiać nikomu, kto nie spędził ostatniej dekady pod kamieniem. Od 2003 roku jest to jedna z najlepiej sprzedających się gier o tematyce wojennej, a zaczęła osiągać szczyt od wydanego w 2007 Modern Warfare. To właśnie studio odpowiedzialne za ten hit wyprodukowało tegoroczne Call of Duty: Ghosts. Jest to też pierwsze Call of Duty, które trafia na konsole nowej generacji. Czy produkcja Infinity Ward wychodzi naprzeciw oczekiwaniom graczy na całym świecie? Zapraszamy do recenzji.
Call of Duty: Ghosts może z początku wydawać się ukłonem w stronę jednego z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów serii (oczywiście, poza Pricem) – Ghosta. Ci co znają jego losy, byli bardzo rozczarowani tym jak się one potoczyły i wiele osób spekulowało na temat możliwości przywrócenia zamaskowanego żołnierza w jakiejś formie prequela do Modern Warfare 2. IW prawdopodobnie mocno żałowało swojej decyzji o uśmierceniu tak ciepło przyjętej przez graczy postaci, ale co się stało to się nie odstanie.
Zaraz po pierwszych zwiastunach nowego CoD wśród fanów znów zawrzało. Niestety, finalny produkt nie ma nic wspólnego ze znanym z MW2 Ghostem. Duchy w najnowszej grze Infinity Ward to legenda – pozostałości po elitarnej jednostce amerykańskiego wojska, która stawiła czoła setkom wrogich żołnierzy będąc w znacznym osłabieniu liczebnym. Przynajmniej taką wersję historii usłyszycie od jednego z głównych bohaterów omawianej gry. Geneza powstania oddziału Duchów jest równie mało prawdopodobna jak cały scenariusz konfliktu, wokół którego toczy się fabuła gry. Call of Duty: Ghosts przedstawia losy dwóch braci, którzy żyją w czasach okupacji Ameryki Północnej przez zjednoczone pod nazwą Konfederacji państwa Ameryki Południowej. Okupacji, która rozpoczęła się atakiem z kosmosu. Doszło do tego po przejęciu przez jednostki Konfederacji amerykańskiej stacji orbitalnej ODYN, posiadającej na wyposażeniu bomby kinetyczne, które zostały następnie skierowane na największe miasta USA, w tym San Diego – rodzinne miasto braci Walker.
Nie zdradzając zbyt wiele z bardzo sztampowej fabuły dodam, że główna akcja gry rozgrywa się dziesięć lat po ataku Federacji – w czasie, w którym amerykańskie wojska prowadzą partyzancką walkę z okupantem. Scenariusz skupia się walce z adwersarzem Duchów i byłym członkiem tejże formacji – Rourkiem – który został złamany przez okupanta i zindoktrynowany. Gameplay czerpie już z oblatanej formuły znanej z poprzednich odsłon Call of Duty. Idziemy przed siebie i strzelamy do czego popadnie. Okazjonalnie skorzystamy z czołgów, helikopterów czy też zdalnie sterowanych karabinów snajperskich, ale są to oczywiście misje, w których nie mamy dowolności wyboru pojazdu, a jest on z góry narzucony przez specyfikę danego etapu. Jedyną znaczącą zmianą w gameplayu jest obecność owczarka niemieckiego o imieniu Riley. Posiadanie czworonoga w drużynie daje nowe możliwości w walce z ukrytymi za osłoną przeciwnikami, których na naszą komendę zaatakuje psina. W początkowej fazie gry dostaniemy też szansę sterowania Riley’em za pomocą przyczepionego do jego grzbietu urządzenia – nie wiem dokładnie jak to działa, ale zastanawia mnie, co w tej kwestii mają do powiedzenia obrońcy praw zwierząt? Przyznam szczerze, że liczyłem na trochę większe zaangażowanie psa w drugiej połowie gry, ale twórcy mieli najwidoczniej inne plany.
Przebieg fabuły oferuje spore zróżnicowanie w lokalizacjach poszczególnych misji, więc pod tym względem nie można liczyć na powtarzalność. Walczyć będziemy zarówno na okupowanych przez Federację terenach Stanów Zjednoczonych jak i na terytorium wroga. Szczególnie wyróżnia się mocno promowany przed premierą gry etap pod wodą. Zachwyca nie tylko bardzo ładnym wykonaniem, ale również związanym ze specyficznym dla umiejscowienia gameplayem. Nie zabraknie też misji w przestrzeni kosmicznej, ale te uważam za lekką przesadę.
Kampania dla jednego gracza oferuje około 7 godzin rozgrywki, ale to nie trybem single player Call of Duty żyje i każdy, kto zapoznał się z serią to potwierdzi. Sieciowe Duchy to nadal ten sam, oparty na refleksie, kawał bardzo grywalnego kodu, który każdemu weteranowi serii powinien przypaść do gustu. Twórcy wprowadzili lekkie zamieszanie kompletnie przebudowując system klas i upgrade’ów broni, ale do zmian szybko można się przyzwyczaić. Tryb sieciowy oferuje klasyczne, znane od lat w serii tryby zabawy, dodając przy tym odrobinę urozmaicenia w trybie Cranked. Wspomniana wariacja na temat klasycznego „Free for all” opiera się na zdobywaniu kolejnych fragów w przeciągu 30 sekund od poprzedniego. Jeżeli nam się nie uda – wybuchamy. Pozostałe tryby gry sieciowej to znane i lubiane odmiany Deatmachów. Ponadto, możemy zmierzyć się w Likwidacji Potwierdzonej, Dominacji, Blitz, czy też lekko odmienionym Search & Destroy, który nosi tutaj nazwę Search & Rescue.
To właśnie w trybie multiplayer spędzimy najwięcej czasu grając w Call of Duty i każdy, który poszukuje mocnych wrażeń jedynie w kampanii dla pojedynczego gracza, może sobie z czystym sumieniem odpuścić ten tytuł. Single player jest niestety jednym z najgorszych z całej serii i poza niewielką ilością zmian w rozgrywce nie oferuje niczego, do czego można powrócić. Tryb sieciowy daje jednak wiele radości z zagwarantuje niezliczone godziny świetnej zabawy. Brakuje tu oczywiście taktycznych możliwości jakie oferuje konkurencyjne Battlefield 4 (chyba, że kampowanie nazwiemy taktyką), ale przynajmniej gra działa jak należy i nie natkniemy się na niespodziewane crashe i bugi. Poszukujący dodatkowych wrażeń w grze sieciowej powinni zapoznać się z trybem o nazwie Extinction, który jest odpowiedzią na znany i lubiany z produkcji studia Treyarch tryb Zombie. W Extincion przyjdzie nam pokonywać hordy obcych i niszczyć ich gniazda za pomocą wiertła, które musimy chronić. Podobnie jak Zombie Mode z World at War i dwóch odsłon Black Ops, tryb nie jest grywalny gdy bierzemy się za grę w pojedynkę. Warto więc poszukać chętnych do gry w sieci lub lokalnie przy jednej konsoli.
Graficznie, Call of Duty: Ghosts prezentuje się poprawnie i nic więcej dobrego na ten temat nie da się powiedzieć. Gra w dalszym ciągu działa na silniku IW Engine, który tym razem przeszedł większy lifting niż w przypadku Black Ops II – szczególnie za sprawą metody SubD. Miałem możliwość testowania omawianej gry zarówno na PC jak i PlayStation 4 i na obu maszynach gra wygląda podobnie. Ze względu na to, że recenzowany przez naszą redakcję egzemplarz jest w wersji na nową konsolę Sony, skupię się wyłącznie na tym jak działa na tym sprzęcie. Dobrą wiadomością jest to, że gra działa w rozdzielczości 1080p, bez żadnych sztuczek w postaci upscalingu i prawie cały czas utrzymuje 60fps w trakcie kampanii, a stale w trybach Multiplayer. Twórcy tym razem przyłożyli się bardziej do wyglądu wszystkich postaci, a wspomniany wcześniej etap podwodny wprawi nie jedną osobę w zachwyt. Bardzo dobrze wypadły również wszelkie efekty destrukcji, które są oczywiście oskryptowane, ale wyglądają doprawdy imponująco. Animacje są na bardzo wysokim poziomie i chociaż czasem napotkamy dziwne zachowania przeciwników to jest to tylko i wyłącznie wina SI. Nie jest to może najładniej wyglądający tytuł na PlayStation 4 w jaki miałem możliwość zagrać, ale wszyscy, którzy przykładają dużą uwagę to oprawy graficznej, nie będą zawiedzeni. W kwestii audio nie odnotowałem żadnych rażących wpadek, ale też nie ma się czym zachwycać. Voice acting jest na bardzo dobrym poziomie, ale brakuje trochę wpadającego w ucho muzycznego motywu przewodniego, czy też wykorzystania utworu jakiegoś znanego zespołu jak w przypadku BO II. Niemniej jednak, czepiać się można tylko na siłę, bo chociaż w kwestii oprawy audio usłyszycie wiele recyklingowanych efektów, to nadal całość prezentuje się dobrze.
Resumując, Call of Duty: Ghost to dobra gra, która bazuje na znanej formule, ale nie rozwija jej w znaczący sposób. Wprowadzone zmiany to jedynie kosmetyka i w kampanii dla pojedynczego gracza nie są w stanie zainteresować bardziej wymagających odbiorców. Infinity Ward spoczęło na laurach i od czasów Modern Warfare nie są w stanie zaoferować ciekawej rozgrywki single player. Nie wspominając o wpadkach z kopiowaniem własnych cut-scenek, kapania wypada blado na tle odsłon przygotowywanych przez studio Treyarch. Zmiany wprowadzone w trybie wieloosobowym mogą początkowo wydawać się kontrowersyjne, ale po kilku godzinach zabawy przekonacie się, że wasze pieniądze zostały dobrze wydane. Wszyscy, którzy poszukują dobrego sieciowego shootera FPS na konsole nowej generacji powinni zapoznać się z tym tytułem, bo przy obecnym stanie konkurującego tytułu, nowe Call of Duty oferuje zdecydowanie bardziej stabilną zabawę.