Ocena: 9,0
Plusy:
+ ciekawy system rozwoju postaci – Badass Rank
+ bronie, bronie i jeszcze raz bronie
+ wciągająca fabuła
+ misje poboczne, które warto wykonywać
+ oprawa audiowizualna
+ projekty lokacji, ekwipunku i … całej reszty!
+ dobrze dobrani aktorzy
+ odjechany klimat
+ co-op lokalnie i po sieci
Minusy:
- nieczytelny interfejs
- zbieranie kasy i amunicji ze skrzynek
- słaby system podróżowania / teleportów
Gdy dowiedziałem się, że to właśnie ja dostanę do recenzji nowe dzieło studia Gearbox, byłem bardzo podekscytowany, gdyż w sieci pojawiło się wtedy sporo opinii i to bardzo pozytywnych. Pamiętając pierwszą odsłonę mocno liczyłem na to, że w dójce cała otoczka fabularna będzie odpowiednio przedstawiona i na tyle ciekawa, by mogła przyciągnąć mnie do konsoli. Borderlands miało swoje „momenty”, ale jeżeli chodzi o samą historie w niej zawartą, to mówiąc szczerze nie pamiętam zbyt wiele, gdyż jakoś mocno się w nią nie zagłębiałem. Głównie ze względu na to, iż twórcy nie przedstawili jej zbyt dobrze i po kilku godzinach gracz szedł, zabijał, zbierał ale po co? Żeby znaleźć jakiś Vault? W sumie to wystarczyło, aby iść na przód. Pokonywanie kolejnych przeciwników było na tyle satysfakcjonujące, że i bez jakiejś większej fabuły czas leciał nieubłaganie. Na szczęście dwójeczka jest zupełnie inna, jeżeli chodzi o ten aspekt gry.
Borderlands 2 od samego początku wita nas przemiłym akcentem w postaci filmiku, jeszcze przed pojawieniem się menu głównego. Utwór, który został do niego podstawiony to „Short Change Hero” od zespołu The Heavy. Ogólnie miazga! Od momentu gdy go usłyszałem nie ma dnia, abym choć raz nie puścił go sobie z YouTube. Jest po prostu genialny i idealnie współgra z materiałem wideo, który wprowadza nas do gry. Po wybraniu jednej z czterech dostępnych postaci pokazuje nam się intro i już można dostrzec pierwsze zmiany, oczywiście w kwestii fabuły. Narrator jasno i klarowanie przedstawia nam obecną sytuację w Pandorze i nastawia do odpowiednich działań. Nie ma jakiejś tam krypty, a naszym wrogiem numer jeden jest Handsome Jack. To właśnie ten człowiek chce nas zabić już od samego początku i będzie nam o tym przypominał nie raz. Główny wątek to jeden z najistotniejszych filarów tej produkcji. Twórcy mocno się postarali aby był on wciągający, spójny i na tyle interesujący, że aż chce się wykonywać jedynie te zadania, które będą odkrywać przed nami kolejne puzzle z najpiękniejszej układanki w tym tytule. Osobiście, nie spodziewałem się, iż w tej kwestii Gearbox mnie zaskoczy i przygotuje historię wartą wielu godzin mojego życia. A jednak. Sam kręgosłup fabularny to nie wszystko. Sporo zmian zaszło nie tylko w nim, ale i w całej Pandorze. Odwiedzając różne lokacje nie czuje się takiej pustki jak w pierwszej odsłonie. Postacie NPC zachowują się inaczej, mówią o sprawach dotyczących ich osobiście, ale także o tym co się w danej chwili dzieje. Wiele osób warto zahaczyć i wysłuchać ich historii, bo nie raz poruszają one dość poważnych tematów. Innym razem możemy uśmiać się po pachy, tutaj kłania się wesoły robot Claptrap. To właśnie dzięki takim zabiegom, każda odwiedzona miejscówka sprawia iż tętni ona życiem i aż chce się je odwiedzać, a trzeba to robić jeżeli chcemy wykonać wiele misji pobocznych.
System dodatkowych questów i tablicy ogłoszeń został całkowicie przebudowany. Możecie zapomnieć o czytaniu suchych tekstów, z których dowiecie się treści zadania. Teraz najczęściej dane misje otrzymujemy od postaci, które wcześniej przedstawią nam, dlaczego coś można dla nich zrobić. Dzięki temu gracz wręcz sam ich szuka na siłę, nie tylko dlatego, iż za wykonanie otrzyma się nagrodę, ale dlatego, że są po prostu ciekawe. NPC mają swoje powody i nie omieszkają się ich przedstawić, aby zachęcić nas do pomocy. W mojej pamięci mocno utkwił taki jegomość jak Face McShooty, ale najlepiej jak sami dojdziecie do niego i poznacie o co tak naprawdę chodzi. Gwarantuję, że nie będziecie żałować, bo i poważnych momentów nie brakuje, a i tych wesołych jest całkiem sporo. Dodatkowo, questy zostały na tyle urozmaicone, że nie odczuwamy większego znużenia. Misja, w której należy odwiedzić przywódcę kultystów jest naprawdę porąbana. Najpierw zabijamy kilku wyznawców, potem zapalamy totemy, a na końcu trzeba kogoś złożyć w ofierze. I do wszystko dla kogo? Dla jednej z kluczowych postaci znanej z pierwszego Borderlands. Kto by się spodziewał, że ta osoba sprawi, że będą ją uważać za jakieś bóstwo. No cóż, ogólnie ciekawe zadanie, a to tylko jedno z wielu. Innym razem trzeba będzie dostarczyć kilka paczek w określone miejsce. Niby prościzna, ale mamy limit czasu, a po drodze napotkamy wielu niemiłych mieszkańców Pandory, którzy będą chcieli nam w tym przeszkodzić. Jeżeli taki quest wam nie odpowiada, to co powiecie na zbieranie zwłok? Ogólnie, jeżeli chodzi o zadania poboczne to jest naprawdę dobrze, a ich ilość może niektórych wręcz zszokować. Jedynie naprawdę wytrwali wykonają je wszystkie, ale dzięki temu można dowiedzieć się wielu ciekawych smaczków dotyczących danych postaci jak i dodatkowych informacji z wątku głównego.
W pierwszym Borderlands kluczowym elementem rozgrywki były bronie. Jedne bardziej odjechane od drugich i zdobywanie kolejnych było strasznie ekscytujące. W dwójce nie jest inaczej, tylko, że jest ich jeszcze więcej. Ogólnie chyba nikt nie dałby rady zliczyć, ile tak naprawdę jest tych giwerek. Na dodatek, nigdy nie znajdziemy dwóch takich samych. Mogą być podobne jeżeli chodzi o sam wygląd, ale za każdym razem będą się mocno różnić w kwestii statystyk: celność, zadawane obrażenia, rozrzut, tryb strzelania, atrybuty – chociażby podpalanie wrogów, i tak dalej. Konkretna postać nie specjalizuje się w obsłudze danej broni , dzięki czemu Maya może być wyśmienitym snajperem, nie gorszym niż Axton czy Zer0. Rzecz jasna, ich osobiste skille mogą usprawnić działanie danej pukawki, ale i tak nie widzę przeszkód, aby nosić przy sobie karabin snajperski, wyrzutnię rakiet, karabin maszynowy i porządny shotgun. Z takim arsenałem można by się rzucić na wojnę z całym batalionem wojska, a tutaj mamy jedynie wielkie stwory śnieżne, setki popaprańców z różnych frakcji, latające kreatury i dość wytrzymałych przedstawicieli z gatunku androidów. Na każdego z osoba jest zawsze inna taktyka. Roboty można dość nieźle uszkodzić, jeżeli pokryjemy je płynem, który doprowadza do korozji. Można taki efekt uzyskać strzelając w fioletowe beczki, bądź posiadając odpowiednią broń z takim atrybutem. Szaleńców wyskakujących nie wiadomo skąd warto potraktować spluwą, która ich podpali, bądź zatruje. Oczywiście, można też po prostu strzelać w dane kończyny, co sprawi, iż nasi wrogowie nie będą już tacy szybcy, zaś celny headshot zaaowocuje solidnym atakiem krytycznym, co wiąże się z większą liczbą zadanych obrażeń. Dorzućmy do tego specjalne umiejętności dostępnych postaci i arsenał dołączony do pojazdów. Ogólnie, jedna wielka masakra, z której czerpiemy ogromną przyjemność. Element strzelania w Borderlands 2 został zrealizowany na najwyższym poziomie i na chwilę obecną sam nie wiem, co by można w nim jeszcze usprawnić.
Wspomniałem o skillach, które w stosunku do jedynki nie zmieniły się za bardzo, ale w dwójce mamy także system o nazwie „Badass Rank”. Za wykonywanie danych wyzwań na przykład zastrzelenie kilku „ptaszków” otrzymujemy punkty. Im trudniejsze uda nam się wykonać, tym więcej punktów otrzymamy, a nasza Badass Ranga wzrośnie. Potem zamieniamy te pointsy na ulepszenie danych współczynników, co oczywiście jest permanentne. O ile na początku gry dostajemy 1% więcej do zadawanych obrażeń, tak po dziesięciu godzinach nasza tarcza szybciej się regeneruje, postać jest w stanie przyjąć więcej ataków, pasek życia jest jeszcze większy, a ataki fizyczne powalą nie jednego gogusia na kolana. Każdy ze zdobytych punktów sprawia, że nasza postać rośnie w siłę i to my decydujemy, co tak naprawdę chcemy ulepszyć. Dzięki temu zabiegowi możemy rozwijać naszego bohatera tak jak my chcemy i stanie się on w pewnym sensie unikalny. Gdy dołączy do nas inna osoba, nawet kierująca tą samą personą co my to i tak będzie widać gołym okiem, że w danych sytuacjach jedno z nich będzie lepsze w którejś dziedzinie i za to należy się plus dla deweloperów.
No właśnie. Po co grać samemu, jak można ze znajomym, albo z innymi graczami z różnych zakątków świata. Borderlands 2 oferuje nam bez sieciową rozgrywkę przy jednej konsoli na podzielonym ekranie dla 2 osób, albo czteroosobowy co-op po necie. W każdym z tych przypadków gra sprawdza się rewelacyjnie. Spodziewałem się, że wersja na PS3 tego po prostu nie udźwignie i wszystko będzie chrupało, przez co rozgrywka stanie się niegrywalna. Jak miło było zobaczyć, że nawet grając z przyjacielem u boku, wszystko działa tak samo, jakbym grał samotnie. To samo tyczy się opcji po sieci. Przy czterech graczach nie raz dochodzi do konkretnej zawieruchy, gdzie klatki animacji potrafią nieco spaść, ale nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze i można szaleć do upadłego. Gearbox stworzył tytuł, który nadaje się na samotne długie wieczory jak i całe nocki z kumplami na headsetach. Ciężko coś takiego uzyskać, ale im się udało. Bardzo miłym usprawnieniem są pojazdy, gdzie w końcu do jednego zmieszczą się cztery osoby. W jedynce na coś takiego nie można było liczyć. A jeżeli chcemy się podzielić na dwa wozy, po dwie osoby, to i taka możliwość też istnieje. Ogólnie zabawa z innymi jest najwyższych lotów i warto z niej skorzystać, gdyż potrafi ona dostarczyć niezapomnianych wrażeń, głównie gdy wspólnie pokonuje się jakiegoś potężnego bossa, albo ściga się z punktu A do B, tak tylko dla własnej satysfakcji.
W kwestii oprawy wizualnej nie można dostrzec jakiegoś wielkiego skoku graficznego, ale za to lokacje to już zupełnie inna sprawa. Pandora jest cudowna, kolorowa i strasznie różnorodna. Każda z miejscówek jest inna i z uśmiechem na twarzy spędziłem wiele godzin aby je zwiedzić. Zapomnijcie o tej samej palecie kolorów, identycznych jaskiniach i ogólnej pustce. Te czasy mamy już za sobą. Tutaj nie raz zatrzymacie się tylko po to, aby podziwiać widoki. Miasta, choć jest ich niewiele, są naprawdę kapitalnie zaprojektowane i tętnią życiem za sprawą ciekawych oraz barwnych postaci NPC. Wspaniałym tego dowodem jest Sanktuarium, nasza główna baza. Wspaniałe miejsce. Warto też wspomnieć o wizerunkach przeciwników. Nie brakuje psychicznych karłów samobójców, opancerzonych podpalaczy, wielkich śnieżnych byczków ala Yeti, potężnych robotów, szalonych kultystów w mini helikopterach czy też olbrzymów, którzy są bardzo odporni na nasze pociski. Wszyscy wyglądają inaczej, zachowują się inaczej, występują w różnych miejscach i mocno urozmaicają rozgrywkę. Człowiek często się zastanawia kto wymyślił niektóre z tych postaci i co w umyśle takiego człowiek siedzi, ale i tak należą się wielkie brawa. Wersja na PS3 prezentuje się świetnie — o wiele lepiej niż jedynka. To samo tyczy się płynności. Ten leciwy już sprzęt nadal daje rade i gołym okiem widać, że twórcy mocno usprawnili silnik. Niestety, w kwestii doczytywania się tekstur raczej nie da się już nic zrobić, ale i tak jest nieźle. Gdy już zostaną one przesłane i załadowane, to nawet nie zwracamy za bardzo na to uwagi, a najczęściej do tego dochodzi zaraz po jakimś loadingu. Mimo to jestem pod ogromnym wrażeniem. Może i nie ma takich efektów jak na PC, gdzie wiele aspektów wizualnych i fizycznych usprawnia PhysX od Nvidii, ale i tak jest nieźle.
Jeżeli chodzi o ścieżkę dźwiękową to i tutaj się nie zawiodłem. Muzyka od takich autorów jak Jesper Kud, Sasha Dikiciyan czy Cris Velasco to prawdziwy majstersztyk. Melodie są barwne, żywe i emocjonujące. Wspaniale pasują do klimatu tej produkcji. Nie inaczej jest z aktorami, którzy podkładają głosy. Przynajmniej człowiek nie ma wrażenia, że jakiś młokos został przydzielony do NPC o 40 lat starszego niż on. W stosunku do jedynki mamy ogromny postęp, co jeszcze bardziej przekłada się na to, że Borderlands 2 to sequel idealny. Dorzućmy do tego piorunujące dźwięki broni, jęki i okrzyki naszych wrogów, masę przeróżnych melodii sci-fi oraz ogólny feeleing, który jest elementem całości, na który składa się grafika, fabuła i gameplay. Nic dodać, nic ująć. Klasa.
No dobrze, wazelina wazeliną, ale bez błędów się nie obeszło. Zacznijmy od interfejsu gdzie mamy mapę, skille, ekwipunek, questy o Bass Rank. Niby za bardzo się nie zmienił, ale nadal jest strasznie nieczytelny, a na podzielonym ekranie to już jest tragedia. Mała czcionka, masa kolorów, które nie ułatwiają odbioru i lekki nieład. Dało się to zrobić lepiej, a element na tyle ważny, że włączamy go dość często. Niestety, ale ten aspekt został źle wykonany. Podobnie jak system teleportów, których jest mało, przez co gracz wraca się w wiele miejsc na piechotę, albo bryczką, ale i tak to zajmuje za dużo czasu. Jeżeli z danego przeciwnika wypada kasa, bądź amunicja, to postać zbiera je automatycznie, ale jeżeli znajdziemy je w skrzynkach to już trzeba wciskać w przycisk na padzie. Niby pierdoła, ale trochę irytuje. Czy coś jeszcze? Można by się czepiać na siłę, że nie ma w Borderlands 2 nic odkrywczego, brak innowacyjnych rozwiązań, nadal tylko cztery postacie, ale to nie ma sensu. Różnice w stosunku do pierwszej odsłony są ogromne i Gearbox powinien być przykładem dla innych, jak się robi sequele.
Pandora do wspaniałe miejsce i warto do niej wrócić. Nie tylko ze względu na to, iż została ona usprawniona praktycznie w każdym calu, ale dlatego, że to właśnie tam przeżyjecie wiele wspaniałych chwil, które utkwią w waszej pamięci. Wielki Must Have, silny kandydat do gry roku i kapitalny RPG z dużą dawką humoru, dobrą fabułą i genialnym systemem strzelania.