Kiedy ludzie cieszyli się z Dark Souls II na PC, PS3 i X360, From Software w pocie czoła pracowało już nad kolejną grą. Studio pod czujnym okiem Miyazakiego tworzyło produkt dla Sony, który miałyby pokochać miliony. Całość posiada cechy poprzednich dzieł dewelopera, ale nie jest bezpośrednią kontynuacją. Bloodborne to produkt wyborny nie tylko dla koneserów.
Najnowsze dzieło twórców Demon’s Souls i Dark Souls zabiera gracza do miasta Yharnam, które od dawna nawiedza straszna plaga, w wyniku której mieszkańcy zamieniają się w przeróżne kreatury. Przez lata ludzie jakoś sobie radzili z tym problemem dzięki łowcom, którzy zwalczali setki bestii, lecz niestety, nastał moment, gdy skala zagrożenia zwiększyła się do wielkich rozmiarów i sytuacja uległa pogorszeniu. Teraz my musimy zadbać o to, aby naprawić ten stan rzeczy i samemu wcielić się w postać, która będzie musiała rozprawić się z całym złem, jakie panuje w Yharnam. Miejsce to jest straszne, pełne bólu, cierpienia, ciał i wielu niebezpieczeństw. Całość to nic innego jak gigantyczny labirynt, po którym porusza się gracz. Na szczęście istnieją pewne przejścia, dzięki którym można skrócić drogę do danego obszaru, a także lampy, które służą jako checkpointy, lecz jest ich mało. To dzięki nim nasza postać powraca do życia po śmierci, a także może przenieść się do „Snu Tropiciela”. Jeżeli graliście w Demon’s Souls to poczujecie się jak w domu. Wspomniana lokacja to taki azyl, gdzie można rozwijać bohatera, kupować przedmioty, usprawniać oręż czy też stworzyć własny, losowo wygenerowany loch. Fabuła w omawianym tytule to coś, czego trzeba się doszukiwać trochę na siłę. O ile ogólny zarys poznajemy na początku zabawy, tak szczegóły zostały poukrywane. Wskazówki da się uzyskać z opisów przedmiotów, notatek rozrzuconych po świecie gry, od kilku napotkanych postaci i z cut-scenek. Jednak, wszystko trzeba samemu składać jak puzzle, aby poznać całą historie. Dla jednych może to być wada, ja uważam to za wyzwanie i dobre podejście do tematu. Taki mamy klimat w projektach From Software.
Oglądając zwiastuny, czytając zapowiedzi i mając nieco pojęcia o grach From Software mogłoby się wydawać, że Bloodborne będzie równie ciężkie, jak inne tytuły tego studia. Silni przeciwnicy, utrata zdobytych rzeczy po śmierci, pułapki i wielcy bossowie. To wszystko jest, ale mimo to, recenzowany tytuł okazał się bardziej zjadliwy i strasznie wciągający. Wszystko za sprawą kilku zmian w mechanice walki, które sprawiają, iż pojedynki są bardziej wyważone i lepiej przyswajalne dla osób, które do tej pory nie grały w Demon’s Souls czy Dark Souls. Duże brawa należą się twórcom za dobrze zaprojektowany interfejs gracza. Nie ma mowy o jakimś przepychu i nadmiarze statystyk. Wszystko jest proste, szybkie i czytelne. Skróty łatwo opanować, manewrowanie po menu jest przyjemne, a wszystkie opisy i dane zostały zaprezentowane w odpowiedni sposób. Deweloper wziął sobie do serce komentarze graczy, przez co UI działa i wygląda tak jak powinno. Postać może korzystać z dwóch broni: palnej i białej. Dodatkowo, dany oręż da się rozłożyć lub nieco zmienić, przez co zadaje więcej obrażeń, ale wymaga do tego sporo wytrzymałości (staminy). To kluczowy element w czasie starć z przeciwnikami. Nie ma sensu machać na lewo i prawo, gdyż wtedy pasek odpowiedzialny za uniki i ciosy szybko się wyczerpie. Jeżeli w odpowiednim momencie postanowimy wykonać atak, czy to pistoletem czy też np. toporem, jest spora szansa iż oponent zostanie na chwilę obezwładniony, padnie na kolana i wtedy można wykonać potężny „finish”. Nie zawsze uda się zabić delikwenta, ale taki cios potrafi zadać o wiele więcej obrażeń, niż cokolwiek innego. Tropiciel jest naprawdę szybki, ale refleks nadal jest bardzo ważny. Nie ma tutaj mowy o blokowaniu nacierających wrogów za pomocą tarczy. W grze da się znaleźć dokładnie jedną sztukę. Twórcy zrobili to celowo, gdyż i tak kawałek drewienka nam się nie przyda. Lepiej obserwować, analizować ruchy wroga, robić uniki i działać roztropnie. Nawet jeżeli nasz heros trochę oberwie, to wystarczy użyć fiolek z krwią, których w tym tytule jest naprawdę sporo. Często wypadają z przeciwników, a jeżeli ich zabraknie, to można udać się do „Snu Tropiciela” i nabyć daną liczbę sztuk.
Zapomnijcie o klasach i magii. Tego tutaj nie uświadczycie. Pod tym względem Blooborne jest nieco mniej rozbudowany, choć to jedynie pozory. Dorzucono tutaj o wiele więcej przedmiotów o różnych możliwościach, a dzięki ciekawym narzędziom mordu, walka jest bardziej satysfakcjonująca niż kiedykolwiek. Za wygranie pojedynku otrzymujemy doświadczenie, które tutaj nazywa się „tętno krwi” i jest także walutą. Dzięki niej można zwiększać statystyki, naprawić broń, czy też zakupić jakieś przedmioty. Wymagana jest także do uprawniania ekwipunku, ale są to na tyle małe ilości, iż człowiek w ogóle się tym nie przejmuje. Oprócz tego, do oręża lub spluwy da się dorzucić klejnoty, czy też inne artefakty, które zwiększają ich możliwości. Mamy także Runy, dzięki którym można nosić więcej fiolek z krwią, podnieść odporność na truciznę i tak dalej. W grze jest ich całkiem sporo, więc jest w czym wybierać. Warto pamiętać, że po śmierci doświadczenie zostaje wyzerowane i można po nie wrócić, gdyż inaczej przepadnie. Zawsze mamy jedną szansę. Taki patent został wymyślony przy okazji Demon’s Souls i ciągnie się aż do Bloodborne. Wydawałoby się, iż także w tym tytule gracz będzie ginął naprawdę często. Rzecz jasna, nadal zgon postaci to główny element tej produkcji, ale dynamiczniejsza walka, spore możliwości Tropiciela i dużo przedmiotów leczących sprawiają, iż nie padamy na ziemie tyle razy, co w Dark Souls. Oczywiście, jeżeli ktoś nie będzie uważał, to i tak czeka go śmierć. Wtedy przeciwnicy, których pokonaliśmy ponownie pojawią się na mapie, nie licząc jedynie bossów. Te bydlaki wystarczy załatwić raz na dobre. Potyczki z nimi są najbardziej ekscytujące i często zdarza się tak, iż pierwszy kontakt z nimi oznacza klęskę. Wszystko dlatego, że nie wiadomo, co taka bestia potrafi. Należy dokładnie przyglądać się wszystkim ruchom, jakie wykonuje. Wtedy wiemy, kiedy można podejść i zaatakować, a kiedy lepiej wykonać unik, bądź biegać z kąta w kąt. Na każdego znajdzie się jakiś sposób, a jeżeli macie problemy z kimś konkretnym, to zawsze można wezwać wsparcie.
Tryb sieciowy doczekał się niezłego odświeżenia. Nadal można czytać informacje pozostawione przez innych graczy czy też obejrzeć ich ostatnie chwile przed śmiercią, ale esencją stały się tutaj pewnie dzwonki. Każdy z nich ma inną funkcję. Jeden przyzywa innego Tropiciela, który pomoże nam w walce. Inny odpowiada za PVP, wtedy to my wkraczamy do czyjegoś świata, by się zmierzyć się z graczem, który w nim przebywa. Jest jeszcze taki, który pozwala nam udzielić pomocy. Wtedy postać zostaje przeniesiona i wspólnie z innym użytkownikiem walczymy ramię w ramię. Opcje te wypadają naprawdę ciekawie i choć sam Bloodborne nie jest na tyle ciężki, aby wymagał co-op’a, tak całość działa świetnie. Współpraca jest istotna w losowo wygenerowanych lochach. Do ich tworzenia są potrzebne kielichy i inne składniki. Tam zabawa jest o wiele trudniejsza i bez pomocy, może być naprawdę ciężko. Zapewne i tak znajdą się śmiałkowie, którzy wszystko wykonają solo, ale jeżeli jest możliwość, to czemu z niej nie skorzystać? Mapki przez nas wykonane są naprawdę duże. To spora nowość i trzeba przyznać, że to jest kapitalny pomysł. Znajdziemy tam masę nowych przeciwników i bossów, których próżno szukać w fabularnej części gry. Każdy z lochów jest wielopoziomowy, a jeżeli odpowiednio dobierze się przedmioty do ich stworzenia, to można w takim miejscu spędzić wiele godzin. Twórcy wiedzieli co robią, bo oprócz New Game+ gracze mają co robić w Bloodborne. Można także dzielić się stworzonymi mapkami z innymi, dzięki czemu zabawa jest wstanie wydłużyć się o wiele miesięcy. Czegoś takiego brakowało w dziełach From Software.
Od strony technicznej, recenzowany tytuł prezentuje się naprawdę świetnie. Posiadacze PS4 mają powody do radości, gdyż gra ma piękną oprawę wizualną, masę porządnych tekstur, rewelacyjnie zaprojektowany świat, rozdzielczość 1080p i gotycki klimat. Aż dziw bierze, że studio stworzyło produkcję, która powala grafiką. Wcześniej nie był to tak istotny element ich gier, gdyż liczył się bardziej gameplay i sam sposób prowadzenia całej zabawy. Tutaj dodano wiele więcej. Dorzućmy do tego masę krwi, która aż lśni na strojach naszego bohatera i dodaje całej produkcji mnóstwo przerażającego uroku. Nie oznacza to jednak, iż wszystko wypadło tak idealnie. Uważny obserwator dostrzeże, iż pewne części gry nie zostały wykonane jak należy. Kilka kadrów było naprawdę pustych, albo ich oteksturowanie biło po oczach. Nie trzeba dużo starań, aby to dostrzec. Zdarzają się także spadki animacji. Przez większość czasu gra trzyma stałe 30FPS, ale w pewnych momentach potrafi mocno zwolnić. Na szczęście, takich sytuacji jest niewiele, a przez większość czasu to nie będzie zmartwieniem gracza. Nie można natomiast zapomnieć o genialnej ścieżce dźwiękowej, za którą odpowiadają Michael Wandmacher i Tsukasa Saitoh.
Podsumowując, Bloodborne to chyba najlepsze dzieło, jakie udało się stworzyć deweloperowi z Japonii. Bardziej przystępne, równie wymagające, tajemnicze, a zarazem piękne. Taki systemseller to skarb i Sony powinno dopilnować, aby go nie stracić. To jedna z niewielu gier, dla których warto posiadać PS4. Wspaniała przygoda w Yharnam, która może trwać miesiącami. New Game+ to dopiero początek.
PS. Grę można przejść w polskiej kinowej wersji językowej, która wypada całkiem znośnie. Co prawda tekstach można znaleźć literówki, zaś część opisów w ogóle traci sens, ale ogólnie nie jest tragicznie.