Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem, o czym jest ta gra, powiedziałem Naczelnemu, że nie biorę jej do recenzji. Nie chcę w nią grać i nie chcę o niej pisać. Co zatem się zmieniło?
Zacznę może od tego, o czym jest Blindy. Gra jest prosta. Po lewej stronie ekranu znajduje się nasz bohater. Po prawej stronie złota gwiazdka. Nasz bohater musi dotrzeć do gwiazdki. I tyle.
A może powinienem napisać, że aż tyle. Bo poza złotą gwiazdką i naszym bohaterem, na ekranie nie widać nic innego. Jest czarno. No dobra. Widać to, co jest o jedno pole dookoła naszej postaci. Dlaczego tak? Bo nasza postać jest niewidoma. Porusza się po omacku. Przeszkadzajki pojawiają się w momencie, gdy na nie wpadnie. Chwilę zostają w polu widzenia, ale szybko znikają, wiec trzeba pamiętać gdzie, co było.
A co znajdziemy na każdym poziomie? Pewnie półki, drabiny i takie tam? Fajnie by było. To, co kryje się za czernią ekranu przypomina poziomy z Super Meat Boya. Wiecie, piły tarczowe, doły z kolcami i tym podobne. I weź tu nawiguj po omacku. Każdy etap, to seria prób i błędów. Gdzie są pułapki? Jak je obejść? Gdzie jest cholerny przycisk wyłączający piłę? Jak mam wyliczyć ten dokładny skok, kiedy nie widzę gdzie mam skoczyć?
Ciemność i widok krwi oraz kości głównego bohatera to coś, co będzie Wam towarzyszyć przez 99% rozgrywki. Co ciekawe sama śmierć jest czasem sposobem na „zobaczenie” czegoś więcej, gdy nasze płyny ustrojowe pokryją pewien obszar dookoła. Może dlatego jeden z przycisków na Joyconie odpowiada za uśmiercenie postaci.
W grze jest 60 poziomów. Możemy je przechodzić na kilka sposobów. Standardowo, czyli zaczynamy od pierwszego i jedziemy do końca. Jest tez poziom z 99 życiami, w którym zgodnie z „nazwą” gramy aż nie skończą nam się życia. Mamy tez tryb wrzucający nas losowo w różne etapy dostępne w grze. A jak ktoś chce ułatwień, jest tez tryb łatwy. Na czym polega ułatwienie? Ano na tym, ze na początku zabawy przez mgnienie oka widzimy cały poziom. A potem i tak lecimy na ślepo.
Blindy to niezwykła masochistyczna przygoda, podczas której nie raz miałem ochotę rozwalić kontroler i samego Switcha w drobny mak. Ale gdzieś pod skóra bawiło mnie to wszystko. Blindy nie jest grą dla każdego. Być może jest tak niszowa, jak jeszcze żadna inna gra przed nią. Ale na pewno znajda się ludzie, którzy ja pokochają. Ja ją toleruję, ale i tak muszę pogratulować polskiemu studiu Ultimate Games niezłej roboty.