Dość istotnym pytaniem, jakie zwykle zadają sobie użytkownicy Nintendo Switch jest „Kiedy gra X pojawi się na Switchu?”. W przypadku Blackguards 2 trwało to 7 lat. No dobra, tak naprawdę tylko 5 lat, bo Blackguards 2 wyszło w 2015 roku, a Switch pojawił się na rynku w 2017. Ale i tak chwilę trzeba było poczekać.
Blackguards 2, to jak sam tytuł wskazuje sequel gry Blackguards z 2014 roku. Mamy tu do czynienia z taktycznym RPG, rozgrywającym się w świecie znanym z systemów The Dark Eye, stworzonym przez Daedaelic Entertainment. Akcja gry rozgrywa się trzy lata po wydarzeniach z części pierwszej. Nasz bohaterka Cassia siedzi w locho, z którego jak mówią nie ma wyjścia. Ale jak to w tego typu grach bywa, wyjście jednak jest. Cassia ucieka z więzienia i zaczyna swój marsz ku odzyskaniu tronu Aventurii.
Tego marszu je jest w stanie ogarnąć sama, zatem będziemy mieli do dyspozycji spory wachlarz postaci w naszej drużynie. Magowie, łucznicy, wojownicy i tym podobni. Nie ma co prawda dedykowanych klas leczących, ale czary leczące się znajdą, więc nie powinno być problemu. Ciekawostką jest wprowadzenie najemników, dzięki którym można łatać braki w naszej ekipie, bez konieczności poświęcania różnego rodzaju „apgrejdów” na członków drużyny, tylko po to, aby coś tam dołożyć.
Jak to w RPGach bywa, dostaniemy do dyspozycji cała masę różnego sprzętu, który będzie można używać w naszych podróżach i dzięki któremu nie tylko dłużej pożyjemy, ale i będziemy szerzyć zniszczenie. Mnóstwo rodzajów broni, zbroi, które dadzą nam rózne rodzaje ataków i odporności. Do tego dość spory wybór umiejętności pozwoli na dość plastyczne ułożenie naszej ekipy.
A wszystko po to, aby bezpiecznie przebrnąć przez kolejne spotkania i walki. Tu mamy do czynienia z taktycznym podejściem do eRPeGowania. Teren podzielony na hexy i Turowa zabawa w walkę. Każda postać działa w swojej inicjatywie i ma do wykonania pewną liczbę akcji. Można się poruszyć, można zaatakować, rzucić czar, czy użyć jakiegoś elementu otoczenia. Można też spasować, co czasem pozwoli na nieco większy ruch w kolejnej turze, dzięki czemu może zyskamy przewagę.
Wrogów jest sporo i różnorodność pod tym względem jest całkiem dobra. Powtarzalność potyczek nie pojawia się za szybko, choć pod koniec gry może już powoli wypełzać ze swojej pieczary. Na szczęście twórcy schowali jeszcze jednego asa w rękawie.
Jest nim ogólna mapa krainy, po której nie tylko przyjdzie nam podróżować, ale i toczyć na niej walki o kontrolę nad obszarami. W końcu to nie wyprawa po złoto i szlachetne kamienie, ale walka o odzyskanie władzy nad krainą. Pomysł na takie ataki, czy obronę zdobytych terenów jest całkiem ciekawy.
Muszę też pochwalić fabułę. Nie jest to typowe nudnawe fantasy. Perypetie naszej bohaterki potrafią być całkiem mroczne i ciężkie od krwi. Nie raz, nie dwa zostaniemy postawieni przed dylematami, które pokażą nam jak głęboko w otchłań swego rodzaju szaleństwa musi zanurzyć się Cassia, aby zrealizować swój cel.
Graficznie i dźwiękowo gra jest zrealizowana całkiem porządnie. Jasne, na dużym ekranie, kiedy gramy w docku, widać że ta grafika nie jest najlepsza, ale w handheldzie na Switchu OLED jest naprawdę bardzo dobrze. Tak samo z dźwiękiem. Udźwiękowienie dialogów jest na naprawdę bardzo dobrym poziomie. Tego aż miło się słucha.
A czy jest coś, co w Blackguards nie do końca mi się spodobało? Szczerze mówiąc nie jestem fanem gatunku Tactic-RPG. Ale mimo wszystko muszę przyznać, że Blackuards 2 był w stanie utrzymać moje zainteresowanie i to chcąc nie chcąc muszę uznać za największy pozytyw dla tego tytułu. Bo w końcu coś musi być w grze, skoro nie odrzuca od niej nawet człowieka, który już na początku nie pała do niej „miłością”.