To już pewne. Narodziła się nowa seria gier, która co roku będzie miała kolejną odsłonę. Pytanie tylko, czy to dobrze.
Siadając do Assassin’s Creed Unity nie byłem pewien, co dostanę. Black Flag mnie zauroczył mechaniką starć na morzu i zupełnie nowym pirackim życiem. Okazało się jednak, że Unity postanowił mi to odebrać i wrócić na utarte szlaki dachów, uliczek i komnat. Trochę mnie to przybiło.
AC: Unity przenosi nas w czasy Rewolucji Francuskiej. Naszym nowym assassinem jest niejaki Arno Dorian. Młody chłopak, który jako dziecko traci ojca i zostaje przygarnięty przez inną rodzinę. Wygląda na to, że twórcy próbowali zrobić z Arno, francuskiego Ezio. Nasz młody członek Bractwa jest wygadany, pewny siebie, zadziorny, podąża własnymi ścieżkami. Jednak zupełnie nie daje się lubić jak Ezio. Dodatkowo jest potwornie przewidywalny, choć to chyba problem całego Unity, które jest przewidywalne do bólu. Wiemy, kogo i kiedy zabiją, żeby popchnąć grę do przodu. Wiemy, jak zareaguje nasz bohater, wiemy również do czego to wszystko dąży.
Oczywiście, walka z Templariuszami nie ogranicza się do Paryża. Oczywiście w tym wszystkim jest Abstergo. Oczywiście jest Animus (choć jako gra komputerowa) i pamięć przodków. Oczywiście jest ktoś podłączony do Animusa i nieświadomy tego, co się dokładnie dzieje. I jest też tajemnicza grupa, która stara się go uświadomić.
Sama rozgrywka, to moim zdaniem powtórka z rozrywki. Wszystko w zasadzie widzieliśmy już w poprzednich odsłonach serii. Może mechanika „ostatniej znanej lokacji”, czy wchodzenie za osłony są czymś nowym. Ale nie jest to nowość, która rzuca na kolana. Ot dodatkowe mechanizmy, które można wykorzystać przeciw naszym celom i ścigającym nas wrogom.
Reszta to stary „dobry” Assassin’s Creed. Dlaczego napisałem dobry w cudzysłowie? Bo co za dużo, to niezdrowo. Unity to już siódma odsłona serii (jeśli nie liczyć Rogue, który wyszedł równolegle na „old-geny” i Liberation z konsol przenośnych). A szósta, która bazuje na tych samych założeniach, czyli bieganiu po dachach, kryciu się w tłumie i wbijaniu ukrytego ostrza w okolice nerek. Po raz szósty mielimy te same zadania, wykonywane niemal w ten sam sposób, tylko w innej scenerii. No i nasze cele są inaczej ubrane, a także mówią innym językiem. Call of Duty coś Wam mówi?
Co prawda znowu mamy po czym się wspinać. Paryż tego roku naprawdę jest piękny i pełen miejsc, które aż się proszą, aby wlazł na nie jakiś assassin. Da się też dobrze pobiegać po dachach, a nawet przebiec przez czyjeś mieszkanie. To bardzo miłe, nawet jeśli te wnętrza, przez które przebiegamy są niewielkie i podobne do siebie. Podziwiając to wszystko na PS4, muszę przyznać, że czułem rozmach i to co określa się jako „next-genowość”. Jednak w pewnym momencie i tu pojawia się problem. Na początku wydaje się, że Paryż żyje. Że po ulicach chodzi mnóstwo ludzi, którzy zajmują się swoimi sprawami. Jednak po pewnym czasie okazuje się, że to po prostu maksymalnie sztuczny tłum, który po prostu ma tam być i w zasadzie nie reaguje na naszego bohatera. A jeśli zareaguje (bo kogoś potrącimy biegnąc), to jest to tak nienaturalne i nie na miejscu, że aż boli.
Dodatkowo bardzo często ktoś z takiego tłumu zacina się na drzwiach, płotku, ścianie, czy innym elemencie otoczenia. Zanim zacząłem grać, pobrałem plik z aktualizacją, który ważył około 3 GB. Niestety, chyba sporo jeszcze nie zostało połatane.
Zresztą zachowania sztucznej inteligencji są miejscami tak dziwne, że aż strach. Czasem to, co zaimplementowano w Unity powinno nazywać się Sztuczną Tępotą, bo z inteligencją ma to niewiele wspólnego. Jest dwóch strażników. Zaczynają gonić gracza. Gracz znika im z pola widzenia, a po chwili jeden ze strażników, znajduje ciało swojego towarzysza. Niestety, jako, że nie widzi nigdzie postaci gracza (bo ten schował się w wielkiej jak szafa „przebieralni” dwa metry od strażnika), to po chwili wraca na swoje miejsce, by dalej stróżować. Takie sytuacje w Unity spotyka się co chwilę.
Wracając do rozgrywki. Unity oferuje nam jak już napisałem to, co znaliśmy do tej pory. Mamy misje polegające na zabijaniu ludzi albo na dostawaniu się w strzeżone miejsca. Albo na dostawaniu się w strzeżone miejsca i zabijaniu ludzi. W wielu przypadkach częścią składową będzie walka. Jak się pewnie domyślacie, jest tak jak kiedyś. Zabawa w machanie bronią białą sprowadza się do wykorzystaniu przycisku bloku i przycisku ataku. Zachowanie odpowiedniego balansu w używaniu tych dwóch oraz wyczucia czasu, powinno zapewnić sukces w każdej potyczce. Czasem można jeszcze strzelić z pistoletu.
No dobrze, są też misje, które nie muszą kończyć się zabiciem celu. Jakieś zagadki Nostradamusa, czy typowe zadania detektywistyczne, w których trzeba wskazać sprawcę na podstawie dowodów.
Nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, czyli o trybie kooperacji. Znajdziemy tu misje, które można wykonać nawet w cztery osoby. Łączymy się w grze z innymi graczami i ruszamy na łowy. Od razu uprzedzę, że, jak w wielu przypadkach kooperacji online, najlepiej grać ze znajomymi. Gra z przypadkowymi assassinami może być frustrująca. I choć tu też po prostu likwidujemy kolejne cele, to przyjemniej jest wykonać zgraną zaplanowaną akcję, niż coś w stylu „Kto pierwszy wbije mu sztylet w nerkę, ten wygrał”.
Jeśli dobrnęliście do tego miejsca recenzji, to pewnie czujecie jak bardzo męczyłem się grając w Unity i pisząc ten tekst. Zapewne wyobrażacie sobie wielkie czerwone „Szkoda czasu” w okienku z oceną. Jednak pewnie Was zdziwię, bo nie mam zamiaru ocenić tej gry aż tak surowo. Fakt, nie podobała mi się ani trochę. Fakt, męczyła mnie i wynudziła potwornie. Fakt, potykałem się o bzdury, niedorzeczności i głupotę na każdym kroku. Ale mam też wrażenie, że to moje prywatne zmęczenie serią. Serią, która co prawda na chwilę poszła w ciekawym kierunku, kiedy pojawił się Black Flag, jednak szybko wróciła do nudy w Unity. Ja po prostu nie lubię grać ciągle w to samo (wyjątkiem jest Football Manager). Zdaję sobie jednak sprawę, że Unity, to całkiem porządny tytuł, nawet biorąc pod uwagę błędy, które zresztą nie każdemu muszą się przytrafić. Okres historyczny w jakim dzieje się Unity jest całkiem ciekawy i w pewien sposób polepsza odbiór tej gry. No i jest to pierwszy Assassin’s Creed zrobiony na konsole nowej generacji (dziwnie pisać o nowej generacji, kiedy jest ona od roku na rynku). Dlatego jestem pewien, że mimo moich narzekań i marudzenia, będą gracze, którym ta gra się spodoba. Z tego powodu uważam, że warto ją wypróbować. Być może przypadnie Wam do gustu. Jeśli mieliście ochotę na więcej biegania po dachach, to będzie to gra dla Was. Ja odkładam ją na półkę, bo mam w swojej kolekcji ciekawsze gry, ale Wam może się spodobać.