Ocena: 9,0
Plusy:
+ grafika
+ dźwięk
+ fabuła
+ walka
+ podwójne ostrze
+ Leonardo i jego maszyny
+ dużo ciekawsze znajdki
+ w to aż chce się grać
Minusy:
- Skoki Wiary
- znieczulica na ulicach
- miejscami SI trochę zawodzi
Długo zastanawiałem się, czy chcę recenzować nowego Assassin’s Creeda. Pierwsza część była przereklamowana i koszmarnie nudna. Nie pamiętam, kiedy tak męczyłem się z grą, która miała być hitem. Nuda i bzdurne rozwiązania wyłaziły z każdego jej zakamarka. Dlatego, choć w końcu postanowiłem zmierzyć się z dwójką, wkładając płytę do Xboxa nadal nie wiedziałem, czy postąpiłem słusznie. Po trzech godzinach już wiedziałem. To był strzał w dziesiątkę.
Stary dobry Desmond…
Assassin’s Creed 2 podejmuje wątek, który został przerwany w jedynce. Ponownie wcielamy się w Desmonda (przynajmniej w pewnym sensie), którego przodkowie byli asasynami. Dzięki specjalnemu urządzeniu, zwanemu Animus, Desmond przenosi się „w czasie” do wspomnień swoich przodków. W części pierwszej wspomnieniowym alterego był niejaki Altair. Tym razem przodkiem, którego losy poznamy, jest mieszkaniec XV wiecznych Włoch, niejaki Ezio di Auditore de Firanza. Fabuła oczywiście nadal splata czasy zamierzchłe i obecne, pokazując walkę dwóch potężnych ugrupowań, czyli Asasynów i Templariuszy. Co prawda, nasz bohater opuszcza komfortowe i przytulne laboratorium Abstergo, gdyż panująca tam atmosfera zaczyna ocierać się o mobbing, jednak nie ma zbyt wiele wolnego czasu, gdyż w nowym miejscu od razu wpada w czułe objęcia Animusa.
Nowy lepszy Ezio…
Akcja Assassin’s Creed 2 rozgrywa się w XV wiecznych Włoszech. Głównym bohaterem wspomnień jest Ezio di Auditore de Firanza. Poznajemy go w dość nietypowym momencie (przynajmniej jak na grę), jakim są jego narodziny. Po opuszczeniu łona matki, zaczyna się pierwszy tuto rial, pokazujący graczowi, jakie przyciski są odpowiedzialne za poszczególne części ciała. Nie musicie się jednak obawiać, że będzie trzeba przebijać się przez cały żywot Ezio. Akcja szybko przenosi się do przodu i „zasiadamy za sterami” Ezio w momencie gdy ma on lat 20. Jak wynika z kolejnych scen nasz bohater jest lekkoduchem, zawadiaką i łamaczem niewieścich serc. Pierwsze „misje” to oczywiście rozbudowany tuto rial, więc nie natrafimy na żadne trudności. Rzuca się jednak w oczy jedna ważna rzecz. Ta gra ma fabułę. To nie jest już zlepek misji, które trzeba odfajkować jedna po drugiej. Tu twórcy opowiadają nam jakąś historię i można poczuć, ze w niej uczestniczymy. Ezio w wyniku pewnych wydarzeń nie tylko dowiaduje się w jakiej rodzinie się urodził i jakie jest jego dziedzictwo, ale i musi bardzo szybko dorosnąć i zmienić swoje przyzwyczajenia.
Animus 2.0…
Grając nie mogłem wyjść z podziwu. To nie jest ten Assassin’s Creed jakiego się spodziewałem. Gra przeszła całkowitą metamorfozę. Ubisoft wyciągnęło wnioski z miażdżącej fali krytyki, jaka przetoczyła się po grze. Wysłuchali fanów i zmienili w nowej odsłonie wszystko to, co kulało. No właściwie to prawie wszystko, bo kilka ciekawostek ciągle zostało, ale nie mają one takiego ciężaru jak poprzednio.
Najważniejszą zmianą jest sama konstrukcja gry. Jak już wspomniałem, nie są to już identyczne misje, które jedna po drugiej odhaczamy na liście. Tym razem bierzemy udział w sprawnie opowiedzianej historii. Oczywiście, że zadania jakie przyjdzie nam w jej trakcie wykonać, nie będą niczym odkrywczym. Będą zabójstwa, przejście z punktu A do B, a potem C i D. Będą tez prośby o eskortę, czy dostarczenie przesyłki. Obok tego znajdziemy misje poboczne, różne wyścigi, bijatyki i oczywiście „znajdźki”. Tyle, że wszystko to rewelacyjnie wtapia się w całą grę. Ani razu nie czułem, że robię cos na siłę. Czy zabierałem się za szukanie skrzynek z pieniędzmi, czy orlich piór (zastąpiły saraceńskie flagi z jedynki), czy ścigałem się ze złodziejami, zawsze robiłem to w taki „naturalny” sposób. Bo miałem akurat ochotę, albo potrzebowałem pieniędzy. Gra w końcu jest spójna.
Kolejne zmiany widać w mechanice gry. Wtapianie się w tłum w końcu nie jest idiotycznym rozwiązaniem. Teraz wystarczy faktycznie wmieszać się w grupę ludzi, aby strażnicy mieli mniejszą szanse zwrócić na nas uwagę. Dodatkowo Ezio ma możliwość zapłacenia grupce kurtyzan, aby te odciągnęły strażników od jakiegoś miejsca. A jeśli nie ma kurtyzan, zawsze są jakieś lokalne męty, które można wynająć do wciągnięcia straży w awanturę. Możliwości jest sporo i co ważne są różnorodne.
Walka i narzędzia niosące śmierć, też uległy zmianom. Co prawda nadal mechanizm potyczek polega na blokowaniu i kontrach, ale jest teraz nieco łatwiej. Dodatkowo wroga można złapać i wtedy kolejny cios jest automatycznie ciosem śmiertelnym. Wrogów można rozbroić, można tez użyć broni podniesionej z ziemi. Wachlarz możliwości jest olbrzymi. Do tego, dwa ukryte w rękawach ostrza, pistolet i różne maszyny skonstruowane przez Leonarda da Vinci dopełniają ten obraz. Walka była nudna i trudna, a teraz jest łatwiejsza i przyjemna. Nawet, jeśli przestaje się używać wyłącznie kontr, to i tak można sporo zrobić.
Pięknie, po prostu pięknie…
To, co na pewno spełniała jedynka, to zapewnienia o oprawie graficznej. Było ślicznie. W dwójce jest nieco inaczej. Jest jeszcze ładniej. Designerzy i graficy podnieśli poprzeczkę wyżej niż można było przypuszczać. Oprawa wizualna jest niesamowita. Miasta były ponoć projektowane w oparciu o rzeczywisty ich wygląd. Ciężko mi to potwierdzić, ale jestem w stanie w to uwierzyć. Również animacja postaci jest kapitalna. Walka, poruszanie się, akrobacje Ezio, to wszystko zapiera dech w piersiach. Jedynie wygląd postaci w przerywnikach filmowych, kiedy Sas pokazywane z bliska, może nieco razić. Chociaż, nie wszyscy kiedyś wyglądali jak modele i modelki. Przyznam, że spodobał mi się design twarzy Ezio. Facet ma coś w oczach. Kojarzycie Christophera Lamberta? Tego od Nieśmiertelnego, on ma takie samo spojrzenie jak Ezio (a właściwie Ezio ma takie samo jak on). Efekt rewelacyjny.
Z dźwiękiem też nie jest źle. Kwestie wypowiadane przez aktorów nie są dukane, a wygłaszane z odpowiednim przejęciem i emocjami stosownymi do sytuacji. Dość dobrze wypada włoski akcent, przynajmniej w moim odczuciu. Trochę dziwnie wyglądają włoskie wtrącenia w dialogach. Że niby jak, włosi wtrącają w trakcie rozmowy włoskie słówka? Ciężko zrozumieć taki zabieg.
W Polsce dostaliśmy kinową lokalizację Assassin’s Creed 2. Oznacza to, że głos jest oryginalny, a polskie tylko napisy. Nie mam żadnych zastrzeżeń do jakości tłumaczenia, choć irytuje mnie jedna rzecz w napisach dialogowych. Niekiedy w napisach pojawiają się ucięte zdania, które są kończone w kolejnym „subtitlu”. Niby to nic strasznego, ale przyznam, że rozpraszały mnie takie sytuacje. Wyglądało to jakby napisy i dialog nie były dobrze zsynchronizowane.
Zgrzyt ostrza o kamień…
Niestety jest kilka rzeczy, do których jeszcze muszę się przyczepić.
Sprawa pierwsza, to nieszczęsne Skoki Wiary. Kiedy Ezio wespnie się na punkt widokowy, może wykonać Skok Wiary, czyli spaść kilkadziesiąt metrów w dół i bezpiecznie wylądować na wozie z sianem, lub kupce siana na kamiennej ulicy. Nie dość, że już od pierwszej części przy każdym skoku zęby mnie bolą, kiedy widzę jak spokojnie bohater wychodzi z tych snopków, albo jak wozy, na które spada z powiedzmy 100m nawet nie drgną. Irytują mnie przechodnie, którzy nie zainteresują się bliżej, co to właśnie łupnęło obok nich. Co tam przechodnie, najgorzej, że strażnicy mają to w nosie. Ręce opadają. Co prawda, w dwójce doszły skoki do wody i tych już nie będę się czepiał, ale nie zmienia to ogólnej „bzdurności” tego rozwiązania.
Sprawa kolejna to ogólna znieczulica. Kiedy kogoś zabiję, pobiję, czy okradnę ciało, ludzie trochę sobie pokrzyczą i polamentują, ale poza tym jakoś nikt potem problemów nie robi. Jak dłużej postoję w miejscu zbrodni, to straż nie przyleci, żeby sprawdzić co się dzieje. Jest to lekko niepokojące.
Trafiłem też na miejsce, gdzie gra dostała nagłej zadyszki i zaczęła „klatkować”. Sądzę jednak, że było to spowodowane jakąś nieprzewidzianą przez twórców gry kolizją mojego bohatera z inna postacią. „Klatkowanie” ustąpiło po pierwszym loadingu, na jaki trafiłem.
Być Asasynem…
Mógłbym pewnie jeszcze pisać i pisać, jednak nie mam zamiaru zanudzać Was jak to czynił pierwszy Assassin’s Creed. Napiszę tylko, że nowe przygody Desmonda w Animusie pełne są niezwykłych smaczków. Przelot maszyną Leonardo da Vinci, rozbudowa swojej posiadłości, poszukiwanie glifów i próba odkodowania przekazu od tajemniczego Obiektu 16. Wreszcie, dostaliśmy grę nie tylko piękną, ale i spójną, a także ciekawą.
Assassin’s Creed 2 to prawdziwy majstersztyk i choć są w nim elementy, które pewnym ludziom, jak na przykład mnie, mogą nie do końca pasować, to jednak nie zmienią tego faktu. W tę grę trzeba zagrać. Na pewno jest to kandydat do miana Gry Roku.