feat - eyepet rec

EyePet – recenzja gry

Ocena: 7,0

Plusy:
+ wykorzystanie kamerki
+ rozpoznawanie rysunków
+ nauka śpiewu
+ słodka zabawa

Minusy:
- czemu nie ma więcej stworzonek do wyboru
- niewykorzystany potencjał
- miejscami kiepsko z pomocą dla gracza


Mamo, kup mi pieska i kotka, i króliczka, i rybki i… Taki obrazek jest na pewno znany sporej liczbie osób. Nawet jeśli sami nie macie dzieci, to widzieliście podobną scenkę w jakimś sklepie, czy choćby na filmie. Wszyscy znają też standardową wymówkę: Nie, bo nie będziesz się nim opiekował. W jednym trzeba przyznać tu rację. Kupno dziecku zwierzaka, który potem zostanie odsunięty w kąt, bo są fajniejsze zabawki jest kiepskim pomysłem.  Taki zwierzaczek po prostu cierpi. Na szczęście posiadacze Playstation 3 mogą wybrać inne rozwiązanie. Mogą kupić dziecku EyePet.

Nowoczesna technologia i Twoje dziecko…

EyePet to najnowsza gra wykorzystująca technologię znaną jako Augmented Reality. Chodzi o to, że bierze ona obraz z kamery podłączonej do konsoli i wkomponowuje weń wirtualne obiekty. W tym przypadku, przestrzenią rzeczywistą jest kawałek podłogi przed telewizorem, a obiektami sympatyczne zwierzątko i różne zabawki oraz gadżety dla niego.

Zabawa w EyePet jest niezwykle prosta. Na początku dostajemy jajko, którym musimy się odpowiednio zaopiekować. Podgrzać, zbadać, a następnie pobawić się z nim. Wszystko po to, aby wykluł się z niego elektroniczny zwierzaczek. Pomysł z jajkiem jest całkiem ciekawy. Jeśli do gry siada dziecko, jego więź z elektronicznym pupilem może stać się mocniejsza. Wszak pomagało mu przyjść na świat.

Kiedy zwierzaczek już się wykluje, zaczyna się właściwa zabawa. Ta właściwa zabawa to 15 „dni” wypełnionych zadaniami do wykonania, ale również beztroskie chwile spędzone na obcowaniu ze stworzonkiem. Oczywiście warto na początku zabrać się za wykonanie zadań, gdyż dzięki nim, dane nam będzie odblokować nowe możliwości i gadżety.

A trzeba Wam wiedzieć, że jest co odblokowywać. Począwszy od ubrań i możliwości stylizacji futerka naszej małpki (bo zwierzątko, którym się opiekujemy najbardziej przypomina właśnie małpkę), poprzez możliwość rysowania, hodowania kwiatków, czy nauki śpiewu. A jak tym wszystkim można się bawić?

Do naszej dyspozycji są trzy rzeczy. Kamera Playstation Eye, Magiczna Karta i nasze ręce. Rola kamery jest jasna. To dzięki niej na ekranie widać pole gry i to ona przenosi nasze ruchy w świat wirtualny. Mikrofon zamontowany w kamerze odpowiada natomiast za przesyłanie naszego głosu w trakcie nauki śpiewu.

Ręce gracza też nie potrzebują tłumaczenia. Playstation Eye przenosi nasz ruch do gry, możemy więc głaskać zwierzaczka, drapać go po brzuszku. Reaguje on też na gwałtowniejsze ruchy. Podskakuje próbując złapać palce gracza, albo „atakuje” dłoń klepiącą w dywan. Potrafi też przeskakiwać nad niesamowitą przeszkodą, jaką może być ramię, położone w poprzek jego placu zabaw.

A czym jest trzeci element, czyli Magiczna Karta? To proste, jest to specjalny znacznik, dzięki któremu możemy wprowadzać do gry różne przedmioty. To właśnie ta karta stanie się trampoliną, pudełkiem chrupek, czy prysznicem. PS Eye potrzebowała jakiegoś punktu odniesienia, dzięki któremu mogła animować te rzeczy. A i graczowi jest łatwiej, kiedy trzyma w dłoni coś rzeczywistego. Dużo łatwiej wówczas sterować wirtualnym przedmiotem na ekranie.

Co potrafi kamera?

Początkowo zadawałem sobie pytanie, czy EyePet będzie potrafiło coś więcej niż znane już z PS2 oddziaływanie dłońmi na wirtualny obiekt. Całe to głaskanie, drapanie, czy wabienie ruchami dłoni, choć fajne, to jednak jest szalenie wtórne. Okazało się jednak, że pojawia się mnóstwo ciekawych elementów, które wprowadzają pewną świeżość do „kamerkowej” zabawy.

Pierwsza rzecz, to rozpoznawanie obrazów. Kiedy narysujemy coś na kartce papieru i podsuniemy to do kamery, nasz zwierzaczek, będzie w stanie to sam narysować. Oczywiście należy pamiętać, o dwóch rzeczach. Po pierwsze o odpowiednim oświetleniu pola gry (to jest kwestia pojawiająca się przy każdej grze wymagającej PS Eye), oraz o dobrej widoczności rysunku. Obrazki naszkicowane jasnożółtą kredką świecową, prawdopodobnie nie zostaną rozpoznane, a jeśli już, to rezultat będzie mizerny. Tak samo przy sztucznym świetle, które jest źle skierowane gra stanie się problematyczna.  Zwierzaczek może nawet źle reagować na ruchy naszych rąk, czy nie reagować w ogóle.

Druga, to wspominana już nauka śpiewu. Gracz uczy stworzonko piosenki śpiewając do mikrofonu umieszczonego w kamerze, a ono po chwili odśpiewuje swoim wysokim piskliwym głosikiem. Jest to tak słodkie, że aż strach.

Co ciekawe, kiedy zaczynamy po prostu bawić się z naszym pupilem, daje się zauważyć pewna naturalność jego zachowań. Nie musimy wykonywać specyficznych ruchów, aby zwrócić jego uwagę. Wystarczy po prostu się poruszyć, a on zaraz się zainteresuje, podskoczy, podbiegnie i będzie badał. To naprawdę daje sporo zabawy.

Ojej…czy to pchła…?

Nie ma niestety gier bez wad (choć ostatnio Nite nie znalazł żadnej wady w Uncharted 2). EyePet też ma kilka niedociągnięć.

Po pierwsze kamera Playstation Eye nie jest jeszcze idealna. Nadal trzeba dbać o odpowiednie oświetlenie. Co gorsza, sztuczne światło nie działa tak dobrze, jak naturalne. Nawet pomimo tego, że w pokoju było bardzo jasno, gra niekiedy gubiła Magiczną Kartę, lub źle odczytywała ruchy dłonią.

Druga rzecz, to niezbyt dobrze opracowana warstwa pomocy. Niekiedy trafimy na zadania, w których dostaniemy ogólne polecenie, ale jak je wykonać nie wiadomo. Pozostanie nam machanie rękoma na oślep. Często nawet gdy uda się nam jakoś wykonać dane polecenie, to i tak nie wiemy, jak dokładnie się to stało.

Sprawa trzecia, to brak wsparcia sieciowego. Nie można wysłać na przykład zdjęć wykonanych w grze, do znajomych z listy, bezpośrednio z poziomu gry. Szkoda, bo pozostawia to pewien niedosyt.

Szkoda również, że nie ma możliwości wyboru stworzonka. Owszem, jest sympatyczne, milusie i w ogóle, ale na przykład moja córka zapytała, czy nie może wybrać pieska, albo kotka.

Przygarnij…EyePet’a…

Cóż można rzec na zakończenie… EyePet okazuje się być bardzo dobrą pozycją, jeśli chcemy pobawić się przed konsolą z dzieciakami. Jeśli dodać do tego śliczną kolorową grafikę, ogólną słodkość futrzaka i co bardzo istotne, pełną polską wersję językową, to dostajemy tytuł, który warto zainwestować, jeśli ma się dzieci.

A co jeśli dzieci nie mamy? Tu już o odpowiedź nieco ciężej. Z jednej strony EyePet niesamowicie odpręża, a z drugiej można powiedzieć, że zamiast grać, tylko leżymy przed konsolą i machamy rękoma. Po prostu zajrzyjcie w głąb siebie i zapytajcie dziecka, które w Was siedzi, czy chce pobawić się taką włochatą małpką. Polecam natomiast kupić, dla żony/narzeczonej/dziewczyny jeśli do tej pory jest przeciwniczką grania. Powinna dość szybko złapać konsolowego bakcyla.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze