recenzje- dying light ps4 techland -GGK

Dying Light (PS4) — recenzja gry



Nie będę ukrywał, że w ogóle nie czekałem na nowe dziecko Techlandu. Dead Island mnie nie przekonał, Call of Juarez: The Cartel zawiódł, więc sądziłem, że i tym razem ojcowie Chrome’a mnie nie urzekną. Kurczę, jak ja bardzo się myliłem. I to jest w tym wszystkim najlepsze. Zero oczekiwań, a taka wspaniała niespodzianka. Brawo.

Żywe trupy to gorący temat. Co chwila pojawiają się produkcje, które poruszają tematykę zombie. Czasami człowiek ma wrażenie, iż innych gier się po prostu nie robi, a na przestrzeni ostatnich 20 lat, tytułów z udziałem umarlaków było naprawdę sporo. Każdy próbuje na swój sposób sprzedać produkt, gdzie gnijące ciała należy siekać, strzelać do nich, podpalać, zrzucać z dachu i tak dalej. Osobiście, od dawna unikam tego typu projektów, bo z reguły bywa tak, że nie wnoszą one nic nowego. Dlatego też, najnowsze dzieło Techlandu nie było na moim celowniku. Nie oglądałem zwiastunów, screenów, praktycznie nic. Jedynie znałem grafiki reklamowe, które były wszędzie. Hype na Dying Light był ogromny, więc jeszcze bardziej oddalałem się od tej produkcji. Dostałem ją do recenzji i wszystko się zmieniło. Gra nie ustrzegła się kilku błędów, ale nie pamiętam, kiedy ostatnio poświęciłem ponad 40 godzin jednemu tytułowi. Odkąd mam PS4, nic mnie tak nie zaabsorbowało, jak najmłodsze dziecko twórców serii Dead Island i Call of Juarez. Takie sytuacje to ja rozumiem.

dying_light

W Dying Light gracz wciela się w niejakiego Kyle’a Crane’a, który pracuje dla firmy GRE. Wyrusza on do miasta Harran, aby odzyskać bardzo ważny plik, który zawiera istotne informacje o szczepionce dla zarażonych. Bohater szybko trafia do Wieży, miejsca, gdzie dowie się wszystkiego o sytuacji w rejonie. Szybko się okazuje, że co jakiś czas są zrzucane spore paczki z lekami i innymi, ważnymi dla ludzi przedmiotami. Niestety, zdobycie ich nie jest takie proste, bo wszędzie są zombie, a także Rais, który podporządkował sobie lokalnych zbirów i zastrasza wszystkich na różne sposoby. Dlatego też, w Wieży są osoby, które za sprawą swoich umiejętności parkour biegają po mieście, aby zdobyć prowiant, antyzynę i wszystko to, co może pomóc w przetrwaniu. W ich szeregi wkracza Crane i zaczyna się zabawa.

Nie będę ukrywał, że główny wątek fabularny nie powala na kolana. Brakuje w nim jakiś ciekawych postaci, które zapadłby w pamięci na dłuższy czas. Gdzieś w połowie gry historia nabiera tempa, ale i tak staje się nieco zbyt przewidywalna. Na szczęście, to jedyna wielka wada tej produkcji, gdyż masa zadań pobocznych mocno urozmaica całą zabawę, a rozgrywka daje tyle satysfakcji, że aż nie chce się wyłączać konsoli. Wystąpił u mnie syndrom „jeszcze jednego questa” i nie powiem, strasznie mnie to cieszy.

Dying Light_20150129022516

Gameplay w Dying Light to największy atut. Walka jest przyjemna, często wymagająca i świetnie przemyślana. Arsenał jest wręcz ogromny i możemy bić zombie praktycznie wszystkim. Choć nie da się na przykład walnąć kogoś całym krzesłem jak w Dead Rising. Każda broń posiada swoją wytrzymałość, więc po kilku atakach nie zadaje już tak dużo obrażeń i albo ją naprawimy, dzięki leżącym gdzieniegdzie komponentom, bądź wyrzucimy, bo mocno używana nie będzie za dużo warta u handlarzy. Wraz z naszymi postępami, nauczymy się wytwarzać specjalne „dodatki”, dzięki którym usprawnimy niemalże każdy oręż, jaki występuje w grze. Nie ma przeciwwskazań, aby do maczety domontować palnik i dzięki temu podczas ataków nasi oponenci zaczną się palić. Decydując się na moduł „Klucz Benjamina Franklina” sprawimy, iż broń nabierze właściwości elektrycznych. Pałka rażąca prądem to naprawdę mocna rzecz i używanie jej w walce daje sporą przewagę nad umarlakami, gdyż nie raz zostaną na chwilę obezwładnieni. Takie okazje trzeba wykorzystać na swoją korzyć. System craftingu jest dość mocno rozbudowany, ale na tyle przystępny, że nikomu nie powinien sprawić jakichkolwiek trudności. Zbieramy materiały, schematy, a potem wytwarzamy przeróżne rzeczy. Miło, szybko i przyjemnie. Warto wykonywać zadania poboczne i zaglądać w każdy kąt, bo nigdy nie wiadomo, gdzie akurat uda nam się znaleźć jakiś cenny dokument zawierający plany nowej broni.

crafting dying light ps4 -GGK

Masakrowanie zombie to nie jedyny sposób na spędzenie miłych chwil w mieście Harran. Przez dużą część czasu będziecie biegać, skakać, wspinać się i unikać pułapek. Element parkour nigdy nie był tak dobrze oddany w grze wideo. Jestem w stanie stwierdzić, iż opracowano go lepiej niż w produkcji DICE — Mirror’s Edge, dlatego, że wydaje się bardziej prawdziwy. Zapewne osoby uprawiające ten sport miałby tutaj więcej do powiedzenia, szczególnie w temacie samych technik, ale i tak wydaje mi się, że Techland mocno podniósł poprzeczkę. Nie chodzi jedynie o samo zjawisko, lecz o proces rozwoju. Na początku zabawy Crane może i zna podstawy, ale daleko mu do bycia mistrzem w dziedzinie biegania po dachach, czy głowach zgniłków. Każda nowa umiejętność, jaką odblokujemy sprawia, iż gameplay się zmienia. Bohater może więcej, co przekłada się na zupełnie inne doznania. Niby to następuje naturalnie, spokojnie i nie na siłę, ale szybko doceniamy każdą umiejętność, jakiej nauczy się Kyle. Całość przebiega tak, jakby postać naprawdę trenowała podczas przemierzania ulic Harran i wykonując przeróżne zadania oparte mocno na czynnościach fizycznych. Podzielenie systemu rozwoju naszego biegacza to kapitalny pomysł, gdzie wcześniej wspomniane levelowanie przekłada się także na walkę.

dying light fly zombie fly

Punkty doświadczenia uzyskujemy praktycznie za wszystko: skakanie, bieganie, zabijanie, wykonywanie zadań, zbieranie odpowiednich przedmiotów i tak dalej. Tutaj jest istna plejada „expa” a najlepsze we wszystkim jest to, iż odblokowywanie wszystkiego co się da, nie następuje zbyt szybko, tylko w odpowiednim tempie. Balans w Dying Light jest wręcz fenomenalny i dopiero pod koniec stanie się nieco mniej wyważony, ale deweloper już przyszedł z pomocą i dostarczył darmowe DLC z Hard Mode, jeżeli komuś zabraknie wrażeń. Nie można też nie wspomnieć o New Game+, które zostaje odblokowane po przejściu wątku głównego. Zabawa zaczyna się na nowo, ale statystyki pozostają bez zmian.

Bieganie po Harran jest nie tylko wspaniałe ze względu na możliwości naszego biegacza, ale także dlatego, iż wszystkie lokacje zostały wykonane wręcz zjawiskowo. Gra jest przepiękna, ma sporo konkretnych modeli broni, zombie, potworów i tak dalej. Na dodatek dzieło Techlandu trzyma stałą liczbę klatek, a pop-up tekstur to prawdziwa rzadkość. Samych loadingów też jest mało, co uważam za spory plus. Szkoda natomiast, iż masa NPC ma takie same twarze, a mimika twarzy to poziom wczesnych produkcji na PS3 / X360. Nie można mieć jednak wszystkiego. Mimo to, człowiek nie zwraca uwagi na takie detale, bo rozmowy nigdy nie są zbyt długie, a powrót do akcji sprawia, iż dalej robimy to, co daje nam dużo przyjemności. Dorzućmy do tego genialne OST ze wspaniałym motywem głównym, który ciągle chodzi po mej głowie. Dawno nie miałem tak wielkiej ochoty, aby przesłuchiwać kawałki z jakiejś gry wręcz nałogowo. Ja nawet nie czekałem na Dying Light. Może to i dobrze, bo całą produkcję poznałem dopiero wtedy, gdy zawitała na mym dysku.

karabin dying light ps4 -GGK

Jeżeli jestem już przy temacie HDD, to chciałbym was poinformować o jednej ukrytej instalacji. Okazuje się, iż przez pierwszy etap gry, kiedy mamy jakby wstęp, konsola walczy jeszcze z kilkoma plikami. Podchodząc pierwszy raz do windy w Wierzy pojawia się informacji, iż dany moduł jeszcze nie został zaimplementowany i mamy na ekranie pasek z procentami. Wtedy można sobie pozwiedzać dany fragment lokacji, co cały proces instalacji trwa jakieś 20 minut. Nie wiem, dlaczego nie dało się tego zrobić wcześniej, zanim w ogóle Dying Light pozwoli na rozpoczęcie gry. Niby mała niedogodność, ale można niektórych graczy niepotrzebnie zestresować. Na szczęście, potem nic takiego nie ma już miejsca i można w pełni zanurzyć się w świecie Zombie.

Recenzowany tytuł posiada także tryb Co-op, gdzie wraz ze znajomymi możemy wspólnie przemierzać ulice Harran i wykonywać różne zadania. Jeżeli nabyliście pierwsze wydania gry, to zapewne macie już dostęp do pierwszego DLC — Be The Zombie, w którym rozgrywka mocno przypomina tę z Evolve. Ktoś wciela się w potwora, a inni muszą go powstrzymać. Dobry ruch ze strony polskiego dewelopera, gdyż osobiście w ogóle nie mam potrzeby, aby nabyć tytuł wydawany przez 2K. Mam nadzieje, że takich smaczków będzie jeszcze więcej.

slowmotion dyinglight ps4 -GGK

Jeżeli lubicie zombie, albo chociaż sam parkour, to musicie zaopatrzyć się w Dying Light. Dla mnie to takie małe objawienie. Niby oklepana tematyka z elementami, które już gdzieś były, ale jako całość wypada tak dobrze, że nie mam w planach zmieniać gry przez długi czas. Konkretny produkt z najwyższej półki, który może być chlubą polskiego studia. Brawo Techland. Brawo.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Otwarty świat pełen niebezpieczeństw. Noc, którą ciężko przetrwać. Piękna oprawa wizualna. Ilość questów pobocznych. Świetnie zrealizowany system walki i parkour. Jedna z najlepszych gier o zombie. Wiele godzin zabawy.
Polski dubbing. Trochę za dużo identycznych NPC. Wątek główny mógłby być lepszy. Jedna ukryta instalacja na początku gry.

Komentarze