Ocena: 8,0
Plusy:
+ świat stworzony z metalu
+ znajdźki i misje poboczne, które nadrabiają trochę krótki czas rozgrywki
+ Jack Black, Ozzy Osbourne oraz Lemmy Kilmister
+ powiew świeżości w grach
Minusy:
- krótki czas rozgrywki
- ładowanie terenu i brak stałych 30 fpsów
- słabe replayability, (ale dla samego humoru można zagrać jeszcze raz)
Wyobraźcie sobie wszystkie zespoły Heavy Metalowe, jakie istniały i istnieją, do tego dodajcie pełno żelastwa mrocznych pomiotów i jako wisienkę na torcie połóżcie za*****ty humor Jacka Blacka. Tak dobrze myślicie właśnie wyobraziliście sobie świat Brutal Legend pełnego ciężkiej muzyki, demonów i pełnej monumentów Metalu gry.
Brütal Review.
Zacznijmy tak. Jeżeli nie jesteś wielkim fanem metalu lub przynajmniej nie lubisz takiej muzyki to naprawdę mało w tej grze będzie ci się podobać, bo gra jest stworzona z metalu a nie z kodu komputerowego. Natomiast, jeżeli Metallica, Black Sabath są dla ciebie znane jak alfabet, a z Ozzym Osbournem oraz Lemmym Kilmisterem jesteś na za pan brat to znajdziesz w tej grze to, o czym śniłeś po nocach swoich największych marzeniach.
Mr.Crowley.
Krótki zarys historyczny (znany ludziom, którzy zapoznali się z demem). Głównym bohaterem jest Eddie Riggs, który jest Roadie, ( czyli człowiekiem zajmującym się wszystkim za sceną) zespołu „Heavy Metalowego”. Podczas koncertu jeden członek zespołu wspina się na wielką konstrukcje zbudowaną przez Eddiego, (czyli nas) i spada. Ratujemy go, lecz giniemy, a nasza śmierć przyzywa wielkiego metalowego potwora zwanego Ormagedonem, który zabija wszystko na swojej drodze a nas przenosi do innego wymiaru. I tutaj zaczyna się zabawa. Budzimy się znajdujemy topór oraz gitarę i zaczynamy siekę na wielką skalę. A jest, kogo siekać. Na początku przyjdzie nam walczyć ze zwykłymi wysłańcami demonów, czyli wyznawcami i jak to powiedział Riggs „seksownymi laskami na swój dziwny pokręcony sposób”. W późniejszych etapach gry horda powiększy się i na dodatek dojdzie nowa frakcja, z którą przyjdzie nam się zmierzyć. Fabuła jest liniowa, ale to nie oznacza, że nie będzie przyjemności z grania w nią ponownie( wystarczy 8 h na przejście głównego wątku). A to wszystko dzięki Jackowi Blackowi, który użyczył swojego „wyglądu”, głosu oraz poczucia humoru głównemu bohaterowi. Sam świat nie jest duży, ale nie można marudzić, bo jest to aż 62 km kwadratowe wypełnione metalem, rockiem i wszystkim, z czym można te dwa gatunki muzyczne skojarzyć.
This is New Shit.
Spodziewałem się po Brutal Legend czegoś w rodzaju Hack’n Slasha w klimatycznym świecie z zarąbistym soundtrackiem w tle. Okazało się jednak, że jest to coś naprawdę innego, mianowicie mamy tu do czynienia z Hack’n Slashem, RTS’em, Wyścigami, „strzelanką” oraz grą muzyczną. Można by się doszukiwać więcej podobieństw do innych gatunków, ale te SA jedne z bardziej widocznych. Najwięcej mamy tutaj chadzano-nawalanki i RTS a reszta pojawia się sporadycznie w misjach pobocznych, które niestety są powtarzalne i to bardzo. Na samym początku gry doznamy jedynie pierwszego z wymienionych rodzajów z małym dodatkiem gry muzycznej ( dokładniej mówiąc, żeby rzucić czar trzeba zagrać solo na gitarze), lecz gdzieś równo od połowy gry wkrada nam się RTS i zaczyna być on głównym motywem przewodnim. Jako, że nad platformową częścią gry nie ma, co się rozpisywać, bo polega ona głównie na chodzeniu i wypełnianiu czyimś poleceń i mashowaniu najlepszego komba, tak RTSowa strona gry zasługuje na parę linijek tekstu. Opiszę tutaj pierwszą potyczkę z wrogiem przy pomocy systemu strategicznego. Na początku powstaje nam scena, która stanowi coś w rodzaju cytadeli lub kwatery głównej w innych strategiach. To właśnie z niej będą wychodzić nasze jednostki i to dzięki niej będziemy mieli do dyspozycji coraz to silniejsze czary. Lecz żeby cokolwiek wyprodukować potrzebne są nam surowce. Nie jest chyba zaskoczeniem to, że surowcem są tutaj fani, którzy przyszli obejrzeć nasz „koncert”. Więc stawiamy wierze na czymś w rodzaju kratery z wyłaniającym się zielonym gazem ( czerwony gaz oznacza wroga w pobliżu, a siwy, brak jakichkolwiek jednostek w pobliżu). Po tym jak już mamy parę jednostek przy sobie zaczynają nadciągać falę wrogów i naszym celem jest ich pokonać. Z każdą jednostką Eddie może wykonać atak specjalny np.: Wskakując na motor Kill Masterów Riggs może zablokować przeciwnika na jakiś czas. Standardowa potyczka od tej pierwszej różni się tym, że nie ma drugiej sceny, którą trzeba zniszczyć i brak drugiego „herosa”, który by nam przeszkadzał. Czas rozpisać się trochę o jednostkach, bo jest ich paręnaście. Podstawowymi jednostkami są Headbangerzy, są to karykaturalnie przedstawieni machacze głowami ( jak wskazuje nazwa) na koncertach. Komizm tych postaci polega na nad wyraz wyrośniętych mięśniach karku oraz czaszce twardej jak skała. Następne są (niestety nie pamiętam nazwy, musicie mi wybaczyć) laski ze spluwami i ostatnią są Kill Mastery na trójkołowcach leczących nasze jednostki. Następne jednostki są coraz ciekawsze i coraz dziwniejsze, ale, żeby zrozumieć tak naprawdę, dlaczego są tak przedstawione a nie inaczej trzeba zagrać całą kampanię. W grze mamy możliwość rozgrywki potyczek w sieci lub z komputerem. W skirmiszach mamy dostęp do 3 „ras”. Black Tears (Emo-Goci), Tainted Coil (zwolennicy Mansona oraz Growlowania) oraz IronHead, (czyli drużyna, Riggsa).
Oprawa audio-wideo.
O oprawię można powiedzieć wiele dobrego jak i złego, ale oczywiście mam tu na myśli oprawie video, ponieważ audio jest genialne i nie jedna gra z „wyższej” półki może pozazdrościć tej grze. Zacznijmy od „dźwięków”. Soundtrack jest genialny mamy ponad 100 licencjonowanych utworów, które sami możemy ustawić w play liście. Efekty są również genialnie nagrane bestie brzmią jak bestie a siekanie żelaznego karku tegoż potwora brzmi tak jak walenie siekierą o kowadło, czyli bardzo dobrze. Voice ackting jest tu również genialny. Na szczególną uwagę można zwrócić na postacie Eddiego Riggsa ( Jack Black), Kill Mastera ( Lemmy Kilmister). Te dwie postacie po prostu mnie zauroczyły. Pierwsza to oczywiście dobrze znany chyba każdemu fanowi rocka leader zespołu Tenacious D oraz Aktor. Jego poczucie humoru i sam głos daje tej grze po prostu 2 gwiazdki w notowaniu już na starcie. Jeżeli chodzi o Lemmiego to jeszcze takiego mamrotania i takiej niechęci to grania nigdy nie słyszałem. Ale na szczęście to nie psuję nam przyjemności z gry, wręcz przeciwnie polepsza ją. Teraz mogę zająć się oprawą wideo. Sama gra nie ma powalającej grafiki, nie dostajemy stałych 30 fps oraz są częste ładowania terenu. Ale, tak na szczęście jest, ale, dostajemy ponad 60 km kwadratowych terenu niepodzielonego na obszary bez loadingu. Grafa jak mówiłem nie zaskakuje, ale tez nie jest ohydna dostajemy porządnie wykonany świat z 100% zawartością metalu wewnątrz w formie monumentów, posągów, bestii, a nawet drzewek i krzaków. Oczywiście ludziom, którzy głównie skupiają się na grafice może się to nie spodobać, ale większość, która sięgnie po tytuł powinna być na to przygotowana.
Wady.
Mogę wypisywać wiele pomniejszych błędów, jakie w grze występują, ale naprawdę nie ma, po co bo gra jest miodna i człowiek nie skupia się zbytnio na tych malutkich niedociągnięciach. Niestety gra posiada dwa duże ROBALE. Pierwszym z nich jest czas rozgrywki. 8 godzin samej kampanii, a maksymalnie 18 h by zrobić 100% to naprawdę mało jak na takie możliwości gry. No i kolejną i chyba ostatnią poważną „usterką” w grze to spadek animacji i częste ładowanie terenu. Ale nie można mieć wszystkiego.
Podsumowanie.
Jak mówiłem Brutal Legend jest głównie skierowana do fanów rocka i metalu, bo jest to wielka Epopeja Metalowa przedstawiona w trochę komiczny, ale zawiły sposób. Tym, którym takie klimaty muzyczne nie podchodzą również polecam tę grę ze względu na humor i ciekawość rozgrywki i fabuły. Podsumowując jest to ciekawy tytuł z wielkim potencjałem, który niestety nie został do końca wykorzystany. Fani Jacka Blacka i metalu mogą do końcowej oceny dodać spokojnie 1,5 punktu.